Chociaż bezpośrednim tematem dzisiejszej perykopy ewangelicznej jest dyskusja Jezusa z faryzeuszami na temat nierozerwalności małżeństwa, to w rzeczywistości chodzi tu o fundamentalną relację między Prawem, które Bóg objawił już naszym prarodzicom w raju, aby w pełni żyli blaskiem podobieństwa do Niego (por. Rdz 1, 27), a Prawem mojżeszowym, które – wpisane w historię zbawienia, a zatem nieustanną walkę z następstwami grzechu pierworodnego o odzyskanie przyjaźni ze Stwórcą i trwanie w niej – było naznaczone niedoskonałością i kompromisem z zatwardziałością naszych serc (por. Mk 10, 5). Jezus objawia się nam jako Ten, który na mocy autorytetu udzielonego Mu przez Ojca, przywraca pierwotne znaczenie Prawu, a tym samym przywraca pełnię godności dzieciom Bożym, powołanym i uzdolnionym przez Syna Bożego, aby stawać się doskonałym, jak doskonały jest ich Ojciec niebieski (por. Mt 5, 48).
„Przystąpili do Niego faryzeusze i chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę” (Mk 10, 2).
Już pierwsze słowa perykopy ewangelicznej wyrażają dramat człowieka, który odrzuciwszy przyjaźń Bożą, zniszczył harmonię we wzajemnych relacjach międzyludzkich. Faryzeusze wystawili Jezusa na próbę, aby Go zdyskredytować w oczach ludu, który Go słuchał. Odwołali się przy tym do prawa, w którym to mąż miał władzę nad żoną i mógł z mniej lub bardziej błahych powodów rozwiązać łączący ich węzeł małżeński, wręczyć jej list rozwodowy i ją odprawić.
Uczeni w Piśmie, podobnie jak saduceusze, którzy usiłowali zdyskredytować Jezusa, nawiązując do nieuznawanego przez nich nauczania o zmartwychwstaniu, musieli znać lub przynajmniej domyślać się poglądów Nauczyciela z Nazaretu na temat mojżeszowego prawa rozwodowego (por. Pwt, 24, 1), skoro uznali, że ich upublicznienie postawi Jezusa w złym świetle.
Uczeni w Piśmie, podobnie jak saduceusze, którzy usiłowali zdyskredytować Jezusa, nawiązując do nieuznawanego przez nich nauczania o zmartwychwstaniu, musieli znać lub przynajmniej domyślać się poglądów Nauczyciela z Nazaretu na temat mojżeszowego prawa rozwodowego (por. Pwt, 24, 1), skoro uznali, że ich upublicznienie postawi Jezusa w złym świetle.
Co istotne, faryzeusze uciekli się do manipulacji, ponieważ w rzeczywistości nikt nie negował samego prawa ustanowionego przez Mojżesza, a jedynie dyskutowano nad powodami rozwodu. Ich podstępność przywodzi na myśl strategię węża, który pytał fałszywie Ewę: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” (Rdz 3, 1). Ta swoista prowokacja sprowadziła rozmowę między Ewą i wężem na fałszywą drogę, która doprowadziła Ewę do nieposłuszeństwa Bogu. Również faryzeusze, pytając o zasadność prawa rozwodowego, chcieli skonfrontować Jezusa z autorytetem Mojżesza, z którego Rabbi z Nazaretu miał wyjść pokonany. Warto w tym miejscu zauważyć, że wszelkie herezje, również te głoszone współcześnie, są nie tyle otwartą negacją prawd objawionych, ile ich mniej lub bardziej subtelną deformacją, której ostatecznym celem jest ich całkowite zastąpienie nową, fałszywą doktryną.
Podobnie jak w przypadku prowokacji saduceuszów, Jezus podjął wyzwanie perushim, „odseparowanych”, którzy swoje poczucie wyższości wobec reszty ludu wybranego budowali na drobiazgowym przestrzeganiu Prawa mojżeszowego, dającego – w ich mniemaniu – pewny dostęp do Stwórcy i odwołał się do początków objawienia, które stanowią fundament poznania Boga i relacji do Niego. Gdy utraci się ten fundament z oczu, wcześniej czy później relacja z Bogiem ulegnie, pod nieustanną presją żądającego kompromisu świata, daleko posuniętemu zniekształceniu.
Nie wierzącym w zmartwychwstanie saduceuszom, Jezus przypomniał słowa Boga wypowiedziane do Mojżesza z płonącego krzewu, na początku jego powołania: „Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba? Bóg nie jest [Bogiem] umarłych, lecz żywych” (Mt 22, 32). Bóg jest Żyjącym, który powołuje lud do życia w przyjaźni ze sobą. W świetle Bożej chwały objawia się w pełni godność każdego człowieka: kobiety i mężczyzny, powołanych do wspólnoty z Bogiem, realizowanej już tu, na ziemi, przez budowanie wspólnoty międzyludzkiej, począwszy od małżeństwa i rodziny, w posłuszeństwu Jego Prawu miłości.
Właśnie dlatego Jezus, w dialogu z faryzeuszami, odwołał się do początków pierwszego przymierza, w którym to sam Bóg ustanowił Prawo łączące mężczyznę i kobietę i dał je nam, abyśmy je przestrzegał i żyli.
„Lecz na początku stworzenia (gr. arches ktiseos) Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela!” (Mk 10, 6-9).
Nie chodzi tu wyłącznie początek rozumiany w kategoriach czasowych, ale o pierwotną zasadę i porządek stworzenia, o jego piękno, z które – jak uczy św. Paweł – świadczy o potędze Boga: „Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty - wiekuista Jego potęga oraz bóstwo - stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła” (Rz 1, 20). W szczególności mężczyzna i kobieta, stworzeni pa podobieństwo Boże, są powołani przez stawanie się we wzajemnej miłości jednością różnorodności, do bycia najpiękniejszą ikoną Trójcy Przenajświętszej, jak nauczał ojciec święty Franciszek: „Małżonkowie są obrazem Boga, obydwoje, mężczyzna i kobieta. Nie sam jeden mężczyzna, czy tylko kobieta, ale obydwoje są obrazem Boga” (Franciszek, „Wspólnota małżeńska odblaskiem jedności Trójcy”). Papież kontynuował w ten sposób myśl swojego świętego poprzednika, Jana Pawła II, który pisał w liście do rodzin: „ Boskie «My» jest przedwiecznym prawzorem dla ludzkiego „my” – tego przede wszystkim, jakie mają stanowić mężczyzna i kobieta, stworzeni na obraz i podobieństwo Boga samego” (Jan Paweł II , „List do rodzin Gratissimam sane”, 1994 rok, nr 6). Tę prawdę rozwinęli w swoim nauczaniu polscy biskupi: „W ciągu dziejów Objawienia nasz Bóg w Trójcy Świętej jedyny odsłania, że jest Wspólnotą miłujących się Osób. Wspólnotą, o której – chociaż jest Ona niezgłębionym misterium – możemy powiedzieć, że stanowi nieustanną wzajemność, gdzie każda z Boskich Osób obdarowuje sobą oraz każda przyjmuje jako dar pozostałe Osoby. Miłość łącząca Trójcę Przenajświętszą jest tak prawdziwa, dogłębna i radykalna, iż sprawia doskonałą jedność, w której każda z Boskich Osób pozostaje sobą, ale jest jeden Bóg. Zatem powołanie, by w życiu małżeńskim być żywym obrazem Trójcy Przenajświętszej, wzywa do wzajemności oraz do doskonałej komunii przy równoczesnym poszanowaniu swojej odrębności” (6 Konferencja Episkopatu Polski, „Służyć prawdzie o małżeństwie i rodzinie”, 19 czerwca 2009 roku, za: Anna Maliszewska, „Małżeństwo obrazem Trójcy w katechezach papieża Franciszka”).
Prowokacja faryzeuszów stała się dla Jezusa okazją, aby przywrócić pierwotny sens Prawa Bożego, które zostało wpisane w serce człowieka na początku stworzenia i wynieść je na poziom dotąd nieosiągalny. Przemawiając „jak ten, który ma władzę (gr. eksusian echon), a nie jak uczeni w Piśmie” (Mk 1, 22), Zbawiciel odrzucił przeciętność mojżeszowych przykazań nadanych „Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych (gr. sklerokardian hymon)” (Mk 10, 5) i przywrócił pełnię wymagań moralnych, jakie Bóg stawia każdemu człowiekowi, we wszystkich aspektach jego życia. Ich zachowanie stało się bowiem możliwe wraz ze wcieleniem Syna Bożego, który przyjmując naszą ludzką naturę, odkupił nas i udzielając nam Ducha Świętego, czyniącego nas synami Bożymi, nadał nam godność przewyższającą tę, jaką szczycili się nasi prarodzice przed grzechem pierworodnym. Św. Paweł uczy nas bowiem: „Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4, 6), oraz wskazuje na płynące z tej godności obowiązki moralne: „postępujcie jak dzieci światłości! Owocem bowiem światłości jest wszelka prawość i sprawiedliwość, i prawda. Badajcie, co jest miłe Panu. I nie miejcie udziału w bezowocnych czynach ciemności” (Ef 5, 8-11).
Zachowanie radykalizmu ewangelicznego, którym Jezus zastąpił logikę Prawa idącego na kompromis z ludzką ułomnością moralną, jest w dzisiejszych czasach coraz trudniejsze. Świat agresywnie lansuje swoją logikę czynów ciemności, wmawiając, niczym starożytny wąż, dzieciom Bożym, że Bóg nie jest wobec nich uczciwy, zakazując tego, co im się przecież należy, albo, że prawdziwy Bóg, ponieważ jest dobry, nie zakazuje niczego, co człowiek uważa za dobre, a Boże przykazania należy na nowo zinterpretować w duchu nowoczesności, wedle którego to człowiek jest dla siebie ostateczną instancją moralną. Dotyczy to również małżeństwa i rodziny. Jednak dla chrześcijanina nie ma innej, autentycznej drogi jak ta, którą wyznaczył mu Jego Pan i Mistrz, nawet jeżeli droga ta musi stać się drogą krzyżową. Na tej drodze umierania dla Prawa i życia dla Boga nie możemy liczyć tylko na własne siły, ale musimy czerpać siłę z krzyża Chrystusa – niewyczerpanego źródła Bożej miłości, jak pisze św. Paweł: „Tymczasem ja dla Prawa umarłem przez Prawo, aby żyć dla Boga: razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie” (Ga 2, 19-20).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.