Dzisiejsza
perykopa ewangeliczna w szczególny sposób wskazuje na eklezjalny wymiar
zbawczego działania Boga. Po chrzcie w Jordanie, namaszczony Duchem Świętym,
Jezus zaczyna głosić wypełnienie się Bożych obietnic i nastanie Królestwa
Bożego.
Znaki, które przy tym czyni stanowią potwierdzenie, że nie jest On
kolejnym samozwańczym mesjaszem, lecz zapowiadanym przez Izajasza Sługą Jahwe. Zbawienie
ofiarowane przez Jezusa każdemu, kto w Niego uwierzy, nie nastąpiło bowiem na
skutek krwawego powstania, lecz dzięki Jego ofierze paschalnej, kiedy to – jak
uczy nas św. Paweł – nas, „umarłych na skutek występków i
"nieobrzezania" waszego [grzesznego] ciała, razem z Nim przywrócił do
życia. Darował nam wszystkie występki, skreślił zapis dłużny obciążający nas
nakazami. To właśnie, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi,
przygwoździwszy do krzyża” (Kol 2, 13-14).
Pełne mocy nauczanie Jezusa spotkało się od pierwszych chwil z entuzjastyczną odpowiedzią tłumu, który „cisnął się do Niego aby słuchać słowa Bożego a On stał nad jeziorem Genezaret ” (Łk 5, 1). Wówczas okazało się, że Jezus sam sobie nie poradzi i potrzebuje pomocy: „zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy” (Łk 5, 2-3).
Jezus, który ze swoją Dobrą Nowiną wchodzi w naszą codzienność, nie traktuje nas nigdy jako biernych odbiorców łaski Bożej, lecz prosi, abyśmy przemienili to, czym jesteśmy i co posiadamy w użyteczne narzędzia zbawienia naszego i naszych braci. Aby tak się stało musimy otworzyć się na słowo Pana, zawierzyć Mu i pozwolić, aby „usiadł” w naszym życiu i nadał mu nowy sens. W przypadku Szymona były to jego umiejętności rybackie i łódź, którą Pan mógł się posłużyć, aby wygodniej i skuteczniej nauczać tłumy. Warto się zastanowić, co w naszym życiu odpowiada łodzi Szymona: zdolności, nabyte umiejętności, pozycja społeczna… Co ja mogę dać Jezusowi do dyspozycji, aby posłużył się mną w swojej zbawczej misji, którą kontynuuje w Kościele świętym?
Dzisiejsza
parabola uczy nas również, że Jezus jest Panem wymagającym. Gdy już kogoś
wybierze, to prowadzi go do doskonałego wypełnienia swojej woli, podobnie jak
On doskonale wypełnił wolę Ojca, który „własnego Syna nie oszczędził, ale Go
za nas wszystkich wydał” (Rz 8, 32). Być uczniem Jezusa to znaczy pozwolić
Mu przeobrazić siebie na Jego podobieństwo, dać się wydać na chwałę Boga i
pożytek innych.
Korzystając
z uprzejmości właściciela łodzi, który na Jego prośbę „nieco odbił od
brzegu”, Jezus, „Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na
głębię i zarzućcie sieci na połów!»” (Łk 5, 4). To musiała być dla
rybaka – profesjonalisty nie lada próba. Nie dość, że Nauczyciel przeszkodził
mu w płukaniu sieci, to teraz uczy go jak łowić ryby, wydając przy tym
polecenie, które dla każdego rybaka jest po prostu niedorzeczne: skoro całą noc
nie udało im się niczego złowić, to jakim cudem miałoby się to udać w dzień?!
Mimo to, Szymon, ryzykując swoim autorytetem, postawił wolę Jezusa ponad swoją:
„Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę
sieci” (Łk 5, 5). Posłuszny woli Zbawiciela, Szymon wypłynął na głębię
dosłownie i w przenośni, w nadziei, że Mistrz wie, co robi. Słowo Jezusa stało
się dla niego ważniejsze, niż Jego dotychczasowe doświadczenie życiowe i
zadziałało niczym katalizator jego decyzji będącej „głupstwem” w oczach
innych rybaków.
Myślę, że
Jezus właśnie wówczas mógł zobaczyć w Szymonie coś, co sprawiło, że nie tylko
uczynił go rybakiem ludzi, ale ustanowił skałą, na której zbudował swój
Kościół. Wprawdzie Piotra czekał jeszcze długi, czasami dramatyczny proces
upodobniania się do Jezusa, który w Ogrójcu, wobec zbliżającej się straszliwej
męki duchowej i fizycznej, ponad swoją wolę postawił wolę Ojca, a Jego ostatnim
słowem było potwierdzenie swojego całkowitego i bezwarunkowego posłuszeństwa: „Wykonało
się” (J 19, 30), lecz już wówczas Zbawiciel dostrzegł w nim ucznia, który –
gdy nadejdzie jego „godzina” – nie ulęknie się swego krzyża, lecz czując się
niegodnym, by umierać jak Mistrz, poprosi, aby ukrzyżowano go głową w dół.
W tym
kontekście cud obfitego połowu, który nastąpił, gdy Szymon zaparł się samego
siebie, przez co, w pewnym sensie, „umarł” dla samego siebie i okazał
posłuszeństwo woli Bożej, można interpretować jako zapowiedź obfitego wylania
przez Ducha Świętego łaski na rodzący się Kościół. Jezus, nawiązując do swojej
zbawczej śmierci, powiedział do swoich uczniów: „Zaprawdę, zaprawdę,
powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie
tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje
życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na
życie wieczne” (J 12, 24-25). Jednak nie tylko śmierć fizyczna, lecz każde
nasze „umieranie” rozumiane jako wyrzeczenie się wszystkiego, co nas oddziela
od Jezusa i przyjmowanie z pokorą i w posłuszeństwie woli Bożej wszystkiego, co
nas do Niego upodabnia, choćby wiązało się to z cierpieniem, przynosi owoc na
życie wieczne, którego obfitość poznamy w pełni w Dniu Ostatecznym.
Potwierdzeniem
paschalnego charakteru dzisiejszej perykopy może być fakt, że św. Jan opowiada
o innym, cudownym połowie ryb w ostatnim rozdziale swojej Ewangelii. Również
wówczas Apostołowie, pod przewodnictwem Piotra udali się na nocny połów, z
którego wrócili z niczym. Na polecenie Jezusa Zmartwychwstałego, którego
wówczas nie rozpoznali, zarzucili sieci i zebrali takie mnóstwo ryb, że nie
moli ich wyciągnąć. Wówczas „Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego
Jezus miłował: «To jest Pan!» Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział
na siebie wierzchnią szatę - był bowiem prawie nagi - i rzucił się w morze”
(J 21, 7). Podobny cud, który sprawił, że Piotr rozpoznał w Jezusie Pana
Świętego („Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny” (Łk 5,
8)), teraz pozwolił mu rozpoznać w Nim Pana Zmartwychwstałego.
O ścisłej
relacji między byciem uczniem Chrystusa a uczestnictwie w Jego paschalnej
ofierze uczy nas Kościół w swoim Katechizmie:
„Krzyż
jest jedyną ofiarą Chrystusa, "jednego pośrednika między Bogiem a
ludźmi" (1 Tm 2, 5). Ponieważ jednak On w swojej wcielonej Boskiej Osobie
"zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem", "ofiarowuje
wszystkim ludziom w sposób, który zna tylko Bóg, możliwość dojścia do
uczestniczenia w Misterium Paschalnym". Jezus powołuje swoich uczniów do
"wzięcia swojego krzyża i naśladowania Go", ponieważ cierpiał za
wszystkich i zostawił nam wzór, abyśmy "szli za Nim Jego śladami" (1
P 2, 21). Chce On włączyć do swojej ofiary odkupieńczej tych, którzy pierwsi z
niej korzystają. Spełnia się to w najwyższym stopniu w osobie Jego Matki,
złączonej ściślej niż wszyscy inni z tajemnicą Jego odkupieńczego cierpienia”
(KKK 618).
Nie można
autentycznie odpowiedzieć na wezwanie Chrystusa do pójścia za Nim, nie znając
celu Jego wędrówki, którą była Golgota. W dzisiejszej perykopie ewangelicznej
symbolizuje ją głębia, która z jednej strony jest czymś niebezpiecznym, z
drugiej zaś to właśnie ona jest miejscem objawienia się mocy Bożej, którą
symbolizuje obfitość złowionych ryb.
Nie można
również radować się w pełni blaskiem bijącym z triumfu Jezusa nad grzechem i
śmiercią, nie doświadczywszy wcześniej męki krzyża i ciemności grobu, w którym
złożono Jego umęczone Ciało. Dziś natomiast coraz częściej serwuje się nam
„politycznie poprawną” wersję Dobrej Nowiny, w której próżno szukać śladu
wezwania, by brać swój krzyż i naśladować Chrystusa, czyniąc pokutę za grzechy
własne i bliźnich, ponieważ temat cierpienia zastępczego, pojmowanego jako
uczestnictwo w krzyżu Zbawiciela, staje się dla pogrążonego w hedonizmie świecie
tematem niewygodnym.
Tymczasem
najwyższą formą naśladowania Chrystusa, do której zostaliśmy wszyscy powołani,
jest wypełnianie Jego przykazania miłości, o której Pan mówi: „To jest moje
przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt
nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za
przyjaciół swoich” (J 15, 12-13). „Oddawanie swojego życia” jest w zasięgu
każdego z nas i polega właśnie na uczestniczeniu w krzyżu Chrystusa, przez
nieustanne ofiarowanie Bogu, za pośrednictwem Najświętszej Maryi Panny, w duchu
autentycznej pokory i zawierzenia, naszych cierpień w intencji nawrócenia
grzeszników i uwolnienia dusz z czyśćca. To niepojęte, jak wiele łask nie jest
przez Pana udzielonych potrzebującym tylko dlatego, że nie doceniamy wartości,
jaką mają w oczach Bożych nasze najmniejsze nawet ofiary. Ogromna jest również
wobec nas wdzięczność tych dusz, które dzięki naszej pomocy mogą szybciej
osiągnąć chwałę nieba.
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.