Radość przemiany, nawrócenia, czy ból
wspomnienia przeszłości?
Jak ułożyć sobie
życie, aby to co pochodzi od Ducha, czyli: miłość, radość, pokój, cierpliwość,
uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność,
opanowanie, dominowały w nim, a nie
wspomnienie o tym co zostawiliśmy za sobą?
Nim polecimy na końcu wpisu, pewne materiały, które może pomogą potrzebującym, trochę własnych spostrzeżeń i myśli.
Bywa, że słyszymy od Osób, które często chodziły
do kościoła, przystępowały do Sakramentów, że w jakimś okresie swojego życia, w jakichś
okolicznościach przeżyły nawrócenie.
Takie, raczej nawrócenie
duchowe. Można to chyba zrozumieć, jako większe, prawdziwsze umiłowanie Boga i
oparcie na Nim swojego życia naprawdę.
Tu wspominając przeszłość, można chyba mówić
głównie o tym, że za mało miłowaliśmy.
Wspomnienie przeszłości
nie jest chyba tak bardzo ciężkie.
Ale bywa, że wracamy
z niebytu duchowego, któremu towarzyszyło….. No właśnie…. Mogą być tu przeróżne
bolesne sprawy.
Czasami mamy już
dość tych spraw, bo sytuacja w życiu się zmieniła, środowisko się zmieniło,
dorośliśmy, spotkaliśmy człowieka, który stał się bodźcem do powzięcia decyzji
o przemianie życia….
Może temu towarzyszyć
przemiana duchowa, przybliżenie się do Boga.
Bywa jednak i tak,
że nasze nawrócenie, bierze się niemal niewiadomo skąd.
W jakimś momencie zapala się iskra, przeżywamy, jakby
dotknięcie Pana Boga, który wyciąga rękę i mówi, a może nawet na razie nie
mówi, tylko patrzy, a my patrzymy na Niego i widzimy tę wyciągniętą
zapraszającą rękę.
Można ten moment przeoczyć,
albo nie odpowiedzieć na ten gest i wrócić do swojego świata w którym Pan Bóg
konieczny nie jest, a czasem nawet lepiej, żeby go nie było.
Ale jeśli odpowiemy
na ten gest, to wtedy się zaczyna nasza przemiana. I to czasem, jak wielka.
Kolejność jest tu
odwrotna niż poprzednio. Nie poprawiamy
swojego życia i dochodzimy też do poprawy
stanu swojego ducha, ale właśnie ze względu na duchowe dotknięcie Pana Boga,
zaczynamy zmieniać swoje życie.
Może to trwać
dłużej, lub krócej, ale jeśli idziemy ku tej wyciągniętej ręce, a potem dajemy
się prowadzić Bogu, to owoce mogą być piękne.
Nie teoretyzuję tu, tylko
wiem, bo obserwuję.
Ale tu właśnie
może pojawić się ten problem, że wspomnienie tego co było w naszym życiu
wywołuje nasz wewnętrzny ból. Ból z
miłości do Boga.