Depresja –
pojęcie w ogóle nie znane - w moim dzieciństwie- zapewne była, ale nikt nie
wspominał o tej przypadłości. Czasami słyszało się, że jakaś ciotka ma melancholię,
oczywiście nie wiedziałam co to jest, ale sam wyraz bardzo mi się podobał, taki
wykwintny, delikatny….
No właśnie… błogosławiona
niewiedza, udawanie, że nie ma żadnych problemów.
Dopiero o zmierzchu życia Pan daje świadomość, albo
właściwe rozeznanie własnego życia – takie rzetelne podsumowanie życia, nie
osiągnięć, sukcesów - ale życia wewnętrznego, tej najbardziej intymnej strefy do
której z powodu tchórzostwa rzadko zaglądamy, bo wolimy nie wiedzieć….
Mnie zostało
dane WIEDZIEĆ.
I zaczęło się układać w logiczna całość, z tym że
samym ludzkim rozumem w pełni ogarnąć się nie da. Współpraca z łaską Bożą
przynosi pełne rozeznanie.