Dzisiejsza Ewangelia jest pod pewnym względem
wyjątkowa. W historii uzdrowienia sługi nieznanego z imienia setnika, św.
Łukasz zawarł drogi dla siebie temat miłosierdzia Boga wobec wszystkich ludzi,
szczególnie zaś tych, którzy z powodu uwarunkowań doktrynalnych Starego
Przymierza, nie mieli szans na zbawienie, zarezerwowane tylko dla tych, którzy
wiernie przestrzegali wszystkich nakazów Prawa i tradycji. Do grupy
„potępionych” należeli poganie, a w szczególności, znienawidzeni rzymscy
okupanci. Jezus zerwał z dotychczasową koncepcją świętości, polegającą na
swoistej wymianie, w której Izraelici „dawali” Bogu przestrzeganie Prawa, a On
„dawał” im swoje błogosławieństwo i potrzebne łaski. Dla Chrystusa łaska Boża
jest zawsze darem niezasłużonym, ponieważ ofiarowanym z miłości, a w tej
perspektywie nie mam miejsca na logikę zasługi. Dlatego właśnie nasz Pan w
sposób szczególny zwrócił się do tych, którzy żadnej zasługi mieć nie mogli, co
więcej, znajdowali się w stanie grzechu, który jest największą chorobą, jak sam
mówił: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają.
Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż
ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9,
12-13).
Taka interpretacja Prawa wzbudziła w Żydach zdecydowany sprzeciw, który zaowocował postawą pełną nienawiści i doprowadził do zamordowania Jezusa rękami pogardzanych przez nich pogan. To, co czyni dzisiejszą perykopę wyjątkową, to fakt, że nie ma w niej wyraźnych śladów owej wrogości faryzeuszów, uczonych w Piśmie, czy starszyzny, ale wręcz przeciwnie: stają się oni pośrednikami między rzymskim dobroczyńcą i kontrowersyjnym Rabbim, o którym nie zawahali się powiedzieć, że „On tylko przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy” (Mt 12, 24). Gdyby nie przykry kontekst naszej perykopy, czyli choroba sługi setnika, to można by uznać ją za niemal ironiczną.
Taka interpretacja Prawa wzbudziła w Żydach zdecydowany sprzeciw, który zaowocował postawą pełną nienawiści i doprowadził do zamordowania Jezusa rękami pogardzanych przez nich pogan. To, co czyni dzisiejszą perykopę wyjątkową, to fakt, że nie ma w niej wyraźnych śladów owej wrogości faryzeuszów, uczonych w Piśmie, czy starszyzny, ale wręcz przeciwnie: stają się oni pośrednikami między rzymskim dobroczyńcą i kontrowersyjnym Rabbim, o którym nie zawahali się powiedzieć, że „On tylko przez Belzebuba, władcę złych duchów, wyrzuca złe duchy” (Mt 12, 24). Gdyby nie przykry kontekst naszej perykopy, czyli choroba sługi setnika, to można by uznać ją za niemal ironiczną.
Św. Łukasz pisze: „Gdy Jezus dokończył
wszystkich tych mów do ludu, który się przysłuchiwał, wszedł do
Kafarnaum” (Łk 7, 1). Mowy, o których pisze Ewangelista, miały miejsce po
wybraniu przez Jezusa, z pośród idących za Nim uczniów, dwunastu Apostołów i
stanowiły istotny element publicznej posługi Chrystusa: „Zeszedł z nimi na dół
i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo
ludu z całej Judei i Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni,
aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci,
których dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum
starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała
wszystkich” (łk 6, 17-19). Treść mów Pana, które zawierały błogosławieństwa
tych, którzy cierpią na ciele i duszy, oraz przekleństwa tych, którzy żyjąc w
dostatku i poważaniu, nie są zdolni do miłosierdzia wobec bliźniego, również –
a może, szczególnie – wobec nieprzyjaciół. Bowiem nauczanie Jezusa można
sprowadzić do przykazania miłości bezwarunkowej: „Wy natomiast miłujcie
waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie
spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego;
ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak
Ojciec wasz jest miłosierny” (Łk 6, 35-36). To miłosierdzie, które jest
darem Ojca przez Syna w mocy Ducha Świętego, a którego ilustracją są
uzdrowienia i egzorcyzmy dokonywane Jezusa, musi być aktem konkretnym,
namacalnym, przekładającym się na rzeczywiste dobro drugiego człowieka. Wiara w
Jezusa bez tej miłosiernej konkretności jest bezwartościowa: „Czemu to wzywacie
Mnie: "Panie, Panie!", a nie czynicie tego, co mówię?” (Łk 6, 41) –
pyta Jezus swoich naśladowców. A w Ewangelii św. Mateusza stwierdza, nie
unikając jednoznacznie ostrzegawczego tonu, który bardziej pasuje do Jana
Chrzciciela niż do łagodnego Baranka Bożego: „Nie każdy, który Mi mówi:
"Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto
spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie. Wielu powie Mi w owym dniu:
"Panie, Panie, czy nie prorokowaliśmy mocą Twego imienia, i nie wyrzucaliśmy
złych duchów mocą Twego imienia, i nie czyniliśmy wielu cudów mocą Twego
imienia?" Wtedy oświadczę im: "Nigdy was nie znałem. Odejdźcie
ode Mnie wy, którzy dopuszczacie się nieprawości!" (Mt 7, 21-23). W
tych słowach Pana rozbrzmiewa kategoryczność ostrzeżenia, jakiego Bóg udzielił
narodowi wybranemu za pośrednictwem Mojżesza: „Nie będziesz krzywdził żadnej
wdowy i sieroty. Jeślibyś ich skrzywdził i będą Mi się skarżyli, usłyszę
ich skargę, zapali się gniew mój, i wygubię was mieczem i żony wasze będą
wdowami, a dzieci wasze sierotami” (Wj 22, 21-22). Jezus, Odwieczne Słowo Boga,
który dał Izraelitom Prawo i przemawiał do nich przez proroków, uczy nas, że
miłosierdzie Boże jest nieskończone, lecz Boża sprawiedliwość nie pozwala
bezkarnie drwić z Jego przykazań i każda nieprawość, nieodpokutowana na ziemi,
będzie musiała być oczyszczona po śmierci. Nie możemy bowiem stanąć przed
Bogiem, zanim nasze szaty weselne nie zostaną oczyszczone z jakiejkolwiek plamy
grzechu. O tej tajemnicy relacji między Bożym miłosierdziem i Bożą
sprawiedliwością Pan Jezus powiedział św. s. Faustynie, gdy jej Anioł Stróż
wyprowadził ją z czyśćca: „Miłosierdzie Moje nie chce tego, ale sprawiedliwość
każe” (Dz 20).
Opowieść o uzdrowieniu sługi setnika, a
raczej o wierze setnika, która wywołała zadziwienie Jezusa, jest swoistą
ilustracją do wspomnianych mów Pańskich. W Kafarnaum, które było miastem
granicznym, stacjonował garnizon rzymskiego okupanta. Wśród wojska znajdował
się setnik, któremu podlegała centuria. Składał się oddział stu, a w praktyce
od sześćdziesięciu do osiemdziesięciu żołnierzy. Zadaniem setnika było utrzymać
dyscyplinę, z której słynęła rzymska armia. Musiał być to więc człowiek
zdyscyplinowany, odporny psychicznie, o silnym charakterze. Takim ludziom
zwykle ciężko przychodzi prosić o pomoc obcych, a szczególnie ludzi, których –
jak w przypadku naszego setnika – chce się trzymać w uległości: poddanych
Rzymowi Żydów, którzy nie należeli do – mówiąc oględnie – najłagodniejszych, o
czym świadczyły liczne, krwawo tłumione, zamieszki. Prośba o pomoc Jezusa,
żydowskiego Rabbiego i cudotwórcę, mogła być odebrana jako oznaka słabości, co
z kolei szybko mogło doprowadzić do podważenia autorytetu setnika i związanych
z tym kłopotów. Podjęcie tak ryzykownej decyzji świadczy o wielkim szacunku
(gr. entimos), jaki setnik żywił do swojego sługi, gdyż, jak pisze św. Łukasz:
„Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do Niego starszyznę żydowską z
prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę. Ci zjawili się u Jezusa i prosili
Go usilnie: «Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył - mówili - miłuje
bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę» (Łk 7, 3-5). Świadczy to dobrze
o charakterze centuriona, który doceniał swojego sługę i był dla niego gotów
upokorzyć się i poprosić Jezusa o pomoc. Z drugiej strony setnik utrzymywał
bardzo dobre stosunki z Żydami i choć nie był prozelitą, to najprawdopodobniej
z własnej kieszeni wyłożył niemałe pieniądze niezbędne dla zbudowania synagogi.
Musiał on żywić szacunek nie tylko do swoich podwładnych i sług, ale również do
podbitego narodu, który wręcz „miłował” (gr. agapa). Z kolei Żydzi taką postawę
Rzymianina musieli odbierać jako łaskę od Boga: nie dość, że nie utrudniał im
praktyk religijnych, to jeszcze wspierał je swoim trzosem, chroniąc ich przed
nadużyciami podwładnych mu żołnierzy. Taki sprzymierzeniec był niczym prawdziwy
skarb. Nic więc dziwnego, że Żydzi nie mogli odmówić prośbie setnika. Kiedy
Rzymianin, który usłyszał o cudach Jezusa, w Jego mocy zaczął upatrywał
ostatniej deski ratunku dla umierającego sługi, poprosił o pomoc starszyznę
żydowską, która udała się do Jezusa, aby wstawić się w jego imieniu. W całej
perykopie nie ma ani słowa o niechęci, czy też nienawiści, jaką autorytety
żydowskie żywiły wobec Jezusa, uważając Go za samozwańczego Mesjasza i
bluźniercę. Przeciwnie, Żydzi gorliwie (gr. spoudaios) prosili, czyli błagali
Jezusa, aby spełnił prośbę ich dobroczyńcy i protektora. Jeżeli stosunek
przełożonych żydowskiej wspólnoty w Kafarnaum nie był, z jakiegoś powodu,
diametralnie różny od stosunku ich kolegów choćby z Nazaretu, czy Jerozolimy,
to można by się zastanawiać komu trudniej przyszło wyrazić prośbę: setnikowi
wobec podległych mu, podbitych Żydów, którzy mieli go za wroga i – jako
poganina, choćby nawet „oswojonego” – osobę gorszej kategorii, czy Żydom wobec
rodaka, samozwańczego Rabbiego, uważanego przez znającą Prawo elitę
intelektualną i religijną, za bluźniercę i wroga Najwyższego, prowadzącego Jego
naród na wieczną zagładę? Co uderza w tym opowiadaniu, to bezkrytyczna wiara
Żydów w uzdrawiającą moc Jezusa, oraz argumentacja, do jakiej się posuwają, aby
Go przekonać do uczynienia cudu. To, że wierzyli oni w rzeczywistą zdolność
uzdrawiającą Pana jest raczej bezsprzeczne: inaczej nie przyszli by do Jezusa z
prośbą o cud. Zastanawia raczej, gdzie mogli dopatrywać się źródła tej mocy?
Jeżeli uznawali, że jest to moc od Boga, to musieli w Jezusie uznać Jego
posłańca, co najmniej proroka i przyjąć Jego naukę, co jest raczej wątpliwe.
Jeżeli zaś uważali, że jego moc – jak utrzymywali faryzeusze i uczeni w Piśmie
– pochodzi od Belzebuba, to proszenie Jezusa o posłużenie się tą mocą czyniło z
nich wspólników Jezusa i sługami Złego. Czy byli do tego stopnia
zdeterminowani, że odważyli się na tak wielki grzech? Ich argumentacja
świadczy, że zupełnie nie słuchali, albo nie zrozumieli przesłania Chrystusa.
Zbudowana bowiem została na wspomnianej wcześniej zasadzie wymiany, wedle
której setnik jest godny (gr. axios) otrzymać łaskę uzdrowienia sługi, ponieważ
kocha Żydów i hojnie wspiera lokalną wspólnotę. Ta koncepcja relacji Boga i
człowieka jest bliska poglądom faryzeuszy, poddanym ocenie przez samego Jezusa
w doskonale nam znanej przypowieści o faryzeuszu i celniku. Istotny jest wstęp
Łukasza: „Powiedział też do niektórych, co ufali sobie, że są sprawiedliwi, a
innymi gardzili, tę przypowieść” (Łk 18, 9). Wydaje się, że dla starszyzny
żydowskiej, centurion był, jak na poganina, wystarczająco „sprawiedliwy”, aby
otrzymać łaskę Bożą i odmowę ze strony Jezusa uznaliby za niewdzięczność. W
rzeczywistości łaska Boża jest dana całkowicie z darmo i nie można sobie
na nią zasłużyć, ponieważ nie można sobie nijak zasłużyć na Bożą miłość – można
się jedynie przygotować, ofiarnym i świętym życiem, na jej przyjęcie. Bóg jest
nieskończenie wolny w swojej miłości i zawsze zaskakuje nas swoją hojnością, na
którą nie możemy w żaden sposób zapracować, w tym sensie, że moglibyśmy do
Niego powiedzieć: to mi się od Ciebie należy, bo…
Wreszcie należy sobie uświadomić, że zarówno
setnik, jak posłani przez niego Żydzi, oczekując od Jezusa, aby wszedł do domu
poganina, namawiali Go, według ówczesnych standardów religijnych, do
postępowania, które uczyniłoby Go nieczystym. W przypadku Rzymianina taka
propozycja mogłaby być przynajmniej zrozumiała, zważywszy na tragedię, jaką
przeżywał. W żaden sposób nie dotyczy to jednak Izraelitów i jest wątpliwe, aby
sami zatrzymywali się w domu setnika. Być może ci ostatni znali nauczanie Pana
i wiedzieli, że Jezus nie zważa na przepisy dotyczące czystości, jak
świadczy św. Mateusz: „Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu
celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami” (Mt 9, 10).
Wejście Jezusa w relację przyjaźni z ludźmi odległymi od Boga, wyrażoną
spożywaniem posiłku z grzesznikami, które było dla faryzeuszów doskonałą okazją
do upominania Pana i podważania Jego autorytetu jako nauczyciela z Boskiego
nadania, tym razem nie stanowi dla Żydów żadnego problemu – co więcej sami
namawiają Go, aby to zrobił, idąc z nimi do domu setnika. Czy zatrzymali by się
przed wejściem, jak zrobili to arcykapłani, którzy zaprowadzili Jezusa do
siedziby Piłata? Jest jakaś analogia między jednym i drugim wyprowadzeniem
Jezusa z przestrzeni „świętej”, „Bogu miłej” i umieszczeniem go w przestrzeni
„nieczystej”, „potępionej”, którą Bóg gardzi. W obu przypadkach, mimo różnych
intencji, ludzie uchodzący za pobożnych uzurpują sobie prawo do stawiania
bliźniego, dla własnych celów, w niekorzystnej relacji z Panem Bogiem –
przynajmniej według wymyślonych przez siebie zasad, jak dobitnie określił to,
niczego nie rozumiejąc, arcykapłan Kajfasz:” lepiej jest dla was, gdy jeden
człowiek umrze za lud, niż miałby zginąć cały naród” (J 11, 50). Eliminacja
niebezpiecznego mąciciela okazała się ostatecznie realizacją zbawczego aktu
Boga. Jednak nie umniejsza to bynajmniej winy ówczesnych decydentów za
zabójstwo Sprawiedliwego.
Jak pisze św. Łukasz, zdaje się, że Pan dał
się przekonać starszyźnie. „Jezus przeto wybrał się z nimi. A gdy był już niedaleko
domu, setnik wysłał do Niego przyjaciół z prośbą: «Panie, nie trudź się,
bo nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój. I dlatego ja sam nie
uważałem się za godnego przyjść do Ciebie. Lecz powiedz słowo, a mój
sługa będzie uzdrowiony. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą
żołnierzy. Mówię temu: "Idź!" - a idzie; drugiemu: "Chodź!"
- a przychodzi; a mojemu słudze: "Zrób to!" - a robi» (Łk 7, 6-8). W
tym fragmencie dzisiejszej perykopy znajdujemy kolejny, wyjątkowy element.
Zwykle uczniowie uczą się od Mistrza, wędrując razem z Nim. Szczególnie
dobitnym przykładem jest ukazanie się Zmartwychwstałego uczniom, którzy po Jego
śmierci krzyżowej, postanowili, po zakończeniu szabatu, opuścić Jerozolimę i
udać się do Emaus. Jak pisze św. Łukasz „Tego samego dnia dwaj z nich byli w
drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy.
Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i
rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi” (Łk 24,
13). Jezus „zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im,
co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24, 27). W tym przypadku
jednak setnik wzrastał w poznaniu tajemnic Królestwa Bożego, przebywając w
domu, podczas gdy Bóg sam, w Jezusie Chrystusie, zbliżał się do Niego. Poganin dwukrotnie
zaprzeczył słowom Żydów, którzy uważali go za godnego łaski Pana. Swoją
niegodnością, a nie koniecznością czuwania przy chorym usprawiedliwił on fakt,
że nie osobiście nie poprosił Pana o interwencję. Nie chciał również, aby Jezus
wszedł pod Jego dach, właśnie dlatego, że czuł się niegodny, grzeszny, wobec
świętości Jezusa, której nie chciał skalać. On również nie rozumiał, że
świętość i miłość są u Pana Boga tym samym, a zatem nic i nikt nie może skalać,
ani umniejszyć tego pragnienia zbawienia każdego człowieka, które w Chrystusie
przekracza bariery jakie my sami zbudowaliśmy między nami a Trójcą
Przenajświętszą. Tym niemniej w jego pokornej postawie dostrzec można szacunek
dla Jezusa, którego nie można doszukać się w postawie „godnych” i „sprawiedliwych”,
w swoim mniemaniu, Żydów. Być może setnik nie od razu w pełni zrozumiał z kim
ma do czynienia, ale z każdym krokiem, który zbliżał Pana do jego domu, to
zrozumienie, dzięki łasce Ducha Świętego, który działa we wszystkich ludziach
otwierających się z ufnością na Boże działanie, stawało się pełniejsze, aż
rzymski żołnierz dojrzał do decyzji, by posłać nowych emisariuszy. Co ciekawe,
w odróżnieniu od starszyzny żydowskiej, posłańcy pokory są nazwani przyjaciółmi
centuriona.
Zwracając się do Jezusa tytułem Panie (gr. Kyrie), setnik wyznaje wiarę w Jego bóstwo. W tej perspektywie wierzy on również we wszechmoc słowa Jezusa. Ten, który jest przedwiecznym Słowem Ojca, przez którego wszystko zostało stworzone, nie musi się fatygować i nic robić, wystarczy, że wypowie słowo i niejako „stworzy” na nowo zdrowie umierającego sługi centuriona. Skoro żołnierze są posłuszni setnikowi, który ma nad sobą zwierzchników, to tym bardziej całe stworzenie jest posłuszne wszechmogącemu Bogu, nad którym nie ma nikogo innego (por. Mt 8, 23-27). Bogu, którego słowo daje życie. Po Wniebowstąpieniu Chrystusa i Zesłaniu Ducha Świętego, posługę słowa podjęli Apostołowie, jak czytamy w Dziejach Apostolskich: „Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły» - powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. «Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości! Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa” (Dz 6, 2-4), właśnie po to, aby dotarło ono do wszystkich narodów bez wyjątku, i aby wszyscy doświadczyli uzdrawiającej i ożywiającej mocy słowa Bożego. Jezus, podobnie jak wysłuchał prośbę wyrażoną przez Żydów, tak teraz ponownie posłuchał prośby przekazanej przez przyjaciół setnika. To zatrzymanie się Pana „niedaleko domu” centuriona ma wymiar symboliczny, jakby Pan chciał, aby zbawienie domu poganina dokonało się właśnie dzięki przepowiadaniu Apostołów, jak miało to miejsce w przypadku innego centuriona, Korneliusza, na którego zstąpił Duch Święty zanim jeszcze został ochrzczony (por. Dz 10).
Zwracając się do Jezusa tytułem Panie (gr. Kyrie), setnik wyznaje wiarę w Jego bóstwo. W tej perspektywie wierzy on również we wszechmoc słowa Jezusa. Ten, który jest przedwiecznym Słowem Ojca, przez którego wszystko zostało stworzone, nie musi się fatygować i nic robić, wystarczy, że wypowie słowo i niejako „stworzy” na nowo zdrowie umierającego sługi centuriona. Skoro żołnierze są posłuszni setnikowi, który ma nad sobą zwierzchników, to tym bardziej całe stworzenie jest posłuszne wszechmogącemu Bogu, nad którym nie ma nikogo innego (por. Mt 8, 23-27). Bogu, którego słowo daje życie. Po Wniebowstąpieniu Chrystusa i Zesłaniu Ducha Świętego, posługę słowa podjęli Apostołowie, jak czytamy w Dziejach Apostolskich: „Nie jest rzeczą słuszną, abyśmy zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły» - powiedziało Dwunastu, zwoławszy wszystkich uczniów. «Upatrzcież zatem, bracia, siedmiu mężów spośród siebie, cieszących się dobrą sławą, pełnych Ducha i mądrości! Im zlecimy to zadanie. My zaś oddamy się wyłącznie modlitwie i posłudze słowa” (Dz 6, 2-4), właśnie po to, aby dotarło ono do wszystkich narodów bez wyjątku, i aby wszyscy doświadczyli uzdrawiającej i ożywiającej mocy słowa Bożego. Jezus, podobnie jak wysłuchał prośbę wyrażoną przez Żydów, tak teraz ponownie posłuchał prośby przekazanej przez przyjaciół setnika. To zatrzymanie się Pana „niedaleko domu” centuriona ma wymiar symboliczny, jakby Pan chciał, aby zbawienie domu poganina dokonało się właśnie dzięki przepowiadaniu Apostołów, jak miało to miejsce w przypadku innego centuriona, Korneliusza, na którego zstąpił Duch Święty zanim jeszcze został ochrzczony (por. Dz 10).
„Gdy Jezus to usłyszał, zadziwił się
(gr. ethaumasen) i zwracając się do tłumu, który szedł za Nim, rzekł: «Powiadam
wam: Tak wielkiej wiary nie znalazłem nawet w Izraelu». A gdy wysłani wrócili
do domu zastali sługę zdrowego” (Łk 7, 9-10). Setnik dokonał czegoś
niezwykłego. Mimo, że nie osobiście nie znał Jezusa, jego wiara była tak
wielka, że zdumiała samego Jezusa. Zadziwić Boga… to powinno stać się również
dla nas wyzwaniem i powołaniem na każdy dzień. Centurion uwierzył a Jezusa „na
odległość”, dlatego Jezus wysłuchał jego prośby i na odległość uzdrowił jego
sługę. Jedynie w tym sensie możemy mówić o pewnej wzajemności, która jednak,
dzięki pełnej pokory postawie setnika, nie deformuje - jak w przypadku
roszczeniowej postawy Żydów – relacji Boga i człowieka, dzięki czemu Pan może w
pełni udzielić Rzymianinowi swojej zbawczej łaski.
Na koniec warto wspomnieć, że słynne wyznanie
wiary setnika stało się elementem modlitwy, którą kapłan wraz ze zgromadzonym
ludem wypowiadają podczas Eucharystii: „Panie, nie jestem godzien, abyś
przyszedł do mnie, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza moja”.
Ten akt pokory, wyrażony tuż przed przyjęciem Ciała i Krwi Zbawiciela wskazuje
na Eucharystię, która jest „źródłem i zarazem szczytem całego życia
chrześcijańskiego” (Sobór Watykański II, konst. Lumen gentium, 11) ponieważ
"Eucharystia oznacza i urzeczywistnia komunię życia z Bogiem i jedność
Ludu Bożego, przez które Kościół jest sobą. Jest ona szczytem działania, przez
które Bóg w Chrystusie uświęca świat, a równocześnie szczytem kultu, jaki
ludzie w Duchu Świętym oddają Chrystusowi, a przez Niego Ojcu"
(Kongregacja do Spraw Kultu Bożego, instr. Eucharisticum mysterium, 6). To
właśnie owa eucharystyczna komunia z Bogiem, która jest najdoskonalszą
antycypacją naszego uczestnictwa w życiu Trójcy Przenajświętsze, do którego
jesteśmy powołani w Jezusie Chrystusie, jest źródłem wszelkiego uzdrowienia
duszy i ciała ku świętości, będącej miłością ludzką zanurzoną bez reszty w
Miłość Boga.
Arek
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.