Babunia została sama we wrześniu z moim Ojcem,
bo Dziadek Kazimierz wyszedł z Warszawy na bezsensowny apel Umiastowskiego.... wrócił
cudem po Pakcie Sikorski-Majski pod koniec 43 roku... Więc to na Babkę spadła
troska o przeżycie – nie tylko jedynego, wymodlonego Syna, ale też o swoją i
męża Rodzinę. Mieszkali pod Warszawą, duży dom, duży gród, sąsiedztwo łąk
zapewniało wyżywienie.... kozie, która obficie dawała mleko.
Był też prosiak trzymany w piwnicy bez dostępu światła ( aby Niemcy się nie dowiedzieli ) i miał krzywicę, krzywe nóżki – to taka anegdota rodzinna.
Był też prosiak trzymany w piwnicy bez dostępu światła ( aby Niemcy się nie dowiedzieli ) i miał krzywicę, krzywe nóżki – to taka anegdota rodzinna.
Przeżyli – nie wszyscy – Brat babki – Stefan
stracił w Powstaniu dwóch synów, a dwóch pozostałych wróciło okaleczonych. Sam
też był poważnie ranny - a dorobek całego życia przepadł...ot, klasyczna
historia większości warszawiaków. Wylądowali w obozie przejściowym w
Pruszkowie, drugi brat Babki - Roman także - tylko tamten z maleńkim dzieckiem
w beciku, bo żona zmarła. To była ukochana Babuni bratanica- Haneczka.
Snuła Babunia swoje opowieści o tym trudnym czasie, miałam wtedy niewiele lat i też niewiele rozumiałam. To były takie opowieści człowieka pogodzonego z tym co się stało, Babka nie miała żalu do strat jakie wojna przyniosła – nawet tych ludzkich, bo przecież wojna była bezlitosna. Modliła się za tych co odeszli. Mąż też wkrótce odszedł – będąc na nieludzkiej ziemi nabawił się wielu chorób, Babka mówiła, że był cudownym człowiekiem, idealnym mężem i ojcem. Kochającym, dbającym i ze wszech miar hojnym. Zmarł na Babki rękach... została już do końca życia sama, żyjąc we wdowieństwie trzydzieści lat.
Doskonale pamiętam jak w swoim pokoiku, rozczesując siwiuteńkie włosy a potem upinając je na swej kształtnej głowie snuła opowieści o swoim dzieciństwie, siostrach, braciach, o cudownym okresie międzywojennym - ale też mówiła o pracy w tamtym czasie – byli przecież małżeństwem na dorobku, jak prowadziła gospodarstwo, jak była przewidywalną i zapobiegliwą gospodynią. Ponoć Dziadek mawiał, że nie ma lepszej gospodyni niż moja Helenka.... Do dziś pamiętam te nawyki Babki i jej nauki – o chlebie, o oszczędzaniu, o szyciu i inne - dziś już nie stosowane - zapomniane.
Zapachy – w pokoiku Babuni pachniało miętą, szałwią, jabłkami i ciastem drożdżowym. Wiosną dolatywał oszałamiający zapach jaśminu – jaśmin symbol miłości zmysłowej - bo też i ten zapach tak działa cudnie na ludzkie zmysły i tęsknoty. A były też pod oknem Babuni rabaty pełne bratków, nasturcji, po kratkach altany pięło się winogrono i róża czerwona, ach i były jeszcze malwy czerwone, smukłe, wykwintne nasze polskie malwy.
Ogród Babki zasługuje z pewnością na osobny opis - póki jeszcze mnie pamięć nie zawodzi....
Ale jesteśmy we wrześniu - zawsze 2-go września, cała Rodzinką, szliśmy kilka ulic dalej na imieniny Babci Brata – Stefana. A tam już byli pozostali dwaj synowie Stefana – Henryk, który stracił rękę w Powstaniu ( lewa ręka – miał czarną protezę – bałam się tej ręki – ale Wujka bardzo lubiłam ) i drugi syn Alek – ten bez nogi, który zawsze chciał ze mną tańcować....
I zaczynały się wspomnienia – jako dziecko niewiele pamiętam - dorośli rozmawiali przyciszonymi głosami - ale wiem, że wspominali dawną Warszawę i tych co odeszli. Po kilku toastach, żona Stefana - Celina włączała adapter i płynęły tęskne melodie dawnej Warszawy, ciocia Celina zawsze płakała, całowała swego Męża i jak mówiła dla Niego tylko żyje.... I było pokazywanie dawnych fotografii – synów tych którzy odeszli ( obaj młodzieńcy wielkiej urody i wdzięku ) i te opowiadania, jak to dzieci były inne niż teraz, inne zachowania...
Snuła Babunia swoje opowieści o tym trudnym czasie, miałam wtedy niewiele lat i też niewiele rozumiałam. To były takie opowieści człowieka pogodzonego z tym co się stało, Babka nie miała żalu do strat jakie wojna przyniosła – nawet tych ludzkich, bo przecież wojna była bezlitosna. Modliła się za tych co odeszli. Mąż też wkrótce odszedł – będąc na nieludzkiej ziemi nabawił się wielu chorób, Babka mówiła, że był cudownym człowiekiem, idealnym mężem i ojcem. Kochającym, dbającym i ze wszech miar hojnym. Zmarł na Babki rękach... została już do końca życia sama, żyjąc we wdowieństwie trzydzieści lat.
Doskonale pamiętam jak w swoim pokoiku, rozczesując siwiuteńkie włosy a potem upinając je na swej kształtnej głowie snuła opowieści o swoim dzieciństwie, siostrach, braciach, o cudownym okresie międzywojennym - ale też mówiła o pracy w tamtym czasie – byli przecież małżeństwem na dorobku, jak prowadziła gospodarstwo, jak była przewidywalną i zapobiegliwą gospodynią. Ponoć Dziadek mawiał, że nie ma lepszej gospodyni niż moja Helenka.... Do dziś pamiętam te nawyki Babki i jej nauki – o chlebie, o oszczędzaniu, o szyciu i inne - dziś już nie stosowane - zapomniane.
Zapachy – w pokoiku Babuni pachniało miętą, szałwią, jabłkami i ciastem drożdżowym. Wiosną dolatywał oszałamiający zapach jaśminu – jaśmin symbol miłości zmysłowej - bo też i ten zapach tak działa cudnie na ludzkie zmysły i tęsknoty. A były też pod oknem Babuni rabaty pełne bratków, nasturcji, po kratkach altany pięło się winogrono i róża czerwona, ach i były jeszcze malwy czerwone, smukłe, wykwintne nasze polskie malwy.
Ogród Babki zasługuje z pewnością na osobny opis - póki jeszcze mnie pamięć nie zawodzi....
Ale jesteśmy we wrześniu - zawsze 2-go września, cała Rodzinką, szliśmy kilka ulic dalej na imieniny Babci Brata – Stefana. A tam już byli pozostali dwaj synowie Stefana – Henryk, który stracił rękę w Powstaniu ( lewa ręka – miał czarną protezę – bałam się tej ręki – ale Wujka bardzo lubiłam ) i drugi syn Alek – ten bez nogi, który zawsze chciał ze mną tańcować....
I zaczynały się wspomnienia – jako dziecko niewiele pamiętam - dorośli rozmawiali przyciszonymi głosami - ale wiem, że wspominali dawną Warszawę i tych co odeszli. Po kilku toastach, żona Stefana - Celina włączała adapter i płynęły tęskne melodie dawnej Warszawy, ciocia Celina zawsze płakała, całowała swego Męża i jak mówiła dla Niego tylko żyje.... I było pokazywanie dawnych fotografii – synów tych którzy odeszli ( obaj młodzieńcy wielkiej urody i wdzięku ) i te opowiadania, jak to dzieci były inne niż teraz, inne zachowania...
To się działo w pokoju, przy wielkim stole –
natomiast w kuchni --- w kuchni był stareńki przedwojenny, bujany fotel.... Nie
wiem ile, ale coś około 4 lat jak miałam – to fiknęłam koziołka z tego
fotela. Od tamtej pory z wielkim respektem siadałam na niego i zdaje się
umiarkowanie korzystałam z tego bujania. W ogóle ta kuchnia była bardzo
tajemnicza, w dwóch częściach przesłonięta zielonymi parawanami, aby tworzyć
dodatkowy pokój – ale za tymi parawanami – tajemniczy świat. Ogromny w oczach
dziecka, przepastny wręcz kredens, czarny, jakieś nieznane ozdoby na
drzwiczkach, wysoki, głęboki. Ileż tam było ciekawych spraw dla pięciolatki- jakieś
pudełeczka blaszane ( wszystko przedwojenne ) flakony, butelki, sam kredens
miał tyle zakamarków do których nie pozwalano mi zaglądać.
I stare książki, jakieś gazety - wszystko takie owiane historią, przez Ciotkę pieczołowicie czyszczone, każdy przedmiot miał jakąś historię, bardziej lub mniej dramatyczną- czyli świat bajki.
No i był pierwszy telewizor, którego się bałam, wcale mnie nie pociągał, zresztą więcej był wyłączony jak włączony – widocznie wujostwa też nie pociągało to co w nim było.....
I tak buszując po kuchni, trochę przy stole z dorosłymi mijał mi czas wizyty, Ciotka upiwszy trochę czegoś wiśniowego z maleńkiego kieliszka zaczynała nucić jakieś dawne szlagiery, panowie poluzowawszy krawaty w rozmowach stawali się coraz bardziej wylewni a niekiedy nawet tańczono....
Brat Babci Stefan był Ojcem Chrzestnym mego Ojca i starał się zastąpić tego, który odszedł – bardzo obaj się kochali, lubili ze sobą przebywać. To były lata przecież, gdy Stefan już od dawna był na emeryturze, chociaż „dorabiał „ bo był stolarzem „artystą „. U nas w domu też poddawał renowacji starą szafę -.
I tak trwało- rodzeństwo spotykało się co najmniej raz w tygodniu, jak nie częściej. To Stefan odwiedzał moja Babkę, zostawiając swoją Celinę z jej powoli rozwijającą się i wyniszczającą chorobą.
Celina po okrutnych przeżyciach wojennych uciekała we wspomnienia, tworzyła swój świat, świat miłości, dobrych dzieci, świat bez wojny. Ale ponoć lekkiego życia nie miała ze Stefanem.
Prze wojną mieszkali w Warszawie – i tu nie pamiętam gdzie.... ale Stefan miał swój zakład stolarski - zatrudniał czeladników – więc bieda w tym domu raczej nie gościła. Zarówno Stefan jak i moja Babka Helena, byli niezwykle urodziwi – a Stefan ponadto był bardzo czuły na wdzięki niewieście... więc Celina musiała być bardzo czujna.... Pamiętam już po mojej maturze na kolejnym spotkaniu wrześniowym u Stefana – powiedziała mi, że bardzo kocha swego męża, ale zdradzał ją i niejedna chciała go jej odbić.... Poświęcała się dla niego, robiła wszystko aby utrzymać to małżeństwo... Przyszła wojna- ocaleli...chociaż pozostali pokiereszowani do ostatnich swoich dni.
Później pod koniec lat siedemdziesiątych zmarł ich najstarszy syn Henryk – jakaś infekcja i odszedł. Nikt nie miał odwagi powiedzieć Celinie o śmierci syna, dopytywała się dlaczego nie przyjeżdża, ale też coraz bardziej pogrążała się w swoim świecie. Stefan bardziej żywotny, rezolutny codziennie wędrował do parku z „Trybuną Ludu „ pod pachą. No cóż takie gazety wtedy się czytało - a Celinka zostawała sama, w bujanym fotelu, otulona pledem i wyglądała tęsknie – jak mówiła… czy moje dzieci nie wracają ze zbiórki ( podczas powstania należeli do AK do różnych Zgrupowań ).
Bywało, że jak spotkałam ciocię Celinkę na ulicy – to myliła mnie z moją matką – tak mnie wtedy to śmieszyło....
Doczekała jeszcze mojego zamążpójścia i co ciekawe była na moim weselu osobą najradośniejszą, najlepiej się bawiącą ... podobno tańcząc zatoczyła się i poleciała na rozgrzany piec--- nic się jej nie stało....
Później zaczęło się powolne odchodzenie – już nie było wrześniowych spotkań. Stefan jak dawniej przychodził do Babuni, ale coraz częściej oboje milczeli, widziałam jak płakali- wtedy będąc już mężatką zaczęłam dopytywać się o różne sprawy rodzinne – nie chcieli mówić, widziałam z jaką trudnością sięgają do wspomnień, wspomnień, które były dla nich obojga bolesne. Celina do końca swego życia nie dowiedziała się o śmierci syna, nie rozumiałam tego – i dziś nie rozumiem- matka powinna wiedzieć .....
Czy byli blisko Boga ? Nie mnie oceniać, byli cichymi, nie rzucającymi się w oczy ludźmi, nie byli z nikim skonfliktowani. Starali się przejść niezauważeni przez życie.......
Potem był rok 1985- rok odejścia mego Ojca. Zarówno Stefan jak i moja Babka przeżyli śmierć swego dziecka.
Babka miała wtedy 96 lat - ufam, że nie do końca wiedziała co się stało, choć to Ona właśnie najbardziej mnie pocieszała, bo to ja popadłam w totalna rozpacz po śmierci Taty.
Na pogrzebie byli ze mną, Stefan i Babunia, tak bardzo byli wtedy mi potrzebni... i byli. Pół roku później odeszła Babka a Stefan za 2 lata.
Skończyło się. Tyle historii nie dopowiedzianych, tyle miejsc nieodwiedzonych... Pozostały wspomnienia - wspomnienia zapachów tamtych dni, ich uśmiechów, ich wzajemnych czułości, pozostał wzorzec bratersko-siostrzanej miłości- której teraz ze świecą w ręku szukać....
Odeszli - teraz kolei na mnie....
I stare książki, jakieś gazety - wszystko takie owiane historią, przez Ciotkę pieczołowicie czyszczone, każdy przedmiot miał jakąś historię, bardziej lub mniej dramatyczną- czyli świat bajki.
No i był pierwszy telewizor, którego się bałam, wcale mnie nie pociągał, zresztą więcej był wyłączony jak włączony – widocznie wujostwa też nie pociągało to co w nim było.....
I tak buszując po kuchni, trochę przy stole z dorosłymi mijał mi czas wizyty, Ciotka upiwszy trochę czegoś wiśniowego z maleńkiego kieliszka zaczynała nucić jakieś dawne szlagiery, panowie poluzowawszy krawaty w rozmowach stawali się coraz bardziej wylewni a niekiedy nawet tańczono....
Brat Babci Stefan był Ojcem Chrzestnym mego Ojca i starał się zastąpić tego, który odszedł – bardzo obaj się kochali, lubili ze sobą przebywać. To były lata przecież, gdy Stefan już od dawna był na emeryturze, chociaż „dorabiał „ bo był stolarzem „artystą „. U nas w domu też poddawał renowacji starą szafę -.
I tak trwało- rodzeństwo spotykało się co najmniej raz w tygodniu, jak nie częściej. To Stefan odwiedzał moja Babkę, zostawiając swoją Celinę z jej powoli rozwijającą się i wyniszczającą chorobą.
Celina po okrutnych przeżyciach wojennych uciekała we wspomnienia, tworzyła swój świat, świat miłości, dobrych dzieci, świat bez wojny. Ale ponoć lekkiego życia nie miała ze Stefanem.
Prze wojną mieszkali w Warszawie – i tu nie pamiętam gdzie.... ale Stefan miał swój zakład stolarski - zatrudniał czeladników – więc bieda w tym domu raczej nie gościła. Zarówno Stefan jak i moja Babka Helena, byli niezwykle urodziwi – a Stefan ponadto był bardzo czuły na wdzięki niewieście... więc Celina musiała być bardzo czujna.... Pamiętam już po mojej maturze na kolejnym spotkaniu wrześniowym u Stefana – powiedziała mi, że bardzo kocha swego męża, ale zdradzał ją i niejedna chciała go jej odbić.... Poświęcała się dla niego, robiła wszystko aby utrzymać to małżeństwo... Przyszła wojna- ocaleli...chociaż pozostali pokiereszowani do ostatnich swoich dni.
Później pod koniec lat siedemdziesiątych zmarł ich najstarszy syn Henryk – jakaś infekcja i odszedł. Nikt nie miał odwagi powiedzieć Celinie o śmierci syna, dopytywała się dlaczego nie przyjeżdża, ale też coraz bardziej pogrążała się w swoim świecie. Stefan bardziej żywotny, rezolutny codziennie wędrował do parku z „Trybuną Ludu „ pod pachą. No cóż takie gazety wtedy się czytało - a Celinka zostawała sama, w bujanym fotelu, otulona pledem i wyglądała tęsknie – jak mówiła… czy moje dzieci nie wracają ze zbiórki ( podczas powstania należeli do AK do różnych Zgrupowań ).
Bywało, że jak spotkałam ciocię Celinkę na ulicy – to myliła mnie z moją matką – tak mnie wtedy to śmieszyło....
Doczekała jeszcze mojego zamążpójścia i co ciekawe była na moim weselu osobą najradośniejszą, najlepiej się bawiącą ... podobno tańcząc zatoczyła się i poleciała na rozgrzany piec--- nic się jej nie stało....
Później zaczęło się powolne odchodzenie – już nie było wrześniowych spotkań. Stefan jak dawniej przychodził do Babuni, ale coraz częściej oboje milczeli, widziałam jak płakali- wtedy będąc już mężatką zaczęłam dopytywać się o różne sprawy rodzinne – nie chcieli mówić, widziałam z jaką trudnością sięgają do wspomnień, wspomnień, które były dla nich obojga bolesne. Celina do końca swego życia nie dowiedziała się o śmierci syna, nie rozumiałam tego – i dziś nie rozumiem- matka powinna wiedzieć .....
Czy byli blisko Boga ? Nie mnie oceniać, byli cichymi, nie rzucającymi się w oczy ludźmi, nie byli z nikim skonfliktowani. Starali się przejść niezauważeni przez życie.......
Potem był rok 1985- rok odejścia mego Ojca. Zarówno Stefan jak i moja Babka przeżyli śmierć swego dziecka.
Babka miała wtedy 96 lat - ufam, że nie do końca wiedziała co się stało, choć to Ona właśnie najbardziej mnie pocieszała, bo to ja popadłam w totalna rozpacz po śmierci Taty.
Na pogrzebie byli ze mną, Stefan i Babunia, tak bardzo byli wtedy mi potrzebni... i byli. Pół roku później odeszła Babka a Stefan za 2 lata.
Skończyło się. Tyle historii nie dopowiedzianych, tyle miejsc nieodwiedzonych... Pozostały wspomnienia - wspomnienia zapachów tamtych dni, ich uśmiechów, ich wzajemnych czułości, pozostał wzorzec bratersko-siostrzanej miłości- której teraz ze świecą w ręku szukać....
Odeszli - teraz kolei na mnie....
Ufam ,że są u
Ciebie Ojcze Niebieski – Ty Panie wiesz, że codziennie ofiaruję Ci modlitwę w
ich intencjach - błagam Panie, niech znajdzie się dla nich miejsce w Twoich Królestwie
Niebieskim.
Serdecznie pozdrawiam
Z poważaniem Elżbieta KS
Serdecznie pozdrawiam
Z poważaniem Elżbieta KS
Pięknie to przekazałaś Elu. Masz rację, niewiele jest teraz rodzin, rodzeństw, które się szanują, spotykają. Ja mam takie szczęście. Mam 2 siostry, z którymi utrzymujemy częsty kontakt, spotykamy się na wszystkich uroczystościach - jeszcze niedawno z moim ojcem (90lat, odszedł w kwietniu), pomagamy sobie nawzajem. Wszystko dzięki temu, że mój ojciec bardzo o to zabiegał i sam też prowadził taką "działalność" wobec swojego rodzeństwa. Jestem mu za to b, wdzięczna, że przekazał nam takie zwyczaje kultywując je.
OdpowiedzUsuńA wiem, że wielu dziwi się takiemu naszemu traktowaniu się, Życzę wielu takich relacji.