W Słowie Bożym na dzisiejszą niedzielę
Kościół zaprasza nas do kontemplacji czynów Tego, którego nazywa „zwycięzcą
śmierci, piekła i szatana” i zaprasza nas, abyśmy w tym Paschalnym zwycięstwie Zbawiciela
uczestniczyli przez odnawianą nieustannie postawę wiary.
Ewangelia św. Marka, która wprowadza nas w tę
kontemplację otwiera się znajomą nam sceną. „Gdy Jezus przeprawił się z
powrotem w łodzi na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był
jeszcze nad jeziorem” (Mk 5, 21). Sława Jezusa rozprzestrzenia się
błyskawicznie. Jego niezwykłe znaki przyciągają coraz większe tłumy tak
ciekawskich, jak również chorych, upatrujących w jego pomocy ostatnią, często
dosłownie, szansę na uzdrowienie. Z takim właśnie nastawieniem stają przed
Nauczycielem z Nazaretu główni bohaterowie dzisiejszej perykopy. W obu
przypadkach punktem wyjścia jest ich tragiczna, beznadziejna z ludzkiego punktu
widzenia sytuacja, która staje się okazją dla objawienia się nieskończonej
potęgi Bożej miłości.
Pierwszym postacią jest Jair, jeden z
przełożonych synagogi, prawdopodobnie w Kafarnaum. Św. Marek opowiada, że
właśnie tam Jezus nauczał, po powołaniu dwunastu apostołów, „jak ten, który
ma władzę” (Mk 1, 23), oraz uwolnił człowieka z mocy ducha nieczystego.
Pokonany demon zdradził wówczas, wbrew woli Zbawiciela, Jego prawdziwą
tożsamość, mówiąc „Wiem kto jesteś: Święty Boży” (Mk 1, 24). Widocznie
pokaz mocy Jezusa zrobił na Jairze ogromne wrażenie skoro, powodowany ojcowską
miłością, padł do stóp Jezusa i błagał o ratunek dla córeczki. Musimy sobie
uświadomić, że dla przełożonego synagogi, którego zadaniem było dbanie o
przestrzeganie Prawa, taki gest oznaczał, najprawdopodobniej, w najlepszym
razie utratę piastowanego stanowiska i środków do życia, w najgorszym zaś
śmierć. Jezus bowiem, uzdrawiając właśnie w synagodze, w szabat, człowieka z
uschłą ręką, stał się dla faryzeuszów i zwolenników Heroda bluźniercą i
niebezpiecznym wichrzycielem, którego postanowili zamordować (por. Mk 3, 1-6).