Dzisiejsze czytania wprowadzają nas
w misterium powtórnego przyjścia Pana Jezusa w Jego chwale.
Istotne jest, w jakich okolicznościach Pan Jezus wygłasza swoją naukę.
Chrystus, który jak pamiętamy z zeszłotygodniowej Ewangelii, przebywał w
świątyni, gdzie: „zaczął wyrzucać tych, którzy sprzedawali i kupowali w
świątyni, powywracał stoły zmieniających pieniądze i ławki tych, którzy
sprzedawali gołębie, i nie pozwolił, żeby kto przeniósł
sprzęt jaki przez świątynię” (11, 15-16). Co ważne, to pragnienie przywrócenia
świątyni jej pierwotnego przeznaczenia, czyli bycia „domem modlitwy”, ugodziło
w interesy arcykapłanów i uczonych w Piśmie, którzy „szukali sposobu, jak by go
zabić. Czuli bowiem lęk przed Nim, gdyż cały tłum był zachwycony Jego nauką”
(Mk 11, 18). Innymi słowy, zagrożenie interesom finansowym kapłanów, jak
również stanowienie – w mniemaniu ich oraz saduceuszów – zagrożenia dla kultu
bożego i ładu społecznego, stało się przyczyną skazania Jezusa na śmierć. W
sercach tych ludzi Jezus już został skazany i Jego los przesądzony. Potwierdza
to niejako zdanie: „Gdy zaś wieczór zapadał, [Jezus i uczniowie]
wychodzili poza miasto” (Mk 11, 19). Św. Jan pisze, że gdy Judasz, który
musiał znać lub przynajmniej domyślać się losu, jaki czekał Mistrza w rękach
władz religijnych, z żądzy zysku postanowił go wydać: „po spożyciu kawałka
[chleba] zaraz wyszedł. A była noc”(J 13, 30). Co więcej, jak świadczy
Umiłowany Uczeń „miejsce, gdzie ukrzyżowano Jezusa, było blisko miasta”
(J 19, 20). Zbliżamy się zatem do chwili, w której „światłość świata” (J 8,
12), zostanie zgaszona na trzy dni, co jasno wyraził św. Piotr w dniu Zesłania
Ducha Świętego, przemawiając do Żydów: „tego Męża, który z woli postanowienia i
przewidzenia Bożego został wydany, przybiliście rękami bezbożnych do krzyża i
zabiliście” (Dz 2, 23-24), i powtarza: „Tego właśnie Jezusa wskrzesił
Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami. Wyniesiony na prawicę Boga, otrzymał
od Ojca obietnicę Ducha Świętego i zesłał Go, jak to sami widzicie i słyszycie”
(Dz 2, 32-34).
Po skończonym nauczaniu, którego
fragment rozważaliśmy w zeszłym tygodniu, Jezus wychodził ze świątyni, wówczas
jeden z uczniów zachwycił się nad jej pięknem i potęgą, na co Jezus
odpowiedział: „Widzisz te potężne budowle? Nie zostanie tu kamień na kamieniu,
który by nie był zwalony” (Mk 13, 2). To proroctwo musiało być dla uczniów nie
mniej bulwersujące i nie do zaakceptowania, jak trzy zapowiedzi „zburzenia”
Jego ciała wyrażone wcześniej. Te dwie świątynie: mieszkanie chwały bożej
zbudowane rękoma ludzkimi (por. Ps 22, 4) i Mieszkanie Syna, zbudowane przez
Ojca w Mocy Ducha świętego (por. Łk 1, 35) łączy jedno: obie będą zburzone. Z
tym, że ta pierwsza nie zostanie odbudowana, a ta druga powstanie w chwale, jak
uczy nas św. Piotr w swoim wspomnianym „przemówieniu inauguracyjnym”: „Lecz Bóg
wskrzesił Go, zerwawszy więzy śmierci, gdyż niemożliwe było, aby ona panowała
nad Nim” (Dz 2, 24).
Tymczasem jednak uczniowie mogą
czuć się zdezorientowani: najpierw trzy zapowiedzi męki i zmartwychwstania
Mistrza, oraz prześladowania , które czekają ich samych, potem uroczyste
przyjęcie w Jerozolimie, teraz zapowiedź zniszczenia świątyni. Ale to jeszcze
nie koniec. „A gdy siedział na Górze Oliwnej, naprzeciw świątyni,
pytali Go na osobności Piotr, Jakub, Jan i Andrzej: Powiedz nam,
kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to wszystko zacznie się spełniać?”
(Mk 13, 3), W odpowiedzi dowiadują się oni rzeczy strasznych, gdyż początek
boleści będzie o wiele większy niż można sobie wyobrazić:
„Powstanie bowiem naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu; będą
miejscami trzęsienia ziemi, będą klęski głodu (Mk 13, 8)”. Jezus posługuje się
w całej swojej wypowiedzi słownictwem i obrazami eschatologicznymi, w których
wydarzenia historyczne, w tym przypadku wojna żydowska (66 – 73 n.e.) i
zniszczenie Jerozolimy (70 n.e.), które przyniosły dziesiątki, jeśli nie setki
tysięcy ofiar i ustanie kultu świątynnego związane ze końcem religijnego
panowania arcykapłanów i saduceuszy, przenikają się z kataklizmami naturalnymi,
które dopełniają grozy proroctwa. W tę sytuację „boleści” wpisany jest Kościół
Jezusa, który będzie nękany niejako od „wewnątrz”, usiłując zniszczyć prawdziwą
doktrynę wiary, oraz podważyć autorytet apostołów i ich następców: „Strzeżcie
się, żeby was kto nie zwiódł. Wielu przyjdzie pod moim imieniem i będą
mówić: Ja jestem. I wielu w błąd wprowadzą” (Mk 13, 5); „I wtedy jeśliby wam
kto powiedział: Oto tu jest Mesjasz, oto tam: nie wierzcie. Powstaną bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i
czynić będą znaki i cuda, żeby wprowadzić w błąd, jeśli to możliwe
wybranych. Wy przeto uważajcie! (Mk 13, 21-23), jak i od „zewnątrz”,
prześladując i mordując ich za wierność Jezusowi: „A wy miejcie się na
baczności. Wydawać was będą sądom i w synagogach będą was chłostać. Nawet
przed namiestnikami i królami stawać będziecie z mego powodu, na świadectwo dla
nich (Mk 13, 9); „I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego
imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony” (Mk 13, 13).
Miejsce apokaliptycznej
przepowiedni Pana Jezusa i okoliczności, oraz wezwanie do czujności, wskazują
na to, że opisane wydarzenia, powinniśmy interpretować w duchu historio –
zbawczego planu Boga. Wkrótce w pobliżu tego miejsca (u podnóża Góry Oliwnej,
od jej zachodniej strony, znajduje się Getsemani), również w towarzystwie
wybranych Apostołów, rozpocznie się najtrudniejsza ziemska noc w życiu
Chrystusa, noc konania i definitywnego potwierdzenia poddania się woli Ojca: „A
kiedy przyszli do ogrodu zwanego Getsemani, rzekł Jezus do swoich
uczniów: «Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem będę się modlił». Wziął ze sobą Piotra,
Jakuba i Jana i począł drżeć, i odczuwać trwogę. I rzekł do nich: «Smutna jest
moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie!»” (Mk 14, 32-34).
Warto w tym miejscu przypomnieć
fragment homilii papieża Benedykta XVI na Wielki Czwartek 2002 roku: „Jezus
zmaga się ze swoim Ojcem. Zmaga się z samym sobą. I walczy o nas. Doświadcza On
lęku przed mocą śmierci. Jest to nade wszystko po prostu wstrząs, jaki ludzie,
każde żywe stworzenie przeżywa w obliczu własnej śmierci. Ale u Jezusa chodzi o
coś więcej. Ma wgląd w noce zła. Widzi błotnisty potok kłamstw i wszystkie podłości
jakie zwalą się na Niego w tym kielichu, który musi pić. Jest to wstrząs Tego,
który jest całkowicie Czysty i Święty przed całym zalewem zła tego świata,
które na Niego spada. Widzi On także mnie i za mnie się modli. W ten sposób ta
chwila śmiertelnego lęku Jezusa jest istotnym elementem w procesie zbawienia.
Dlatego List do Hebrajczyków uznał walkę Jezusa na Górze Oliwnej za wydarzenie
kapłańskie. W tej modlitwie Jezusa przenikniętej lękiem przed śmiercią Pan
Jezus wykonuje zadanie kapłana: bierze na siebie winę rodzaju ludzkiego, bierze
na siebie nas wszystkich i prowadzi nas do Ojca.
Musimy też na zakończenie zwrócić
uwagę na treść modlitwy Jezusa na Górze Oliwnej. Jezus powiedział: “Ojcze, dla
Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie! Lecz nie to, co Ja
chcę, ale to, co Ty [niech się stanie]!” (Mk 14,36). Naturalna wola Jezusa-
człowieka cofa się przed tym co potworne. Prosi, aby mu tego oszczędzić. Ale
jako syn, wkłada on tę ludzką wolę w wolę Ojca: Nie ja, ale Ty. W ten sposób
przekształcił On postawę Adama, grzech pierworodny człowieka i w ten sposób
zbawił człowieka. Postawa Adama polegała na tym: nie to, co Ty chciałeś Boże,
ale ja sam chcę być bogiem. Ta pycha jest prawdziwą istotą grzechu. Myślimy, że
jesteśmy wolni i jesteśmy naprawdę sobą, tylko jeżeli wypełniamy wyłącznie
swoją wolę. Bóg jawi się jako przeciwieństwo naszej wolności. Myślimy, że
musimy się od Niego uwolnić, że wtedy będziemy naprawdę wolni. To jest
podstawowy bunt przenikający historię i zasadniczy fałsz wynaturzający nasze
życie. Kiedy człowiek staje przeciw Bogu, staje też przeciw swojej Prawdzie i
dlatego nie będzie wolny, tylko wyobcowany. Jesteśmy naprawdę wolni tylko
wtedy, gdy jesteśmy w naszej prawdzie, kiedy jesteśmy zjednoczeni z Bogiem.
Wtedy prawdziwie będziemy “jak Bóg”- nie przeciwstawiając się Bogu, pozbywając
się Go czy zaprzeczając Mu. W modlitewnym zmaganiu na Górze Oliwnej Jezus
usunął fałszywą sprzeczność między posłuszeństwem a wolnością i otworzył drogę
do wolności. Prośmy Pana, aby nas wprowadził w owo “tak” wobec woli Bożej i
pozwolił nam w ten sposób być prawdziwie wolnymi.”
W historię świata, która w
następstwie grzechu pierworodnego pełna jest bólu i cierpienia i śmierci –
rozważaliśmy to w Uroczystość Wszystkich Świętych – wchodzi Bóg, ze swoją
Miłością zbawczą, staje się On, w Swoim Synu, nie tylko Panem historii, ale
również przez Jego Wcielenie jej uczestnikiem, Emmanuelem, naszym
Zbawicielem, Bratem i jedynym, prawdziwym Arcykapłanem, o którym pisał św.
Paweł: „Mając więc arcykapłana wielkiego, który przeszedł przez
niebiosa, Jezusa, Syna Bożego, trwajmy mocno w wyznawaniu wiary. Nie takiego
bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz
doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu”.
(Hbr 4, 14-15). Ta historia boleści, jest
jednocześnie historią zbawienia i objawienia, które Pan realizuje w swoim
Mistycznym Ciele, głoszącym Słowo w mocy Ducha Świętego: „Lecz najpierw musi
być głoszona Ewangelia wszystkim narodom. A gdy was poprowadzą, żeby was wydać,
nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili
będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty” (Mk 13, 10-11). To
starcie nikczemności i grzechu sług „władcy tego świata” ze świętością Chrystusa
obecnego w swoim Kościele rodzi męczenników, którzy w znanej Bogu ekonomii
zbawienia ratują ten świat przed Jego słusznym gniewem, jak cierpienie
mistyków, którzy często mówili o sobie jako o piorunochronie lub żertwie.
To jest również osobista historia
każdego z nas. Historia pełna niesprawiedliwości doświadczanej ze strony
drugiego, często bliskiego człowieka; historia walki z cierpieniem duchowym,
psychicznym i fizycznym, które upadla nas, odbierając chęć do życia; historia,
w której tak często niemal namacalnie doświadczamy obecności szatana, a mimo
najszczerszych wysiłków próżno – jak nam się często wydaje – czekamy na
duchowe pocieszenie ze strony Boga. Tymczasem jest ona przede wszystkim
historią zbawienia, obecności Ducha, którego – jako ochrzczeni – jesteśmy
świątynią (por. 1 Kor 6, 19). Historią, która w mistycznej jedności Kościoła z
Chrystusem, czyni nas uczestnikami Jego zbawczej misji i przygotowuje świat na
Jego powtórne przyjście
Tylko Bóg wie, jak cenne są nasze
codzienne zmagania z cierpieniem i grzechem, aby wytrwać w miłości do Niego.
Pewne jest, że to, co 13 lutego 1913 roku św. Ojciec Pio napisał do ojca
Augustyna, relacjonując orędzie otrzymane właśnie od Pana Jezusa, odnosi się do
każdego, kto czyni ze swojej codzienności dar dla Pana: „Nie bój się, sprawię,
że będziesz cierpiał, ale dam ci także siłę do znoszenie cierpienia […] Pragnę,
aby twoja dusza była oczyszczona i doświadczona codziennym, ukrytym
męczeństwem. Nie przerażaj się, jeśli pozwalam na to, aby Szatan cię gnębił,
aby świat napełniał cię wstrętem, aby najbliżsi dręczyli cię, ponieważ nikt nie
zwycięży tych, którzy jęczą pod krzyżem miłości do Mnie, a których ochrony
podjąłem się. Ileż razy […] opuściłbyś mnie, mój synu, gdybym Cię nie przybił
do krzyża? Pod krzyżem człowiek uczy się miłości, a ja nie obdarzam nim
wszystkich ludzi, a tylko te dusze, które są mi najdroższe” (za: Ból staje
się radością. Luciano Regolo).
W tym właśnie duchu należy, moim
skromnym zdaniem, przyjmować słowa jutrzejszych czytań. Nadejdzie czas, kiedy
dotychczasowy stan rzeczy ulegnie całkowitemu przeobrażeniu: „po tym ucisku,
słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą padać z nieba i
moce na niebie zostaną wstrząśnięte” (Mk 13, 24-25). To wydarzenie będzie miało
więc charakter totalny, uniwersalny i ostateczny. W pewnym sensie słońce,
księżyc czy gwiazdy, będąc źródłami lub pośrednikami w dostarczaniu światła,
symbolizują bóstwa (jak czczone przez starożytnych pogan słońce i księżyc), czy
władzę królewską, która w czasach Jezusa była utożsamiana z boską (np. kult
cesarzy rzymskich, który znacząco wpłynął na pogorszenie relacji żydowsko –
palestyńskich, przyczynił się do wojny i zburzenia świątyni). W czasach nam
współczesnych można je utożsamić z siłami wrogimi Ewangelii i Kościołowi, taką
„pobożnością i mądrością”, dla której Ukrzyżowany Chrystus jest zgorszeniem i
głupstwem (por. 1 Kor 1, 23-24). Po przyjściu Chrystusa w chwale ich
fałszywa światłość zostanie definitywnie ”zgaszona” i nastanie prawdziwa
Światłość, jak głosi Apokalipsa świętego Jana: „I [odtąd] już nocy nie będzie.
A nie potrzeba im światła lampy i światła słońca, bo Pan Bóg będzie świecił nad
nimi i będą królować na wieki wieków” (Ap 22, 5). Święty Marek pisząc, że to
właśnie Jezus Chrystus Syn Boży przyjdzie w chwale, posługuje się imieniem,
którym sam Zbawiciel zwykł się nazywać, aby ukryć swoją mesjańską tożsamość.
Teraz Jezus, mówiąc : „Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach
z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i zbierze swoich wybranych z
czterech stron świata, od krańca ziemi aż do szczytu nieba.” (Mk 13, 26) odnosi
swoją misję bezpośrednio do apokaliptycznego objawienia Daniela: „a oto na
obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do Przedwiecznego i
wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i władzę królewską,
a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego jest wiecznym
panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie zagładzie. (…)W
owych czasach wystąpi Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci
twojego narodu. Wtedy nastąpi okres ucisku, jakiego nie było, odkąd narody
powstały, aż do chwili obecnej. W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia: ci
wszyscy, którzy zapisani są w księdze. Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi,
zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie.
Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu
sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze” (Dn 7, 13-14; 12, 1-3).
Będzie to jednocześnie definitywne wypełnienie proroctwa Jeremiasza: „Mnie
znajdziecie - wyrocznia Pana - <i odwrócę wasz los, zgromadzę spośród
wszystkich narodów i z wszystkich miejsc, po których was rozproszyłem -
wyrocznia Pana - i przyprowadzę was do miejsca, skąd was wygnałem>” (Jr 29,
14). Tym miejscem jest dom Ojca, w którym nie będziemy tylko istotą stworzoną
na Jego podobieństwo (por. Rdz 1, 26-27), ale Synami i córkami w Jego Synu
Umiłowanym. Dlatego Powtórne przyjście Chrystusa nie może być rozumiane przez Jego
uczniów przede wszystkim jako odbywający się wśród budzących grozę wydarzeń
sąd, którego powinniśmy się lękać, ale jako objawienie pełni Miłości Boga w
Chrystusie: „Bóg zaś okazuje nam swoją miłość [właśnie] przez to, że Chrystus
umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy
przez Niego zachowani od karzącego gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy
usprawiedliwieni. Jeżeli bowiem, będąc nieprzyjaciółmi, zostaliśmy pojednani z
Bogiem przez śmierć Jego Syna, to tym bardziej, będąc już pojednani, dostąpimy
zbawienia przez Jego życie. I nie tylko to - ale i chlubić się możemy w Bogu
przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, przez którego teraz uzyskaliśmy pojednanie
(Rz 5, 8-11)”.
Na pytanie o czas Przyjścia Pana i
Sądu Ostatecznego, sam Zbawiciel odpowiada: „Lecz o dniu owym lub godzinie nikt
nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13, 32). W tych
słowach Jezus potwierdza, że prawdziwym Panem historii, w tym Paruzji jest Bóg,
wyraża swoje całkowite podporządkowanie Jego woli, jako Syn Odwieczny, który
stając się Człowiekiem, dokonał z miłości do nas kenozy, a Bóg Ojciec wywyższył
Go ponad wszystko: „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy
się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie, uznany za człowieka, uniżył
samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci
krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię
ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano6 istot
niebieskich i ziemskich i podziemnych. I aby wszelki język wyznał, że Jezus
Chrystus jest PANEM - ku chwale Boga Ojca (Flp 2, 7-11).
To są właśnie Słowa, które nie
przeminą, gdy przeminie już wszystko co stworzone, ponieważ pochodzą od Słowa –
Miłości, które jest Synem zrodzonym a nie stworzonym, współistotnym Ojcu, jak
recytujemy podczas niedzielnej Eucharystii. Jeżeli będziemy przy nich trwać i
pozwalać, by zmieniały nasze życie, to my również dostąpimy radości
niewypowiedzianej w dniu Sądu Ostatecznego. Gdyż św. Piotr uczy nas z daną mu
mocą: „Nie za wymyślonymi bowiem mitami postępowaliśmy wtedy, gdy daliśmy wam
poznać moc i przyjście Pana naszego Jezusa Chrystusa, ale [nauczaliśmy] jako
naoczni świadkowie Jego wielkości. Otrzymał bowiem od Boga Ojca cześć i chwałę,
gdy taki oto głos Go doszedł od wspaniałego Majestatu: To jest mój Syn
umiłowany, w którym mam upodobanie. I słyszeliśmy, jak ten głos doszedł z
nieba, kiedy z Nim razem byliśmy na górze świętej. Mamy jednak mocniejszą,
prorocką mowę, a dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali jak przy
lampie, która świeci w ciemnym miejscu, aż dzień zaświta, a gwiazda poranna
wzejdzie w waszych sercach„ (2 P 1, 16-19) .
Arek
Liturgię słowa dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Liturgię słowa dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.