Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

22.07.2014

Słowa Św. Jana Pawła II z 3 Pielgrzymki do Polski 1987r. cz. 4 ….” O wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała…”


  … I to za naszych czasów, w tym stuleciu, jeszcze jeden taki ognisty język Ducha Prawdy, Parakleta, zatrzymał się nad postacią prostej, wiejskiej dziewczyny: „Bóg wybrał właśnie to, co niemocne, aby mocnych poniżyć, aby zawstydzić mędrców” por.1 Kor1, 27.
  
 Czyż święci są po to, ażeby zawstydzać?  Tak. Mogą być i po to. Czasem konieczny jest taki zbawczy wstyd, ażeby zobaczyć człowieka w całej prawdzie. Potrzebny jest, ażeby odkryć lub odkryć na nowo właściwą hierarchię wartości. Potrzebny jest nam wszystkim, starym i młodym. Chociaż ta młodziutka córka Kościoła tarnowskiego, którą od dzisiaj będziemy zwać błogosławioną, swoim życiem i śmiercią mówi przede wszystkim do młodych. Do chłopców i dziewcząt. Do mężczyzn i kobiet.

 Mówi o wielkiej godności kobiety: o godności ludzkiej osoby. O godności ciała, które wprawdzie na tym świecie podlega śmierci, jest zniszczalne, jak i jej młode ciało uległo śmierci ze strony zabójcy, ale nosi w sobie to ludzkie ciało zapis nieśmiertelności, jaką człowiek ma osiągnąć w Bogu wiecznym i żywym, osiągnąć przez Chrystusa.
  Tak więc święci są po to, ażeby świadczyć o wielkiej godności człowieka. Świadczyć o Chrystusie ukrzyżowanym i zmartwychwstałym „dla nas i dla naszego zbawienia”, to znaczy równocześnie świadczyć o tej godności, jaką człowiek ma wobec Boga. Świadczyć o tym powołaniu, jakie człowiek ma w Chrystusie.
 Karolina Kózkówna była świadoma tej godności. Świadoma tego powołania.
 Żyła z tą świadomością i dojrzewała w niej. Z tą świadomością oddała wreszcie swoje młode życie, kiedy trzeba było je oddać, aby obronić swą kobiecą godność. Aby obronić godność polskiej, chłopskiej dziewczyny. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądają” (por. Mt 5, 8).

21.07.2014

W sprawie klauzuli sumienia.



 O szacunek, wsparcie dla życia dla człowieka, dla wierzących, dla lekarzy sumienia również.


  O odwagę w przyznawaniu się i bronieniu swoich wartości przez wierzących.


 …. Gdy się ktoś daje bić, to wcale nie musi oznaczać, że ewangelicznie nadstawia drugi policzek.

  To może z niemocy, zalęknienia, poddania się brutalnej sile. 
Ale może to być też z tchórzostwa, podczas, gdy nadstawienie drugiego policzka to wybór, to świadoma postawa.
 A te razy, jakie odbieramy, mogą być różnego rodzaju....

  Pod poniższym linkiem znajdziemy treść Oświadczenia Zespołu Ekspertów ds., Bioetycznych Konferencji Episkopatu Polski w sprawie klauzuli sumienia lekarza.
 Ja jestem bardzo za! 

  Sławek



  

20.07.2014

Proszę. Nie daj mi Panie Boże, być chwastem na tej ziemi.


 Panie Boże w Trójcy Świętej Jedyny.
Najpierw dałeś człowiekowi Raj i wtedy powiedziałeś żyj korzystaj....
 Nie dałeś mu go za dobre czyny.

Dałeś w zawierzeniu uprzedzająco.

  Człowiek miał tylko jedno polecenie do zachowania.
Tylko jedno!
 To był szczegół, a sprowadzał się po prostu, do postawy zawierzenia i posłuszeństwa Bogu.
Bo Bóg jest Bogiem, a człowiek jego umiłowanym, ale stworzeniem.
  
 Uszanować Miłość…  Tylko tyle...

19.07.2014

Człowieku po co ci ten krzyż? Zakończenie. O Wiarę, Nadzieję i Miłość prosimy Cię Panie.


  …Z pokolenia na pokolenie, rodzą się nieszczęśliwe, niechciane dzieci, które wyrastają na nieszczęśliwych ludzi… i budują zagubiony świat… historia może banalna, cóż tak po prostu jest… na tym łez padole, ale przyjąć takie życie, w wierze, odnajdując jego prawdziwy sens, chcieć je przeżyć pięknie, do końca, bez względu na rozmiar zniszczeń, które się dokonały, przeżyć w Bogu, to jest wielkie szczęście, którego człowiek może doświadczyć  właśnie tu… na tym łez padole.
  

  Wtedy świat, cierpienie, widziane    innymi oczyma, rozumiane  inną logiką, przyjmowane innym sercem. Człowiek pozostając w tym samym środowisku, z tymi samymi ludźmi, chociaż  żyje tym samym życiem, to przecież… nie takim samym. 
 Wtedy  to Wiara, Nadzieja i Miłość uwalniają swoją prawdziwą treść. 

  Dane mu było nie jeden raz zasiąść do stołu w gronie najbliższych. Krzyżem do końca życia pozostało to, że nie zdążył pojednać się z żoną, a jedynie  nauczył się modlić za jej duszę i nie łatwa to była modlitwa. Krzyżem pozostali rodzice, których wspomagał w ich starości, chociaż stracili rozum, miał dla nich wyrozumiałość i nigdy nie okazał pogardy (por. Syr 3, 12-13).  Krzyżem pozostały dzieci, które wiele lat ranione przez niego, wciąż nie umiały wybaczyć… i chociaż ich relacje były z roku na rok coraz lepsze, o pojednaniu w Bogu, który uczy wybaczać, nie chciały nawet słyszeć. Pozostała modlitwa i nadzieja, że może kiedyś... Krzyżem wyjątkowym pozostało rodzeństwo, z którym nie było możliwe nawiązanie bliskich relacji, gdyż rodzice zbudowali między nimi bezdenną przepaść obcości. Jednak każdego dnia był wdzięczny Panu Bogu, że pokornie umie z tym żyć, że jest szczęśliwy z tym co jest, w Tym który JEST. Zaufał Bożemu Miłosierdziu, oddał wszystko co nosił w sobie, bo  uwierzył Temu, który wyprowadził go z grobu życia do Życia, z otchłani grzechów na słoneczny blask Łaski Bożej. Uwierzył, że jest Jego dziełem, stworzonym w Chrystusie Jezusie, po to, aby wypełnić dobre czyny, które Bóg z góry przygotował dla niego… dla każdego człowieka (por. Ef. 1,10) kiedy zawarł z nim  przymierze dając obietnice na wieczne czasy ( por. Rdz 9, 11-17).

18.07.2014

Człowieku po co ci ten krzyż? Część 5. Zrozumieć Krzyż. Pokochać nieprzyjaciół


  Jezu, czy kiedykolwiek chciałem żyć byle jak? Jezu, czy kiedykolwiek chciałem kogokolwiek skrzywdzić? Jezu dlaczego nikt mnie nie rozumie? Jezu a Ty? Czy Ty mnie rozumiesz?
 TAK, czuł że kiedy stara się zrozumieć krzyż, kiedy prosi, by był do niego przybity, w tych chwilach czuł, że Pan Jezus go rozumie. I tylko ON…
  Pragnienie zrozumienia sensu krzyża owocowało jakby w ukryciu. Po jakimś czasie, koszmar życia własnej rodziny, pospolicie czarna historia trwająca od pokoleń, ukazała się w nowym świetle. Wtedy dowiedział się jak bardzo boli prawda o sobie… jednak uczciwie chciał ją poznać. Ostatecznie doświadczył, że prawda  o sobie przyjmowana,  przeżywana w objęciach PRAWDY,  jest bez względu na wszystko, przez tę ostatnią uzdrawiana, bo tylko On, Pan Bóg Wszechmogący  leczy wszystkie rany i choroby, aby obdarować Nowym Życiem.
  Tak bardzo pragnął dotknąć choćby frędzli u płaszcza Jezusa. Chwilami pragnął być jednocześnie tymi wszystkimi chromymi, ślepymi, trędowatymi, opętanymi, którzy spotkali w swoim życiu Jezusa, a Pan objawił swoją moc uzdrawiając ich.
  Bo tylko Pan powiedział: Ja Jestem Drogą, Prawdą i Życiem ( por. J 14,6)… a jeśli ktoś jest bez grzechu,  niech pierwszy rzuci kamień (por. J 8,7)…

17.07.2014

Człowieku po co ci ten krzyż? Część 4. Być bliżej Boga



 Niby „przypadkiem” coraz lepiej  słyszał o tym, co dzieje się wokół niego.

  Tak usłyszał  o modlitwie, o uzdrowienie międzypokoleniowe. 
W czasie parafialnych rekolekcji, na które jakimś dziwnym „zbiegiem okoliczności”  jednak poszedł, odmówiono modlitwy przed Najświętszym Sakramentem. Modlił się wtedy za wszystkich, także za tych ze swojej rodziny, których nie znał, gorąco się modlił. Przepraszał za grzechy pokoleń, błagał o wybaczenie, „odzyskiwał” rodzinę poznając wspólną i własną ludzką nędzę. Już nie był kimś wyjątkowo cierpiącym i skrzywdzonym, ale spokojnie mógł się zaliczyć do grona cierpiących i skrzywdzonych…

 Zaczął codziennie uczestniczyć we Mszy Świętej. To uczestnictwo było dla niego swoistą gehenną. Nie dość, że niczego nie rozumiał to jeszcze ci ludzie, którzy jak mu się zdawało, dziwili się, skąd się tu wziął.

  Pewnie nie jeden znał go z widzenia, ale w kościele w tygodniu?… Przychodził jednak, wpatrywał się to w krzyż, to w tabernakulum, błagając o ratunek. Przyjmował sakramenty, pielgrzymował i jeszcze bardziej był niezrozumiany przez najbliższych. Patrzcie jaki się święty zrobił, odbiło mu czy co? Patrzyli z przerażeniem, a on tymczasem zrzucał z siebie maskę po masce i stawał się coraz bardziej Człowiekiem, który w miejsce  nienawiści zapraszał do swojego życia Miłość.

16.07.2014

Człowieku po co ci ten krzyż? Część 3 Przyjęcie krzyża



 Panie Jezu, a więc krzyż? 
Jego życie było totalną porażką… czas upłynął i żeby cokolwiek naprawić trzeba by go cofnąć, a to się nie stanie…
Jezu pomóż mi… wchodzę teraz na krzyż, daj mi dzisiaj wytrzymać  kilka minut  więcej niż poprzednim razem... Jezu wybacz mi  i powiedz jak ja mam wybaczyć... Jezu my wszyscy nie wiemy co czynimy, niszczymy się wzajemnie, ratuj nas Panie!
  Dobry Pan,  sam cierpiąc aż do końca, każdego dnia za tę rodzinę zabijającą miłość, pociągał go coraz bardziej, ucząc męstwa we wchodzeniu na krzyż. Pociągał ku Sobie,  jakby wyciągając tego człowieka ze skostniałego schematu,  z misteryjnego układu,  mechanizmu, który jeśli zostanie  pozbawiony  jednej z części  może się rozsypać… na szczęście…
   Wcześniej nie mógł tego zauważyć, że jest umiłowanym dzieckiem noszonym na ramionach, podnoszonym do policzka Ojca tak, jak podnosi się niemowlę, ostrożnie i z matczyną czułością, jak pochyla się nad nim, aby je nakarmić, jak przytula do piersi, aby słyszało bicie serca i czuło się bezpiecznie . Teraz dopiero z mocą odczuwał, jak Pan pociągał go ku sobie ludzkimi więzami, a były to więzy miłości ( por. Oz 11,4).
  Jego „krzyżowanie” polegało najpierw na tym, że kiedy spotykał się z najbliższymi, starał się milczeć, aby nie dać się sprowokować, aby przeczekać, aby nie nakręcać konfliktu wokół wzajemnych oskarżeń… to było najtrudniejsze …

15.07.2014

Człowieku po co ci ten krzyż? Część 2 Krzyż - miłość - przebaczenie


  Ktoś powiedział, że krzyż = miłość nieprzyjaciół = przebaczenie. Jezu jak mam wybaczyć, to oni są winni, zmarnowali mi życie. Żyję w poczuciu winy, we wszystkich możliwych jego odmianach. Wszyscy odetchnęliby, gdyby mnie nie było, a wciąż mam w sobie wolę życia i pragnienie poczucia przynależności, miłości, pragnienie zwykłego ludzkiego uśmiechu na mój widok…
  Kiedyś dowiedział się, że bardzo nie w porę miał się pojawić na świecie… i poczuł, że powinien być wdzięczny matce, że nie pozbyła się go tak,  jak  jednego z jego rodzeństwa. Wdzięczny, ale za co? Przecież cały był utkany z niechęci najbliższych. I przyszła absurdalna odpowiedź, że nie był chcianym,  upragnionym dzieckiem, bo nie umiał stać się szybko dorosłym, ale czy w ogóle można tak stać się ? Jak jest możliwe, aby bez koniecznej nauki, umieć co trzeba, wiedzieć jak żyć i jeszcze zaspokoić cudze pragnienia. Doskonałe, gotowe dziecko, którego kształtowanie nie jest konieczne, a czas przynależny dziecku można owocnie wykorzystać, chociażby na robienie kariery… w pewnym sensie  stał się więc krzyżem dla swoich rodziców…
  A miłość, która nigdy nie ustaje,  cierpliwa jest i  łaskawa, nie szuka swego, nie unosi się gniewem, nie pamięta złego… a jeśli miłości mieć nie będę, to będę brzęczał jak miedź, będę brzmiał jak cymbał, jeśli będę bez miłości, to będę niczym, nic nie zyskam, bo nie dowiem się, że to Miłość jest większa od wszystkiego ( por. 1 Kor 1-13)… Jezu, ale przecież tak właśnie jest…


  Jezu proszę, daj mi miłość, bo nie jest możliwy krzyż bez miłości tak, jak miłość bez krzyża nie istnieje… Świadomość, że się nie jest chcianym w jakimś towarzystwie, ukierunkowuje na zmianę towarzystwa. Jednak w przypadku rodziny,  w której  człowiek ma nauczyć się przeżywania i budowania relacji międzyludzkich, powstaje błędne koło, bo ani  żyć się nie da, ani odejść, bo odejście z niewyleczoną raną pogłębia ją, zostawiając  na resztę życia,  rozciągając na nowych, nic nie winnych  ludzi.

14.07.2014

Człowieku po co ci ten krzyż? Część 1 Błędne koło. Głód Miłości



 Wakacyjne zamyślenia, lipiec 2014

Ilekroć stawał przed drzwiami rodzinnego domu serce mu kołatało, dławiło go w gardle, chciał uciec, za każdym razem przyrzekał sobie, że już więcej tu nie przyjdzie , a jednak wciąż wracał.
  Pewnego dnia zanim nacisnął klamkę, pomyślał: Jezu wchodzę teraz na krzyż, jestem jak Ty, wyciągam ręce i niech przebiją je gwoździe, Jezu daj mi tylko wytrzymać w tym domu chociaż kilka minut, zanim z płaczem i krzykiem znowu wybiegnę.

  Myśl ta przyszła niczym ratunek tonącemu, bo wyjścia z błędnego koła, w którym trwał od lat, nie można było znaleźć. Błędne koło w jego życiu polegało na tym, że wciąż miał w sobie głód poczucia przynależności do tych, których nazywamy rodzicami, a wszystko poza tym głodem, odpychało od nich. Całe jego życie było koszmarem zagłodzonego dziecka, któremu jako chleb powszedni, podawano przerastające jego możliwości wymagania, pretensje, oskarżenia, wyśmiewania i kary za najmniejszą, dziecięcą nieudolność… a gdy już poszedł w dorosłość, właśnie tylko tym umiał obdarowywać innych…

  „Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet, gdyby ona zapomniała, Ja nie zapomnę o tobie.” (Iz 49, 15). Choćby matka zapomniała o swoim dziecku, ja nie zapomnę o tobie… będę cię karmił mlekiem i miodem, byś nigdy nie zaznał głodu…
  Kiedy dorastał, zdał sobie sprawę z tego, że nienawidzi tych, którym zawdzięcza życie, których powinien obdarzać miłością. Mógł mieć prawie wszystko, tylko jednego nie byli w stanie mu zapewnić: poczucia przynależności, akceptacji, możliwości bycia dzieckiem, przeżywania dzieciństwa w miłości. Nie miał szans stać się dojrzałym człowiekiem, który weźmie odpowiedzialność za własne życie, który rozwinie skrzydła swoich marzeń, człowiekiem z którego będą dumni... Owszem chcieli być dumni… a on tymczasem żył w próżni…

13.07.2014

"Kto ma uszy, niechaj słucha"

  Niedawno podczas kazania na Mszy, w tygodniu, ksiądz wikary z mojej parafii zapytał się ludzi, kto pamięta niedzielne czytania?
 Postawił wszystkich przed prawdą o tym jak słuchamy i na ile zostaje w nas to co usłyszeliśmy na Mszy Świętej.
  Powiedział coś, co można dzisiaj przeczytać w liturgii słowa. Pewne zdanie, że to, że nie pamiętamy czytań, które zaledwie parę dni wcześniej słyszeliśmy to sprawka szatana, który chce nam to Słowo zabrać, żebyśmy jak najmniej z tego wynieśli.

I w dzisiejszej ewangelii mamy to potwierdzone:

"Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu."

  Jak bardzo są to prawdziwe słowa możemy się przekonać słuchając ostatnich wydarzeń, gdzie ludzie określający się jako"głęboko wierzący", tak naprawdę sprzeniewierzają się wartościom, na które się powołują.
Zapominają o konsekwencjach, jakie powinni ponosić, deklarując się jako Katolicy i uczniowie Chrystusa.

Słuchają, a nie słyszą...

Nie jest to osąd ich osoby,