W poprzednią niedzielę rozważaliśmy jak Jezus opowiedział swoim uczniom „przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać” (Łk 18, 1).
Ta modlitwa powinna być do tego stopnia wytrwała, że staje się swoistym „naprzykrzaniem się” (gr. hypopiadzo, dosł. dręczyć kogoś, podbijać komuś oko), a zatem swoistą formą „przemocy” wobec Boga. Przychodzi tu na myśl słynna historia walki Jakuba z Aniołem, o której czytamy w Księdze Rodzaju: „Gdy zaś wrócił i został sam jeden, ktoś zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki, a widząc, że nie może go pokonać, dotknął jego stawu biodrowego i wywichnął Jakubowi ten staw podczas zmagania się z nim. A wreszcie rzekł: «Puść mnie, bo już wschodzi zorza!» Jakub odpowiedział: «Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz!» Wtedy [tamten] go zapytał: «Jakie masz imię?» On zaś rzekł: «Jakub». Powiedział: «Odtąd nie będziesz się zwał Jakub, lecz Izrael, bo walczyłeś z Bogiem i z ludźmi, i zwyciężyłeś»” (Rdz 32, 25 – 29).
Dziś Jezus
rozwija temat modlitwy, wskazując na naturę tej „przemocy” wobec Boga, która
pozwala nam, podobnie jak Jakubowi, zwyciężyć z Tym, który jest Wszechmogący i
uzyskać od Niego to, czego potrzebujemy.
Jezus wskazuje tę absolutnie skuteczną
technikę, posługując się przypowieścią o faryzeuszu i celniku, ponieważ
reprezentowali oni dwie skrajnie oceniane przez współczesnych im Żydów grupy
społeczne. Pierwsi starali się drobiazgowo przestrzegać Prawa i przodować w
pobożności, co sprawiało, że ich mniej zaangażowani religijnie pobratymcy
otaczali ich wielkim szacunkiem. Drudzy wręcz przeciwnie: zbierali dla
rzymskiego okupanta wyniszczające lud podatki, dopuszczając się przy tym, jak
celnik Zacheusz, nadużyć (por. Łk 19, 8), przez co byli powszechnie
znienawidzeni i otaczani pogardą; ponadto uważano, że z racji na wykonywany
zawód nie mogli doświadczyć Bożego błogosławieństwa. Jezus – uciekając się do
tej przypowieści bardzo silnie oddziałującej na wyobraźnię słuchaczy – zwracał
się do „niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili” (Łk
18, 9). Byli to ci wszyscy, którzy przyjęli – trzymając się analogii z cytowaną
wyżej historią walki Jakuba z Aniołem – złą strategię, która skazana była na
porażkę. Jezus, doskonały Nauczyciel skutecznego „zmagania” się z Bogiem, w
swoim wielkim miłosierdziu wytyka im błędy i wskazuje jak mają postępować, aby
osiągnąć zwycięstwo.
Już pierwsze
słowa dzisiejszej przypowieści wskazują na największy błąd: skupianie się na
sobie, na swoich uczynkach i do tego stopnia bezkrytyczne pokładanie zaufania w
samoocenie, że utożsamia się ją sposobem, w jaki widzi nas Bóg. Faryzeusz był
tak bardzo przekonany, że w oczach Boga jest tak samo sprawiedliwy, jak w
swoich, że zamiast zapytać: Panie, czy dzięki temu, że zachowuję post i daję
jałmużnę jestem sprawiedliwy i podobam się Tobie? Czy mógłbyś łaskawie wybaczyć
mi moje grzechy, stosując do mnie słowa z księgi Tobiasza: „Jałmużna uwalnia od
śmierci i oczyszcza z każdego grzechu. Ci, którzy dają jałmużnę, nasyceni będą
życiem. Ci, którzy popełniają grzech i nieprawość, są wrogami własnej duszy”
(Tb 12, 9-10), składa dzięki Bogu, którego pojmuje w zdeformowany sposób:
„Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił (dosłownie: Faryzeusz stanąwszy do
siebie tak modlił się): "Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie,
zdziercy, oszuści, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik” (Łk 18, 11). Faryzeusz
nie pamiętał słów, którymi Pan pouczył Samuela, gdy ten miał wybrać następcę
Saula: „Nie zważaj ani na jego wygląd, ani na wysoki wzrost, gdyż nie wybrałem
go, nie tak bowiem człowiek widzi <jak widzi Bóg>, bo człowiek patrzy na
to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1 Sm 16, 7).
Faryzeusz
przyszedł do świątyni „dziękować” za to, że jest sprawiedliwy dzięki swoim
postom i jałmużnom Bogu, którego interesowało „serce”, czyli źródło wszelkich
dobrych uczynków. Faryzeusz musiał je znać, podobnie jak uczony w Piśmie, który
zapytał Jezusa o największe z przykazań i w końcu sam sobie odpowiedział,
zgadzając się (co nie było zbyt częste) z Nauczycielem z Nazaretu: „Bardzo
dobrze, Nauczycielu, słusznieś powiedział, bo Jeden jest i nie ma innego prócz
Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego
jak siebie samego daleko więcej znaczy niż wszystkie całopalenia i ofiary” (Mk
12, 32-33). Zaś inny faryzeusz, św. Paweł, wytrawny znawca Prawa, napisał do
Koryntian po swoim nawróceniu: „I gdybym rozdał na jałmużnę całą majętność
moją, a ciało wystawił na spalenie, lecz miłości bym nie miał, nic bym nie
zyskał” (1 Kor 13, 3). Jak ktoś całkowicie skupiony na sobie, noszący w głowie
nieprawdziwy obraz Boga, zaś w zatrutym pychą sercu żywiący pogardę dla
drugiego człowieka, wywyższając się nad niego, może „walczyć z Aniołem” i
zwyciężyć? Faryzeusz nie przyszedł do świątyni po usprawiedliwienie, ponieważ
był przekonany, że jest sprawiedliwy dzięki swoim uczynkom. Nic więc dziwnego,
że przegrał już na starcie i poszedł do domu tak naprawdę nie uzyskawszy
niczego poza niszczącym poczuciem samozadowolenia.
Celnik
przyjął inną strategię, która okazała się skuteczna: „Natomiast celnik stał z
daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi i mówił:
"Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!"” (Łk 18, 13). Po pierwsze,
w odróżnieniu od faryzeusza, który „stał do siebie”, czyli był skupiony przede
wszystkim na sobie, celnik miał świadomość, że staje wobec majestatu
wszechmogącego i świętego Boga. Po drugie, mimo że znał ciężar własnych
grzechów i czuł się z ich powodu niegodny do wejścia w relację Stwórcą, co
wyraził swoją postawą, to jednocześnie uwierzył w Jego nieskończone
miłosierdzie dla tych, którzy szczerze żałując za popełnione zło. W ten sposób
celnik okazał posłuszeństwo w wierze, słowu Bożemu zapisanemu w księdze
Izajasza: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest
blisko! Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania.
Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż
hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi
moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi
moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi.” (Iz 55, 6-8).
Uznanie
nieskończonej wyższości „myśli i dróg” Boga, a zatem pokora, jest dla każdego
człowieka uznającego swój grzech i żałującego za popełnione zło, skuteczną
„bronią” w „walce” o usprawiedliwienie, którą Pan sam oddaje do naszej
dyspozycji w swoim nieskończonym pragnieniu przebaczania i zbawiania. Gdy
człowiek na modlitwie wywyższa Pana, stając przy tym z pokorą w prawdzie o
sobie samym, Bóg staje się „bezbronny”. I nie ma znaczenia kim się jest, czy
jakie winy plamią serce, ponieważ, jak pisze św. Piotr, który zanim stał się
„skałą” dla chrystusowego Kościoła, przeszedł prawdziwą lekcję pokory: „Wszyscy
zaś wobec siebie wzajemnie przyobleczcie się w pokorę, Bóg bowiem pysznym się
sprzeciwia, a pokornym łaskę daje. Upokórzcie się więc pod mocną ręką Boga, aby
was wywyższył w stosownej chwili. Wszystkie troski wasze przerzućcie na Niego,
gdyż Jemu zależy na was” (1 P 5-8).
Doskonałym
przykładem zwycięskiej strategii wytrwałości w prośbie i pokory jest historia
kobiety kananejskiej, która teoretycznie miała niewielkie szanse uzyskania
łaski uwolnienia córki z mocy złego ducha, jako że była poganką, zaś Jezus
powiedział, że jest „posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela” (Mt
15, 24). Na początku kobieta wołała: „Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida!
Moja córka jest ciężko dręczona przez złego ducha” (Mt 15, 22). Wobec milczenia
Jezusa „przyszła, upadła przed Nim i prosiła: «Panie, dopomóż mi!»” (Mt 15, 25),
przez co udało jej się skłonić Go do rozmowy. I mimo, że nie była ona dla
kobiety przyjemna, to właśnie dzięki pokorze Syrofenicjanka mogła wykorzystać
siłę surowych słów Jezusa na własną korzyść: „On jednak odparł: «Niedobrze jest
zabrać chleb dzieciom a rzucić psom». A ona odrzekła: «Tak, Panie, lecz i
szczenięta jedzą z okruszyn, które spadają ze stołów ich panów». Wtedy Jezus
jej odpowiedział: «O niewiasto wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie,
jak chcesz!» Od tej chwili jej córka była zdrowa” (Mt 15, 26-28). Postawa
wytrwałości i autentycznej pokory, która pozwoliła zdesperowanej matce wejść w
polemikę z Jezusem, nie podważając Jego argumentów, okazała się być zwycięska.
Jezus bowiem „jest obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1, 15), o którym św. Piotr
powiedział w domu nawróconego poganina Korneliusza, że „naprawdę nie ma względu
na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje
sprawiedliwie” (Dz 10, 34).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.