W trzecią niedzielę Wielkiego Postu, podczas Liturgii Słowa wsłuchujemy się w opowieść o niezwykłym spotkaniu Pana Jezusa z Samarytanką przy studni Jakuba. Podobnie jak w przypadku Ewangelii św. Mateusza, którą rozważaliśmy w poprzednie niedziele świętego czasu oczekiwania na Triduum Paschalne naszego Pana, również celem dzisiejszej perykopy, autorstwa św. Jana, jest wskazanie na Jezusa jako prawdziwego Mesjasza i „Zbawiciela świata”. Wyznanie to nie jest tutaj owocem refleksji teologicznej, lecz doświadczenia zbawczego działania Ducha Świętego w życiu każdego człowieka, które – z perspektywy naszego ostatecznego powołania – jest dużo bardziej potrzebne, niż woda dla życia doczesnego. Uświęcające działanie Trzeciej Osoby Bożej dokonuje się dzięki spotkaniu z Jezusem, którego inicjatorem jest sam Bóg.
„Przybył
więc do miasteczka samarytańskiego, zwanego Sychar, w pobliżu pola, które
[niegdyś] dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus
zmęczony drogą siedział sobie przy studni. Było to około szóstej godziny”
(J 4, 5-6).
Scena, która
rozpoczyna dzisiejszą perykopę jest bardzo wymowna. Jezus usuwa się z Judei na
wieść, że Jego publiczna działalność, szczególnie chrzest, jakiego udzielają
Jego uczniowie, zwrócił uwagę faryzeuszów. Warto pamiętać, że w Czwartej
Ewangelii Żydzi, którzy byli naturalnymi spadkobiercami obietnic mesjańskich,
konsekwentnie odrzucają Dobrą Nowinę Jezusa i nastają na Jego życie. W rozmowie
z Samarytanką znajdują się wątki późniejszych dyskusji Pana z Żydami, podczas
których Jezus ogłosi swoją wyższość nad Abrahamem i Mojżeszem.
Tym razem Zbawiciel mierzy się z oczekiwaniami mesjańskimi Samarytan, którzy wiązali swoją tożsamość z patriarchą Jakubem. Według legendy rabinicznej Jakub dokonał cudu, powodując, że woda wezbrała i wylała się poza krawędź studni. W tradycji biblijnej obecność studni czyniła dane miejsce uprzywilejowanym: śluby Izaaka i Jakuba miały miejsce przy studni; również Mojżesz właśnie tam spotkał córki Jetro, z których jedna, Sefora, została jego żoną. Józef Flawiusz, w swoim dziele Dawne Dzieje Izraela, w następujący sposób opisuje ucieczkę Mojżesza przed powodowanym zawiścią i „podjudzonym jeszcze przez kapłanów” faraonem: „On jednak, zawczasu dowiedziawszy się o niebezpieczeństwie, zdołał umknąć, a ponieważ wszystkie gościńce były strzeżone, wybrał drogę przez pustynię, kierując się tam, gdzie nie groziło mu wpadnięcie w ręce nieprzyjaciół; uszedł bez żywności, w poczuciu swój mocy dumnie lekceważąc głód. Gdy dotarł do miasta Madiane (Madian ), leżącego nad morzem Erytrejskim (Czerwonym), a nazwanego tak od imienia jednego z synów Abrahama i Katury (Cetury), usiadł na skraju studni i odpoczywał, w porze południowej, po tułaczce swej i mozołach; było to niedaleko od miasta” (Księga III, XI, 1). Zmęczony Jezus siedzący przy studni Jakuba, jest zatem drugim Mojżeszem, który – podobnie jak ma to miejsce w Ewangelii św. Mateusza – syntetyzuje w sobie historię zbawienia zawartą w Starym Testamencie i przynosi pełnię Prawa wyrażonego w bezwarunkowej miłości do Boga i człowieka, którego wypełnienie jest możliwe jedynie w mocy Ducha Świętego, paschalnego daru Mesjasza – Sługi Pańskiego. Światło wiary bowiem, które przeniknie serce Samarytanki „około szóstej godziny”, jest owocem zwycięstwa nad mrokiem grzechu, które Jezus rozproszył swoją krwawą ofiarą na krzyżu i chwalebnym Zmartwychwstaniem: „Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (…).A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha” (Mt 27, 45-46. 50).
Tym razem Zbawiciel mierzy się z oczekiwaniami mesjańskimi Samarytan, którzy wiązali swoją tożsamość z patriarchą Jakubem. Według legendy rabinicznej Jakub dokonał cudu, powodując, że woda wezbrała i wylała się poza krawędź studni. W tradycji biblijnej obecność studni czyniła dane miejsce uprzywilejowanym: śluby Izaaka i Jakuba miały miejsce przy studni; również Mojżesz właśnie tam spotkał córki Jetro, z których jedna, Sefora, została jego żoną. Józef Flawiusz, w swoim dziele Dawne Dzieje Izraela, w następujący sposób opisuje ucieczkę Mojżesza przed powodowanym zawiścią i „podjudzonym jeszcze przez kapłanów” faraonem: „On jednak, zawczasu dowiedziawszy się o niebezpieczeństwie, zdołał umknąć, a ponieważ wszystkie gościńce były strzeżone, wybrał drogę przez pustynię, kierując się tam, gdzie nie groziło mu wpadnięcie w ręce nieprzyjaciół; uszedł bez żywności, w poczuciu swój mocy dumnie lekceważąc głód. Gdy dotarł do miasta Madiane (Madian ), leżącego nad morzem Erytrejskim (Czerwonym), a nazwanego tak od imienia jednego z synów Abrahama i Katury (Cetury), usiadł na skraju studni i odpoczywał, w porze południowej, po tułaczce swej i mozołach; było to niedaleko od miasta” (Księga III, XI, 1). Zmęczony Jezus siedzący przy studni Jakuba, jest zatem drugim Mojżeszem, który – podobnie jak ma to miejsce w Ewangelii św. Mateusza – syntetyzuje w sobie historię zbawienia zawartą w Starym Testamencie i przynosi pełnię Prawa wyrażonego w bezwarunkowej miłości do Boga i człowieka, którego wypełnienie jest możliwe jedynie w mocy Ducha Świętego, paschalnego daru Mesjasza – Sługi Pańskiego. Światło wiary bowiem, które przeniknie serce Samarytanki „około szóstej godziny”, jest owocem zwycięstwa nad mrokiem grzechu, które Jezus rozproszył swoją krwawą ofiarą na krzyżu i chwalebnym Zmartwychwstaniem: „Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: «Eli, Eli, lema sabachthani?», to znaczy Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (…).A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha” (Mt 27, 45-46. 50).
„Nadeszła
[tam] kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: «Daj Mi
pić!» Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta dla zakupienia
żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty będąc Żydem, prosisz
mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem z Samarytanami unikają
się nawzajem” (J 4, 7-9).
Bóg jako
pierwszy wychodzi naprzeciw człowiekowi. Ojciec Stworzyciel, powodowany
odwieczną Miłością „ dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał
grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 15, 21). Syn,
Słowo Wcielone, który w absolutnym posłuszeństwie zbawczej woli Ojca „ogołocił
samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp
2, 7) siedzi, utrudzony przy studni, czekając na Samarytankę. Ma dla niej Dar
Ducha Ożywiciela i pragnie Go jej udzielić, zgodnie z Jego słowami: „Przyszedłem
rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12,
50). Bóg niczego nie pragnie bardziej jak naszej miłości. Wybitny włoski
kaznodzieja i rekolekcjonista, ks. Divo Barsotti, tak wyraża tę myśl w
rozważaniu do dzisiejszej Ewangelii, adresowanym do sióstr zakonnych: „Bóg
rzeczywiście chce potrzebować tego, co możecie mu ofiarować. Gdyby tego nie
potrzebował, to nie byłoby to poważne i byłybyście rozczarowane. Jak można
kochać kogoś, kto nas nie potrzebuje? Kto o nic nas nie prosi i w
rzeczywistości może się doskonale bez nas obejść? Jeżeli On nas kocha, musimy
być konieczni dla Jego miłości, musimy wiedzieć, że On bez nas umiera.
Nieprawdaż? Jeżeli tak nie jest, to wcale nie kocha nas na poważnie; jeśli tak
nie jest, nasze życie jest żartem i wówczas czujemy, że nie jesteśmy kochani
naprawdę. To jest rzecz najważniejsza, pierwsza wśród ważnych w dzisiejszej
Ewangelii: że w rzeczywistości Bóg, nie dlatego, że nie mógłby się bez nas
obejść, lecz że tak naprawdę On chciał nas potrzebować. Oto On, śmiertelnie
zmęczony; Oto On, utrudzony podróżą i spragniony. Pomyślcie przez chwilę, jak
gorące może być lato w Palestynie! On tam jest i czeka na ciebie, oczekuje od
ciebie ochłody, dzięki tobie chce zaznać odpoczynku. (…) Wydaje się, iż nie
mógłby nauczyć nas niczego ważniejszego: ja jestem konieczny dla Boga, „On tak
bardzo mnie kocha, że nie mógłby beze mnie żyć” mówi Silesius, i to jest
prawda; tak uczy Ewangelia. Z pewnością mógłby uczynić cuda, lecz tego nie
robi: jeżeli ty go nie napoisz, On cierpi pragnienie; to ty musisz dać mu pić.
Tak, to jest dużo wspanialsze: nie tyle chodzi o to, że On cię kocha, lecz że w
swojej miłości pragnie On potrzebować naszej biednej miłości i prosi nas o nią
jak głodny prosi o chleb, spragniony prosi o odrobinę wody. Oto co powinniśmy
wiedzieć i co czuć w naszym życiu duchowym: On nas potrzebuje” (D.
BarsottiGesù e la Samaritana).
Kiedy
wreszcie dochodzi do spotkania Jezusa i Samarytanki, staje się ono samo w sobie
pięknym objawieniem Bożego miłosierdzia. Fakt, iż kobieta samotnie udała się do
studni może sugerować, że była, przez społeczność, w której żyła, alienowana,
być może z powodu swojego niemoralnego prowadzenia. Mamy zatem do czynienia z
osobą, która kumuluje w sobie to wszystko, co dla pobożnego Żyda było źródłem
nieczystości i grzechu, zaś w przypadku wędrownego Rabbiego groziło utratą
autorytetu: rozmawia On bowiem bez świadków z Samarytanką, która według
nauczycieli żydowskich była nieczysta od urodzenia, a w dodatku – jak się
wkrótce okaże – jest ona jawnogrzesznicą. Tymczasem Jezus nie tylko odzywa się
do niej, lecz prosi ją o wodę, jakby zapominając o elementarnych zasadach
czystości rytualnej, wedle których woda z jej naczynia była nieczysta i nie nadawała
się do picia. Co więcej, takie zachowanie mogło uchodzić, również w oczach
kobiety, za swoistą formę flirtu. Być może między innymi z tego powodu kobieta,
która raczej niewiele sobie robiła z konwenansów, zamiast odwrócić się bez
słowa i czym prędzej wrócić do wioski, wdała się w rozmowę z nieznajomym Żydem.
Już wkrótce miała się przekonać, że niestandardowe zachowanie Jezusa ma swoje
źródło w odwiecznej, miłosiernej miłości Boga, jak on sam tłumaczył
faryzeuszom, których zgorszyło powołanie celnika Mateusza: „Nie potrzebują
lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć,
co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać
sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 9, 12-13). Pewne światło na motywacje
Pana rzuca historia spotkania Jezusa i jawnogrzesznicy w domu faryzeusza
Szymona. „A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne,
dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik
alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami
oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i
namaszczała je olejkiem” (Łk 7, 37-38). Istotne jest tu wyjaśnienie, jakie
Pan daje swojej pozytywnej reakcji na zuchwałe, zdawałoby się, postępowanie
jawnogrzesznicy: „Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy,
ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje». Do
niej zaś rzekł: «Twoje grzechy są odpuszczone»” (Łk 7, 47-48).
Najwidoczniej
Pan, który – podobnie jak Jego Ojciec – widzi w ukryciu, dostrzegł w swojej
rozmówczyni ogromne pragnienie miłości, które popychało ją w ramiona kolejnych
mężczyzn, a które tylko Bóg mógł zaspokoić, ponieważ jego źródłem była tęsknota
duszy za swoim Stwórcą. Dlatego Jezus, ignorując nakazy ustanowione przez
człowieka, w swojej absolutnej wolności poprosił Samarytankę, by uczyniła wobec
niego akt miłosierdzia, dając mu pić wody ze studni, a przez to otworzyła się
na dar „wody żywej”, to jest dar Ducha Świętego, w którym mamy odpuszczenie
grzechów. W prośbie „Daj mi pić!”, z jaką Pan zwraca się do grzesznicy,
odczytać możemy zwiastun pragnienia, które Pan, który jak pamiętamy, przyszedł
wypełnić Prawo i Proroków, wyraził na krzyżu: „Potem Jezus świadom, że już
wszystko się dokonało, aby się wypełniło Pismo, rzekł: «Pragnę»” (J 19,
28). Inna kobieta, tym razem przyjaciółka Jezusa, dokonała namaszczenia, które
Jezus zinterpretował jako przygotowanie do pochówku: „Maria zaś wzięła funt
szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a
włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. (…) Na to Jezus
powiedział: «Zostaw ją! Przechowała to, aby [Mnie namaścić] na dzień mojego
pogrzebu” (J 12, 7).
Zatem w
spotkaniu Jezusa, który pragnie naszej miłości i Samarytanki powoli, jeszcze
nieświadomie, kroczącej drogą nawrócenia, zawarty jest pewien wymiar sponsalny,
wpisany w tajemnicę paschalną, któremu wyraz dały – począwszy od św. Marii
Magdaleny – największe mistyczki Kościoła. Święta Katarzyna ze Sieny podkreślała
ścisłą zależność między miłością do Chrystusa Ukrzyżowanego i autentycznym
poznaniem Boga, które również stanowi temat dzisiejszej Ewangelii. Święta
Tercjarka dominikańska i Doktor Kościoła pisze we wstępie do Dialogów:
„Bo z poznania wynika miłość, i kochając, dusza stara się iść za prawdą i
nią się przyodziać. Nic nie pozwala jej tak rozkoszować się tą prawdą, nic nie
oświeca jej tak bardzo, jak pokorna i ciągła modlitwa, ugruntowana na poznaniu
siebie i Boga; modlitwa, odmawiana w sposób wspomniany, jednoczy duszę z
Bogiem, wiedzie ją w ślady Chrystusa Ukrzyżowanego i przez gorące pragnienie i
zjednoczenie miłosne sprawia, że staje się ona Jego drugim ja. To snadź rzekł
Chrystus mówiąc: Kto Mnie miłuje i chowa słowo moje, temu objawię siebie samego,
i będzie jednym ze Mną, a Ja z nim (J 14,23). I w wielu miejscach znajdujemy
podobne słowa, z których widzieć możemy, że On jest Prawdą, że przez miłość
dusza staje się jednym z Nim. Aby wykazać to jaśniej, przypominam, iż słyszałam
od pewnej służebnicy Boga, że gdy była wzniesiona w modlitwie wielkim porywem
ducha, Bóg nie ukrywał przed okiem jej intelektu miłości, którą żywi dla sług
swoich, lecz okazał ją; i między innymi rzekł: Otwórz oko intelektu i patrz na
Mnie, a ujrzysz godność i piękność mojego stworzenia, obdarzonego rozumem. Poza
pięknością, którą dałem duszy, stwarzając ją na obraz i podobieństwo moje,
spójrz na tych co przyodziani są szatą godową miłości, ozdobioną mnóstwem
prawdziwych cnót, ci zjednoczeni są ze Mną przez miłość. I przeto powiadam ci,
że jeśli spytasz Mnie, kto oni? odpowiem ci (rzekło słodkie i miłościwe Słowo):
oni to moje drugie Ja; bo zatracili i unicestwili swą wolę własną, i
przyoblekli się w moją i zjednoczyli się i dostosowali się do niej. Więc
prawdziwie dusza jednoczy się z Bogiem przez miłość” (Dialog, Prolog, I). O
słuszności takiej interpretacji spotkania Jezusa z Samarytanką świadczy wiara
Kościoła wyrażona w prefacji na dzisiejszą niedzielę: „On prosząc
Samarytankę o podanie wody * już ją obdarzył łaską wiary, * i tak gorąco
pragnął jej życia z wiary, * że rozpalił w niej ogień Bożej miłości”.
„Jezus
odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i [wiedziała], kim jest Ten,
kto ci mówi: "Daj Mi się napić" - prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci
wody żywej». Powiedziała do Niego kobieta: «Panie, nie masz czerpaka, a studnia
jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca
naszego Jakuba, który dał nam tę studnię, z której pił i on sam, i jego synowie
i jego bydło?» W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: «Każdy, kto pije tę
wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie
pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem wody
wytryskającej ku życiu wiecznemu». Rzekła do Niego kobieta: «Daj mi tej wody,
abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać»” (J 4, 10-15).
Jezus
prowadzi Samarytankę do poznania swojej mesjańskiej tożsamości. Dobra Nowina
przyjęta z pokorą prowadzi do doświadczenia Jego miłości i przyjęcia daru
zbawienia w Duchu Świętym, który symbolizuje woda żywa, oczyszczająca z
grzechów i przywracająca człowiekowi utraconą godność Bożego dziecka. Taki sens
daje wodzie prorok Ezechiel: „pokropię was czystą wodą, abyście się stali
czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych bożków. I
dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce
kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić,
byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich
postępowali” (Ez. 36, 25-27).
Początkowo
rozmowa miedzy Panem i Samarytanką toczy się jakby na dwóch płaszczyznach:
podczas, gdy Jezus mówi o łasce Ducha Świętego, kobieta ulega fascynacji wizją
daru wody, która raz na zawsze ugasi jej ziemskie pragnienie. Gdy zadaje ona
pytanie dotyczące tożsamości Zbawiciela: „Czy Ty jesteś większy od ojca
naszego Jakuba?”, Jezus zdaje się je ignorować i kontynuuje swój wywód na
temat wody żywej, która, jak wiemy, popłynie z Jego wnętrza: „Jeśli ktoś
jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie i pije! Jak rzekło
Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza». A powiedział to o Duchu,
którego mieli otrzymać wierzący w Niego” (J 7, 37 – 38), a dokładnie z Jego
boku przebitego na krzyżu: „Lecz gdy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już
umarł, nie łamali Mu goleni, tylko jeden z żołnierzy włócznią przebił Mu bok i
natychmiast wypłynęła krew i woda” (J 19, 33-34). W podobny sposób, mówiąc
o chlebie życia, Jezus odniesie się, w dalszej części Ewangelii, do Mojżesza: „Nie
Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z
nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje
światu” (J 6, 32-33), oraz Abrahama: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam:
Zanim Abraham stał się, JA JESTEM” (J 8, 58). To ostatnie oświadczenie
Zbawiciela, wskazuje jednoznacznie na Jego boską naturę. W dzisiejszej
perykopie podobne stwierdzenie dotyczyć będzie Jego mesjańskiej natury: „Jestem
nim Ja, który z tobą mówię” (J 4, 26) i to jest oczekiwana odpowiedź,
udzielona kobiecie we właściwym momencie ich rozmowy.
„A On jej
odpowiedział: «Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!» A kobieta odrzekła Mu na
to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża.
Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To
powiedziałaś zgodnie z prawdą»” (J 4, 16-18).
Etapem
pośrednim i koniecznym w drodze duchowej odnowy Samarytanki stała się konfrontacja
z jej własnym grzechem, którą podjęła z inicjatywy Jezusa. Sprowokowana przez
Niego, przyznała się do trwania w grzechu: „A kobieta odrzekła Mu na to:
«Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś
bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To
powiedziałaś zgodnie z prawdą»” (J 4, 17-18). Według Prawa kobieta mogła
mieć co najwyżej trzech mężów, więc mamy tu do czynienia z nieporządkiem
moralnym, który pogłębia fakt, że obecnie Samarytanka żyła w konkubinacie. Mimo
to, Pan nie zatrzymuje się nad jej grzesznym życiem, podobnie jak nie potępił
kobiety pochwyconej na cudzołóstwie, co nie znaczy, że dał jej przyzwolenie na
dalsze łamanie Bożych przykazań: „Jezus podniósłszy się rzekł do niej:
«Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt,
Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. - Idź, a od tej chwili
już nie grzesz!»” (J 8, 10-11). Zdanie „Nie mam męża” można
powiedzieć na wiele sposobów – ten, którym posłużyła się Samarytanka musiał
postawić ją w pozytywnym świetle. Obie kobiety łączy pokora i prawda: wobec
takiej postawy Bóg zdaje się być „bezbronny”, a Jego miłosierdzie bierze górę
nad sprawiedliwością wynikającą z Prawa. Szczególnie, gdy człowiek uwierzy w
Pana Jezusa, gdyż jak piał św. Paweł: „Sądzimy bowiem, że człowiek osiąga
usprawiedliwienie przez wiarę, niezależnie od pełnienia nakazów Prawa” (Rz
3, 28). W sensie symbolicznym pięciu mężów mogło oznaczać bożków. Obecne życie
Samarytan toczyło się, według tej interpretacji, w swoistym politeizmie, w
którym obok Jedynego Boga, oddawali oni cześć również pięciu bogom, wiarę w
których wprowadzono na terytorium Samarii po asyryjskim podboju w 721 roku. W
tym sensie cytat z księgi Ezechiela cytowany powyżej nabiera, w świetle słów
Jezusa, szczególnej wagi.
„Rzekła
do Niego kobieta: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali
cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie
należy czcić Boga». Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi
godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca.
Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie
bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, owszem już jest, kiedy to
prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to
czcicieli chce mieć Ojciec. Bóg jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego
oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie». Rzekła do Niego kobieta: «Wiem, że
przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam
wszystko». Powiedział do niej Jezus: «Jestem nim Ja, który z tobą mówię»” (J
4, 19-26).
Uznawszy w
Jezusie proroka, kobieta z własnej inicjatywy przeszła na temat głęboko
dzielący Żydów i Samarytan, dając Panu okazję, by ostatecznie zdefiniować
na czym polega autentyczne oddawanie czci Bogu. Jezus wskazuje, że jakkolwiek
wiara Żydów bliższa jest temu, czego oczekuje Jego Ojciec, to „Bóg
jest duchem: potrzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i
prawdzie” (J 4, 24). Taka postawa wobec Boga wymaga osobistej, bliskiej
relacji z Jezusem, Jedynym pośrednikiem miedzy Bogiem a człowiekiem, którą
wyraża wezwanie Pana: „Wierz mi, kobieto (gr. Pisteue moi, gynai)”.
Tylko otwarcie na Jego Słowo w pokorze i ufności, pozwala przyjąć dar wiary.
Zaś jedynie wiara czyni człowieka zdolnym do przyjęcia prawdy, że Jezus jest
oczekiwanym Mesjaszem i takiego czczenia Boga, które Mu się podoba, a które św.
Jakub definiuje w następujący sposób: „Religijność czysta i bez skazy wobec
Boga i Ojca wyraża się w opiece nad sierotami i wdowami w ich utrapieniach i w
zachowaniu siebie samego nieskalanym od wpływów świata” (Jk 1, 27).
Ona też
przynosi oczekiwany owoc. Św. Jan pisze bowiem: „Kobieta zaś zostawiła
swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: «Pójdźcie, zobaczcie
człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest
Mesjaszem?». Wyszli z miasta i szli do Niego.” (J 4, 28-30).
Samarytanka nie potrzebuje już dzbana, ponieważ napiła się wody żywej. Jest w
niej moc Ducha Bożego, który sprawił, że jej przepowiadanie budzi w
mieszkańcach Sychar wiarę i potrzebę spotkania Mesjasza. Podobnie jak Maria
Magdalena, która doświadczywszy radości ze spotkania ze Zmartwychwstałym
Chrystusem, podzieliła się nią, „oznajmiając uczniom: «Widziałam Pana i to
mi powiedział»” (J 20, 18). W swojej „apostolskiej” gorliwości
Samarytanka w pewnym sensie przypomina Jezusa. Podczas gdy ona jest napojona
wodą żywą, Jezus, również pełen Ducha Świętego, jest syty pokarmem duchowym: „prosili
Go uczniowie, mówiąc: «Rabbi, jedz!» On im rzekł: «Ja mam do jedzenia pokarm, o
którym wy nie wiecie». Mówili więc uczniowie jeden do drugiego: «Czyż Mu kto
przyniósł coś do zjedzenia?» Powiedział im Jezus: «Moim pokarmem jest wypełnić
wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło” (J 4, 31-34). To
żywienie się Słowem – Wolą Bożą jest istotnym elementem w całej publicznej
działalności Jezusa, który pojawia się już podczas kuszenia na pustyni, gdzie
Pan odpowiedział szatanowi: „Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek,
lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4, 4). Zaś w wigilię
swojej męki, nawiązując do autentycznego oddawania czci Bogu, Jezus w
następujących słowach modlitwy do Ojca podsumowuje swoją misję: „Ja Ciebie
otoczyłem chwałą na ziemi przez to, że wypełniłem dzieło, które Mi dałeś do
wykonania.” (J 17, 4).
„Czyż nie
mówicie: "Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa?" Oto powiadam
wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak bieleją na żniwo. Żniwiarz
otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się
razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje,
a drugi zbiera. Ja was wysłałem żąć to, nad czym wyście się nie natrudzili.
Inni się natrudzili, a w ich trud wyście weszli»” (J 4, 35-38).
Nawrócenie
Samarytanki, a następnie jej pobratymców, stało się widzialnym dowodem na moc
Ducha Świętego działającego w sercach tych, którzy bez uprzedzeń i zawiści
słuchają Dobrej Nowiny. Uczniowie jako pierwsi muszą się nauczyć czytać znaki
czasu w duchu prawdziwej pokory, której uczy ich Mistrz mówiący o sobie: „jestem
cichy i pokorny sercem” (Mt 11, 29). Wpisani przez Bożą Opatrzność w wielki
plan zbawienia ludzkości, powinniśmy strzec się pychy faryzeuszów i nieustannie
pamiętać słowa naszego Pana i Mistrza: „Tak mówcie i wy, gdy uczynicie
wszystko, co wam polecono: "Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to,
co powinniśmy wykonać"” (Łk 17, 10).
„Wielu
Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety
świadczącej: «Powiedział mi wszystko, co uczyniłam». Kiedy więc Samarytanie
przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich pozostał. Pozostał tam zatem dwa dni.
I o wiele więcej ich uwierzyło na Jego słowo, a do tej kobiety mówili: «Wierzymy
już nie dzięki twemu opowiadaniu, na własne bowiem uszy usłyszeliśmy i jesteśmy
przekonani, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata»” (J 4, 39-42).
Autentyczne głoszenie Dobrej Nowiny zawsze
rozpala pragnienie spotkania z Chrystusem i do Niego prowadzi. On przyciąga nas
do siebie mocą swojej ofiary krzyżowej, jak sam powiedział: „A Ja, gdy
zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32),
a Jego krew „przemawia mocniej niż [krew] Abla” (Hbr 12, 24). Pokropieni
tą Przenajświętszą Krwią doświadczamy łaski, która przeobraża nas w Chrystusa i
pozawala dzielić Jego zbawczą misję. Niektóre osoby, obdarzone szczególnym
powołaniem, miłość Chrystusowa przemienia do tego stopnia, iż biorą w mistyczny
a jednocześnie realny sposób udział w Jego męce, przyjmując, na swoim ciele,
Jego Przenajświętsze Rany. Św. Maria od Jezusa Ukrzyżowanego doświadczyła tego
zaszczytu, właśnie podczas jednej ze swoich wizji ekstatycznych, gdy nie mogąc
się doczekać przybycia Oblubieńca, zawołała: „Umiłowany mój, gdzie
jesteś? Kto widział mojego Umiłowanego? Szukałam Go i nie znalazłam. Umiłowany
mój, chodzę biegam, płaczę, nie znalazłam mojego Umiłowanego. O Jezu, moja
Miłości, cała ziemia jest dla mnie niczym bez Ciebie, wszystkie wody całego
morza nie wystarczyłyby, by orzeźwić moje serce”. Przyciągnięty takimi
wołaniami, Jezus ukazuje się, przebija jej serce, tak jak kiedyś anioł przebił
serce św. Teresy, a rana ta upaja ją radością i cierpieniem. Klęcząc, z oczami
utkwionymi w jedyny przedmiot swojej miłości, unosi święty habit w miejscu,
gdzie znajduje się jej serce, wołając: „Dosyć, dosyć, o Jezu, już więcej nie
mogę, umrę z bólu i zachwytu”. Chwilę później dodaje, uśmiechając się
niebiańsko: „Kto pocieszył moje serce? Ty, Umiłowany mój. Kto je orzeźwił? To
Ty, moja Miłości”. Modli się następnie za Ojca Świętego, za kardynałów, za
biskupów, za całe duchowieństwo, za królów, za sędziów, za lud, za zgromadzenia
zakonne, a zwłaszcza za swoją wspólnotę. Dostrzegając św. Teresę, woła do niej:
„Matko Tereso, Jezus przebił moje serce!” (O. Pierre Estrate Miriam
Święta Palestynka, ss. 82-83).
Arek
Dziękuję Arku za Twój trud.
OdpowiedzUsuńNiech Bóg zsyła na Ciebie i Twoich najbliższych łaski Wam potrzebne.
Z Panem Bogiem i Maryją