Aby jechać do Matki Jasnogórskiej... ta myśl przyszła podczas modlitwy różańcowej i brzmiała, jak stanowcze zaproszenie - wręcz rozkaz. Pierwsza myśl, jaka mi przyszła do głowy – to, że nie pojadę sama, zabiorę syna, może jeszcze dwoje przyjaciół … i tak się stało.
Czas przygotowań do spotkania z Matką, to modlitwa o
dobrą podróż, szczęśliwy powrót, a przede wszystkim o owoce tej pielgrzymki
wedle Woli Matki.
Wyjazd w sobotę – w Pierwszą Sobotę Miesiąca, na
Zawierzenie Niepokalanemu Sercu Maryi.
A jeszcze przed wyjazdem czekała mnie taka proza
codzienna., sprzątanie, jakieś inne porządkowanie, no i wzięłam się ochoczo za
te czynności.
I stało się podlewając kwiaty wymsknęła mi butelka
wody i polałam laptopa… rozpacz. Ta butelka jeszcze dwa razy mi z rąk wypadała,
jakby ktoś mi ją wytrącał. Zamarłam. Czułam ewidentne działanie kudłatego.
Zemsta za działalność na FB, za Msze św. wieczyste, za zbieranie intencji.
No cóż laptop nie działa, klawiatura dolny ciąg
znaków i enter. A laptop nowy, dar od Przyjaciół z Melbourne….
Oczywiście nieprzespana noc przed wyjazdem, ale rano
jedziemy, Matka sprawiła, że pogoda ustaliła się cudowna, modlimy się,
jesteśmy ufni, trwa podróż. I raptem przed Częstochową jakieś 30 km okazuje się,
że samochód źle jedzie, coś się dzieje , jakby świeca padła …. Zjechaliśmy
gdzieś na bok i dzwonimy, szukamy pomocy. Jest, jest stacja czynna do 18 tej
więc jedziemy tam. Tam zaraz zlokalizowano usterkę, wymieniona została świeca,
dziękujemy Matce za tak sprawną pomoc i już zbliżamy się do Jasnej Góry.
A tam szybciutko do Spowiedzi – WSZYSCY. A tu kolejki, ale wszystko zostało dokonane
o czasie, idziemy do Matki. A Matka patrzyła na nas zadowolona, na każdego
patrzy, wodzi za nim wzrokiem, jesteśmy szczęśliwi, trwa Różaniec, potem zaraz
Msza św.
Jakże byłam radosna, tyle wkoło mnie cudnych ludzi,
uśmiechamy się do siebie, wszyscy spragnieni spotkania z Matką. Czuję w sercu
lekkość, ciepło i płaczę, ale są to łzy radości pełne podziękowań Matce... łzy
radości…..
I wtedy widzę Krzyż, świetlisty Krzyż zbliżający
się do mnie i słyszę wyraźne słowa” nie bój się Mojego Krzyża” powtórzone trzy razy…. Zrozumiałam…. prawdziwe i bolesne
było to zrozumienie --- uciekałam od Krzyża, uważałam że już tyle przeżyłam, że
wystarczy, że więcej nie dam rady.
Potem modlitwy i pomału żegnamy się z Matką,
wracamy……
Dotarliśmy szczęśliwie… padłam ze zmęczenia.
Poczułam, jak moje serce napełnione jest ufnością i miłością do Matki.
W poranek
niedzielny podczas modlitwy przyszły kolejne przemyślenia --- tak Panie, nie
wyraziłam dotąd zgody na Krzyż, który Ty mi zsyłasz w swojej łaskawości… Przyjmuję Panie Krzyż,
który na mnie nakładasz. Zgadzam się bezwarunkowo na to co ten Krzyż Twój
przyniesie… i poczułam ogromną ulgę, dotarło do mnie, że bałam się Krzyża - ileż to czasu musiało trwać, aby
to sercem pojąć.
Tak, Pan leczy i naprawia, ale my nie możemy
traktować Go jak tylko „uzdrawiacza”, bo wielu po doznanych uzdrowieniach nie wchodzi
w relacje z Jezusem i Matką Najświętszą, bo w dalszym ciągu uważamy, że fizyczne uzdrowienie to wszystko co nam
trzeba. A zdrowie nie jest najważniejsze, bo czy to nie przez chorobę właśnie
Pan chce dotrzeć do wielu?
Intencje... otrzymane od tak wielu - wszystkie omodlone i ofiarowane Matce Najświętszej, zostawiłam, z ufnością i wiarą – wierze, że wypełni się wola Matki Najświętszej i Jej Syna.
Intencje --- choćby jak najbardziej słuszne i
poprawne w dobro, są tylko naszymi intencjami, więc należy prosić, aby zostały
oczyszczone z naszego „chciejstwa” i naszej pychy, aby rzeczywiście spełniała
się Wola Boża .
Panie przyjmuję Twój Krzyż, zgadzam się na wszystko
co mi w swej łaskawości ześlesz każdego dnia, daj mi siłę, abym szła za Tobą z
wiarą i ufnością. Amen
Elżbieta KS
Szczęść Boże
OdpowiedzUsuńDziękuję CI Elu za Twoje świadectwo, jest piękne.
Wiem, że czasami jedyną droga do Boga jest przez krzyż. Też to zrozumiałam. Czasami ludzie dopiero w chorobie czy problemach zaczynają szukać drogi do Pana.
Strach przed krzyżem może być wielki, sama to wiesz, wiele przeszłaś i nie wiesz, co przyniesie jutro.
Ja czasem myślę, dlaczego tak się stało? Dlaczego Bóg dopuszcza , aby coś złego zdarzyło się w naszym życiu?
Kiedyś słuchała Radia Maryja i nie mogę zapomnieć jednego zdania, to tak jakby było mówione tylko do mnie ... Tak, gdzie jest krzyż Ja jestem z tobą...
Wiem, że za wszystko trzeba dziękować Panu. Za te ciężkie i przykre doświadczenia też, za choroby i problemy. Czasem może ktoś pomyśleć kto normalny dziękuję za wypadek, czy chorobę...?
Trzeba mieć wiarę w sobie , trzeba zaufać Panu do końca. Powiedzieć Bądź wola Twoja... i iść dalej, choć to nie łatwe.
Pozwólmy królować Bogu w naszym sercu, w naszym życiu.
Nikt z nas nie jest sam choć czasem może się tak nam wydawać.
Nikogo Bóg nie pozostawia samemu sobie.
Nic nie dzieje się przez przypadek.
Dziękuję Elu raz jeszcze za świadectwo i za to, że zabierasz z sobą nasze intencje.
Bóg zapłać
Pozdrawiam
Bożenka pz