Kolejne rozdziały Pisma Świętego za mną.
Dzisiaj było o powołaniu Abrama
i złożonej mu obietnicy.
Abram... patrząc przez pryzmat tamtych
czasów i ówczesnego środowiska,
był człowiekiem przegranym.
Nie miał potomstwa, nie miał komu
przekazać swojego majątku.
Liczne potomstwo było znakiem błogosławieństwa...
Pan nakazuje mu zabrać ze sobą wszystko i pójść za Nim
dokąd mu wskaże. Obiecuje także Abramowi liczne potomstwo.
On stary, Saraj też więc z ludzkiego punktu widzenia,
zerowe szanse na potomstwo, a jednak Bóg daje mu obietnicę,
że Saraj, jego żona urodzi mu syna.
Jak wielka musiała być jego wiara skoro zgodził się pójść
za Panem w nieznane. Uwierzył w obietnicę, że jego bezpłodna
żona urodzi mu potomka.
Czy ja byłabym zdolna do takiej wiary???
Chciałabym mieć taką wiarę. Tyle nieraz wątpliwości jest we mnie.
A Pan Bóg czeka i jest cierpliwy.
Czasem mam jakąś wizję , pomysł na przyszłość, a nawet
nie zastanowię się, czy taką samą wizję ma Pan Bóg.
Nieraz chciałabym na już, mieć to co sobie zaplanowałam,
żeby mi się tak po mojemu to poukładało, ale wszystko ma
swój czas, o ile ma się to w ogóle zrealizować.
Te moje wizje, tak jakoś bardzo korespondują z tym co
Ania napisała w tekście "Zaufać Słowu".
Widocznie miewamy podobnie.
Wiara i zaufanie, to jest to, czego oczekuje ode mnie Bóg.
Żeby pozwolić Mu poprowadzić się przez życie, do wyznaczonego
przez Niego celu.
Aneta