Depresja –
pojęcie w ogóle nie znane - w moim dzieciństwie- zapewne była, ale nikt nie
wspominał o tej przypadłości. Czasami słyszało się, że jakaś ciotka ma melancholię,
oczywiście nie wiedziałam co to jest, ale sam wyraz bardzo mi się podobał, taki
wykwintny, delikatny….
No właśnie… błogosławiona
niewiedza, udawanie, że nie ma żadnych problemów.
Dopiero o zmierzchu życia Pan daje świadomość, albo
właściwe rozeznanie własnego życia – takie rzetelne podsumowanie życia, nie
osiągnięć, sukcesów - ale życia wewnętrznego, tej najbardziej intymnej strefy do
której z powodu tchórzostwa rzadko zaglądamy, bo wolimy nie wiedzieć….
Mnie zostało
dane WIEDZIEĆ.
I zaczęło się układać w logiczna całość, z tym że
samym ludzkim rozumem w pełni ogarnąć się nie da. Współpraca z łaską Bożą
przynosi pełne rozeznanie.
Depresja.
Teraz wiem, że depresja była ( BYŁA – czas przeszły
) moim drugim aniołem stróżem od najwcześniejszych lat dziecinnych.
Zimny wychów, brak miłości, zainteresowania ,
mnóstwo przekleństw w rodzinie, zabobony, choroby--- to podstawy, a raczej
fundament na którym wyrosłam i budowałam swoje życie wewnętrzne. Kolos na
glinianych nogach.
To było wszystko wbrew- wbrew naukom Jezusa,
przeciwko Bogu, samozagłada, bo Boga nie było w żadnej sferze mojego życia.
Ale serce mnie bolało, bo było czułe, nadwrażliwe
pomimo tylu zaprzeczeń człowieczeństwa w postępowaniu najbliższych.
I w końcu Panu Bogu się znudziło – nastąpił ogromny
atak choroby- depresji.
Wszystko się zawaliło - bo musiało.
I wtedy okazało się że jestem sama. Tak prawdziwie
sama. Bo najbliżsi nie chcieli mieć ze mną nic wspólnego skoro mam kłopoty,
brak pracy, musiałam zlikwidować firmę, długi, niespłacane kredyty, utrata
mieszkań.
Nie było nawet dla mnie miejsca przy stole
wigilijnym, matka odmówiła mi mówiąc, że może zaprosi mnie moja siostra- ta
stwierdziła, że nie….
Kolejna samotna wigilia… Powinnam się przyzwyczaić
przez tyle lat.
Ale wtedy ten fakt tylko pogłębił moją nędzę.
Czy się modliłam
? – tak, tylko uważałam, że Pan o mnie zapomniał, że jestem taką nędzą, której
już nic dobrego przydarzyć się nie może.
Były takie dni, że nie miałam siły podnieść ręki,
wstać z łóżka nie mówiąc już o wyjściu z domu.
I tak to się przedziwnie złożyło, że natychmiast
zniknęli wszyscy znajomi, przyjaciele…. pustka.
Po
korporacyjnych naukach i szkoleniach jeszcze dźwięczało mi w uszach _ „ co nie
dasz rady ?” „ masz działać, masz to wykonać „ – w moim przypadku dochodziło
jeszcze zarządzanie kilkoma zespołami sprzedażowymi……
Przerost ambicji, presja, chaos, ciągłe napięcie,
stres, potworny stres.
No i
całkowicie padłam. Moja samotność wtedy bardzo mnie bolała, bo jak się okazało
podejmowałam złe decyzje, pomimo wielu „znajomych i przyjaciół” życzliwie
prawdziwych wkoło mnie nie było….
A jeszcze wpojony wstyd i to” co ludzie powiedzą „
zrobiły swoje.
W czasie
tej okropnej niemocy bywały przebłyski — szukanie Boga, gorące modlitwy- ale
moja wrodzona niecierpliwość powodowała, że nurkowałam coraz głębiej w
depresję.
I tak się działo długo- lata. Nie będę pisać o
szczegółach, relacjach międzyludzkich, reakcjach bliskich- bo to już
przebaczone, wymodlone i pamięć oczyszczona….
Aż nadszedł 2012r.
Tak bardzo się modliłam i pytałam „Panie co dalej?
Co będzie ze mną ?”
Też cisza, nic nie czułam. Ale coraz częściej
sięgałam do Pisma Św. poszukiwałam w
necie różnych konferencji, wykładów…. aż przyszła Wielkanoc. Zostałam
zaproszona na święta przez swojego dawnego znajomego ( razem pracowaliśmy
kiedyś ), był przygnębiony, jego mama była w szpitalu, rokowania były złe.
Postanowiłam przyjąć zaproszenie.
W drugi dzień świąt mama Jana zmarła. Trudno opisać
mi nawet dzisiaj rozpacz syna.
Zajęłam się sprawami pochówku, bo Jan nie był w
stanie cokolwiek uczynić.
I wtedy też poczułam takie wielkie pragnienie
modlitwy, modlitwy za zmarłych. A od dzieciństwa modliłam się zawsze za Dusze
Czyśćcowe…..
Następnego
dnia poszłam do Kościoła omówić sprawę pogrzebu, nigdy wcześniej w tym
Kościółku nie byłam.
Nad Ołtarzem wisi ogromny Krzyż z Panem Jezusem,
weszłam i stanęłam jak wryta. Nie mogłam oderwać wzroku od Pana Jezusa i wtedy
ten Krzyż mnie objął. Pan Jezus zamknął mnie w swoich ramionach.
Nie mogłam się ruszyć z miejsca, łzy rwącym potokiem
płynęły po twarzy. Poczułam takie ciepło, taką błogość…. spokój i radość. Taką
najprawdziwszą radość, jakiej do tej pory nie znałam….. Nie wiem do dziś ile
czasu to trwało.
Wychodząc z
Kościółka byłam już innym człowiekiem…….
Poczułam jak w sercu rodzą się nieznane mi dotąd
uczucia: poszukiwania Jezusa, rozmowy z Jezusem, przytulenia do Matki
Najświętszej, i co najważniejsze poszukiwanie uzdrowienia duchowego.
Nie miałam nadal pracy, ale już nauczyłam się prosić
Pana o pracę, uczyłam się oddawać każdą chwilę Panu. Mnóstwo czytania różnych
rozważań, modlitewników, katechizmów--- poszukiwania w necie- i przerażenie –
czy zdążę? Bo przecież straconego czasu bez Boga nie nadrobię… Wtedy też
zrodziło się pragnienie powiedzenia wszystkich grzechów i występków Panu
Jezusowi, poszłam do Spowiedzi. Pamiętam, umówiona byłam z księdzem, starszy
cudny Kapłan . I długo mówiłam o sobie i swoim życiu …i jak mijały kolejne
minuty to czułam się coraz lżejsza…. lżejsza i bielsza w sercu.
Później
zostałam sama w Kościółku, wpatrywałam się w Pana Jezusa, ależ wtedy płakałam,
chyba pierwszy raz w życiu z radości….
Uczyłam się
kochać Pana Jezusa i im bardziej się starałam – tym bardziej widziałam swoją
nędzę…. Bo szatan nie odpuszczał. Jak miałam biec do Kościółka, to działy się
rzeczy okropne, abym tylko nie doszło do spotkania z Bogiem, łącznie z upadkami
( np. na schodach przed Kościołem albo rozstrój żołądka) albo mnóstwo innych
przeszkód…. nie dałam się ale bardzo mnie to kosztowało.
Później, za
jakieś 2-3 tygodnie przyszło mi coś takiego - aby zrobić kalendarz nowenn z
podziałem na każdy miesiąc. I zrobiłam w ciągu kilku dni. Zaczęłam tak się modlić.
To było odkrywanie i żywotów świętych i zachwycanie się pięknem litanii,
koronek……
A zaraz potem zaczęłam te modlitwy publikować na FB.
Codziennie, dodając także Ewangelie na każdy dzień i homilie.
Otrzymałam
dar łez, na początku nie wiedziałam skąd ta moja płaczliwość choć zawsze byłam
wrażliwa, ale nie zawsze płakałam. Podczas Różańca, Koronek, czytania Ewangelii
czy rozważań Drogi Krzyżowej - po prostu płaczę i na każdej Mszy św. To
doskonały dar, bo zmiękcza serce, bo pozwala lepiej dostrzegać swoją
niedoskonałość i zapraszać Pana Jezusa do każdej chwili swojego życia.
I co jeszcze?
ano świadomość własnej grzeszności – i żar modlitwy…. to mój najlepszy czas –
wtedy kiedy rozmawiam z Panem….
Ale depresja
mnie nie opuszczała……. znalazłam w necie o. Daniela, tak zachłannie słuchałam
jego modlitw o uzdrowienie i uwolnienie i jednocześnie wyłam – Jezu uzdrów mnie
– wtedy jeszcze nie wiedziałam o wielu sprawach które wydarzyły się w moim życiu
– nie potrafiłam ich nazwać . Ale Pan wysłuchał mojego błagania.
W grudniu
2013 roku słuchając w necie Mszy św. o uzdrowienie prowadzonej przez o. Daniela
doznałam uzdrowienia od grzechów przekleństwa, nienawiści, chorych ambicji.
Miałam – nie wiem jak to napisać – widziałam Pana Jezusa, był przy mnie, blisko
a jak nie mogłam nic powiedzieć , bo straszliwy płacz mało mnie udusił…. tak bardzo
Pana przepraszałam w sercu, bo mówić nie mogłam. Wtedy też zostałam uwolniona
od papierosów. Od tamtej pory nie zapaliłam i wiem, że nigdy już tego nie
zrobię .
Później
także słuchałam Mszy o uzdrowienie, a także sama zaczęłam wyszukiwać te
Kościoły w których są odprawiane. Za każdym razem jest to dla mnie wielka łaska
i dar od Pana.
No ale
jeszcze depresja została. Jeszcze a może nawet bardziej przygniatała mnie do ziemi.
Były dni, że nie mogłam się modlić, To był wręcz fizyczny wysiłek.
Co ja powodowało? Mój strach, strach przed
odpowiedzialnością za moje własne życie. Za złe decyzje. Ale z drugiej strony
dla ratowania własnego dziecka – dzisiaj zapewne zrobiłabym to samo…….. Wzięłam
kredyty, aby pospłacać zadłużenia mojego syna, zaraz potem nastąpiła u mnie
klapa, brak pracy, no i przez to teraz jestem prawdziwym Hiobem.
Trudno było
mi się z tym pogodzić – bo jakże mam tam jakieś doświadczenie zawodowe i
umiejętności, wykształcenie i mogłabym jeszcze komuś służyć swoją pracą --- a
tu nic…. Zamysł Boży był taki, aby pychę poskromić – ja, która nigdy nikogo nie
prosiłam o pomoc – teraz musiałam się tego nauczyć, ja która zawsze pomagam
innym – teraz sama muszę zgiąć kark i pokornie czekać na pomoc.
Nie miałam z
czego żyć. Coraz bardziej ograniczałam swoje potrzeby, człowiek naprawdę może się
obyć bez wielu rzeczy….. w końcu musiałam prosić o pomoc Caritas- ci z kolei
odesłali mnie do macierzystej parafii.
No cóż – w
końcu zdecydowałam się i poszłam do ks. proboszcza. A ten cudny kapłan zaraz
pośpieszył mi z pomocą i tak było
jeszcze kilka razy.
A gdy zamawiałam Mszę św.. za swoich bliskich – nie
wziął nic ode mnie – ja od tamtej pory odwzajemniam modlitwą codzienną za
kapłanów za te cudownie dobre serca kapłańskie.
Boli, dziś
też jeszcze boli – odrzucenie, odrzucenie przez najbliższych, przez matkę i jej
konkubenta, przez siostrę – zawsze mnie źle traktowali, wciąż szydzili….. ja
dawno wybaczyłam, modlę się za nich codziennie, zamówiłam Msze św. wieczyste w
ich intencjach…… Ale mnie nie chcą…. Panie błogosław im hojnie gdziekolwiek są
…
Jest tylko
syn, tylko żeby się nawrócił…. o łaskę Spowiedzi błagam Cię Panie dla niego , o
jego powrót do Ciebie Panie i uzdrowienia serca i ciała. Panie Jezu – to Twoje
dziecko – Ty się Panie zajmij moim synem – Tobie oddaję !
Jest tylko
syn – mam tylko jego – a on – tylko mnie !
I tak zaczął
się Rok Miłosierdzia - z taką wielką nadzieją powitałam ten Rok. W dalszym ciągu
prosiłam – Panie ulecz mnie z depresji.
Od jakiegoś czasu chodząc do Kościółka siadałam w
takiej ławce gdzie obok na filarze wisiał obraz Jezusa Miłosiernego.
Przychodząc na czwartkowe adoracje, czy też będąc na Mszy św. wpatrywałam się w
Pana.
Czasami trwałam w milczeniu - zapłakana. Użalałam
się nad sobą zamiast za Panem…. Ale też coraz częściej sercem mówiłam – Tobie
oddaję to co mnie spotyka, bądź uwielbiony za każdą chwilę mojego życia – Ty
Panie się mną zajmij – Ty przecież mnie nie ukrzywdzisz….. i zawsze jak tak
powiedziałam następował pokój w sercu…. jakby uciszał się największy sztorm… Niech
Twoja wola Panie wypełnia …
Aż nadszedł
pamiętny 2 kwietnia 2016 – rocznica śmierci św. Jana Pawła II--- znajoma
zaprosiła mnie na adorację i Mszę św. wieczorną.
Jak zwykle usiadłam przy obrazie Jezusa
Miłosiernego, byłam jakaś roztrzęsiona, spłakana- tyle próśb w modlitwie Panu
przedstawiłam. Zaczęła się Msza św. – a ja nie mogłam oderwać wzroku od Pana
Jezusa i w pewnym momencie usłyszałam: „jesteś uzdrowiona”….. rozejrzałam się
wokół….. myślałam, że to ktoś z tyłu, ale tam nie było nikogo… i znowu słyszę
;”jesteś uzdrowiona”. Wtedy zrozumiałam. Zaczęłam płakać, dziękowałam Panu i
przepraszałam Go za moją nędzę. Usłyszałam dalej:” módl się do Mojej Przenajdroższej
Krwi, okrywaj tą Krwią grzeszników całego świata, odmawiaj codziennie Koronkę
do Krwawych Łez Mojej Najświętszej Matki – uwielbiaj Moje Miłosierdzie. Ofiaruj
te modlitwy za grzeszników całego świata”
To było o godzinie 21.37………
Nie spałam
całą noc, modliłam się, płakałam, śmiałam. I wciąż powtarzałam ”Jesteś
uzdrowiona „ - jestem uzdrowiona….. jestem
uzdrowiona. Chwała Ci Panie.
Kolejne dni
pokazały, że to prawda. Ja mam uwierzyć, że jestem uzdrowiona. Uwierzyłam.
Uwierzyłam.
Zachciało mi się żyć. Tak prawdziwie, z Panem.
Zasypiam uwielbiając Go i budzę się rano dziękując za kolejny poranek.
Skończyła się bezsenność. Jest coraz większy żar
modlitwy i coraz większa świadomość podejmowanych wysiłków, ofiar dla Pana.
Od 25
czerwca pościłam 40 dni ( tylko warzywka ) w intencjach tych za których się
modlę, o uzdrowienia, uwolnienia, za dzieci i młodzież polską , o intronizację
Jezusa na Króla Polski, za kapłanów za których ofiarowałam się modlić do końca
swego życia i za siostry zakonne ( adopcja duchowa ), za dzieci poczęte a
zagrożone aborcją. I Pan pobłogosławił. Wytrwałam 40 dni…..
Prze ten czas ten dostąpiłam łaski widzenia w każdym
człowieku Jezusa – a szczególnie w bezdomnych…… to było porażające
doświadczenie . Każdy człowiek to Sacrum—
Modlitwa najbardziej zmienia człowieka, już od ponad
trzech lat biorę udział jako współmodląca w Modlitwie Wstawienniczej. Nie
opuściłam ani jednego dnia--- Poraża ludzkie nieszczęście – ale jeszcze
bardziej nasza niemoc – bo przecież sami nic nie możemy…..
A wracając
do choroby, która nazywa się depresja – jest to choroba dana przez Pana tym
którzy od Niego odeszli – aby powrócili…..
Wiadomo jak to jest z powrotami.
Mnie
najbardziej przeraża to czym nas, nasze społeczeństwo się szprycuje – mianowicie
– z depresji się nie wychodzi, bo nawraca, bez ogłupiających leków się nie
obędzie i takie tam.
A moja refleksja jest taka:
Leczmy duszę – Prośmy Naczelnego Lekarza o
uzdrowienie – bo On wszystko może . Przez całe moje życie nie brałam żadnych
lekarstw na depresję – owszem zdiagnozowana ją , dano mi leki, po których myślałam
że zejdę i …. przestałam je brać.
My ludzie
leczymy nasze ciała a nie dusze. A przecież wszystkie choroby biorą się z
powodu totalnego zaniedbania sfery duchowej – świetnie o tym pisze ks.
Krzysztof Grzywocz – polecam każdemu opracowania księdza Krzysztofa.
Da się żyć
bez depresji – ja dopiero zaczynam żyć – uczę się żyć – Pan mnie uczy a Mateńka
Ukochana przytula do serca……
Oczywiście
pozostają sprawy nie załatwione; czy to na poziomie relacji międzyludzkich czy
też spraw urzędowych i innych- bywa, że się po ludzku nie da, ale Pan nas
rozlicza z naszych intencji, z czystości serca, bo na wyniki nie mamy żadnego
wpływu. Intencje --- mają być czyste, pełne miłości i miłosierdzia wobec
bliźniego.
A co jeśli
prosisz o przebaczenie i odpowiedzią są zaciśnięte usta i milczenie? Ja oddałam
Panu Jezusowi i przez te lata prosiłam o wybaczenie – Pan uporządkował i
wspomnienia i pamięć. Oddawać zawsze z miłością, nigdy nie myśleć o zemście,
nie szydzić…… Skąd ja to znam….
Panie Jezu
bądź uwielbiony za moją chorobę, za straty w życiu doczesnym, za ludzi których
codziennie stawiasz na mej drodze. Ufam Ci Panie bo Ty jest moja Polisą na
ŻYCIE. Jezu ufam Tobie
Elżbieta K
21 sierpnia 2016
Szczęść Boże Elu.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że się z nami podzieliłaś. To jest też łaska, że nam to wszystko opisałaś. Wiem, co to depresja.... mam czasami nawroty...niepokój, nieprzespane noce...
Najważniejsze jest to, że odnalazłaś Boga w tym wszystkim, może to była jedyna drogą, którą mógł Cię poprowadzić On.
Jesteś na dobrej drodze, dziękuj za to każdego dnia. Bo Miłosierdzie Boże nie ma granic.
Dziękuję za Twoje świadectwo.
Pozdrawiam Bożenka pz
Elu, moja Imienniczko :) bardzo dziękuję Ci za Twoje piękne świadectwo!
OdpowiedzUsuńTrzeba nam zaufać Bogu, że wszelkie cierpienie, także to niezawinione, zawarte jest w Jego planach, stąd ma swoją wartość i celowość.
I widzisz Kochaniutka, jaki wspaniały plan Pan Bóg Ci przygotował :)
Obejrzałaś dokładnie swoje rany w obecności Boga i przedstawiłaś jako najlepszemu Lekarzowi a Jego Miłość dotarła do Twoich ran przeniknęła Twoje zranione miejsca i przemieniła je :) CHWAŁA PANU!
Elu, niech każdego dnia towarzyszy Ci
pomoc i opieka Boża.
Chwała Panu!...Coś Elu wiem na ten temat co to depresja i jak mocno wtedy boli dusza... Serdecznie Cię pozdrawiam i życzę wielu Bożych Łask :)
OdpowiedzUsuńBogu niech będą dzieki za jego miłośc niewyobrażalną i miłosierdzie dla nas każdego dnia:)
OdpowiedzUsuńEluniu. Piękne świadectwo. I niech ono będzie poręką dla szukających wyjścia ze swoich depresji i wiary w Cud Największy - Wiarę w Jezusa Chrystusa i Jego drogi dla Nas, na których nas nie pozostawia SAMYCH
OdpowiedzUsuńElu zapomniałaś napisać jak zylas w dostatku pensjonat w Zakopanem w Kołobrzegu sklepy w Białymstoku można dużo pisac
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo dobry artykuł.
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńPiękne świadectwo, ja bardzo dużo otrzymuję od Boga jednak nie umiem wyprosić uzdrowienia dla mojego syna z nerwicy natręctw. Proszę o modlitwę.
OdpowiedzUsuń