W dzisiejszą niedzielę Kościół wspomina uroczyście narodziny św. Jana Chrzciciela, wielkiego prekursora naszego Pana Jezusa Chrystusa. Jak wiemy poczęcie Jana było poprzedzone ukazaniem się anioła Gabriela Zachariaszowi w Świątyni i miało miejsce sześć miesięcy przed Zwiastowaniem Najświętszej Maryi Pannie przez anioła Gabriela w Nazarecie i Wcieleniem Słowa, które dało początek pełni czasów.
Św. Paweł
uczy nas w Liście do Galatów: „Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał
Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby
wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane
synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych
Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze! A zatem nie jesteś już
niewolnikiem, lecz synem. Jeżeli zaś synem, to i dziedzicem z woli Bożej”
(Ga 4, 4-7). Uroczystość narodzenia św. Jana Chrzciciela wprowadza nas w
tajemnicę naszego zbawienia, ponieważ wydarzenia towarzyszące jego poczęciu i
narodzeniu zapowiadają Wcielenie i narodzenie Syna Bożego, zaś rodzący się dziś
„głos wołającego na pustyni” (J 1, 23) wzywa nas do nawrócenia i
autentycznej wiary w Tego, który chrzcząc Duchem Świętym uwalnia nas z
niewolniczego poddania Prawu, czyni dziećmi Bożymi, oraz prawdziwymi
czcicielami oddającymi cześć Ojcu w Duchu i prawdzie (por. J 4, 23-24).
Anioł
Gabriel ukazał się Zachariaszowi, który „pełnił służbę kapłańską przed
Bogiem”, składając zgodnie z Prawem w przybytku Pańskim ofiarę kadzenia, i
oznajmił mu dobrą nowinę o narodzeniu syna, który „Będzie (…) wielki w
oczach Pana; wina i sycery pić nie będzie i już w łonie matki napełniony
będzie Duchem Świętym. Wielu spośród synów Izraela nawróci do Pana, Boga
ich; on sam pójdzie przed Nim w duchu i mocy Eliasza, żeby serca ojców
nakłonić ku dzieciom, a nieposłusznych - do usposobienia sprawiedliwych, by
przygotować Panu lud doskonały»” (Łk 1, 15-17). Ukazanie się anioła
Pańskiego było radosną zapowiedzią („Nie bój się Zachariaszu! Twoja prośba
została wysłuchana: żona twoja Elżbieta urodzi ci syna, któremu nadasz imię
Jan. Będzie to dla ciebie radość i wesele; i wielu z jego narodzenia
cieszyć się będzie” (Łk 1, 13-14)) Zwiastowania przez niego Niepokalanej
Dziewicy Maryi Wcielenia Syna Bożego, które dokona się w mocy Ducha Świętego: „Nie
bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna,
któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego,
a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na
wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca» (…) Duch Święty zstąpi na Ciebie i
moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie
nazwane Synem Bożym” (Łk 1, 30-33).
Zarówno
poczęcie Jana Chrzciciela jak również Wcielenie Słowa Bożego były dziełem Boga,
dla którego nie ma nic niemożliwego (por. Łk 1, 37). Elżbieta, podobnie jak
Sara, żona Abrahama, naszego ojca w wierze, była bezpłodna i posunięta w wieku.
Zachariasz podkreślił tę przeszkodę w rozmowie z aniołem Gabrielem, żądając
znaku: „Po czym to poznam? Bo ja jestem już stary i moja żona jest w
podeszłym wieku” (Łk 1, 18). Tym znakiem stała się niemożność mówienia, nie
potrafił on bowiem przyjąć z wiarą Bożej obietnicy: „Ja jestem Gabriel,
który stoję przed Bogiem. A zostałem posłany, aby mówić z tobą i oznajmić ci tę
wieść radosną. A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do
dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się
spełnią w swoim czasie” (Łk 1, 19-20). Słowo Boże przyjęte z wiarą i
potrzeba jego przepowiadania są ze sobą nierozłącznie związane, jak uczył św.
Paweł: „Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w
sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych - osiągniesz
zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie
jej ustami - do zbawienia” (Rz 10, 9-10). Brak wiary słowom anioła Gabriela
uczynił Zachariasza niezdolnym do owocnego głoszenia chwały Bożej.
Maryja,
która została wprawdzie poślubiona Józefowi, lecz była dziewicą i nie
zamieszkała jeszcze z Józefem, postawiła pytanie aniołowi Gabrielowi w duchu
głębokiej wiary i całkowitego zaufania Bogu: „Jakże się to stanie, skoro nie
znam męża?” (Łk 1, 34). Wyrazem jej pragnienia bezwarunkowego wypełnienia
woli Bożej był Fiat: „Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie
według twego słowa!” (Łk 1, 38), oraz fakt, że na wieść, iż „Elżbieta,
poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za
niepłodną” (Łk 1, 36) „wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do
pewnego miasta w [pokoleniu] Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła
Elżbietę” (Łk 1, 39-40). Napełniona Duchem Świętym Maryja zapragnęła
podzielić się swoją radością ze starszą krewną, która doświadczyła Bożego
miłosierdzia.
Niezwykłe –
jak na ówczesne standardy społeczne – zachowanie Elżbiety podczas ceremonii
obrzezania niemowlęcia i nadania mu imienia staje się zrozumiałe w świetle jej
spotkania z Maryją.
„Ósmego
dnia przyszli, aby obrzezać dziecię, i chcieli mu dać imię ojca jego,
Zachariasza. Jednakże matka jego odpowiedziała: «Nie, lecz ma otrzymać imię
Jan». Odrzekli jej: «Nie ma nikogo w twoim rodzie, kto by nosił to imię»”
(Łk 1, 59-61).
Niezdolny do
mówienia Zachariasz miał trudności z wypełnieniem swojego obowiązku nadania
imienia dziecku. Zdaje się również, że zachował on w tajemnicy swoją rozmowę z
aniołem Gabrielem skoro jego sąsiedzi i krewni widzieli w późnym macierzyństwie
Elżbiety wyłącznie znak miłosierdzia dla niej i chcieli by, zgodnie z tradycją,
nadano dziecku imię jego ojca. Dlatego inicjatywę przejęła Elżbieta, która
zażądała wypełnienia woli Bożej wyrażonej przez anioła Gabriela. Nie wiemy, czy
Zachariasz wtajemniczył żonę w swoje spotkanie z aniołem. Być może tak było.
Jednak bez wątpienia Elżbieta już wcześniej doświadczyła działania Ducha
Świętego, kiedy rozpoznała w Maryi matkę Pana i dzięki łasce „z wysoka” nazwała
ją „błogosławioną”: „Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło
się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona
okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony
jest owoc Twojego łona. A skądże mi to, że Matka mojego Pana
przychodzi do mnie? Oto, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich
uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona
jesteś, któraś uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Ci od Pana»” (Łk
1, 41-45). Zgodnie z obietnicą anioła Gabriela Duch Święty napełnił Jana już w
łonie jego matki. Ten sam Duch napełnił również Elżbietę na znak, że prorok,
który się narodzi zwiastował będzie Mesjasza głoszącego nadejście pełni czasów
realizującej się przez nastanie królestwa Bożego. Czasy ostatecznie wyrażają
się poprzez szczególne wylanie Ducha Świętego, które zapowiadał prorok Joel: „I
wyleję potem Ducha mego na wszelkie ciało, a synowie wasi i córki wasze
prorokować będą, starcy wasi będą śnili, a młodzieńcy wasi będą mieli widzenia.
Nawet na niewolników i niewolnice wyleję Ducha mego w owych dniach” (Jl 3,
1-2).
Św. Ambroży
nauczał: „Przedziwnie zaś św. Ewangelista zapowiedział, iż wielu chciało
nazwać dziecię imieniem jego ojca Zachariasza. Ale rozważ, że matce nie
podobało się jakiekolwiek imię, lecz to, które za przyczyną Ducha Świętego
zostało objawione Zachariaszowi przez anioła. A chociaż on sam niemy nie mógł
wskazać żonie tego imienia, to przez objawienie prorockie Elżbieta dowiedziała
się o tym, o czym nie dowiedziała się od męża. (…) Nie dziw przeto, że kobieta
potwierdza imię, którego nie słyszała, skoro jej Duch Święty, który rozkazał
aniołowi, objawił. Nie mogła przecież zlekceważyć natchnienia ta, która
zapowiadała Chrystusa” (Św. Tomasz z Akwinu „Złoty łańcuch”, s.
541).
Zachariasz
swym ojcowskim autorytetem potwierdził słowa żony, kończąc w ten sposób okres
swojej niemoty: „Pytali więc znakami jego ojca, jak by go chciał nazwać. On
zażądał tabliczki i napisał: «Jan będzie mu na imię». I wszyscy się dziwili. A
natychmiast otworzyły się jego usta, język się rozwiązał i mówił wielbiąc Boga”
(Łk 1, 62-64). W zastępstwie tego niezwykłego doświadczenia kapłan uwielbił
Najwyższego przepięknym Benedictus, wskazując proroczo na misję swojego
Syna: „A i ty, dziecię, prorokiem Najwyższego zwać się będziesz, bo pójdziesz
przed Panem torując Mu drogi; Jego ludowi dasz poznać zbawienie [co
się dokona] przez odpuszczenie mu grzechów, dzięki litości serdecznej Boga
naszego” (Łk 1, 76-78). Poznanie przez Zachariasza Bożych planów wobec Jana
było darem Ducha Świętego, który pozwolił Elżbiecie rozpoznać w Maryi matkę
Pana.
Możemy zatem
powiedzieć, że od momentu poczęcia św. Jan Chrzciciel dojrzewał do podjęcia
swojej misji „torowania drogi” Zbawicielowi w rodzinie proroczej, przenikniętej
dogłębnie mocą Ducha Świętego.
Dzięki łasce
chrztu i bierzmowania rodziny chrześcijańskie są włączone w prorocką posługę
Jezusa z Nazaretu, którego przyjście św. Jan Chrzciciel głosił, oraz Kościoła,
Jego mistycznego Ciała:
„Chrystus,
najwyższy prorok i nauczyciel, zbawił świat przez głoszenie mu Dobrej Nowiny.
To posłannictwo Jezusa kontynuuje obecnie Kościół, lud prorocki, w który
zostaliśmy wszczepieni przez sakrament chrztu. W tej posłudze prorockiej
uczestniczą również rodziny chrześcijańskie poprzez pogłębianie swojej wiary
oraz przez ewangelizowanie świata. To ewangelizowanie zaś ma dokonywać się
zarówno w tonie samej rodziny, jaki przez rodzinę w różnych środowiskach.
Papież Paweł VI przypomina: „Rodzinę, podobnie jak Kościół, należy uważać za
pole, na które przynosi się Ewangelię i z którego ona się rozkrzewia. Dlatego w
łonie rodziny świadomej tego zadania wszyscy członkowie jej ewangelizuję, a
także podlegają ewangelizacji. Rodzice nie tylko dzielą się z dziećmi
Ewangelią, ale mogą od nich odebrać tę Ewangelię wyrażoną głęboko życiem.
Rodzina staje się głosicielką Ewangelii dla wielu rodzin oraz dla otoczenia, w
którym żyje” (Evangelii nuntiandi, 71). (…) Przekazywanie nauki Chrystusowej
nie może ograniczyć się do samej tylko rodziny i powinno promieniować na otoczenie,
gdyż Zbawiciel nakazał głosić Ewangelię wszelkiemu stworzeniu (por. Mt 16,15).
Małżonkowie i rodzina mają stać się świadkami Chrystusa, szerzącymi i
broniącymi wiary, misjonarzami miłości i życia. „Ożywiony już we własnym
wnętrzu duchem misyjnym, «Kościół domowy» jest powołany do tego, by był
jaśniejącym znakiem obecności Chrystusa i Jego miłości także dla ludzi
stojących «daleko», znakiem dla rodzin, które jeszcze nie wierzą i dla tych
rodzin chrześcijańskich, które już nie żyją konsekwentnie wedle otrzymanej
wiary: jest wezwany, ażeby «przykładem i świadectwem swoim» oświecał „tych, co
szukają prawdy»„ (Familiaris consortio, 54)” (ks. Michał Kaszowski „Miejsce
małżeństwa i rodziny w Kościele”, za: www.teologia.pl).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.