Święta
Bożego Narodzenia, wcześniej rekolekcje, Sakrament Pokuty…. nasz osobisty duchowy remanent….
Był też spotkanie przy wigilijnym stole wśród naszych
Bliskich, przy którym niekiedy bywa trudno…
Wcześniej już jednak… Anetka i Sławek
poruszyli problem, dla mnie przynajmniej niezwykle ważny,
Zachęcał
on do dzielenia się i rozmów o tym, jak
żyjemy wiarą :):):), a dokładniej jak troszczymy się, by inni też mogli poznać
Pana Boga… :)
Dzielę
się moimi przemyśleniami i działaniem :) czyli jak próbuję sobie radzić :),
aby żyć zgodnie z wiarą… także w
trudnych relacjach z innymi…
Tak
jak Pan Jezus powołał uczniów, aby przygotować ich do posługi apostolskiej w Kościele,
tak każdy z nas jest powołany mocą Chrztu Świętego, aby rozwijać własną wiarę i
dzielić się nią z innymi… aby żyć zgodnie z Ewangelią :)
…a
tu taki świat, w którym wszystko sprzyja koncentracji na tym co materialne i
doczesne… świat, który za wielkie
pieniądze kupuje serca ludzkie i przykuwa je do siebie… a cenę płaci najpierw konkretny pojedynczy człowiek, a następnie całe społeczności … aby człowiek
zapomniał, że życie w świecie to nie jest całe życie, świat wynajduje coraz to nowe sposoby,
łudząc ideologiami , wolnością zniewoleń
i obietnicami raju na ziemi… a Pan Jezus powiedział, że Królestwo Boże nie jest
z tego świata… więc świat robi wszystko, aby człowiek zapomniał o słowach Boga…
…bardzo
to trudne, ale jeśli spojrzymy na czas życia Pana Jezusa to z łatwością
dostrzeżemy, że było podobnie… mała garstka uczniów i to też nie zawsze
wiernych, oraz zagubione tłumy szukające
bardziej pożywienia dla ciała, aby nie czuć głodu… więc dzisiaj nie ulegajmy łatwemu zgorszeniu
niejednokrotnie wywoływanemu sztucznie…
A
Jezus, jako żebrak miłości wciąż przychodzi :) i pyta; czy miłujesz mnie, czy mnie kochasz? …
Czyż możemy więc narzekać na „ten” świat, który będąc w ludzkich rękach zmienia
się o tyle, o ile zmieniają się okoliczności historyczne, oraz ludzkie pomysły na życie… bo przecież
ludzkie problemy, pytania o sens życia :) wciąż są takie same :):):)… ale i Bóg jest
niezmiennie Miłością…
Takie
są moje argumenty, w trudnych sytuacjach
oszczędzam szczegóły, bo ćwiczę się w
nienarzekaniu :) … by chronić radość
przed rozlewającym się narzekactwem… zapewne wiele ludzi / ja też :) /nie
otrzymało od własnych rodziców zachęty
do budowania swoich relacji z
Panem Bogiem, a cóż dopiero mówić o przekazaniu wiary swoim dzieciom… I tu
zaczyna się prawda o codzienności w wierze… czy żyjemy tak jak Pan Jezus nauczał… Życie pokazuje jak może przebiegać linia podziału, o której Pan Jezus
uprzedził… tak dawno :) chociażby tymi słowami
:
Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże
bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję
udręki, aż się to stanie.
Czy myślicie, że
przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam.