Dzisiejsza perykopa ewangeliczna
rozpoczyna się w sposób charakterystyczny dla św. Marka: z jednej strony do
Jezusa ciągną tłumy, zafascynowane znakami które czyni i Ewangelią, którą głosi
z mocą. Z drugiej zaś idą, niczym wilki za stadem owiec, faryzeusze, szukając
sposobu, by zdyskredytować prawowitego Pasterza i ponownie przejąć władzę nad
owcami. Autor natchniony pisze, że w pewnym momencie do Jezusa: „Przystąpili
faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go” (Mk 10, 2). Św. Marek,
podobnie jak św. Mateusz, posługuje się tu słowem „peiradzo” oznaczającym
kuszenie. Od tego czasownika pochodzi słowo „peirazon - kusiciel”, które
używa św. Mateusz dla określenia diabła: „Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do
Niego” (Mt 4,3). Św. Marek będzie używał czasownika "peiradzo"
w odniesieniu do faryzeuszów, którzy pełnią wobec Zbawiciela dzieła Złego. Jak
pamiętamy z poprzednich rozważań, podstawową formą działalności diabła jest
szerzenie podziału. Odnosi się to również do jego postępowania wobec Jezusa,
którego chce rozdzielić z Ojcem, przez skłonienie Go do jakiejkolwiek formy
nieposłuszeństwa. Taka jest więc intencja złego, a jednocześnie temat przewodni
tego fragmentu Ewangelii: ze strony diabła, próba skłonienia Jezusa do
przyzwolenia na zniszczenie jedności miedzy dwojgiem ludzi, poprzez akceptację
rozwodu; ze strony Jezusa przywrócenie godności osobie ludzkiej poprzez
przywrócenie pierwotnej, ustanowionej przez Boga, nierozerwalności związku
mężczyzny i kobiety. W ten sposób Chrystus jednocześnie wskazuje na swoje
całkowite podporządkowanie prawu Bożemu i wolności wobec prawa ludzkiego,
choćby ustanowił je sam Mojżesz, jeżeli nie wyraża ono Woli Boga, a jest
ustępstwem wobec słabości, czy niedoskonałości ludzkiej.
Takie rozumowanie potwierdza treść
pytania faryzeuszów, które jest w pewnym sensie zwodnicze: „Czy wolno mężowi
oddalić żonę” (Mk 10, 2). Pytanie jest o tyle podstępne, ze dla faryzeuszów,
znawców Prawa, odpowiedź była oczywista, co zresztą potwierdzą w dalszej części
dialogu z Jezusem. Dyskusja ówczesnych teologów koncentrowała się nie na „czy”
jako, że Mojżesz nakazał wyraźnie: „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie
jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś
odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od
siebie”(Pwt 24, 1). Raczej zastanawiano się nad tym, co może być wystarczająco
„odrażające”, aby uzasadnić wręczenie żonie listu rozwodowego. Przypomina to
pytanie węża, skierowane w raju do Ewy: „«Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie
jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?» (Rdz 3, 1). Wiedział on
doskonale, jakie jest prawo ustanowione przez Stwórcę i Jego zakazy, podobnie
faryzeusze doskonale wiedzieli jakie jest prawo Mojżesza i jego zakazy. W obu
przypadkach chodziło o dezorientację i skłonienie do wypowiedzenia
posłuszeństwa Bogu poprzez zakwestionowanie Jego prawa.
Jednak tym razem faryzeusze
całkowicie się przeliczyli. Nowy Adam wykazał całkowite posłuszeństwo prawu
Ojca a w konsekwencji brak posłuszeństwa wobec stawianego na równi z boskim
przez faryzeuszów prawa mojżeszowego tam, gdzie nie odpowiadało ono woli Bożej.
To jest istota odpowiedzi na pytanie dlaczego Jezus był całkowicie wolny wobec
Prawa: ponieważ był całkowicie podporządkowany prawu Ojca, które jest prawem
Miłości Boga do Człowieka, dającym prawdziwą wolność. Jak to wyrazili jasno i
zwięźle Piotr i Apostołowie, odpowiadając arcykapłanowi na zakaz głoszenia
Ewangelii: „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5, 29). A św. Paweł
pisze w liście do Galatów: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem
trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!” (Ga 5,
1). W Ewangelii św. Marka Jezus wyraża tę wolność w sposobie, w jaki
sformułował swoje pytanie do faryzeuszy: „ Co wam nakazał Mojżesz?” (Mk
10, 3). Nie mówi „nam”, chociaż według ciała jest Żydem i powinien
podporządkować się prawu Mojżesza, ale „wam”, dystansując się od jego treści.
Zatem Jezus nie poprawia faryzeuszów i przyjmuje ich pytanie, po czym
całkowicie kwestionuje zasadność samego prawa rozwodowego.
Dla Jezusa prawdziwym powodem, dla
którego Mojżesz „pozwolił” Żydom na oddalanie swych żon była zatwardziałość ich
serc (por. Mk 10, 5). Przy czym przez „serce” należy rozumieć nie tylko
symboliczną siedzibę uczuć, jak ma to miejsce dziś, ale przede wszystkim
postawę człowieka wynikającą z jego charakteru, ukształtowania sumienia i
światopoglądu, wobec Boga i bliźniego. Ta postawa ma wynikać z bezwarunkowej
miłości, jak uczy nas Jezus: „Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim
sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą. Drugie
jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego
przykazania większego od tych” (Mk 12, 30-31). Co ciekawe, Pan wypowiada te
słowa w kontekście rozmowy z uczonym w Piśmie, która miała miejsce bezpośrednio
po Jego dyskusji z saduceuszami na temat zmartwychwstania. Tam również
pretekstem było właściwe zrozumienie nierozerwalności małżeństwa (por. Mk 12,
18-27). Tymczasem serca członków narodu wybranego uległy „skamienieniu”,
odeszli oni od ducha prawa Bożego i skupili na jego aspekcie formalnym,
legalistycznym, który Mojżesz dostosował do poziomu ich predyspozycji
moralnych. Jezus niejednokrotnie ubolewa nad tym faktem. Na początku rozdziału
7 Ewangelii św. Marka Zbawiciel mówi jednoznacznie: „Uchyliliście
przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji, ». I mówił do nich: «Umiecie
dobrze uchylać przykazanie Boże, aby swoją tradycję zachować” (Mk 7, 8-9). Tu
nawet prawo Mojżeszowe jest podporządkowywane tradycji rabinistycznej.
Jezus stawia sobie za cel zatrzymanie tej
tendencji, co jest jednym z aspektów objawienia się królestwa Bożego.
Królowanie Boga wśród ludzi to pełne przywrócenie Jego prawa miłości, które
objawiło się w akcie stworzenia i wypełniło się w akcie zbawienia dokonanych
przez Syna, w jedności z Ojcem, w mocy Ducha Świętego. Dlatego Zbawiciel sięga
do księgi Rodzaju: „Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę
i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją
żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co
więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!” (Mk 10, 6). Człowiek,
najdoskonalsze z Bożych stworzeń, jako jedyne obdarzone duszą nieśmiertelną,
został stworzony na Boże podobieństwo. Skoro zaś Bóg jest Wspólnotą, Jednością
doskonałą Trzech Osób, również my, powołani do istnienia jako mężczyźni i
kobiety (hebr. ish i isha – co oddaje równość natury i godności wobec Boga)
powołani jesteśmy do życia we wspólnocie. Według bożego zamysłu jej podstawową
komórką jest rodzina, a jej trzonem wspólnota męża i żony. Związek mężczyzny i
kobiety jest tak silny, że raz zawarty w sposób świadomy i dobrowolny jest
nierozerwalny. Tak jak ludzki organizm stanowi jedność i niemożliwą rzeczą
jest, aby jego części mogły się rozłączyć i żyć autonomicznie, tak – w wymiarze
duchowym – nierozerwalne jest małżeństwo i przez całe ich życie ziemskie Bóg
postrzega małżonków jako jedność: obraz jedności Trójcy Przenajświętszej. Prawo
to nie dotyczy pięknej relacji rodziców i dzieci: sam Jezus daje temu przykład,
kiedy nad związek rodzinny z matką i braćmi stawia w pewnym momencie relację ze
swoją Oblubienicą Kościołem, reprezentowanym przez uczniów i tych, którzy w
Niego uwierzyli: „Bo kto pełni wolę Bożą, ten mi jest bratem, siostrą i matką”
(Mk 3, 35). W ten sposób, w niczym nie umniejszając wagi i świętości relacji łączącej
Go z Najświętszą Maryją Panną, czy wcześniej ze św. Józefem, którym „był
poddany” (por. Łk 2, 51) , Jezus podjąwszy swoją publiczną misję, „opuszcza
ojca swego i matkę” (por. Mk 10, 7) i poślubia Kościół, któremu będzie wierny
na dobre i na złe. Tej jedności nie zerwie grzeszność, małostkowość, głupota,
czy niewierność Oblubienicy ponieważ oparta jest ona na nieskończonej i
bezwarunkowej miłości Boga do człowieka, jak pisze św. Paweł w 2 liście do
Tymoteusza : "Jeśli my odmawiamy
wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie
samego” (2Tm, 2, 13).
Zatem, podobnie jak jedność Trójcy
Przenajświętszej jest aktem Bożym, tak ważnie zawarty związek małżeński
mężczyzny i kobiety jest aktem Bożym wyniesionym przez Jezusa do rangi
sakramentu: znaku zbawczej miłości Boga do człowieka, przez co jak ona
nierozerwalnym. Wielu buntuje się przed dalekosiężnymi konsekwencjami tego
faktu. Rodzi się wątpliwość, czy Jezus myślał o naszym dobru, przekreślając
przykrojoną na miarę człowieka kazuistykę Mojżesza. Niektóre wspólnoty
chrześcijańskie znalazły sposoby, aby obejść to „nieżyciowe” prawo i nadal
mienić się uczniami Chrystusa. Nas wszystkich, bez wyjątku, Jezus przestrzega:
„Co więc Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela!” (Mk 10, 9). Rozdzielanie
bowiem to działanie szatańskie przeciwne woli Bożej i nastawione na zniszczenie
człowieka. Nawet jeżeli pozornie wydaje się ono bardziej ludzkie, humanitarne,
czy wręcz miłosierne, w ostatecznym rachunku przynosi człowiekowi szkodę,
często nie do naprawienia, czyniąc jego serce zatwardziałym, a więc coraz mniej
otwartym na Boże wezwanie. Ono zaś, wcale nie niesie ze sobą łatwego życia,
lecz często krzyż, a jego dźwiganie w duchu miłości i ofiary upodabnia nas do
Boskiego Mistrza, który przywracając nam oryginalną godność i obdarzając nas
łaską bycia Bożymi dziećmi wie lepiej niż ktokolwiek inny na ile nas stać i
czego nam potrzeba, aby w tej łasce wytrwać. Dlatego w mocy swojego paschalnego
zwycięstwa nad śmiercią i grzechem, zbawiciel obdarza nas tym, czego
Mojżesz nie był w stanie dać narodowi wybranemu: jedynym remedium na
zatwardziałość serca, wypełniając wobec swojego Kościoła obietnice złożone
przez Boga za pośrednictwem proroka Ezechiela: „I dam
wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce
kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i
sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według
nich postępowali” (Ez 36, 26 – 27).
Przyjęcie tego daru w sposób owocny
może odbyć się jedynie w przestrzeni królestwa Bożego. Wejście do niego, jak
uczy Jezus, zastrzeżone jest jedynie dla tych, którzy przyjmą je jak dziecko
(por. Mk 10, 15), to znaczy nie mając innych pewności i zabezpieczeń, z
całkowitą ufnością zdadzą się na Boga. Gest Jezusa wobec dzieci przynoszonych
Mu, aby je dotknął jest fizycznym wyrazem odpowiedzi samego Boga Ojca na taką
postawę: odpędzi On mądralów, których to zgorszy, choćby i byli Jego uczniami,
czy sługami, weźmie ich w objęcia i pobłogosławi. Swoją drogą to najpiękniejszy
i najpełniejszy obraz nieba, które czeka tych, którzy do końca wytrwali w
jedności ze Zbawicielem, wyrażonej w przeżytej z miłością wierności
małżeńskiej, kapłańskiej czy zakonnej, a które święta Teresa Wielka
zdefiniowała w 3 słowach: „Solo Dios basta (Bóg sam wystarczy)”.
Arek
Liturgię słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.