Dzisiejsza Ewangelia zaprasza nas do wsłuchania się w Mowę eucharystyczną, do której wstępem był znak cudownego rozmnożenia chleba i ryb.
Po usunięciu się Jezusa na górę, które było odpowiedzią na próbę pochwycenia Go i obwołania królem przez rozentuzjazmowany, ale rozumujący według „starego prawa” tłum, uczniowie sami wyprawili się łodzią do Kafarnaum. Zapadł zmierzch, potem nastały ciemności, zerwał się silny wiatr i jezioro zaczęło się burzyć. Jak pisze św. Marek uczniowie się „trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny” (Mk 6, 48). To jest doskonały obraz sytuacji człowieka, który zamyka się na Słowo Boga i usiłuje podporządkować Go swojej ziemskiej logice. W reakcji na taką postawę Pan Bóg „usuwa się na górę”, a natura staje się dla człowieka nieprzyjazna i musi się on trudzić, aby osiągnąć to, co w bliskości Boga przychodziło mu z łatwością. Rozbrzmiewa tu echo słów Stworzyciela, który w następstwie grzechu pierworodnego, przeklnie ziemię i w konsekwencji stanie się ona dla Adama wrogą, a on sam odtąd w trudzie będzie zdobywał na niej pożywienie (por Rdz 17-19).