Jak tylko sięgnę pamięcią, to powiedzenie „a dobrze ci tak” pierwsze się pojawia i zasmuca w swojej mściwości i zapalczywości.
Babcia, jak
tak powiedziała, to zaraz dodawała : nie śmiej dziadku z czyjegoś upadku, bo
dziadek się śmiał i to samo miał „
Ale w życiu
bywa tak, że czyjeś upadki sprawiają nam radość, niestety w mojej rodzinie tak
było, ze strony matki. Wciąż słyszałam jako dziecko, osądzanie sąsiadów: a to
kułaki, a to partyjniacy, na wszystko ich stać, ale też klasyczne obmowy sąsiadów,
pikantne szczegóły z ich życia, także wedle powiedzenia” wiedzą sąsiedzi, jak
kto siedzi „. Częstym tematem były spory rodzinne, działy , spadki, i tu
dopiero zaczynały grać emocje.
W rodzinie
było troje dzieci i nawet w dorosłości trwała rywalizacja między rodzeństwem o
względy rodziców, nie tyle o względy duchowe i gorącość serca, ale kto więcej dostanie, ile komu przypadnie i
dlaczego tamten dostał więcej.
Niby byli zgrani, obowiązkowe wizyty na imieniny, a
jednak miłości braterskiej i siostrzanej i z lupą byś nie zobaczył.
My
dzieciaki, latem umorusane, ganiające całymi dniami niewiele sobie robiliśmy z
tych pogadywań starszych. Ważne było, aby się nie wydało kto np. uczył kury
latać ze szczytu stodoły….
Ale im byliśmy starsi, tym bardziej jakoś i nas
dotykała ta cicha rywalizacja naszych rodziców ( w moim przypadku - matki ).
Zaczęły się dogadywania, małe złośliwości, prześmiechy…. już nie było tak miło,
jak w sielskim dzieciństwie. Jakie studia, jakie uniwersytety… i takie tam…
Częstym tematem
od dzieciństwa było także wytykanie błędów zmarłych, o gdyby zrobił to czy
tamto ta dopiero byłoby….. albo nie chcę go znać bo mi nic nie zapisał… I właśnie
to ciągłe osądzanie tych, którzy odeszli, podkreślanie ich życiowych błędów,
fatalnych decyzji, których skutki cały czas działały, powodowało w nas młodych
moralną deprawację. Nie szanowano pamięci zmarłych. A też często ci krytykanci popełniali te same
błędy co ci którzy odeszli.
Nigdy nie
widziałam babki ( ze strony matki ) w Kościele, była tylko na mojej Pierwszej
Komunii, ale czy była w Kościele nie pamiętam. Nigdy jej widziałam ani z
różańcem w ręku ani klęczącej na modlitwie. Z dziadkiem było podobnie. Nie było
tradycji modlitwy w rodzinie mojej matki.
Moją
edukacją religijną zajęła się druga babcia - matka mego ojca, ukochana babunia
Helena. To była chodząca łagodność, serdeczność, słodycz. Nigdy od babci nie
usłyszałam niechętnych słów, chociaż byłam psotna, raz tylko dostałam po łapach
bo pocięłam babci chusteczkę na głowę - bawiłam się w krawcową….
To babunia
Helena wpoiła we mnie codzienność modlitwy, to ona nauczyła wszystkiego o
Czyśćcu, to ona podkreślała jak bardzo dużo jest tam dusz potrzebujących naszej
modlitwy. I za duszę w Czyśćcu cierpiące modlę się przez całe swoje życie.
Babcia dobrze rozumiała też tych którzy nie potrafili się modlić za swoich
zmarłych, bo za życia zaznali od nich wiele zła. Tłumaczyła, mówiła o
przebaczeniu i o karach jakie nas czekają jeśli nie będziemy przebaczać.
I właśnie w takich sytuacjach słyszała często – a
dobrze mu tak- był zły za życia – to teraz niech cierpi. Często podłoże takich
zachowań było czysto materialne – nie dostał spadku, albo dostał o wiele mniej
a ktoś więcej… podłoże typowo doczesne.
Aż chciałoby się napisać ŻYJ TAK, ABY CHCIELI SIĘ MODLIĆ ZA CIEBIE GDY ODEJDZIESZ.
W tej
rodzinie do tej pory trwają swary, sądzą się , zaskarżają postanowienia tych co
już odeszli, stali się dla siebie krwiożerczymi wilkami. Całkowicie zanikła
więź bratersko-siostrzana.
Byłam 2 lata
temu z wizytą u jednego z kuzynów, dom dostatni we wszelakie dobra, dzieci
dorosłe pokształcone, ale samotne, borykające się z depresją, używkami, patrząc
na nich widziałam ich szklane twarze, twarze w których nie ma żadnego powiewu
duchowości, żadnej radości, nie ma w nich życia.
I nic się
nie zmieniło, w dalszym ciągu pretensje do rodziców, że źle potraktowali dzieci,
że nie zrobiono zapisów, testamentów – teraz się sądzą…. najbliżsi sobie
poprzez więzy krwi spotykają się w sądach, oczerniają się nawzajem, coraz
bardziej stają się napełnieni nienawiścią. Oczywiście nie ma mowy o modlitwie
za zmarłych… ba nie mowy o Mszach św. w ich intencjach, za to mnóstwo, jest
mnóstwo złości, niezrozumienia i agresji.
To nie jest
odosobniony przypadek, bo jesteśmy naszpikowani pretensjami i roszczeniami
wobec tych co odeszli jak świnia sadłem….
Niedawno
spotkałam znajomą, kiedyś rozmawiałyśmy o Bogu , stwierdziła że jest nie
wierząca, nie dyskutowałam, bo nie było sensu.
Płakała… ja nie bardzo potrafię pocieszać, ale
zapytałam w czym mogę jej pomóc i okazało się, że łzy są wynikiem bezsilności,
rozgoryczenia i ogromnego żalu. Żalu do nieżyjącego już kilka lat ojca. Który
obiecywał zrobić jedynaczce legat z mieszkania, przyrzekał to jej wobec swojej
drugiej żony i…. zmarł , nie uczynił tego na piśmie, prawnie. Teraz obie panie
siedzą w sądach, nie chcą i nie potrafią się dogadać. Narasta żal,
rozgoryczenie i ogromna złość.
I ta moja
znajoma powiedziała coś co mnie zastanowiło, że ona nie potrafi modlić za duszę
swojego ojca, że przez te sprawy z macochą odeszła od Boga, bo co to za Bóg
który zezwala na taką jawną krzywdę …..
I jak
dotrzeć do takiej osoby? Jak jej przekazać, że Miłosierdzie Pana jest bez
granic? Jak powiedzieć żeby przebaczyła macosze?
Nasza
odpowiedzialność za własne życie często szwankuje, odkładamy wiele rzeczy na
później, na wieczne „zaraz”…. Wierzymy, że zawsze zdążymy…
Tej pani powiedziałam że jej tata pragnie jej
modlitwy, że być może cierpi – usłyszałam „dobrze mu tak „
Panie Jezu –
Twoje Miłosierdzie nie ma granic – tych dwoje Ci polecam i każdą rodzinę, która
żyje przeszłością. Amen
14 grudnia 2016
EKS
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.