Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

25.06.2017

„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą” (Mt 10, 28).

 
W dzisiejszą, XII niedzielę zwykłą, Kościół kontynuuje lekturę dziesiątego rozdziału Ewangelii według św. Mateusza. Jego treść stanowi mowa misyjna Jezusa, który „widząc tłumy ludzi, litował się (gr. esplanchnichsthe) nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9, 36). Z tej miłości miłosiernej przenikającej bóstwo, duszę i ciało Chrystusa, rodzi się Boże pragnienie zbawienia, a zatem również ewangelizacji każdego człowieka. Jego wyrazem jest wybranie przez Zbawiciela „robotników”, których następnie wyprawił „na swoje żniwo” (por. Mt 9, 38).

   W zeszłą niedzielę słuchaliśmy ewangelicznej opowieści o wybraniu przez Jezusa, spośród wszystkich idących za nim uczniów, Apostołów, na których fundamencie Pan zbudował swój Kościół (por. Ef 2, 19-22). Trwać w jedności Bożej budowli na fundamencie Apostołów oznacza dla chrześcijanina, być – w konkretności swojego powołania – takim jak oni, a z nimi stawać się takim jak Chrystus, nasz Pan i Odkupiciel.

  Tym, który inicjuje i prowadzi proces głębokiej przemiany Apostołów na obraz i podobieństwo Boże, jest Syn w Duchu Świętym. Św. Mateusz pisze: „Wtedy przywołał do siebie (gr. proskalesamenos) dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy (gr. eksusian) nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości” (Mt 10, 1). Misja apostolska ucznia Chrystusa rozpoczyna się od doświadczenia bliskości wołającego go Pana. Bóg, który u początków powołania Mojżesza powiedział do niego z ognistego krzewu: „Mojżeszu, Mojżeszu!» On zaś odpowiedział: «Oto jestem». Rzekł mu [Bóg]: «Nie zbliżaj się tu! Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą” (Wj 3, 4), w Chrystusie przywołuje do siebie wszystkich, którzy w Niego wierzą, w szczególności tych, którzy trudzą się na niwie Słowa: „Przyjdźcie do Mnie (gr. deute pros me) wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych” (Mt 11, 28-29). Tego ukojenia uczniowie doświadczą, jeżeli przyjmą postawę dziecka, bezgranicznie ufającego swojemu ojcu, której wzorem jest postawa Jezusa wobec Boga: „On przywołał (gr. proskalesamentos) dziecko, postawił je przed nimi i rzekł: «Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18, 2-4).

  Uniżenie i pokora są postawą ucznia, której Bóg oczekuje od niego w sposób szczególny, ponieważ umożliwia Mu ona wylanie na wierzącego łask, które przemieniają go w użyteczne narzędzie w realizacji Bożych planów zbawienia świata. W Ewangelii św. Łukasza Maryja chwali Boga słowami: „Wielbi dusza moja Pana, i raduje się duch mój w Bogu, moim Zbawcy. Bo wejrzał na uniżenie Służebnicy swojej. Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny” (Łk 1, 46-49), zaś św. Paweł ogłasza kenozę Bożego i jej Syna, który „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 6-8).

  Tymczasem świat, kierując się swoimi kryteriami, uważa chrystusową „naukę krzyża” za głupstwo: „Nauka bowiem krzyża głupstwem (gr. moria) jest dla tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą (dynamis Theou) zaś dla nas, którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor 1, 18). Co więcej, to Chrystus, działający w swoim Słowie, jest zgorszeniem dla świętoszkowatych „teologów” i głupstwem dla przemądrzałych „filozofów” – czyli ludzi dalekich od postawy autentycznej bojaźni Bożej i pokory – jak pisze św. Paweł: „my głosimyChrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem (gr. skandalon) dla Żydów, a głupstwem (gr. morian) dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą” (1 Kor 1, 23-24).

  Dla głoszenia „głupstwa” krzyża, to znaczy bezwarunkowej miłości Boga do każdego człowieka,  Chrystus wybrał swoich Apostołów, a następnie przywołał ich, obdarzył tą samą mocą Ducha Świętego, którą otrzymał od Ojca, i posłał najpierw do „owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt 10, 5), a po swoim Zmartwychwstaniu do „wszystkich narodów” (por. Mt 28, 19), jak pisze św. Mateusz: „Tych to Dwunastu wysłał Jezus, dając im następujące wskazania (gr. parangeilas)” (Mt 10, 5).

  To właśnie apostolskie wskazania Jezusa są treścią dzisiejszej perykopy ewangelicznej. Wszystkie one koncentrują się wokół maksymy: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela ani sługa swego pana. Wystarczy, jeśli uczeń będzie jak jego nauczyciel, a sługa jak pan jego” (Mt 10, 24-25). W Ewangelii św. Łukasza mamy nieco inną wersję tego powiedzenia: „Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero wpełni wykształcony (gr. katertismenos, wydoskonalony), będzie jak jego nauczyciel” (Łk 6, 40). Te słowa Jezusa przywodzą na myśl cel naszego chrześcijańskiego życia, według indywidualnego powołania, tak jak go zdefiniował św. Paweł: „aż dojdziemy wszyscy razem do jedności wiary i pełnego poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4, 13).  Św. Jan wskazuje – w podobnym duchu – na identyczny los uczniów i Pana, który powiedział: „Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: "Sługa nie jest większy od swego pana". Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał” (J 15, 20-21). Autentyczny apostolat jest następstwem upodobnienia się ucznia do Jezusa, które jest owocem działania Ducha Świętego. Wówczas świat traktuje apostoła z tą samą nienawiścią, z jaką przyjął Jezusa: „Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was kochał jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi” (J 15, 18-19). Paradoksalnie miarą naszej autentyczności chrześcijańskiej jest wrogość „świata” wobec nas. Jeżeli żyjemy Chrystusem i głosimy Chrystusa nie unikniemy zderzenia z szatanem i tą częścią świata, której dobrze w ciemności grzechu. Jeżeli natomiast ukrywamy naszą apostolską tożsamość, niczym krzyżyk pod koszulą, zadowolony świat będzie głaskał nas po głowie i nagradzał za bierność wobec jego walki z Dobrą Nowiną.    

  Jednocześnie, właśnie dzięki temu głębokiemu zjednoczeniu / upodobnieniu do boskiego Mistrza, którego następstwem jest cierpienie niesprawiedliwości ze strony świata, apostołowie przynoszą owoc, zgodnie ze słowami Jezusa: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5).

  Trwanie w Jezusie, a z Nim w Ojcu, w mocy Ducha Świętego, rodzi prawdziwy pokój, który jest swoistym zadatkiem wiecznej szczęśliwości. Umożliwia on nowe, opromienione łaską spojrzenie na własne życie i otaczający nas świat przez pryzmat Bożej Opatrzności. Widzimy wówczas nas samych, a także wszelkie stworzenie, które wyszło z rąk miłosiernego Stworzyciela, niejako zanurzone w Nim, Dawcy życia, o którym święty Paweł mówił do Ateńczyków:  „Bo w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17, 27-28).

  Apostołowie nie muszą obawiać głoszenia Dobrej Nowiny o Królestwie Bożym, które „przybliżyło się” w Jezusie Chrystusie. Każde słowo Jezusa jest ostatecznie adresowane do wszystkich ludzi bez wyjątku – nawet tych, którzy uznając je za bluźnierstwo lub głupstwo będą krzywdzić uczniów – a jego głoszenie jest wpisane w odwieczny, Boży plan zbawienia. Bóg zaś obroni swoich Apostołów i sam zadba, aby przyniosło zamierzony przez Niego owoc, jak głosił Izajasz: „tak słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do Mnie bezowocne, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem, i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55, 11). W tym duchu możemy rozumieć słowa Pana:

  „Więc się ich nie bójcie (gr. me oun phoubethete autous)! Nie ma bowiem nic zakrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie na świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach!” (Mt 10, 26-27).

   Warto w tym miejscu zastanowić się, czy ja mam świadomość mocy, jaką Jezus daje mojemu słowu, jeżeli wypowiadam je w Jego imię, w posłuszeństwie Jego woli? Nawet, jeżeli to będzie pozornie nic nie znacząca uprzejmość lub konwersacja. Błędem jest myśleć, że dar głoszenia Słowa Bożego dany jest jedynie osobom konsekrowanym. Owszem, ich misja jest szczególna, gdyż  „Skoro więc autorytatywne głoszenie słowa Bożego należy do funkcji wynikających ze święceń kapłańskich, to możemy powiedzieć, że w sensie ścisłym podmiotem nadrzędnym przepowiadania w Kościele są biskupi oraz ich pomocnicy, tzn. kapłani i diakoni” (Ks. Tadeusz Lewandowski, Udział Laikatu w przepowiadaniu kościelnym (…), Ateneum Kapłańskie, Zeszyt 1 (542)). Tym niemniej nie można zapominać, że „każdy członek Kościoła powinien być świadomym swojej tożsamości, otrzymanego chryzmatu i posłannictwa, aby jak najlepiej włączyć się w zadanie nowej ewangelizacji, która spoczywa na całym Ludzie Bożym. (…) Tak więc wierni świeccy uczestnicząc - w sposób zgodny ze swoją naturą - "w prorockiej funkcji Chrystusa, zostają ustanowieni Jego świadkami i obdarzeni zmysłem wiary oraz łaską słowa. Wszyscy są powołani, aby stawać się coraz bardziej Potężnymi głosicielami wiary w rzeczy, których się spodziewają (por. Hbr 11,1)” (tamże).

   Skoro upodobnienie Apostoła do Jezusa ma być doskonałe, to również i jego los jest naznaczony losem Zbawiciela. Jezus jest realistą. Zna świat lepiej niż ktokolwiek z nas i wie, do czego zdolni są ludzie chcący zniszczyć Jego dzieło. Mimo to nie wacha się posłać swoich Apostołów i przyjaciół na – jak się ostatecznie okaże – pewną i bolesną śmierć. Tylko Jan umrze śmiercią naturalną, ponieważ w pewien mistyczny sposób współumierał on z Chrystusem i Jego Najświętszą Matką na Golgocie. Śmierć męczenników za wiarę w Chrystusa, zarówno tych pierwszych, którzy ginęli mając przed oczyma oblicze Jezusa, takiego jakiego poznali i ukochali, jak również tych nam współczesnych, umierających nie mniej krwawo tysiącami na Bliskim Wschodzie, czy w Afryce, jest wpisana w misję Chrystusa oraz Jego Kościoła i wyraża nie porażkę, jak chcieliby tego wrogowie Pana, lecz zwycięstwo tego życia, które zakorzenione w miłości Boga jest wieczne. Doskonale wyraził tę prawdę św. Paweł: „I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 8, 38-39).

   Jezus, posyła swoich uczniów między wilki, w pełni świadom tej władzy pasterskiej, którą obdarzył Go Ojciec, w mocy której daje im życie wieczne: „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca (J 10, 27-29)”.

  „Nie bójcie się (kai mene phobeisthe) tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się (gr. phobeisthe) raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież żaden z nich bez woli Ojca waszego nie spadnie na ziemię. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Mt 10, 28-31).

   Zatem dopóki uczniowie pozostają wierny Jezusowi, nie muszą się bać niczego, nawet śmierci, rozumianej jako biologicznego końca istnienia, ponieważ są włączeni w śmierć Chrystusa, a zatem również Jego nad nią zwycięstwo, o czym św. Paweł przypomina nam w Liście do Kolosan: „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale” (Kol 3, 3-4). Nie mogą oni jednak zrezygnować z ostrożności, świadomi, że szatan bardziej niż kiedykolwiek wcześniej dążył będzie do ich wiecznego potępienia. Dlatego Jezus każe im się go „bać”, to znaczy nie lekceważyć działania złego ducha i niebezpieczeństw z tym związanych, lecz pracować nad swoim nieustannym udoskonaleniem, prosząc Boga Ojca słowami Modlitwy Pańskiej: „i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!” (Mt 6, 13).  
 Św. Piotr upomina nas w tym samym duchu: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze przeciwstawcie się jemu” (1 P 5, 8-9). Nieustanne czuwanie jest ważnym elementem nauczania Pana Jezusa i wskazuje na dwie postawy wobec Niego, a zarazem dwa możliwe zakończenia naszej ziemskiej egzystencji. W przypowieści o dziesięciu pannach, pięć z nich cechuje się prawdziwą roztropnością, która każe im dbać o odpowiedni zapas oliwy, pozostałe pięć w ostatecznym rozrachunku okazuje się być głupimi, mimo że z pewnością kierowały się swoją „roztropnością” (por. Mt 25, 1-13). Pierwsze „ weszły z nim na ucztę weselną”, drugie usłyszały z jego ust straszliwe słowa: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Dla duszy stającej wobec piękna Boga, z którym nie może się połączyć, takie słowa już są piekłem. To, co zdaje się różnić obie grupy panien, to mądrość w miłości do pana młodego, która każe im z trwogą myśleć o sytuacji, w której mogłoby im zabraknąć oliwy, gdy on nadejdzie i odpowiednio zaopatrzyć swoje lampy na czas oczekiwania. Tę mądrość i zapobiegliwość daje moc wiary nieustannie rozpalana płomieniami miłości do Boga.  O autentycznej postawie i dwojakim, ostatecznym losie ucznia Jezus mówi również dziś w kontekście apostolskiej misji dawania świadectwa:

Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie” (Mt 10, 32-33).

  Pan oczekuje od nas wierności i odwagi w dawaniu świadectwa o Bogu, który zbawia wszystkich ludzi w swoim Synu. Obdarzył nas On wieloma darami duchowymi i teraz oczekuje, abyśmy przynieśli owoc na życie wieczne. Bycie chrześcijaninem jest tożsame z codziennym dawaniem świadectwa słowem i czynem. Świat chciałby, abyśmy nas chrzest i powołanie do świętości traktowali jako coś prywatnego, indywidualnego, niemal wstydliwego, czym każdy cieszy się w zaciszu swojego domu, co najwyżej przeżywa wśród kościelnych murów. Jeżeli damy się zamknąć do kulturowego getta i odpuścimy, możemy liczyć się ze słowami, które Jezus wypowiedział w  przypowieści o niewiernym słudze: „Sługa, który zna wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę” (Łk 12, 47). Warto zatem często powtarzać sobie za św. Pawłem: „Świadom jestem ciążącego na mnie obowiązku. Biada mi, gdybym nie głosił Ewangelii!” (1 Kor 9, 16) i podczas codziennego rachunku sumienia zadawać sobie pytanie: na ile udało mi się w tym, co tego dnia myślałem, mówiłem, czy robiłem, odpowiedzieć na wezwanie św. Pawła: „Przeto czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie” (1 Kor 10, 31). Czy w mojej postawie wobec Boga i wobec bliźniego odbijała się – niczym na obliczu Mojżesza – chwała Boża (por. Wj 34, 35)? Wszak – parafrazując słowa naszego Zbawiciela – oto tu, w Kościele świętym, który codziennie karmi mnie Najświętszym Ciałem Jezusa, jest coś więcej od Mojżesza, Jonasza i Salomona (por. Mt 12, 38-42).   

                                                             Arek

1 komentarz:

  1. Dziękuję Bogu za przypomnienie, że głupstwo Krzyża jest po prostu zgodą na dawanie miłości bezinteresownej. Za słowa o dziecięcym zaufaniu, którego tak bardzo często mi brakuje. O posłaniu i wierze w prowadzenie Ducha Świętego. Niech Pan Bóg prowadzi Cię Arku dalej w przekazywaniu Słowa i udziela obfitych łask.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.