W życiu codziennym, często ścieramy się z różnymi trudnymi pytaniami, na które nie znamy odpowiedzi.
W swojej książce "Nadzieja Poddawana Próbom" o. Salij odpowiada na takie dylematy ludzkie jak np:
"Dlaczego moja wiara jest taka mała",
"Wiara poddawana próbom",
"Czy możemy być swojego zbawienia",
"Komunia Święta na rękę"
"Obyś był zimny albo gorący",
i wiele, wiele innych.
Zachęcamy bardzo do przeczytania. Może ktoś znajdzie tam odpowiedź na nurtujące go pytania.
Książka ta jest wersją darmową, ogólnie dostępną, a znajdziemy ją pod poniżej podanym linkiem:
http://mateusz.pl/ksiazki/js-npp/
I jeszcze do posłuchania i pośpiewania :)
Wiara poddawana próbom... Ta próba jest naprawdę ciężka, trudna do przejścia. Wiem, że Bóg słucha, wysłuchuje... wierzę. Czasem tak mało, czasem dopada zwątpienie, bo nie dostaję tego o co proszę. Proszę nie tylko dla siebie, bo ja jakoś sobie poradzę, wytrzymam. Proszę dla bliskiej mi osoby... jednak nic, dalej nic...
OdpowiedzUsuńEdytko
OdpowiedzUsuńWeź sobie za przykład Hioba - wszystko mówi samo za siebie. Jaka jest nasza wiara? powinna być albo zimna albo gorąca, a jaka jest?
Wiem, że to jest b, trudne, nasze życie powinno polegać na ciągłej walce z przyjemnościami /a jest ona najtrudniejsza/ i z takim "chciejstwem" i jak wtedy trudno się nam pogodzić z Wolą Najwyższego, który wie co dla nas najlepsze i to nam daje. Nasz proboszcz mówił w niedzielę na kazaniu o takim zdarzeniu, gdzie do Ojca Pio przyszła załamana matka prosząc go o wstawiennictwo za jej chore dziecko. On jej powiedział,żeby pogodziła się z wolą Bożą, żeby to dziecko zmarło lecz ona się uparła. O. Pio wyprosił dla niej zdrowie dla dziecka, a po 25 latach jej syn oczekiwał w celi śmierci za zabójstwo. Matka gdyby wiedziała co ją będzie czekało nie upierałaby się wtedy. B. trudne są to decyzje i zawsze w takich sytuacjach wydaje mi się, że trzeba oddać tą decyzję Bogu /najkrótsza nowenna/ i czekać na to jak się potoczą nasze dalsze życie.Czasami trzeba czekać całe życie. Ktoś już umiescił wiersz o matce, która modliła się za syna na różańcu do końca życia, a on dopiero wtedy zrozumiał sens jej modlitwy i się nawróćił. Św. Monika też całe życie modliła się za swojego syna św. Augustyna a został on doktorem Kościoła.Życzę Ci mocnej wiary i nadzieji. Bóg zawsze wysłuchuje naszych próśb, ale daje nam to i w tym momencie kiedy jest to dla nas najlepsze. Zaufaj Mu
Dziękuję za udostępnienie. Zapowiada się bardzo ciekawie...W sam raz na zbliżające się długie, jesienne wieczory. A wiara każdego z nas była chyba poddawana próbie i to nie tylko w kwestii wysłuchania lub też nie modlitwy.
OdpowiedzUsuń:):):) Witajcie :)... pomyślałam, że też spróbuję się podzielić z Wami :) kiedyś zdarzyło mi się usłyszeć takie dosyć brutalne zdanie, porównanie, w odpowiedzi na temat ludzkich narzekań, że modlą sie i modlą o coś co wydaje się tak potrzebne i słuszne, a Pan nie spełniania ich próśb i może nawet ich nie słyszy... Pewien kapłan powiedział : Pan Bóg to nie bankomat. I rzeczywiście często tak jest, że kiedy Pan Bóg nie spełnia próśb ludzie nie tylko narzekają, ale wręcz rezygnują z pielęgnowania swojej wiary...dużo pragniemy, o wiele prosimy i bardzo brak nam cierpliwości, bo chcemy już szybko... To jest właśnie postawa jakiej uczy nas świat :)... a my chrześcijanie jesteśmy tylko przechodniami i nasza Ojczyzna jest w niebie :)... Nie tak dawno ciężko zachorowało jedno z moich dzieci. Myślałam, że rozum stracę. Z pięknej młodej kobiety zrobiła się wychudzona, bardzo mizerna, niemal łysa, kompletnie bez sił Osoba. Jak bardzo modliliśmy się o zdrowie, setki ludzi zostały zmobilizowane, nasza Rodzinka na IMW też :) wielu kapłanów, Msze Święte :), modlitwa także za lekarzy, aby była wreszcie diagnoza i jakiekolwiek leczenie. I cisza, i nic. Tygodniami, a nawet miesiącami... Któregoś dnia w czasie Eucharystii, kiedy już mi się zdawało, że moja bezradność sięgnęła zenitu, nie umiałam już logicznie myśleć, bo chyba wpadałam w rozpacz, przyszła mi taka oto myśl : dziękuj za chorobę dziecka... nie opiszę tu zmagań z samą sobą, ale ochotnym sercem poszłam za tą myślą i z całego serca zaczęłam dziękować Panu i mówiłam w sercu niech będzie Twoja wola... Ten kto ma dzieci i kocha je ponad życie zrozumie co mogłam przeżywać, a może i nie :)... Tak czy inaczej pomyślałam jeszcze tak Panie Boże jeśli jesteś miłością i tylko Ty jeden wiesz czego nam naprawdę potrzeba do szczęścia czyli zbawienia :) to przecież nie dając tego, o co prosimy i tak dajesz to, co dla nas najlepsze... :) Od tametego zdarzenia każdego dnia powtarzam i dziękuję za chorobę dziecka. Obecnie jest już jakieś leczenie i nadzieja, chociaż nadal brak pełnej diagnozy i wciąż trwają badania, a także daleko mówić o powrocie do zdrowia i ostatecznie nie wiadomo co jeszcze będzie... jednak przychodzą wielkie owoce tego w czym trwaliśmy i trwamy :):):) Po pierwsze teraz dopiero wiemy, co to znaczy być naprawdę na kolanach /a zdawało nam się wiele razy wcześniej, że już byliśmy :)/, po drugie Pan Bóg ogarnał nas swoją niepojętą miłością, a wcześniej zdawało nam się, że tak bardzo się kochamy, że już ze wszystkich sił, że już bardziej nie można :)... więc czy można powiedzieć, że Pan Bóg nie troszczy się o nas ludzi, prosiliśmy o zdrowie dla jednej Osoby, a wszyscy doświadczamy umocnienia wiary i głębi miłości. Jesteśmy przekonani, że to wszystko jest owocem cierpienia Pana Jezusa za nas i nas ludzi dla innych ludzi. Chwała Panu, że jest i nas kocha i ratuje od zguby :) ... Mamy szansę:) pisać na tą stronę i niech wszystko służy ku umocnieniu Tych, którzy czytają :):):) tych którym wydaje się :):):), ze tylko oni mają ciągle pod górkę :):):) Radujmy się, bo Pan jest blisko i wszystko jest tak jak zapowiedział, jak obiecał :):):) Alleluja :)
OdpowiedzUsuńSzczęść Boże!
OdpowiedzUsuńJa też uważam, że nasze życie to wieczny egzamin z wiary.
Wiem, że Pan Bóg to nie maszynka do spełniania życzeń.
Każdemu z nas co innego jest pisane.
Np moja mama zawsze mówi , że modliła się całe życie o dobrego męża- bo jej ojciec pił...
W wieku 20 lat została kaleką w skutek nieszczęśliwego wypadku, miała straszne problemy w domu i wyszła za mąż za mojego ojca-przypadkowo poznanego- kiedy już miała 28 lat i straciła nadzieję- okazał się alkoholikiem
Nasze życie z nim było koszmarem.
Mama twierdzi, że Bóg jej nie wysłuchał... całe jej życie to pasmo nieszczęść.
Niby chodziła do kościoła, niby się modliła ale zawsze było coś nie tak.Wiem, że była wewnętrznie skłócona z Bogiem, że nigdy nie pogodziła się z wypadkiem, którego doznała.Mówiła że wolała umrzeć, choć powinna dziękować za darowane życie.
Ze mną różnie bywało, miałam zawsze świadomość , że Bóg jest.
Szukałam go, czasem byłam z nim na" bakier, "ale zawsze się modliłam, choć różnie bywała z chodzeniem do Kościoła.
W wieku 20 lat zapadłam na chorobę, było ze mną na prawdę źle, obiecałam Bogu, że jak z tego wyjdę pójdę na Teologię...Wyszłam i poszłam.
Choć zaliczyłam wszystkie semestry nigdy nie podeszłam do obrony...do dziś mam uraz psychiczny do księży,
Miałam też żal do Boga, za nierówne traktowanie ludzi właśnie przez księży i za poniżenie , którego doznałam nie jeden raz.
Gdzieś tam po drodze złamali mi serce, kiedy się nie dostałam do pracy w szkole...choć bardzo chciałam...to była próba wiary przez którą nie przeszłam....., żal mam z resztą do dzisiaj.Mam wrażenie , że wtedy coś we mnie umarło...
Pogodziłam się z tym, bywało różnie, pracowałam, raz było lepiej, raz gorzej.Były czasy , że świetnie mi się wiodło, dobra praca, mąż, wesele, dorobiliśmy się z mężem mieszkania.....i oboje zostaliśmy bez pracy z długami..... kolejna próba....o jakże ciężka...miałam depresje, mąż pojechał do pracy za granice, najpierw pracował u jednego oszusta, który mu nie zapłacił potem u drugiego, tak przez kilka miesięcy. Było mu wstyd, nie chciał wracać do domu....
Ale wiecie co, ja właśnie wtedy tak na prawdę mocno przylgnęłam do Boga....znalazłam na internecie stronę Adonai i zaczęłam się modlić .
Znalazłam pracę za najniższą krajową ..., mąż też.Jakoś się życie unormowało, choć w ciąż borykamy się z poważnymi problemami finansowymi, a dzieci bardzo chorują.Dziękuję Bogu każdego dnia za Mój Bagaż doświadczeń, bo może to była jedyna droga, która mnie mogła tak na prawdę doprowadzić do Boga.
Pomimo problemów finansowcy i ciężkiej ciąży Bóg obdarował mnie dwójką wspaniałych dzieci, za co dziękuję Mu każdego dnia.
Długo modliłam się o dobra pracę,a mam beznadziejną .Ale myślę, że wszystko ma swój cel.Może to kolejny ze stopni do szczęścia.Może to kolejny etap w drodze do Boga.
Dlatego pomimo niepowodzeń i wątpliwości nigdy nie poddawajcie się i nie traćcie nadziei Dziękujcie za wszystko. Oddajcie Bogu wszystko w modlitwie uwielbienia.
Pozdrawiam serdecznie , zostańcie z Panem.
Bożenka Pz
Trzeba Ufać. Trzeba wierzyć.Trzeba Oddać Mu wszystko.