Wigilia Paschalna i następująca po niej Niedziela Wielkanocna stanowią
szczytowy czas Triduum Paschalnego, o którym św. Jan Paweł II uczył, że są to
szczególnie święte dni „w ciągu których uczestniczymy w misterium
Chrystusowego powrotu do Ojca przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Wiara
bowiem daje nam pewność, że to przejście Chrystusa ku Ojcu, czyli Jego Pascha,
nie jest wydarzeniem dotyczącym tylko Jego. My także zostaliśmy wezwani do
uczestnictwa w nim. Jego Pascha jest naszą Paschą. Tak więc razem z Chrystusem
idziemy ku Ojcu. Idziemy przez misterium paschalne, raz jeszcze przeżywając te
przełomowe chwile, gdy Chrystus konając na krzyżu zawołał: «Boże mój, Boże mój,
czemuś Mnie opuścił?» (Mk 15, 34), a potem wypowiedział słowa: «Wykonało się!»
(J 19, 30), «Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego» (Łk 23, 46)” (Jan
Paweł II, List do Kapłanów na Wielki Czwartek 1999 r).
Słowa konającego Zbawiciela musiały nadal brzmieć w jej uszach, gdy „pierwszego
dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena
udała się do grobu” (J 20, 1). Nie pomna trudności pragnęła ona dokończyć
przerwane na czas Paschy czynności pogrzebowe i opłakiwać śmierć
Tego, który powiedział do Marty po wskrzeszeniu Łazarza: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem.
Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 25). Teraz
Jego ciało spoczywało w grobie Józefa z Arymatei, obsypane podarowanymi przez
Nikodema stoma funtami mieszaniny mirry i aloesu, owinięte szczelnie w całun i
płótna.
O tym, że Maria Magdalena nie wierzyła wówczas, iż Pan
Zmartwychwstał świadczą jej słowa skierowane do „Szymona Piotra i do
drugiego ucznia, którego Jezus kochał” (J 20, 2): „Zabrano Pana z grobu
i nie wiemy, gdzie Go położono” (J 20, 2). Zdążając do grobu Pana,
może tą samą drogą, którą jeszcze kilkanaście godzin temu Jezus zrosił swoją
najświętszą Krwią, Maria Magdalena mogła zadawać sobie pytanie, dlaczego nie
uniknął On śmierci i pozwolił się tak okrutnie zamęczyć? Dlaczego zło znów
zwyciężyło? Jednak w odróżnieniu od uczniów, którzy z nastaniem poranka, pełni
rozczarowania postanowili wrócić do Emaus, ona pobiegła do ciała swojego
Mistrza, przyciągana mocą tej miłości, o której śpiewa Oblubieniec w Pieśni nad
Pieśniami: „Połóż mię jak pieczęć na twoim sercu, jak pieczęć na twoim
ramieniu, bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej nieprzejednana jak
Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański” (Pnp 8, 6). Podobnie jak
Szymon Piotr i Jan, Maria Magdalena nie rozumiała „jeszcze Pisma, [które
mówi], że On ma powstać z martwych” (J 20, 9), lecz głęboka miłość do
Jezusa, która płonęła ogniem Pańskim w jej sercu, pozwalała jej czuć, że śmierć
ciała, które pragnie opłakiwać, nie jest jego końcem, i że chociaż zmasakrowane
spoczywa w grobie, to trwa ono w niepojętej dla niej więzi z Życiem.
Kaznodzieja papieski, Ojciec Raniero Cantalamessa OFMCap, pisze w swoim
rozważaniu poświęconemu Osobie uwiecznionej na Całunie Turyńskim: „Opuszczone
powieki, lekko rozchylone wargi, regularne rysy twarzy: narzuca się myśl, że
nie jest to ktoś martwy, lecz ktoś pogrążony w głębokiej milczącej medytacji.
Wydaje się przekładem na język obrazu starożytnej antyfony na Wielką Sobotę:
Caro mea requiescet in spe (Ciało moje spoczywa w pokoju). Również starożytna
wielkosobotnia homilia, wygłaszana w godzinie czytań, nabywa szczególnej mocy,
gdy czytana jest przed Całunem: „Co się wydarzyło? Dzisiaj na ziemi jest wielka
cisza, wielka cisza i samotność. Wielka cisza, ponieważ Król śpi…” Teologia
mówi nam, że po śmierci Chrystusa Jego dusza oddzieliła się od Ciała, jak u
każdego człowieka, który umiera, ale Jego Bóstwo pozostało zjednoczone zarówno
z duszą, jak i z ciałem. Całun jest najdoskonalszym przedstawieniem tej
chrystologicznej tajemnicy. To ciało jest oddzielone od duszy, ale nie od
Bóstwa. Coś boskiego emanuje z umęczonego, ale pięknego majestatu widocznego na
Całunie oblicza Chrystusa” (Raniero Cantalamessa OFMCap „Panie uczyń ze
mnie swój Całun”, w: Carlo Maria Martini „Bóg Ukryty. Medytacje o Całunie”,
s. 15-16).
Maria, dzięki ogniu Pańskiemu, mocy Ducha Świętego, czuła obecność Boga w
umęczonych zwłokach Jezusa, doświadczała przynaglającej miłości Chrystusa, o
której pisze św. Paweł i podobnie jak on, „odchodząc od zmysłów” (por. 2
Kor 5, 13-14), nie czekając na świt i nie szukając pomocy ukrywających się
uczniów, udała się do Pańskiego Grobu.
Wierna uczennica w sposób szczególny uczestniczyła w Triduum Paschalnym
Chrystusa. Jej cierpienie nie skończyło się wraz z Jego śmiercią i pośpiesznym
pogrzebem. Widok pustego grobu stanowił kolejny akt jej osobistej tragedii.
Tracąc dostęp do ciała Jezusa, straciła ona definitywnie wszystko. Mimo, że Pan
już Zmartwychwstał, Maria nadal trwała pogrążona w głębokiej nocy osamotnienia
i tęsknoty.
Na widok pustego grobu, zdesperowana i bezradna, przekonana, że
sprofanowano i skradziono ciało Mistrza, uczennica Pańska udała się
po ratunek do dwóch uczniów Mu najbliższych, lecz nie uzyskała on nich
oczekiwanego wsparcia i pocieszenia.
Św. Jan ukazuje nam analogiczne zachowanie uczniów Jezusa, a następnie
Marii Magdaleny.
„Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i
przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące
płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon
Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące
płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale
oddzielnie zwiniętą na jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także
i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i
uwierzył (gr. Eîden kaì epísteusen). Dotąd bowiem nie rozumieli
jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych. Uczniowie zatem
powrócili znowu do siebie” (J 20, 4-10).
Jan ustąpił pierwszeństwa Piotrowi, który jednak – mimo, że obaj widzieli
szczególny sposób ułożenia płócien i chusty – raczej pozostał przekonany,
podobnie jak Maria Magdalena, że zwłoki Jezusa zostały skradzione. Jan, do
którego Pan żywił szczególną miłość i który jako jedyny z Apostołów pozostał
pod krzyżem Zbawiciela, aż do Jego śmierci, dostrzegł w znaku pozostawionym
przez Jezusa potwierdzenie jego zapowiedzi Zmartwychwstania i otworzył się na
łaskę wiary.
Ewangeliczny opis grobu Jezusa jest bardzo ważny dla zrozumienia wiary
Jana. Vittorio Messori w swojej książce „Mówią, że zmartwychwstał. Badania
nad pustym grobem” nawiązuje do wieloletnich badań włoskiego kapłana, ks.
Antonia Persiliego. „Zgodnie z jego interpretacją spoczywały one (płótna;
wł. fascie tzn. opaski), nierozwiązane, na tym samym miejscu, na którym
znajdowały się oplatając Ciało. Rozpostarte były płasko, jak spłaszczony kokon,
który nie miał już czego oplatać. Persili sugeruje więc, że Jezus wyszedł z
płócien w podobny sposób, jak przechodził później przez zamknięte drzwi.
Persili zauważa, że jeszcze bardziej zadziwiające usytuowanie miała chusta –
czyli fragment materiału, którym przykryto obwiązaną całunem głowę. Poprawione
przez Persiliego tłumaczenie brzmi następująco: „i chusta, która była na Jego
głowie, nie rozpostarta z opaskami, ale przeciwnie, owinięta w nieporównywalnym
układzie”. Sugeruje on, że opaski leżały płasko, jednak chusta, na przekór sile
ciążenia, znajdowała się w niezwykłej pozycji. Wyglądała tak, jakby to, co
niegdyś przykrywała, nadal pod nią było.” (za: „Dlaczego to dzięki zwiniętym
płótnom z grobu św. Jan „ujrzał i uwierzył” (J 20,6-9)?”;http://www.szkolateologii.dominikanie.pl).
W Ewangelii św. Łukasza jedynie Piotr udaje się to grobu Jezusa: „Jednakże
Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna.
I wrócił do siebie, dziwiąc się temu, co się stało”
(Łk 24, 12), co tłumaczy się młodym wiekiem Jana i w związku z tym jego małą
wiarygodnością. Jednak dziwi powściągliwość Księcia Apostołów wobec ewidentnej
tragedii: nie wyraża on ani wiary w Zmartwychwstanie Jezusa, ani bólu z powodu
zbezczeszczania Jego zwłok. Nie organizuje on poszukiwań, mimo że musiał
wiedzieć, iż zwłoki skazańców wrzucano zwykle do Gehenny, czyli znajdującego
się za jerozolimską bramą Hersit wysypiska śmieci, przemienionego w miejsce
kremacji zwłok przestępców. Z dużym prawdopodobieństwem właśnie tam wrogowie
Jezusa porzuciliby Jego ciało. Tymczasem Piotr i Jan po prostu wracają do
siebie…
Postawa Marii Magdaleny jest diametralnie różna od zachowania Apostołów:
„Maria Magdalena natomiast stała przed grobem płacząc. A
kiedy [tak] płakała, nachyliła się do grobu i ujrzała dwóch
aniołów w bieli, siedzących tam, gdzie leżało ciało Jezusa - jednego w miejscu
głowy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: «Niewiasto, czemu
płaczesz?» Odpowiedziała im: «Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go
położono». Gdy to powiedziała, odwróciła się i ujrzała stojącego Jezusa,
ale nie wiedziała, że to Jezus. Rzekł do niej Jezus: «Niewiasto, czemu
płaczesz? Kogo szukasz?» Ona zaś sądząc, że to jest ogrodnik,
powiedziała do Niego: «Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go
położyłeś, a ja Go wezmę». Jezus rzekł do niej: «Mario!» A ona
obróciwszy się powiedziała do Niego po hebrajsku: «Rabbuni», to znaczy:
Nauczycielu!” (J 20, 11-16).
Podczas gdy Apostołowie „wrócili do siebie”, Maria Magdalena
pozostała w jedynym miejscu, które łączyło ją z Mistrzem. To bezradne, pełne
cierpienia trwanie u grobu było kontynuacją zapoczątkowanego na Golgocie
trwania pod krzyżem. Św. Jan Ewangelista podkreśla płacz Marii Magdaleny,
jednak nie było to bierne pogrążenie się w rozpaczy – Maria pragnęła znaleźć
ciało Pana i się nim zaopiekować. Uczennica z wielką miłością i cierpieniem
nachyliła i zajrzała do grobu, jak wcześniej uczynili to Apostołowie.
Dostrzegła ona „aniołów w bieli”, którzy jednak nie okazali się –
podobnie jak wcześniej uczniowie – pomocni w odzyskaniu ciała Mistrza. Dopiero
On sam odpowiedział – jako Zmartwychwstały – w sposób nieskończenie
przewyższający oczekiwania Marii na pragnienie jej kochającego serca.
Zmartwychwstały Jezus nie tylko pozwolił się odnaleźć Marii Magdalenie jako
Żyjący, lecz będąc Dobrym Pasterzem zawołał ją po imieniu i wyprowadził (por. J
10, 3) z nocy grobu, w którym panowała pustka i śmierć, do światłości Życia
Trójcy Przenajświętszej, do której On jest bramą (por. J 10, 9), ponieważ nikt
nie przychodzi do Ojca, jak tylko przez Niego (por. J 14, 6).
Maria Magdalena jawi się nam w dzisiejszej perykopie ewangelicznej jako
wzór ucznia wezwanego do uczestnictwa w Passze Zbawiciela. Mimo, że nie
pojmowała ona od początku w pełni Jego misji, wiernie trwała przy Jezusie.
Razem Maryją, Jego Niepokalaną Matką i Wpółodkupicelką cierpiała pod
krzyżem, doświadczyła również głębokiego cierpienia wobec pustego grobu,
którego znaczenia nie rozumiała. Mimo to, nie przestała kochać Go i szukać,
dlatego On sam wyróżnił ją i jej pierwszej objawił się po swoim
Zmartwychwstaniu, wprowadzając ją – jako zwiastunkę Dobrej Nowiny posłaną do
Apostołów – w zbawczą misję rodzącego się Kościoła.
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.