Przyjmujesz Jezu każdy mój grzech, każdą
ohydę , którą noszę w sercu.
Stoisz... a
ja biję coraz mocniej, szydzę, obdzieram z szat, bawię się Twoim cierpieniem i
bólem, bez opamiętania, wiję koronę cierniową z moich nieprawości…. jeszcze to….
Duszo moja, serce…. kiedy będzie dość…, czy
wtedy, gdy zabraknie sił do zadawania bólu Jezusowi?
Spójrz na swojego Zbawiciela, na upodloną przez ciebie Miłość, spójrz na Jego rany i opamiętaj się….
Jezu… czy to naprawdę ja?
Czy mój grzech może,
aż tak Ciebie ranić?
To pytanie
zadaję sama sobie, choć znam odpowiedź.
Jezu… Przepraszam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.