Często mam takie stany, kiedy brak mi entuzjazmu i chęci do działania, modlitwa też jest wtedy jakby… na siłę. Zawsze znajdzie się dziedzina życia w której są jakieś niedociągnięcia, braki... problemy materialne, czy choroba też mają na to wpływ. Miewam takie huśtawki samopoczucia, nastroju i wtedy żadne wmawianie sobie, że jest ok nie działa…
Życie nie przebiega w ciągłej euforii, ma
swoje etapy. Sztuką jest prosić wtedy o wsparcie i zaprzestanie wywoływania w
sobie poczucia - wierzący zawsze uśmiechnięty, czy powielania schematu, że tak
musi być bo tak wypada. Właśnie takie słabe dni pobudzają nas często do zmian,
do poszukiwania środka zaradczego. Jeżeli zanurzamy to w pełnym miłości Sercu
Jezusa, możemy być pewni, że pokaże właściwe wyjście.
Ja pozwalam sobie na takie trudne dni...
Ja pozwalam sobie na takie trudne dni...