Ewangelia, którą rozważamy w IV niedzielę Wielkiego Postu wprowadza nas głębiej w klimat przejścia z ciemności do światła, ze śmierci do życia, od adoracji węża, wywyższonego na pustyni przez Mojżesza, do adoracji Jezusa, który został wywyższony na Golgocie dla naszego zbawienia.
Okazją dla dzisiejszego nauczania Pana Jezusa była nocna wizyta Nikodema: „Był wśród faryzeuszów pewien człowiek, imieniem Nikodem, dostojnik żydowski. Ten przyszedł do Niego nocą i powiedział Mu: «Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim” (J 3, 2). Nikodem, choć uwierzył w boskie pochodzenie Jezusa, czekał, aż nadejdzie noc, aby się z Nim spotkać i wyznać swoją wiarę. Takie postępowanie powodowane było strachem przed reakcją Żydów wrogich Panu. Wprawdzie dostojnik ów podjął wędrówkę ku Prawdzie i Światłu, lecz była to wędrówka niedoskonała, ponieważ godził się on na kompromis z ciemnością, będącą – jak powie dziś zbawiciel – środowiskiem „umiłowanym” przez tych, którzy czynią zło (por. J 3, 19).
W tym
sensie, mimo łaski Ducha Świętego, który wzbudził w nim wiarę, Nikodem
przypominał duchowo swoich przodków, nie potrafiących – mimo ewidentnych znaków
miłości i wierności ze strony Boga – wyrzec się niedowiarstwa, które owocowało
szemraniem i odstępstwem, ilekroć coś szło nie po ich myśli. Jezus nawiązuje
dziś do historii niewierności wędrującego przez pustynię narodu wybranego, o
której czytamy w Księdze Liczb: „Od góry Hor szli w kierunku Morza
Czerwonego, aby obejść ziemię Edom; podczas drogi jednak lud stracił
cierpliwość. I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi” (Lb 21, 4).
Konsekwencją nieposłuszeństwa Bogu było cierpienie i śmierć z powodu palącego
jadu wężów kąsających Izraelitów. Nietrudno dostrzec w tym wydarzeniu
podobieństwo do konsekwencji pierworodnego nieposłuszeństwa naszych prarodziców
zwiedzionych przez węża w ogrodzie Eden (por. Rdz 3). Wąż nigdy nie zrezygnował
ze swojego dzieła całkowitego zniszczenia ludzi. Ponieważ zaś nie może
bezpośrednio ugodzić w Boga, zatruwa swoim jadem pychy i nieposłuszeństwa tych,
którzy zostali stworzeni na Boży obraz i podobieństwo.
Bóg jednak
nie pozostawił człowieka samemu sobie, pozwalając aby diabeł zabijał duchowo
Jego dzieci. Gdy tylko uznamy własny grzech i w ten sposób damy Panu szansę
odbudowania właściwych relacji, które nas z Nim łączą, On niezwłocznie ukazuje
nam swoje zbawcze oblicze: „Przybyli więc ludzie do Mojżesza mówiąc:
«Zgrzeszyliśmy, szemrząc przeciw Panu i przeciwko tobie. Wstaw się za nami do
Pana, aby oddalił od nas węże». I wstawił się Mojżesz za ludem. Wtedy rzekł Pan
do Mojżesza: «Sporządź węża i umieść go na wysokim palu; wtedy każdy ukąszony,
jeśli tylko spojrzy na niego, zostanie przy życiu». Sporządził więc Mojżesz
węża miedzianego i umieścił go na wysokim palu. I rzeczywiście, jeśli kogo wąż
ukąsił, a ukąszony spojrzał na węża miedzianego, zostawał przy życiu” (Lb
21, 7-9). Przebłagalne wstawiennictwo Mojżesza, oraz znak wywyższonego na palu
węża są symbolami wskazującymi na Jezusa, gdyż „Przez ofiarę swojego ciała
na krzyżu dopełnił On ofiary Starego Przymierza i oddając się za nasze
zbawienie sam stał się Kapłanem Ołtarzem i Barankiem ofiarnym” (Prefacja
Wielkanocna).
Nic więc
dziwnego, że rozmawiając z żydowskim dostojnikiem i znawcą Prawa, Jezus
nawiązał do tego właśnie epizodu z historii narodu wybranego. Zbawiciel pragnął
wskazać Nikodemowi istotę historii zbawienia ludzkości, w którą w sposób
szczególny wpisany jest naród żydowski. Wędrowanie Izraelitów przez pustynię
pod opieką Boga było bowiem ważnym etapem wędrówki człowieka ku jego Stwórcy w
celu odzyskania utraconej przyjaźni, która łączyła go z Bogiem w ogrodzie Eden.
Na skutek grzechu człowiek, zamiast oczekiwać z niecierpliwością spotkania z
Panem, zaczął traktować Go jako zagrożenie: „Gdy zaś mężczyzna i jego żona
usłyszeli kroki Pana Boga przechadzającego się po ogrodzie, w porze kiedy był
powiew wiatru, skryli się przed Panem Bogiem wśród drzew ogrodu” (Rdz 3,
8).
Jezus mówi
dziś do Nikodema i do nas wszystkich: nie lękaj się Boga! Wyjdź z ciemności
przywiązania do grzechu i zanurz się w Światłości, która daje Życie. Przestań
postrzegać Ojca niebieskiego jedynie z perspektywy setek nakazów i zakazów,
które absolutyzowane wykrzywiają Jego obraz w twoim sercu. Przypomnij sobie
historię zdrady narodu wybranego i zbawczego działania Boga. To nic w
porównaniu z faktem, że „jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak
potrzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał
życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał,
aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg
nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat
został przez Niego zbawiony” (J 3, 14-17).
Zrozumienie
i przyjęcie radosnej Ewangelii Jezusa o Ojcu Niebieskim, który – jak pisze św.
Paweł w liście do Efezjan – „będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą
miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z
Chrystusem przywrócił do życia” (Ef 2, 4-5) musi być uprzedzone i wsparte
łaską Ducha Świętego. Nauczając Nikodema, Jezus ucieka się do porównań i
przenośni, wobec których dostojnik pozostaje bezradny. Wymiar duchowy pozostaje
dla tego eksperta od religijnej kazuistyki zupełnie nieosiągalny: „Jakżeż
może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona
swej matki i narodzić się?” (J 3, 4). Tymczasem, aby w wędrówce przez życie
pójść za Jezusem ku pełnemu oraz autentycznemu poznaniu i doświadczeniu Boga,
należy zerwać z tym co stare, jedynie pewne, wygodne czy dające złudne poczucie
bezpieczeństwa i stać się nowym człowiekiem w nocy Ducha Świętego: „Zaprawdę,
zaprawdę, powiadam ci, jeśli się ktoś nie narodzi z wody i z Ducha, nie może
wejść do królestwa Bożego. To, co się z ciała narodziło, jest ciałem, a to, co
się z Ducha narodziło, jest duchem” (J 3, 5-6).
Dopiero
wówczas człowiek „przyobleczony w Chrystusa”, patrząc na świat Jego oczyma,
oraz kochając Boga i ludzi Jego sercem jest w stanie zrozumieć – dzięki
mądrości i mocy krzyża Zbawiciela – że Bóg, który jest Miłością (por. 1 J 4,
8), objawia swoją sprawiedliwość i sąd z nią związany jako doskonały akt
odwiecznej Miłości, która się ofiaruje bezgranicznie, lecz która również może
być odrzucona na zawsze: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to,
aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy
w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie
uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło
przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo
złe były ich uczynki” (J 3, 17-19).
Zbliżanie
się do światła, o którym mówi Jezus w ostatnim zdaniu dzisiejszej perykopy
ewangelicznej, nie jest beztroskim spacerkiem w chodziku. Raczej przypomina ono
– dla tych, którzy narodzili się z wody i Ducha – stawianie pierwszych, coraz
pewniejszych kroczków przez dziecko idące z ufnością ku rozwartym szeroko
ramionom kochającego Ojca. Nie brak przy tym mniej lub bardziej bolesnych
upadków, z których podnosi nas w sakramencie pojednania miłujący Bóg. Nikt z
nas bowiem nie spełnia wymagania prawdy na sposób, który czyniłby nas bez
wysiłku i natychmiast doskonałymi, jak doskonały jest nasz Ojciec niebieski
(por. Mt 5, 48).
W rozmowie z
Tomaszem P. Terlikowskim ks. Piotr Glas opowiada o uzdrowieniu, jakiego
doświadczają osoby poranione duchowo: „Nie ma prawdziwego duchowego
uzdrowienia od razu. Bez żadnych kosztów, bez walki uzdrawiają tylko okultyści.
Na czym polega okultystyczne uzdrowienie? Właśnie na tym, że stan bardzo szybko
się poprawia, po czym niestety wszystko bardzo szybko wraca, albo jeszcze się
pogarsza. Tak się nie dzieje, gdy uzdrawia Bóg. On zazwyczaj działa stopniowo.
Oczywiście, zdarzają się cuda, ale w większości uzdrowień duchowych dzieje się
to stopniowo. (…) Ale tak musi być, bo walka duchowa nie jest magią. Walka
duchowa to konkretne koszty, rezygnacja z wielu spraw, wysiłek i zaangażowanie.
Pan Bóg musi zobaczyć, że się starasz, że chcesz, że walczysz” (Ks. Piotr
Glas „Dekalog. Prawdziwa droga w czasach odmętu”. Str. 56-57).
Autor
natchniony uczy nas w Księdze Przysłów, że chociaż walka z grzechem wpisana
jest naszą codzienność, to naszym obowiązkiem jest za każdym razem z niego
powstawać i podejmować drogę ku pełnemu zjednoczeniu z Bogiem: „prawy
siedmiokroć upadnie i wstanie, a występni w nieszczęściu upadną” (Prz 24,
16). Nie tym bowiem rożni się człowiek sprawiedliwy od występnego, że jest
wolny od grzechu, lecz tym, że zło nazywa złem i za każdym razem, gdy upadnie
ufnie prosi Boga o przebaczenie i o siły w postępowaniu w doskonałości
chrześcijańskiej. Tymczasem ludzie przewrotni idą na kompromis z grzechem,
usprawiedliwiają go rzekomym wyższym dobrem lub wręcz przeinaczają i nazywają
dobrem to, co sam Bóg nazwał złem. Zagłuszają oni w ten sposób swoje sumienia i
zwodzą innych. Na końcu jednak wszyscy staniemy wobec Światła, w którego blasku
okaże się na ile, wędrując przez pustynię naszej codzienności, spełnialiśmy
wymagania Prawdy, to znaczy zachowywaliśmy, w jego autentycznym sensie,
jezusowe przykazanie wzajemnej miłości ( por. J 13, 34), na ile zaś szemraliśmy
przeciwko Bogu, niepomni, że rodząc się na nowo z wody i z Ducha zostaliśmy
nabyci przez Niego za „wielką cenę” Najświętszej Krwi Jego Syna (por. 1 Kor 7,
23).
Przyjąć
Jezusa jako jedynego Syna Bożego i Zbawiciela świata, oraz narodzić się
ponownie z Ducha Świętego, to znaczy – jak uczy nas św. Jan w Prologu swojej
Ewangelii – narodzić się z Boga (por. J 1, 11-13). Przez uświęcającą moc Ducha
Świętego cierpienia dzieci Bożych, wynikające z ich walki z grzechem i własną
słabością, nabierają ogromnej mocy w oczach Bożych. Często nie zdajemy sobie
sprawy z jaki utęsknieniem dusze czyśćcowe czekają na każdy akt miłosierdzia, w
którym ofiarujemy nasze cierpienia, nawet te wywołane grzechem, z którego jednak
się uwolniliśmy, w intencji skrócenia ich kary w czyśćcu. Dusze te potrafią
odwdzięczyć się nam i wspierają swoją skuteczną pomocą tych wszystkich, którzy
o nich pamiętają. Wzorem ks. Dolindo, nie żałujmy im, szczególnie w tym
błogosławionym okresie ćwiczeń wielkopostnych, naszych modlitw i umartwień.
Arek
Nikodem przyszedł do Pana Jezusa pod osłoną nocy…
OdpowiedzUsuńDzisiaj na Mszy ksiądz mówił, że ciemność… noc, nie sprzyjają poznaniu, raczej zakrywają…
W przypadku Nikodema było inaczej. Uwierzył i bardzo chciał trwać.
Wytrwał tak, że aż usłużył Panu Jezusowi grzebiąc Jego Ciało.
Nikodem miał środowisko i okoliczności życiowe dość trudne, jednak zaczynając od skrytego przyjścia skończył na stanięciu w świetle dnia w sprawie Jezusa. Myślę, że przy okazji światło zajaśniało w jego duszy.
Środowisko i okoliczności naszego życia, nie są pogrążone w takich ciemnościach i mroku. A jeżeli tak, to często na własne, życzenia: zaniedbania relacji z Bogiem, odwrócenie się od Poznania, płynięcie z prądem życia…
Trwajmy w obecności Jezusa, a mrok nas nie pochłonie, a w świetle lepiej widać.
Sławek +
Dziękuję Sławku,piszesz krótko,a potem długo o tym się rozmyśla.To prawda,w świetle lepiej widać.
OdpowiedzUsuńŁucjo, to co mam, mam od Boga. Jeśli tego w trakcie życia nie oddam, tzn. że to zmarnuję, bo do grobu tego nie zabiorę. Próbuję oddawać+
OdpowiedzUsuń