Mam prawie 42 lata,
żonę, dwóch synów. Różnie bywało... Jednak teraz, jak spojrzę na swoje życie,
widzę jak Pan Bóg wciąż mi błogosławił. W trudnych chwilach zawsze był obok.
Gdzieś podświadomie to czułem ale nie widziałem tego tak wyraźnie jak widzę to
teraz. "Teraz" to znaczy od trzech lat. Nie wiem od czego zacząć swoją opowieść
więc zacznę od Znaku Krzyża. Od jakiegoś czasu tak właśnie zaczynam swoje ważne
dzieła a to jest dla mnie ważne dzieło. Nawet bardzo ważne. Nie wiem czy ktokolwiek to przeczyta i
weźmie na poważnie moje słowa ale wiem, że jestem to winien mojemu
Zbawicielowi. Warto również podjąć taki trud mając tylko cień nadziei, że
dzięki temu świadectwu choćby jedna osoba zmieni swój sposób myślenia na taki,
który doprowadzi ją do Wiecznej Szczęśliwości.
Chciałbym opowiedzieć o tym jak wielką łaską zostałem obdarzony
przez Najwyższego. To łaska
przymnożenia wiary, która dała początek wielu innym łaskom jakie po kolei
otrzymywałem. Sięgając pamięcią ok. 10-ciu lat wstecz przypominam sobie jak w
chwilach jakiegoś kryzysu modliłem się o przymnożenie wiary. Robiłem to w
pewnym stopniu jakby automatycznie, wzdychając do Pana Boga ale równocześnie
mając nadzieję na poprawę mojej sytuacji. Jak się okazuje, Pan Bóg wtedy
uważnie słuchał moich próśb i miał dla mnie swój plan - Boży Plan.
W tym okresie moja
siostra brała systematycznie udział w nocnych czuwaniach na modlitwie w pierwsze piątki miesiąca. Uczestniczyła
w modlitwach uwielbienia oraz modlitwach o uzdrowienie i uwolnienie. Po każdym takim spotkaniu opowiadała
mi o uzdrowieniach jakie się tam dokonywały. Mówiła też o swoim pierwszym takim
spotkaniu na którym usłyszała z ust kapłana słowa poznania, które odniosła
bezpośrednio do swojej sytuacji życiowej w jakiej obecnie była. Opowiadała jak
wówczas słuchając tych słów, ugięły się pod nią nogi i przeszedł po niej
dreszcz. Mówiła, że czuła jakby kapłan opowiadał jej życie - nawet wymienił jej
imię.
Zawsze słuchałem tych
opowieści z zaciekawieniem. Postanowiłem również uczestniczyć razem z nią we
Mszy Świętej z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie lecz jakoś zawsze to
odwlekałem. Ten okres mojego odwlekania trwał około roku. Na początku zawsze
mówiłem, że był to rok zmarnowany, ale
teraz myślę sobie, że może tak właśnie miało być. Może wtedy to jeszcze nie był
mój czas. Kiedyś się o tym dowiem -
kiedyś wszystko zostanie odkryte. Osoba którą posłużył się Pan Bóg czyli moja
siostra, zaproponowała mi kiedyś abym zaczął odmawiać modlitwę przebaczenia i
połączył ją z nowenną do św.
Rity. Poszedłem za jej propozycją. Wyraźnie zacząłem zbliżać się do Boga.
Podczas odmawiania owej modlitwy przebaczenia siłą rzeczy zacząłem cofać się
myślami do lat dziecięcych i przypominać sobie różne sytuacje z mojego życia -
głównie sytuacje przykre, bo o takie tu chodzi - które pomimo upływu lat gdzieś tam głęboko,
niejako w podświadomości, niepotrzebnie tkwiły. Trzeba było wypowiedzieć słowa
przebaczenia - nawet tam gdzie właściwie nie było prawie żadnej krzywdy. Już
wtedy moje serce zaczęło się oczyszczać z tych starych naleciałości z których
wielu z nas nawet nie zdaje sobie sprawy, ale które są. Dowiedziałem się a
raczej nauczyłem się, że przebaczyć to
nie znaczy zapomnieć. Mówił tak przecież nasz wielki święty - Jan Paweł II. Przebaczenie
to nie uczucie lecz akt woli - to jest ta zasadnicza różnica. Dopiero po tym
akcie woli z pomocą Ducha Świętego
możemy wyzbyć się złego uczucia które przy tym zawsze towarzyszy. I do tego należy stale dążyć. Po takim
przebaczeniu człowiek staje się jakby lżejszy. Czuje, że odciął od siebie jakiś
ciężar. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że nie przebaczając sami sobie
szkodzimy. Na pewnym kazaniu słyszałem, że już naukowcy udowodnili, że organizm
człowieka który stale żyje w stanie
jakiegoś ciągłego żalu lub nienawiści zaczyna po 6-ciu miesiącach wytwarzać
komórki nowotworowe. To naukowe podejście do tego tematu też daje wiele do
myślenia. Myślę, że już wtedy - po tych modlitwach - moje serce było lepiej
przygotowane na spotkanie z Bogiem. Nadszedł ten dzień. Nie miałem najmniejszego
pojęcia o tym, że to dzień mojego powtórnego narodzenia - dosłownie, tak jak
pisze w Piśmie Świętym - tylko takie określenie pasuje do tego co się wtedy ze
mną stało.
Błogosławiony dzień - 16.01.2013r. Dotknięty Bożą Łaską. W jednej
chwili – Tchnieniem Ducha Świętego. Przemiana serca, myśli, sposobu
postrzegania wszystkiego wokół oczyma wiary – żywej wiary. To duchowe
uzdrowienie miało miejsce w Jarosławiu po Mszy Świętej w trakcie nabożeństwa o
uzdrowienie i uwolnienie prowadzonego przez o. Józefa Witko, będącego
narzędziem w Rękach Bożych. Często wracam myślami do tamtego dnia. Wiele osób w
tej samej chwili doznało spoczynku w Duchu Świętym – to wtedy „narodziłem się
na nowo”. Ja sam nie doznałem spoczynku – być może Duch Święty uznał, że wystarczy
jak będę naocznym świadkiem tego zjawiska. Widziałem je po raz pierwszy w
życiu. Pomimo blisko pięciu godzin trwania na rozważaniach, na adoracji
Najświętszego Sakramentu, oraz na modlitwie i uwielbieniu, nie miałem najmniejszej
ochoty wychodzić z kościoła, mając równocześnie nieopisany pokój i radość w
sercu. Wraz ze swoją siostrą oraz mamą wyszliśmy z kościoła jako jedni z
ostatnich uczestników, nie licząc kilkudziesięciu osób, które jeszcze trwały w
Spoczynku w różnych miejscach pośrodku świątyni. Doznały Spoczynku w Duchu Świętym poprzez ręce kapłana – o.
Józefa, który na koniec błogosławił z tzw. nałożeniem rąk. Pamiętam jak po
dojściu do drzwi wyjściowych kościoła odwróciłem się w kierunku Pana Jezusa w
tabernakulum aby przyklęknąć i oddać Mu cześć na pożegnanie. Nie zapomnę widoku
jaki się wtedy przede mną rozciągnął. Od chóru aż po same balaski, dziesiątki
spoczywających w bezruchu ludzi, ułożonych w różnych kierunkach – starszych,
młodszych, kobiet i mężczyzn. Przy samym wyjściu – pamiętam – leżał mężczyzna,
ogromny wzrostem i wagą. Aby wyjść ze świątyni trzeba go było obchodzić dookoła
sporym łukiem bo tarasował przejście. Na jego twarzy rysował się pokój i radość. Przy niektórych spoczywających
czekały pojedyncze osoby, pewnie towarzysze, znajomi – do czasu aż się
„przebudzą”.
Po wyjściu ze świątyni zakupiłem w przykościelnej księgarni
polecaną przez o. Józefa książkę pt. „Egzorcyzmy i opętania – 28 prawdziwych
historii”. Kupiłem ją raczej z myślą o koledze, który jak mi się wydawało
powinien był ją przeczytać. Po powrocie do domu zacząłem ją sam czytać, choć
było już dość późno, bo po 22.00. Skończyłem przed godziną 24.00. i ułożyłem
się do snu. Jednak zasnąć od razu nie mogłem. Łzy szczęścia a zarazem
wdzięczności zaczęły spływać jedna po drugiej. Pierwszy raz płakałem ze
szczęścia i pierwszy raz tak obficie. Nie wiem kiedy usnąłem. O godz. 4:45
obudził mnie budzik do pracy. Otworzyłem oczy i TO dalej trwało. Byłem nadal
innym człowiekiem. I ten wielki pokój
w moim sercu który otrzymałem. Nie da się tego opisać. Poczułem się nie tylko
jak ktoś wyjątkowy ale jak ktoś równocześnie silniejszy. Wszelkie trudne jak mi
się wcześniej wydawało sprawy nagle zeszły na plan dalszy. Mój krzyż który
niosłem – bo każdy go ma – stał się nagle śmiesznie lekki, to znaczy ciągle był
ale mnie przybyło nagle tyle sił, że przestałem czuć jego ciężar w tak dużym stopniu jak dotychczas. Zacząłem
go postrzegać z zupełnie innej strony – z tej właściwej strony, nie zakłamanej,
prawdziwej. Co innego zaczęło być dla mnie ważniejsze. Jakbym zaczął żyć w innym świecie. Jednym słowem moje priorytety
uległy gruntownemu przeformowaniu. Zacząłem sobie równocześnie zadawać pytanie:
„Dlaczego właśnie mnie to spotkało?” – takie przymnożenie wiary. Wtedy to
właśnie zacząłem sięgać pamięcią do czasów kiedy modliłem się do Pana Boga
właśnie o przymnożenie wiary. Nic innego nie przychodziło mi do głowy – czym
sobie mogłem zasłużyć u Pana Boga na taką łaskę. Nadal nie wiem – tylko wciąż
dziękuję. To nie jedyny objaw tego „Świętego Dotknięcia”. Pamiętam moją
pierwszą Mszę Świętą po tym zdarzeniu. To była zupełnie inna Msza Święta.
Przeżywałem Ją całym sobą. Byłem zatopiony myślami w każdym słowie, w każdym
geście kapłana. Nadal tak jest. Pamiętam, ze kilka dni po tym zdarzeniu
świętowałem z rodziną w szerszym
gronie swoje imieniny i tak się zdarzyło, że musiałem nawiązać do tego co mnie
spotkało – chciałem dać świadectwo. Uważnie słuchano tego co mówiłem, jednak nie
wszyscy dali temu wiarę. Zauważyłem na twarzach niektórych, że raczej uznano
mnie za kogoś „lekko nawiedzonego” – oczywiście w złym tego słowa znaczeniu. W
późniejszym okresie zachęcałem innych aby zaczęli uczestniczyć w Mszach Św. z
modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie z myślą i zarazem pewnością, że spotka ich to samo co mnie. Nic bardziej
błędnego – myliłem się w tej swojej początkowej „euforii”. Nie działało to
automatycznie – i nigdy tak nie będzie działać. Wszystko zależy od wielu
czynników (czystości serca, wiary, otwarcia się na łaskę Ducha Świętego) a na
końcu decyduje nasz Dobry Bóg. On wie najlepiej kto i kiedy powinien otrzymać
daną łaskę od Niego.
W tym okresie zacząłem również dosłownie łaknąć wiedzy na temat
mojej wiary. Zacząłem dużo czytać. Czytać te pozycje książkowe które
rekomendował o. Józef. W pewnym momencie a właściwie po ok. dwóch latach od mojego
„narodzenia się na nowo” zorientowałem się, że mam tych książek już ponad 50
szt. Wcześniej uważałem się raczej za dość obeznanego w dziedzinie swojej
wiary, jednak po wgłębieniu się w lekturę, mogłem stwierdzić niezbicie, że moja
wiedza była znikoma. Z przykrością muszę stwierdzić, że większość ludzi z
którymi się spotykam posiadają ją również w stopniu znikomym. Zapragnąłem bardzo
przekazywać innym to czego sam się nauczyłem, przeczytałem, jednak moje ziarna
w większości nie padały na urodzajną glebę. Spotykałem się często z
niezrozumieniem, niepoważnym traktowaniem, czasem odrzuceniem. Ale zdarzyły się
również osoby które po usłyszeniu mojego świadectwa przemieniały stopniowo
swoje życie. Warto żyć dla takich chwil. Są też i takie osoby, które jeszcze
stoją na rozdrożu, które trudno przekonać do Pana Boga i takie, które wręcz
odgradzają się od Niego – te przypadki najbardziej bolą. Bolą zwłaszcza wtedy
gdy dotyczą kogoś kto jest nam szczególnie bliski. Nasuwa się wtedy wiele pytań
– czy to dlatego że za mało się modlimy za daną osobę, czy może jeszcze nie
nadszedł czas dla niej. Jedynie Pan Bóg tylko wie i powtórzę, że kiedyś się
tego dowiemy i my - kiedyś wszystko zostanie odkryte. Jednak dla niektórych
będzie niestety za późno. Czasem łapię się na tym, że może zbyt nachalnie
zaczynam przekonywać do swoich racji. W tej materii jednak nie wolno robić nic
na siłę. Pan Bóg nie chce takiej postawy z naszej strony. Jedyne co możemy
zrobić to dawać świadectwo modlić się i pościć w intencji nawrócenia tych osób.
Pewnego razu – idąc bezpośrednio za radą o. Józefa – zacząłem się modlić szczerze
za swoich nieprzyjaciół, szczególnie za jednego. Pan Bóg mi to niespodziewanie wynagrodził.
Trochę to trwało, bo ok. dwóch lat, ale za przyczyną tego człowieka znacznie
wzrosła moja pensja w obecnej pracy. Nie prosiłem o to, nie odpłacałem również
temu człowiekowi tym samym czym on mnie wcześniej raczył. Nie planowałem tego –
Pan Bóg tak to zaplanował dla mnie.
Jeszcze w tym samym roku przewinęła się przez moje ręce książka o
św. Brygidzie Szwedzkiej, której całe życie wypełnione było objawieniami.
Wizjonerka, spotykając się z Panem Jezusem, Maryją i wieloma świętymi,
niestrudzenie przekazywała orędzie o Bożym Miłosierdziu. Spisała ona tzw. Tajemnicę Szczęścia. Kościół nie
potwierdził jedynie 15-tu obietnic przypisanych do owych modlitw ze względu na
niezbyt precyzyjne i niejasne sformułowania opisane przez św. Brygidę, jednak
gorąco zachęca do jej odmawiania. Modlitwę tą rozważa się przez cały rok.
Zajmuje to od 20 do 30 minut dziennie. Można to robić z przerwami. Bez
dłuższego namysłu podjąłem się tego i wytrwałem do końca. Muszę powiedzieć,
że był to rok wyjątkowy – rok kontemplacji Boga i Jego tajemnic. Rok rozważań
Męki naszego Zbawiciela. Nigdy wcześniej nie pomyślał bym o takim
„wyrzeczeniu”. Przypominam jednak, że ono nie wzięło się ot tak. To Łaska od
Boga. Muszę również dodać, że Pan Bóg już na początku mojego postanowienia
pomógł mi „technicznie” - specjalnie wygospodarował dla mnie czas na jej
odmawianie. Może to śmieszne, ale przyspieszył mi na rozkładzie jazdy godzinę
odjazdu autobusu. Po przyjeździe do pracy o dokładnie 20 minut wcześniej mogłem
bez w ciszy i spokoju zatopić się w modlitwie. Dopiero po jakimś czasie dotarło
to do mnie. Teraz baczniej zwracam uwagę na takie „znaki” od Pana Boga. Zauważyłem
też, że wokół mnie zdarzają się nawrócenia ludzi którzy żyli raczej z dala od
Bożych praw. Być może stało się to za pośrednictwem św. Brygidy - tej
odprawionej tajemnicy. Były tam wszakże obietnice nawróceń. Może dzieje się tak
z innego powodu, ale nawrócenia są faktem.
W moim życiu w roku 2012 miało miejsce jeszcze jedno zdarzenie
które odczytuje jako odpowiedź Pana Boga na moje modlitwy. W owym czasie
najbardziej sporna sprawą w moim małżeństwie były sprawy finansowe. Zawsze
miałem tendencję do oszczędzania zarobionych pieniędzy – może nawet do
nadmiernego oszczędzania. Moja żona natomiast zupełnie odwrotnie. Zbyt często
dochodziło do nieporozumień pomiędzy nami w tych sprawach. Pewnego dnia
„dziwnym zrządzeniem losu” ktoś włamał się na pocztę mojej żony oraz na jej
konto Allegro. Przejął nad tym wszystkim kontrolę, kupując sporą ilość zegarków
Rolex na kwotę kilkunastu tysięcy zł.
Moja żona zorientowała się w czym rzecz po kilku godzinach od włamania kiedy to
rozdzwoniły się telefony od zdenerwowanych sprzedawców, którzy domagali się
zapłaty za zakupiony towar lub przynajmniej wyjaśnień z przeprowadzonych
transakcji. Zrobiło się ogromne zamieszanie i bardzo nerwowa atmosfera.
Niektórzy sprzedawcy niedowierzali, że padliśmy ofiarą oszustwa i że sprawa
jest już zgłoszona na Policję a Allegro powiadomione. Wynikiem tego zajścia
było to, że moja żona za moją namową przekazała pod moją pieczę władanie
naszymi finansami. Nieporozumienia gwałtownie się zmniejszyły od tego czasu.
Włamywacz nie został odnaleziony ale i my nie ponieśliśmy jakichś większych
strat finansowych – jedynie koszty rozmów telefonicznych ze sprzedawcami oraz
cała nerwówka. Tak działa tylko Pan Bóg. Ze zła wyprowadził wielkie dobro.
Pokłosiem tego była również zmiana mojej postawy do oszczędzania pieniędzy.
Wyraźnie się zmniejszyło, zacząłem być bardziej „rozrzutny”. Od tamtego czasu
składam większe ofiary nie tylko na tacę ale i na inne cele natury
charytatywnej lub sakralnej. Słyszałem kiedyś świadectwo pewnej pani która
miała zawsze problemy finansowe które znikły w momencie jak zaufała Bogu i
zaczęła oddawać mu dziesięcinę z tego co miała. Do dziesięciny mi jeszcze
daleko ale z roku na rok jest coraz lepiej. Zauważyłem, że gdy nie poskąpię
jakiemuś dziełu to Pan Bóg zwraca mi to z nawiązką. Od jakiegoś czasu wybrałem
pewną formę składania ofiary pieniężnej, która jest dla mnie jakby połączeniem
przyjemnego z pożytecznym – otóż systematycznie zamawiam w różnych miejscach
Polski Msze Święte Wieczyste za różne osoby, począwszy od siebie i swojej
rodziny a skończywszy na osobach zupełnie nie spokrewnionych ze mną lub wręcz
obcych. Zachęcam do tego wszystkich czytających to świadectwo – w internecie
jest wykaz miejsc w których są sprawowane Msze Święte Wieczyste. W
przeważającej większości robi się to bardzo łatwo przez elektroniczny formularz
przesyłając ofiarę na ten cel ofiarę pieniężną od 20 zł. wzwyż. od osoby którą
chcemy wpisać do udziału we Mszach Świętych Wieczystych. To wielka pomoc za
życia dla takiej osoby i po jej śmierci – dopóki istnieć będzie dany zakon
odprawiający takie Msze Święte.
Cdn.
Mariusz B.
+ Witaj Mariuszu ;) z zapartym tchem trwałam na lekturze pierwszej części Twojego Świadectwa o życiu z Bogiem. Zanim będzie ciąg dalszy całym sercem dziękuję Ci Mariuszu, że dzielisz się swoją wiarą i jej przeżywaniem, dziękuję Panu Bogu, że Cię natchnął, napełnił odwagą i serdecznością oraz dał właściwe słowa. Chwała Panu i dziękczynienie za Ciebie i dar dzielenia :) niech wszystko co dajesz ludziom owocuje Bożą Mocą. Chwała Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu...
OdpowiedzUsuńDziękuję Elu za wszelkie ciepłe słowo w moim kierunku - choć nie ma tu żadnej mojej zasługi. Tak sobie czasem myślę, że chciałbym aby na moim nagrobku napisano kiedyś: "Wszystko Panie było i jest Twoje - tylko grzechy były moje...". Cieszę się, że napisałaś - poczułem jeszcze bardziej że warto, choć rozpędzałem się 3 lata.
UsuńŻyczę Ci Błogosławieństwa Bożego i osiągnięcia Szczęścia Wiecznego. Z Panem Bogiem - Chwała Panu:)
Dzisiaj rano w Tv Trwam w Betlejem Skaldów usłyszałem, znane zresztą i z podobnego w wymowie powiedzenia, słowa: Chcesz mieć radość w sercu, to dawaj siebie. Wielu chce prezenty, prezenty, prezenty... Ale na ile starcza radość z nich? Dzięki Mariusz, że dałeś siebie bardzo. Chwała Tobie Panie Boże. Proszę prowadź Mariusza, Jego Bliskich i Błogosław wszelkim Jego poczynaniom.
OdpowiedzUsuńSławek
Pięknie powiedziałeś Sławku. A ja kiedyś słyszałem, że: "Tyle jesteś wart ile dajesz z siebie drugiemu człowiekowi". Niech i Tobie i Twojej Rodzinie Pan Bóg
Usuńbłogosławi obficie - przez całe Wasze długie życie:) Z Panem Bogiem.
Piękne świadectwo!
OdpowiedzUsuńPiekne świadectwo! Przeżyłam podobne nawrócenie. Chwała Panu!
OdpowiedzUsuńPiękne świadectwo, oby Wszyscy doznali takiej przemiany i odnaleźli w życiu prawdziwego Boga.
OdpowiedzUsuńI ja bym tego pragnął by wszyscy tego doznali. A Bób jest tak blisko, na wyciągnięcie ręki - tylko że jest tak wiele rzeczy które nam Jego przesłaniają. Mogą to być nie tylko pieniądze czy sława albo pycha, ale nawet ktoś kogo kochamy. Trzeba się modlić o to by Pan Bóg zdjął wszelkie bielmo z naszych oczu, byśmy widzieli czysto - by nic nam Go nie przysłaniało. Chwała Panu.
UsuńDziękuję Ci Mariuszu za Twoje cudowne świadectwo, wlałeś w me serce wiele radości :):):) czytając Ciebie, jakbym siebie czytała, swoje myśli i siebie widziała :) czekam na ciąg dalszy.
OdpowiedzUsuńMariuszu, niech Bóg obdarza Ciebie i Twoich Bliskich, hojnością swych darów i błogosławieństwem.
Chwała Panu Miłosiernemu za naszego Mariusza!
Bardzo się cieszę, że Pan Bóg tak się mną posłużył i przez to Ty Elu zostałaś pokrzepiona radością. Działa to też i w drugą stronę - i ja się weselę i umacniam. Dziękuję za Twój komentarz.
OdpowiedzUsuńNiech Pan Bóg Ci błogosławi i na długie lata w dobrym zdrowiu pozostawi. Chwała Panu Miłosiernemu za naszą Elę!
Kochany Boże ,dziękuję ,że posłużyłeś się Twoimi Dziećmi ,m.in.Mariuszem,Jego siostrą ...Inicjatywą Modlitwy Wstawienniczej...
OdpowiedzUsuńTy Wiesz ,że takie świadectwa umacniają innych ,najbardziej potrzebne są tym osłabionym duchowo
Kochany Tato,umacniaj nas w wierze,dotykaj oczu duszy ,byśmy przejrzeli...dotykaj naszych uszu,abyśmy usłyszeli,dotknij naszych ust i rąk ,byśmy przemówili...tym,co Chcesz i jak Ty chcesz...
ZAWSZE WOLA TWOJA PANIE
BĄDŹ UWIELBIONY W KAŻDYM TWOIM DZIECKU- moich Siostrach i Braciach + ❤����
Ja mogę powiedzieć tylko "A M E N"
UsuńMariusz.
Dziękuję za te świadectwo. Jest moc w tych doznaniach to jest prawda Bóg działa, jesteśmy dalej ludźmi i cały czas mamy różne odczucia i troski które nam stają naprzeciw. To są często trudy które przeszkadzają lub pomagają nam. Miałem podobne zdaźenia w moim życiu i to mnie zmieniło.Bogu dzięki za wszystko dobro.pozdrawiam. Ale to musi człowiek sam chcieć i wyjść naprzeciw Boźym planom.
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze raz za Twoje świadectwo. Jak pisałem wcześniej mam podobne przeźycie i jest to nie do zapomnienia. Źyczę zdrówka i wielu łask Boźych. Teź spoczynek w duchu świętym to niesamowite. I inne dziwne rzeczy, ale dobre. Bogu dziękuję za wszystko. Chociaż trudności teź nie znikają.
OdpowiedzUsuńKazimierz.
Kazimierzu - i ja Ci dziękuję. Spoczynku w Duchu Św. nigdy nie miałem. Widocznie Duch Św. tak postanowił i wierze że to jest dla mnie najlepsze. Trudności będą zawsze. Myślę że powinieneś opisać swoje przeżycia mimo Twoich trudności w ich napisaniu. Umocnią innych a kto wie - może zawrócą nie jedną osobę z drogi do otchłani. Pomyśl o tym. Miałbyś wielką zasługę u Boga. Zauważ też że trudności się piętrzą zwłaszcza wtedy gdy chcemy zrobić coś dobrego. Pierwszym symptomem jest przeważnie lęk, później inne, nawet fizyczne przeszkody. Pozdrawiam Cię. Niech Pan Ci błogosławi.
UsuńMariusz
Pięknie napisane.
OdpowiedzUsuńDziękuję za to, że się z nami Podzieliłeś.
Pozdrawiam
Bożenka Pz
Dziękuję Ci Bożenko i również pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBłogosławionej nocy.
Mariusz.
Wspaniałe świadectwo...dziękuję...z Panem Bogiem
OdpowiedzUsuń