Jeżeli hasłem przewodnim zeszłotygodniowej perykopy ewangelicznej może być słowo „wiara”, która jest postawą serca tak skuteczną, że niejako katalizuje proces uzdrowienia nawet bez świadomej interwencji Jezusa, jak miało to miejsce w przypadku kobiety chorej na krwotok, która nie bacząc na literę Prawa dotknęła szatę Jezusa i doświadczyła uzdrawiającej mocy Ducha Świętego, to hasłem dzisiejszego czytania ewangelicznego może być „zwątpienie”, a dokładnie: „zgorszenie”.
W zeszłym tygodniu Autor natchniony odpowiedział nam pozytywnie na pytanie, czy wiara w Jezusa może być źródłem zbawienia i uzdrowienia, cytując Jego słowa skierowane do przestraszonej perspektywą kary, a jednocześnie szczęśliwej z powodu uzdrowienia, kobiety: „Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź uzdrowiona ze swej dolegliwości!” (Mk 5, 34). Jezus objawił się w ten sposób, jako doskonały Sędzia, który ma władzę nad Prawem regulującym relację człowieka z Bogiem, oraz Pan i Dawca życia, mający władzę nad chorobą, oraz - jak w przypadku córki Jaira – nad śmiercią. Jest On zatem „Zbawicielem totalnym”, uwalniającym człowieka od grzechu (wymiar duchowy) i cierpienia (wymiar fizyczny). Jest Bogiem, co pośrednio potwierdzili w Kafarnaum, sami uczeni w Prawie, gdy Jezus zareagował na wiarę pomysłowych i zdeterminowanych przyjaciół paralityka:
„Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy». A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: «Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?». Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!». On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: «Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego»” (Mk 2, 5-12).
Dziś św. Marek odpowiada, również twierdząco, na następujące pytanie: czy znaki i cuda Jezusa, o których Nikodem, wysoki dostojnik żydowski, powiedział: „Rabbi, wiemy, że od Boga przyszedłeś jako nauczyciel. Nikt bowiem nie mógłby czynić takich znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z Nim” (J 3, 2) mogą „nie wystarczyć” do przyjęcia postawy wiary wobec Jezusa, co więcej odrzucić Go?
Tak, można wzgardzić darem zbawienia, jeżeli zachwieje się równowaga między wymiarem boskim i ludzkim w percepcji tajemnicy Wcielonego Słowa. To właśnie miało miejsce podczas Jego pierwszej wizycie w rodzinnym Nazarecie. Jezus nie udał się tam „prywatnie”, jako kuzyn, przyjaciel, czy sąsiad. W każdym razie nie wyłącznie. Przede wszystkim Pan udał się do Nazaretu, jako Prorok i Nauczyciel, o czym świadczy fakt, że towarzyszyli Mu uczniowie, oraz że Ewangelista skupił się wyłącznie na istotnym elemencie Jego misji publicznej, czyli na nauczaniu w synagodze: „Wyszedł stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze” (Mk 6, 1-2).
Reakcja Jego rodaków była, co najmniej dwuznaczna: z jednej strony doświadczyli mądrości słów Jezusa, oraz byli świadomi cudów, jakich Jezus dokonuje, co razem świadczyło, że – jak mówił Nikodem – Bóg jest z Nim. Z drugiej strony znali Jezusa od dziecka, znali Jego Matkę, oraz krewnych i z tego powodu nie mieściło im się w głowie, że mógłby być kimś więcej niż kuzynem, przyjacielem, czy sąsiadem. Stanęli wobec wyboru między wiarą a zwątpieniem i wybrali to drugie.
„a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim (kai eskandalizonto en auto)” (Mk 6, 2-3).
Słowo, które Marek używa na określenie postawy mieszkańców Nazaretu oznacza nie tylko zwątpienie, lecz również zgorszenie, oraz przeszkodę, o którą można się potknąć, również w sensie duchowym, na drodze wiary. Rodacy Jezusa doświadczyli swoistego dysonansu poznawczego: Jezus, który przez całe życie mieszkał w śród nich niczym specjalnym się nie wyróżniając, teraz mówił i czynił rzeczy wykraczające poza przeciętność, która Go dotąd cechowała. Być może zgadzali się z pogardliwym przekonaniem na swój temat, wyrażonym przez Natanaela: „Czyż może być co dobrego z Nazaretu?” (J 1, 46) i przekonanie, że Jeden z nich może być oczekiwanym Mesjaszem była dla nich nie do przyjęcia, ponieważ – paradoksalnie – godziła w ich wiarę, której istotnym elementem było oczekiwanie na Mesjasza – Wyzwoliciela z innej, „wyższej półki”. W tym sensie Jezus by dla nich zgorszeniem, przeszkodą o którą mogli się potknąć upaść w swojej wierności Bogu. To nagłe wstrząśnięcie fundamentami ich wiary mogło wywołać radosne otwarcie na Dobrą Nowinę, lub jej odrzucenie z gniewem i nienawiścią. Ostatecznie wybrali to drugie…
Jezus swoim zwyczajem tylko dolał oliwy do ognia, porównując swój los do losu proroków odrzucanych i prześladowanych przez Izraelitów:
„A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu” (Mk 6, 4-6).
Święty Łukasz opisuje pobyt Jezusa w rodzinnym mieście w dużo bardziej dramatyczny sposób. Nazarejczycy zareagowali nienawiścią na Jego słowa, wpisując nieświadomie i Jego i siebie w reakcję narodu wybranego na upomnienia proroków:
„Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali Go z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich oddalił się” (Łk 4, 28-29).
Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest niczym zwierciadło, w którym odbija się tajemnica królestwa Bożego. Ci, którym Jezus staje się bliski, odrzucają Go właśnie z powodu tej bliskości. Człowieczeństwo wcielonego Boga nie jest dla nich sakramentem, czyli znakiem wskazującym na nieskończoną miłość Boga pragnącego nas ubóstwić, jak pisze św. Paweł: „Znacie przecież łaskę Pana naszego Jezusa Chrystusa, który będąc bogaty, dla was stał się ubogim, aby was ubóstwem swoim ubogacić” (2 Kor, 8-9). Ludzie tacy, nie ze względu na surowość Boga, lecz ze względu na swoją postawę sami odcinają się od „pępowiny” łaski i skazują na wieczny upadek. Przed tym właśnie Jezus ostrzegał Jerozolimę:
„O gdybyś i ty poznało w ten dzień to, co służy pokojowi! Ale teraz zostało to zakryte przed twoimi oczami. Bo przyjdą na ciebie dni, gdy twoi nieprzyjaciele otoczą cię wałem, oblegną cię i ścisną zewsząd. Powalą na ziemię ciebie i twoje dzieci z tobą i nie zostawią w tobie kamienia na kamieniu za to, żeś nie rozpoznało czasu twojego nawiedzenia” (Łk 19, 42-44).
Dla tych zaś, którzy nie stawiają Bogu granic w Jego zbawczym dziele, lecz przyjmują jako dar wcielenie Słowa, przez co pozwalają się prowadzić Duchowi Świętemu, człowieczeństwo Jezusa staje się kamieniem węgielnym doskonałej świątyni Jego mistycznego ciała, którego częścią stają się na wieczność, jak uczy św. Piotr:
„Zbliżając się do Tego, który jest żywym kamieniem, odrzuconym wprawdzie przez ludzi, ale u Boga wybranym i drogocennym, wy również, niby żywe kamienie, jesteście budowani jako duchowa świątynia, by stanowić święte kapłaństwo, dla składania duchowych ofiar, przyjemnych Bogu przez Jezusa Chrystusa” (1 P 2, 4-5).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.