Ktoś
powiedział, że krzyż = miłość nieprzyjaciół = przebaczenie. Jezu jak mam
wybaczyć, to oni są winni, zmarnowali mi życie. Żyję w poczuciu winy, we
wszystkich możliwych jego odmianach. Wszyscy odetchnęliby, gdyby mnie nie było,
a wciąż mam w sobie wolę życia i pragnienie poczucia przynależności, miłości,
pragnienie zwykłego ludzkiego uśmiechu na mój widok…
Kiedyś dowiedział się, że bardzo nie w porę
miał się pojawić na świecie… i poczuł, że powinien być wdzięczny matce, że nie
pozbyła się go tak, jak jednego z jego rodzeństwa. Wdzięczny, ale za
co? Przecież cały był utkany z niechęci najbliższych. I przyszła absurdalna
odpowiedź, że nie był chcianym,
upragnionym dzieckiem, bo nie umiał stać się szybko dorosłym, ale czy w
ogóle można tak stać się ? Jak jest możliwe, aby bez koniecznej nauki, umieć co
trzeba, wiedzieć jak żyć i jeszcze zaspokoić cudze pragnienia. Doskonałe,
gotowe dziecko, którego kształtowanie nie jest konieczne, a czas przynależny
dziecku można owocnie wykorzystać, chociażby na robienie kariery… w pewnym
sensie stał się więc krzyżem dla swoich
rodziców…
A miłość, która nigdy nie
ustaje, cierpliwa jest i łaskawa, nie szuka swego, nie
unosi się gniewem, nie pamięta złego… a jeśli miłości mieć nie będę, to będę
brzęczał jak miedź, będę brzmiał jak cymbał, jeśli będę bez miłości, to będę
niczym, nic nie zyskam, bo nie dowiem się, że to Miłość jest większa od
wszystkiego ( por. 1 Kor 1-13)… Jezu, ale przecież tak właśnie jest…
Jezu proszę, daj mi miłość, bo nie jest możliwy krzyż bez miłości tak, jak miłość bez krzyża nie istnieje… Świadomość, że się nie jest chcianym w jakimś towarzystwie, ukierunkowuje na zmianę towarzystwa. Jednak w przypadku rodziny, w której człowiek ma nauczyć się przeżywania i budowania relacji międzyludzkich, powstaje błędne koło, bo ani żyć się nie da, ani odejść, bo odejście z niewyleczoną raną pogłębia ją, zostawiając na resztę życia, rozciągając na nowych, nic nie winnych ludzi.
To do
mnie Jezu powiedziałeś: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za waszych
prześladowców, abyście byli synami waszego Ojca, który jest w niebie. On
sprawia, że słońce wschodzi dla złych i dobrych i zsyła deszcz dla
sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tylko tych, którzy
was miłują, jakiej zapłaty możecie się spodziewać? Czy i celnicy tego nie
czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swoich bliskich, to cóż szczególnego
czynicie? Czy i poganie tak nie postępują? Bądźcie więc tak doskonali, jak
doskonały jest wasz Ojciec Niebieski ( por. Mt 5, 44-48).
…bo
kto miłuje tylko przyjaciół swoich… nie wie na czym miłość polega… a więc gdyby nie krzyż to co?
Któregoś dnia przypomniał sobie gdzieś usłyszaną historyjkę o tym, jak to ludzie wędrowali przez życie niosąc swoje krzyże. Jeden z wędrujących zaczął prosić Pana Boga, by mu skrócił krzyż, bo jest zbyt ciężki do niesienia. Pan Bóg zgodził się i krzyż skrócił. Lżej się niosło wędrującemu, ale po czasie znowu poprosił Pana o skrócenie, bo krzyż wydał się zbyt ciężki. Historia powtórzyła się jeszcze kilka razy. W końcu wędrowcy stanęli nad przepaścią. Ci, którzy mieli swoje krzyże nieskracane, niczym po kładkach przedostali się na drugą stronę przepaści, ale nasz bohater pozostał w tym samym miejscu, bo jego zbyt małego krzyża nie można było wykorzystać w dalszej drodze przez życie …
I
postanowił... nie znać niczego innego, jak tylko Jezusa Chrystusa, i to
ukrzyżowanego (1 Kor 2,2).....
Elżbieta
Kiedyś myślałam,ze nie jest możliwe , aby modlić się za tych którzy cię krzywdzą, nawet nie zastanawiałam się nad modlitwą za nich, raczej myślałam o zemście.
OdpowiedzUsuńDziś jest inaczej , zapomniałam już o tym uczuciu, choć nadal bywam krzywdzona, dziś ,,wszystko mogę w Tym Który mnie umacnia", dziś modlę się także za nieprzyjaciół i proszę Pana o błogosławieństwo dla nich.
Ula