W przypowieści o talentach, którą dziś rozważamy, Jezus wprowadza nas głębiej w misterium swojego powtórnego przyjścia w chwale, na końcu czasów. W zeszłym tygodniu usłyszeliśmy przypowieść o pannach nieroztropnych i rozsądnych, która kończyła się wezwaniem Pana: „Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny” (Mt 25, 13). To czuwanie, wyrażające się w postawie miłości do Boga i bliźniego, przynosi konkretne owoce dobrych uczynków upodabniających nas do Jezusa, o którym św. Piotr powiedział w domu Korneliusza, iż „Dlatego że Bóg był z Nim, przeszedł On dobrze czyniąc” (Dz 10, 38). Św. Paweł w Liście do Kolosa pisze, że „On jest obrazem Boga niewidzialnego” (Kol 1, 15). Tak jak Bóg stał się widzialny we Wcieleniu, oraz w dziełach miłosierdzia swojego Syna, z których najdoskonalszym była Jego męka, śmierć krzyżowa i Zmartwychwstanie, tak pragnie stawać się widzialny dla świata w dobrych dziełach swoich przybranych dzieci, w Mistycznym Ciele Chrystusa: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 15, 16).
Rozświetlanie
życia innym ludziom tym światłem, którego źródłem jest Jezus, „światłość
prawdziwa, która oświeca każdego człowieka” (J 1, 9) jest naszym
powołaniem, dla którego realizacji Bóg wyposażył nas – każdego wedle zadania
jakie Stwórca wyznaczył nam w swoim odwiecznym planie zbawienia – w zdolności,
umiejętności i łaski, które Jezus porównał w dzisiejszej przypowieści do
talentów.
Stanowiły one majątek, który Pan rozdzielił między swoje sługi, zanim udał się w podróż. Cel takiego działania, poznajemy z rozmowy, jaką odbył on ze sługami po swoim powrocie: wprawdzie talenty zostały im przekazane na własność (za wyjątkiem ostatniego sługi pozostają one w ich posiadaniu), jednak warunkiem było ich pomnożenie. To bardzo ważny aspekt naszej przypowieści: pan w swojej dobroci postępuje w taki sposób, aby na obrotności sług skorzystał nie tylko On – do czego miał pełne prawo jako właściciel majątku – lecz również słudzy, którzy oddawszy mu pozyskany dochód, zatrzymywali dla siebie „kapitał początkowy”.
Stanowiły one majątek, który Pan rozdzielił między swoje sługi, zanim udał się w podróż. Cel takiego działania, poznajemy z rozmowy, jaką odbył on ze sługami po swoim powrocie: wprawdzie talenty zostały im przekazane na własność (za wyjątkiem ostatniego sługi pozostają one w ich posiadaniu), jednak warunkiem było ich pomnożenie. To bardzo ważny aspekt naszej przypowieści: pan w swojej dobroci postępuje w taki sposób, aby na obrotności sług skorzystał nie tylko On – do czego miał pełne prawo jako właściciel majątku – lecz również słudzy, którzy oddawszy mu pozyskany dochód, zatrzymywali dla siebie „kapitał początkowy”.
Aby
zrozumieć hojność i wspaniałomyślność pana warto pamiętać, że jeden talent
odpowiadał dziesięciu tysiącom denarów, zaś denar stanowił wynagrodzenie za
jeden dzień pracy. W przypadku sługi, który otrzymał pięćdziesiąt talentów,
mówimy o pięćdziesięciu tysiącach dniówek, czyli prawdziwej fortunie. Ponieważ
talent stanowił miarę wagi złota lub srebra – między 26 a 36 kg kruszcu –
łatwiej możemy sobie wyobrazić z jak ogromnym bogactwem, nawet w przypadku
jednego talentu, mamy do czynienia. Hojność ewangelicznego pana jest symbolem
szczodrobliwości Boga wobec człowieka, którą opiewa Psalmista: „Uczyniłeś go
niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod jego stopy:
owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada, ptactwo powietrzne oraz ryby
morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza” (Ps 8, 6-9). Jednocześnie
autor natchniony wskazuje w tym samym Psalmie 8, że naszym najważniejszym
zadaniem, jako jedynego stworzenia uczynionego na Boże podobieństwo,
wypływającym bezpośrednio z tej niezwykłej godności, jest oddawanie Mu czci w
imieniu całego stworzenia: „O Panie, nasz Panie, jak przedziwne Twe imię po
wszystkiej ziemi!” (Ps 8, 10). Bez postawy eucharystycznej, to znaczy
dziękczynnej wobec naszego Stworzyciela i Ojca, marnotrawimy Boże zaufanie i
bezcześcimy swoją godność Jego dzieci, jak głosi Psalm 49: „Człowiek, co w
dostatku żyje, ale się nie zastanawia, przyrównany jest do bydląt, które giną”
(Ps 49, 21).
Szczególnie,
że wymagania Boga wobec nas nie są wielkie. Udający się w podróż pan, oczekując
od swych sług pomnożenia majątku, nie żądał niczego niezwykłego, ani
ryzykownego, czego zdaje się nie rozumieć ostatni sługa: „Trzeci sługa
powinien był wykazać się lepszą wiedzą – zwyczajnie nie troszczył się o to, co
stanie się z własnością jego pana. Najmniejsza inwestycja, złożenie depozytu na
procent, nie naraziłoby go na ryzyko utraty pieniędzy – oddanie pieniędzy
bankierom było równie bezpieczne jak ich zakopanie” (Craig S. Keener,
Komentarz historyczno – kulturowy do Nowego Testamentu, s. 68). Bóg,
którego podobieństwa można doszukać się w panu z przypowieści o talentach,
nadając narodowi wybranemu Prawo, nie obarczył go brzemieniem nie do
udźwignięcia, jak głosi Psalm 19: „Prawo Pana doskonałe - krzepi ducha;
świadectwo Pana niezawodne - poucza prostaczka; nakazy Pana słuszne - radują
serce; przykazanie Pana jaśnieje i oświeca oczy” (Ps 19, 8-9). Św. Jan
Paweł II pisał: „Prawo, które Bóg przekazuje swojemu ludowi, nie jest
ciężarem narzuconym przez tyrana, lecz wyrazem ojcowskiej miłości, która
wskazuje człowiekowi słuszny sposób postępowania, oraz warunki jakie musi
spełnić, by stać się dziedzicem Bożych obietnic. Taką wymowę ma polecenie z
Księgi Powtórzonego Prawa: „Strzeż więc nakazów Pana, Boga twego, chodząc Jego
drogami, by żyć w bojaźni przed Nim. Albowiem Pan, Bóg twój, wprowadzi cię do
ziemi pięknej, ziemi obfitującej” (Pwt 8, 6-7). Prawo to potwierdza przymierze
między Bogiem i synami Izraela, a zatem dyktowane jest przez miłość.
Przekroczenie go pociąga za sobą bolesne konsekwencje, którymi jednak zawsze
kieruje logika miłości, ponieważ zmuszają one człowieka do zbawiennego
uświadomienia sobie zasadniczego wymiaru swej egzystencji. (…) Człowiek, który
oddala się od Stwórcy, nieuchronnie wpada w otchłań zła, śmierci i nicości. I
na odwrót, zwrócenie się do Boga staje się źródłem życia i błogosławieństwa”
(Jan Paweł II, Komentarz do Ksiąg Starego Testamentu, s. 612). Pan Jezus
przywraca Prawu, zdeformowanemu przez tradycję uczonych w Piśmie i faryzeuszów,
jego pierwotną dobroć i nadaje mu pełnię zamierzoną przez Boga, jako Jego słowo
Miłości skierowane do każdego człowieka: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy,
którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo
na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a
znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a
moje brzemię lekkie»” (Mt 11, 28-29).
W tym
kontekście losy sług „dobrych i wiernych”, oraz sługi „złego i
gnuśnego” są owocem ich bezpośredniej relacji do pana, który traktuje
ich po synowsku. Podczas, gdy pierwsi dwaj okazują zrozumienie i posłuszeństwo
wobec jego woli, zadając sobie trud zainwestowania zawierzonych środków, trzeci
sługa, który z racji na najmniejszą kwotę ponosił potencjalnie najniższe ryzyko,
irracjonalnie przeciwstawia się woli pana i naraża na sprawiedliwy osąd. Jego
tragedia jest owocem błędnej oceny pana, której następstwem są złe decyzje: „Panie,
wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i
zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem
twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” (Mt 25, 24-25).
Zachowanie trzeciego sługi przypomina postępowanie Adama i Ewy, którzy, tuż po
popełnieniu grzechu pierworodnego, zaczęli bać się Boga i przed nim ukrywać,
jak wyjaśnił nasz praojciec Bogu: „Usłyszałem Twój głos w ogrodzie, przestraszyłem
się, bo jestem nagi, i ukryłem się” (Rdz 3, 10).
Gnuśny sługa
uważa pana za twardego i niesprawiedliwie roszczeniowego, chociaż w żaden
sposób nie wynika to z przypowieści: przeciwnie, pan okazuje swoim sługom
ogromne zaufanie, a następnie niezwykłą hojność, gdyż nie tylko pozwala im
zatrzymać zawierzony majątek, lecz również „wprowadza do swojej radości”, czyli
jak tłumaczą egzegeci „na swoją ucztę”, gdyż w języku aramejskim rzeczowniki
„radość” i „uczta” wyrażało to samo słowo. Z takiej niewłaściwej oceny rodzi
się lęk, a następnie brnięcie w nieposłuszeństwo, które nie znajduje
racjonalnego wytłumaczenia. Sługa zamyka się w błędnym kole grzechu, z którego
nie chce wyjść. Niczym Kain, który po zabiciu brata, kłamliwie i arogancko
zwraca się do Boga pytającego go o miejsce pobytu Abla: „Nie wiem. Czyż
jestem stróżem brata mego?” (Rdz 4, 9), sługa nieużyteczny zarzuca panu, że
jest surowy i nadmiernie wymagający, co jest przeciwieństwem jego miłosierdzia
i wspaniałomyślności. Nie przyjmuje on konsekwentnie talentu jako daru, nie
podejmuje trudu jego pomnożenia i na koniec zwraca go właścicielowi,
potwierdzając w ten sposób, że nic go z panem nie łączy oprócz poddaństwa,
która jest dla niego przyczyną lęku i prawdziwym ciężarem. Sługa nie chce być
synem, chociaż męczy go dobrowolnie przyjęta postawa niewdzięcznego niewolnika,
przez co okazuje lekceważenie dla polecenia pana. W ten sposób sam wydaje na
siebie wyrok. W paralelnej wersji dzisiejszej przypowieści, którą św. Łukasz
podaje w swojej Ewangelii, pan mówi do sługi: „Według słów twoich sądzę cię,
zły sługo! Wiedziałeś, że jestem człowiekiem surowym: chcę brać, gdzie nie
położyłem, i żąć, gdziem nie posiał. Czemu więc nie dałeś moich pieniędzy do
banku?” (Łk 19, 22-23). Sługa niesłusznie uważa pana za surowego, a mimo to
nie stara mu się przypodobać. Lęk nie jest w stanie zmobilizować go do
zaangażowania w wypełnienie woli pana, przede wszystkim zaś nie ma w nim
miłości, która jest źródłem autentycznego posłuszeństwa.
To właśnie
posłuszeństwo, jak uczy nas Jezus, jest jedyną właściwą postawą człowieka wobec
miłosiernego Boga; postawą tak ważną, że Zbawiciel, mówiąc o swojej relacji z
Ojcem, porównał ją do pożywienia, bez którego nie można żyć: „Moim
pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło”
(J 4, 34). Pełne ufności posłuszeństwo Jezusowi, jedynemu Pośrednikowi między
Bogiem a ludźmi (por. 1 Tm 2, 5), to nieodzowny warunek zjednoczenia z Nim,
które uzdalnia nas do właściwego przyjęcia i pomnożenia talentów, jakimi
obdarzył nas Stwórca oraz oddanie Mu chwały, które jest ostatecznym sensem i
celem naszego życia: „Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc
obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić (…) Ojciec mój przez to
dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami.”
(J 15, 5).
Nie
wystarczy zatem samo oczekiwanie na Jego powtórne przyjście Jezusa. Musi stać
się ono czasem naszego przeobrażania się w Niego, poprzez aktywne trwanie w
Jego miłości wyrażone przez wypełnianie Jego przykazań: „Jeśli będziecie
zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja
zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości” (J 15, 10). W
przyszłą niedzielę Zbawiciel wskaże nam, w przejmującej opowieści o Sądzie
Ostatecznym, „braci Jego najmniejszych” jako osoby, wobec których
powinniśmy postępować miłosiernie, angażując wszystkie nasze talenty, ponieważ
to właśnie z nimi w sposób szczególny utożsamia się Jezus (por. Mt 25, 40, 45).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.