W
przypowieści o synu marnotrawnym rozważanej w IV Niedzielę Wielkiego Postu,
zwaną Laetare, od pierwszych słów antyfony na wejście: „Wesel się,
Jerozolimo!”, Jezus objawia nam prawdziwe oblicze Boga Ojca, który jest
Miłością (por. 1 J 8).
Każdy
szanujący się Żyd znał Psalm 1, w którym autor natchniony nakreślił obraz
człowieka błogosławionego, szczęśliwego, który żyje w przyjaźni z Bogiem:
„Szczęśliwy
mąż, który nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników i nie
siada w kole szyderców, lecz ma upodobanie w Prawie Pana, nad Jego Prawem rozmyśla
dniem i nocą” (Ps 1, 1-2).
Mianem „szyderców”
określano tu grzeszników, którzy lekceważyli Prawo i żyli wbrew woli Boga.
Interpretując ten tekst uważano, że człowiek sprawiedliwy i bogobojny powinien
bezwzględnie stronić od grzeszników jako nieczystych, oddając się studiowaniu
Prawa i ściśle przestrzegając wszystkie jego nakazy i zakazy. Wyraźnie widać tu
głęboki podział na wszelkiej maści „szyderców” odrzuconych przez Boga, oraz
„szczęśliwych”, „błogosławionych”, których Bóg obdarza swoją przyjaźnią,
ponieważ wypełniają Jego wolę. Do tych ostatnich zaliczali siebie faryzeusze i
uczeni w Piśmie, którzy z pogardą spoglądali na „celników i grzeszników”.
Gorszyło ich
zatem zachowanie Jezusa, który z jednej strony postrzegany był jako bogobojny i
mądry Rabbi z Nazaretu, wnikliwy interpretator Prawa, z drugiej zaś robił to,
co Psalmista zdawał się potępiać:
„Zbliżali
się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać (gr.
akouein). Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie: «Ten
przyjmuje grzeszników i jada z nimi” (Łk 15, 1-2).
W napływie
ludzi dotąd przekonanych o swoim wykluczeniu ze wspólnoty z Bogiem, Jezus
widział działanie Ducha Świętego towarzyszące Jego publicznej misji. Podobnie
jak garneli się oni do św. Jana Chrzciciela, aby otrzymać chrzest nawrócenia i
odpuszczenia grzechów, teraz jeszcze chętniej cisną się wokół Jezusa, aby Go „słuchać”,
co w Ewangelii św. Łukasza jest synonimem stawania się Jego uczniem.
Ewangelista nie pisze przy tym nic o czynieniu cudów przez Jezusa – co zawsze budziło
zrozumiałe zainteresowanie tłumów. Grzesznicy przychodzą przede wszystkim po
uzdrowienie duchowe, które daje słuchanie Słowa, ponieważ czują, że Jezus
przywraca im nadzieję na utraconą przyjaźń z Bogiem; czują, że jest On nie
tylko prorokiem Boga, ale że w Nim Bóg jest obecny w sposób szczególny,
wyczuwalny nawet przez ich zniszczone przez grzech dusze. Jezus nie mówi im, że
to co robili jest zrozumiałe i w sumie akceptowalne, lecz zasiadając z
„szydercami” do wspólnego stołu daje im do zrozumienia, że nie ma takiego
grzechu, który byłby potężniejszy od miłosierdzia Boga, który mówił przez
proroka Ezechiela: „Ja nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby
występny zawrócił ze swej drogi i żył. Zawróćcie, zawróćcie z waszych złych
dróg!” (Ez 33, 11).
Celnicy i
grzesznicy garną się do Jezusa, ponieważ dostrzegają w Jego obliczu
bezwarunkową miłość do każdego człowieka wyrażającą się w całkowitym
posłuszeństwie Ojcu, który – o czym jeszcze nie wiedzą – wydał Go na śmierć za
ich grzechy. Być może podświadomie, intuicyjnie, przyprowadzeni do Pana przez
Ducha Świętego, aby doświadczyć zbawienia, pojmują tajemnicę Bożej ekonomii,
którą św. Paweł wyraził w Liście do Rzymian: „On, który nawet własnego Syna
nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i
wszystkiego nam nie darować?” (Rz 8, 39). Bóg daruje nam nasze grzechy, aby
zniszczyć to, co nas od Niego oddziela; abyśmy przestali, niczym Adam w raju,
chować się przed Nim, ale byśmy otworzyli się na Jego miłość i pozwolili, jak
syn marnotrawny, aby wybiegł On naprzeciw nam, rzucił się nam na szyję i nas
ucałował, przywracając nam, ożywionym na nowo, utraconą godność synów (por. Łk
15, 20-24).
Na radość
Boga, który wreszcie odzyskuje swoje ukochane dziecko („Lecz ojciec rzekł do
swoich sług: "Przynieście szybko (gr. tachy) najlepszą szatę
i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi!
Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się,
ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się". I
zaczęli się bawić. (…) A trzeba się weselić i cieszyć z tego, że
ten brat twój był umarły, a znów ożył, zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,
22-24; 32) odpowiada radość człowieka, który właśnie dlatego, że jest świadom
własnego grzechu może docenić – jak celnik Zacheusz – łaskę zbawienia: „Gdy
Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu,
zejdź prędko (speusas), albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu».
Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany” (Łk 19,
5-6).
Radość z
doświadczenia zbawienia jest zewnętrznym wyrazem uświęcającego działania Ducha
Świętego, o którym pisze prorok Ezechiel: „pokropię was czystą wodą, abyście
się stali czystymi, i oczyszczę was od wszelkiej zmazy i od wszystkich waszych
bożków. I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę
wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała” (Ez 36, 25-26). To „serce z
ciała” skłania celnika Zachariasza do zadośćuczynienia bliźnim za
popełnione zło, co przypieczętowuje Jego nawrócenie i stanie się na nowo
pełnoprawnym członkiem narodu wybranego: „Panie, oto połowę mego majątku
daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus
rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest
synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co
zginęło” (Łk 19, 8-10).
Faryzeuszom
i uczonym w Piśmie, którzy szczycą się znajomością Boga, ponieważ znają Prawo i
drobiazgowo przestrzegają nakazów i zakazów, którymi ono obrosło, logika
miłości miłosiernej i bezwarunkowej jest obca. Paradoksalnie ich choroba
duchowa jest dużo poważniejsza, ponieważ nie zależy ona od ciężaru popełnionych
grzechów, lecz od otwartości serc na działanie łaski Bożej, które towarzyszy przepowiadaniu
Jezusa. Uparcie tkwią oni w grzechu przeciw Duchowi Świętemu – jedynemu, który
nie może być przebaczony właśnie dlatego, że zamyka serce na wiarę w Boskie
posłannictwo Jezusa, odbiera możliwość nawrócenia i przyjęcia Bożego
przebaczenia (por. Mk 3, 29). Ich tragiczną sytuację opisał Jezus w
przypowieści o faryzeuszu i celniku, twierdząc, że „ufali sobie, że są
sprawiedliwi, a innymi gardzili” (Łk 18, 9). Źródłem ich sprawiedliwości
byli oni sami, nie zaś Bóg, wobec którego powinni czuć się grzesznikami nie
mniejszymi od innych ludzi. Nic więc dziwnego, że to fałszywe samozadowolenie
rodziło poczucie wyższości i pogardę dla bliźnich.
Dzisiejsza
przypowieść o synu marnotrawnym skierowana jest zatem przede wszystkim do nich.
Jezus, który przyszedł „zbawić to, co zginęło” nie wykluczył ich
bynajmniej z grona powołanych do królestwa Bożego. Przypowieść ma niejako
otworzyć przed nimi serce Boga, aby zobaczyli, że jest w nim miejsce dla
wszystkich Jego dzieci, których kocha nie dlatego, że są dobrzy lub źli, że
przestrzegają Prawo lub je lekceważą, lecz dlatego, że On jest Miłością, która
nie wyklucza, ale „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi,
i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5, 45). Prawo
jest zaś narzędziem, aby do Niego się upodobnić, co oznacza spojrzeć na
marnotrawnego brata oczyma kochającego ojca i pozwolić się „zarazić” jego
radością z odzyskania syna.
Jezus
ostrzega faryzeuszów i wszystkich, którzy uważają się za sprawiedliwych dzięki
swoim dobrym uczynkom i aktom pobożności, że łatwo mogą popaść w pychę i
zażądać od Boga, by dostosował się do ich kryteriów sprawiedliwości jak starszy
syn i w konsekwencji „rozgniewać się i nie chcieć wejść” (por. Łk 15,
28) na ucztę miłosierdzia zastawioną przez Ojca. Na tej uczcie „utuczonym
cielęciem” jest Jego Syn, który karmi nas swoim Ciałem i swoją Krwią. My
wszyscy: bardziej lub mniej pobożni, stajemy się równi w poczuciu, że niczym
nigdy nie zasłużymy na to, by żywić się naszym Panem, a mimo to udziela się nam
On obficie każdego dnia, czyniąc nas „sprawiedliwymi” wobec Ojca – jak uczy św.
Paweł w dzisiejszym pierwszym czytaniu – „On to dla nas grzechem uczynił
Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą”
(2 Kor 5, 21). Czyż nie jest to wystarczającym powodem, by upodabniać się w
miłości bliźniego do Jezusa, który w Eucharystii uświęca nasze dusze i staje
się budulcem dla naszego ciała? Wzywa nas do tego św. Jan w swoim 1 Liście: „Umiłowani,
miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje,
narodził się z Boga i zna Boga. Kto nie miłuje, nie zna Boga, bo Bóg jest
miłością” (1 J 4, 7-8).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.