W mojej parafii już po raz kolejny odbywały się trzydniowe Rekolekcje Ewangelizacyjne. My z mężem byliśmy czwarty raz.
Wyjście na rekolekcje wiąże się dla nas z niemałą wyprawą i przygotowaniami, co jest dla mnie na dzień dobry pewnym zniechęceniem do uczestnictwa. Bo to nie zawsze jest tak, że z achami i ochami jadę. Zawsze znajdzie się jakieś "ale", które próbuje zniechęcić do rekolekcji. Pokusa pozostania w domu przychodzi. Dzięki Bogu, tkwi we mnie pewne poczucie obowiązku, które każe mi wziąć się garść, oraz na straży stoi mąż, który gdy trzeba, pociągnie za rękę. Nie zawsze tak jest, ale skłamałabym gdybym powiedziała, że zawsze mi się chce iść. Mimo, że cały rok czekam na te rekolekcje, to gdy się zbliżają nagle coś próbuje mnie do nich zniechęcić... Jednak wiadomo, że gdzie rodzi się dobro, zły zniechęca, kładzie kłody pod nogi i robi wszystko, żeby odciągnąć od tego.