__________________________________________
24.10.2017
Moje kodeńskie wspomnienie.
Skończyły się wakacje, urlopy. Wszyscy gdzieś wyjeżdżali, byli, zwiedzali. Ja w końcu wybrałam się do Kodnia, do Sanktuarium Matki Boskiej Kodeńskiej Królowej Podlasia. Wstyd przyznać, mieszkam niedaleko, a wróciłam w to miejsce po 25 latach. Dlaczego tak długo? Nie mam prawa jazdy, transport publiczny pozostawia wiele do życzenia, bilet kosztuje, pieszo to nie z moją kondycją. Takie były moje wymówki, chociaż odmawiając wiele razy bardzo skuteczną nowennę do Matki Boskiej Kodeńskiej (książeczkę wydaną w latach 30 – tych, przekazała mi babcia, kiedy jeszcze chodziłam do liceum) przyrzekałam Jej odwiedziny. W tym roku 18 lipca pojechałam. Znalazłam busa z dobrym rozkładem jazdy, sprawdziłam co dało się sprawdzić, spakowałam wodę i dobry humor i pojechałam pomiędzy polami, lasami i starymi wioseczkami.
Bus zatrzymał się przed samym Sanktuarium. Wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu o dobrej porze. Atmosfera spokoju, życzliwości, nadziei i ufności uspokaja każdego nawet takiego nerwusa i czarnomyśliciela, jak ja. Wpływa na to nie tylko obecność Matki, ale też okoliczna przyroda, Ogród św. Józefa, Ogród Matki Bożej, ścieżki medytacyjne z fontannami, Kalwaria, ścieżki różańcowe, gdzie na prawdę można przestać myśleć o codziennych problemach. Finałem mego pobytu była Msza Święta dla pielgrzymów i turystów przed cudownym obrazem. Już przy wyjeździe wiedziałam, że wrócę tu za rok na dłużej.
Agnieszka
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Agnieszko, dziękuję Ci za to wspomnienie; ja też przyjechałam niedawno do Matki Bożej Kodeńskiej po bardzo wielu latach…i było to wspaniałe spotkanie. Najwspanialsze jest to, że to ONA zaprosiła mnie sama, ja tylko zapisałam się na Różaniec do Granic…
OdpowiedzUsuń