Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

2.07.2017

„kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 39).


  Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest kontynuacją mowy misyjnej skierowanej przez Pana Jezusa bezpośrednio do dwunastu Apostołów, a pośrednio do każdego chrześcijanina jako że, jak uczy nas ojciec święty Franciszek w Orędziu na światowy dzień Misyjny, który w tym roku obchodzić będziemy 22 października: „Kościół jest bowiem misyjny ze swej natury. Gdyby tak nie było, to nie byłby on Kościołem Chrystusa, ale stowarzyszeniem pośród wielu innych, które bardzo szybko wyczerpałoby swój cel i zanikło”.

Uczniowie uczestniczący – każdy według własnego powołania – w ewangelizacyjnej misji Kościoła, są nowymi stworzeniami w Chrystusie (por. 2 Kor 5, 17), ponieważ zostali oni zanurzeni w śmierć Zbawiciela i otrzymali w Nim nowe życie, jak czytamy w dzisiejszym, pierwszym czytaniu: „Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4). To włączenie w paschalną tajemnicę Zbawiciela całkowicie przemienia życie chrześcijanina, nadaje mu nowy sens i nowy cel, tożsamy z celem któremu podporządkował swoje życie Jezus: „Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6, 11). 

Tym celem jest doskonałe wypełnienie woli Ojca. Każdy chrześcijanin współpracujący z łaską, która została mu dana przez Ducha Świętego podczas chrztu, może powiedzieć za św. Pawłem: „razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga” (Ga 2, 19-21).

W tym sensie, gdy Apostołowie, a po nich ich następcy, oraz ci „najmniejsi”, o których słyszymy w dzisiejszej Liturgii Słowa, głoszą Dobrą Nowinę, czyni to – w nich i przez nich – sam Chrystus, jak czytamy w cytowanym już Orędziu: „Jezus Chrystus poprzez misję Kościoła nadal głosi Ewangelię i działa, a zatem stanowi ona kairos, czas sprzyjający zbawieniu w dziejach. Przez głoszenie Ewangelii Jezus staje się ciągle na nowo nam współczesny, aby ci, którzy przyjmują Go z wiarą i miłością, doświadczali przemieniającej mocy Jego Ducha Zmartwychwstałego, który użyźnia to, co ludzkie i to, co stworzone, podobnie jak to czyni deszcz z ziemią. „Jego zmartwychwstanie nie należy do przeszłości; zawiera żywotną siłę, która przeniknęła świat. Tam, gdzie wszystko wydaje się martwe, ze wszystkich stron pojawiają się ponownie kiełki zmartwychwstania. Jest to siła nie mająca sobie równych” (Adhort. ap. Evangelii gaudium, 276)”.

Jezus uświadamia nam dziś jak głębokiej przemiany dokonuje łaska Ducha Świętego w życiu każdego ucznia, oraz jak wielkie stawia przed nim wymagania. W drugiej części, mówiąc Apostołom o nagrodzie, dla tych, którzy ich przyjmą, Pan przypomina im jednocześnie o jedności ucznia, Mistrza i Ojca Niebieskiego, który jest Autorem historii zbawienia i źródłem mocy czyniącej możliwym odkupienie świata w Jego Synu za pośrednictwem Kościoła – powszechnego sakramentu zbawienia (por. KK 48).
Dzisiejszą perykopę ewangeliczną poprzedzają słowa Jezusa, które pozornie stoją w sprzeczności z nauczaniem św. Pawła, piszącego do Efezjan: „On bowiem jest naszym pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył rozdzielający je mur – wrogość” (Ef 2, 14). Tymczasem Jezus mówi wyraźnie: „Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić (gr. dichasai, dosł. rozdwoić) syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy” (Mt 10, 34-35). Pan nawiązuje tu do opisu powszechnego upadku obyczajów, opisanego w siódmym rozdziale księgi proroka Micheasza: „Bo syn znieważa ojca, córka powstaje przeciw swej matce, synowa przeciw swej teściowej: nieprzyjaciółmi człowieka są jego domownicy” (Mi 7, 6). Takie postępowanie w obrębie rodziny było czymś niewyobrażalnie złym, gdyż godziło w fundamenty istnienia narodu wybranego, które ustanowił sam Bóg. Nie bez przyczyny przykazanie: „Czcij Ojca swego i matkę swoją” jest pierwszym po przykazaniach, które odnoszą się bezpośrednio do Boga. Okazywanie szacunku rodzicom jest bowiem pośrednio okazywaniem szacunku samemu Bogu, gdyż to przez nich Stwórca daje nam życie. Z zachowaniem tego przykazania Bóg wiąże wypełnienie swoich obietnic złożonych narodowi wybranemu: „Czcij ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da tobie” (Wj 20, 12). Św. Paweł, doskonały znawca Prawa, wskazuje na wyjątkowość tego przykazania: „Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo to jest sprawiedliwe (gr. dikaion). Czcij ojca twego i matkę - jest to pierwsze przykazanie z obietnicą - aby ci było dobrze i abyś był długowieczny na ziemi” (Ef 6, 1-3).   
O tej samej sprawiedliwości mówił Jezus do Jana Chrzciciela, który wzbraniał się przed udzieleniem Mu chrztu:  „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe (gr. dikaiosynen)” (Mt 3, 15). Warto zacytować w tym miejscu wyjaśnienie, jakie daje „sprawiedliwości” papież emeryt Benedykt XVI w swojej biografii Jezusa, w kontekście Jego chrztu, szczególnie, że doskonale odpowiada ono kontekstowi dzisiejszych czytań:
W świecie, w którym żyje Jezus, sprawiedliwość sprowadza się do odpowiedzi człowieka na Torę, jest przyjęciem całej woli Bożej, niesieniem „jarzma królestwa Bożego", jak to formułowano. Tora nie przewiduje chrztu Jana, w swej odpowiedzi Jezus uznaje w nim jednak przejaw nieograniczonego „tak" wobec woli Boga i posłusznego przyjęcia Jego jarzma. Ponieważ chrzest przez to zanurzenie się zawiera w sobie wyznanie winy i prośbę o przebaczenie, z myślą o nowym początku, owo „tak", będące przylgnięciem do woli Bożej w świecie naznaczonym grzechem, stanowi także wyraz solidarności z ludźmi wprawdzie obciążonymi winą, jednak pragnącymi sprawiedliwości. Pełne znaczenie tego obrzędu wyjaśniły dopiero Krzyż i Zmartwychwstanie” ( Benedykt XVI, Jezus z Nazaretu, s. 29).
Zatem okazywanie czci rodzicom, oraz utrzymywanie wzajemnej więzi między członkami rodziny było nie tylko zachowaniem „przyzwoitym”, wynikającym z prawa naturalnego, wpisanego w serce człowieka, lecz również „aktem religijnym”, wyrazem posłuszeństwa wobec Prawa, a zatem wobec samego Boga.
Jak silne były to więzy uświadamia nam francuski historyk Henri Daniel-Rops:
Gdy młody Jakub udał się do swojego wuja Labana w poszukiwaniu pracy i żony, ten uznając w nim członka rodu, rzekł: „Jesteś kością moją i ciałem moim” (Rdz 29, 14). Powiedzenie obrazowe i konkretne, zgodne z całym stylem biblijnym, było powszechnie używane przez naród Księgi i w pełni oddawało istniejącą rzeczywistość. Rodzina była w Izraelu podstawową komórką społeczeństwa, kamieniem węgielnym całej budowy. W starożytności stanowiła nawet jednostkę prawną, cząstkę plemienia. W czasach Chrystusa może nie była już ona tak zwarta, tak ściśle zespolona jak za Patriarchów, kiedy to pojedynczy człowiek w ogóle nie miał znaczenia wobec rodziny, niemniej odgrywała wciąż jeszcze bardzo ważną rolę. Członkowie rodziny czuli rzeczywiście tę jedność, tę wspólnotę „kości i ciała”. Mieć tę samą krew znaczyło mieć tę samą duszę. Prawodawstwo rozwinęło się właśnie w oparciu o tę zasadę. Aby utrzymać jej ciągłość, czystość i znaczenie, wypracowano wiele dodatkowych przepisów. Jeśli Żydzi pragnęli pozostać wierni Prawu, musieli zawsze przyznawać rodzinie naczelne miejsce w społeczeństwie” (Henri Daniel-Rops, Życie codzienne w Palestynie w czasach Chrystusa, s. 106).
Właśnie dlatego, że Jezus nie przyszedł znieść Prawa, lecz je wypełnić (por. Mt 5, 17), zastosował On Bożą sprawiedliwość również wobec tego, co się tyczyło rodziny. Ponieważ Chrystus jest Synem równym Ojcu, ma On wszelkie prawo interweniować tam, gdzie dotąd tylko Bóg mógł to uczynić: w uświęcone relacje między rodzicami i dziećmi, braćmi i siostrami itp. Dla ochrzczonych nadrzędną zasadą, również w wymiarze rodzinnym, jest pierwszeństwo miłości do Boga w Chrystusie (por. Mt 22, 37-39), ponieważ to właśnie On przywraca rodzinie autentyczną i głęboką wartość zniszczoną przez grzech i nieposłuszeństwo pierwszych rodziców, Adama i Ewy, czy zbrodnię pierwszego brata, Kaina. Chrystus, który przywraca Pokój z Bogiem, porządkuje jednocześnie wszelkie, często pogmatwane relacje międzyludzkie, niejednokrotnie „rozdwajając” rodziców i dzieci, uwalniając ich od wzajemnego, nadmiernego przywiązania i sprawiając, że w ich sercach Bóg zajmuje na nowo należne Mu miejsce.
Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 37-39).
Dzisiejsze słowa Jezusa zdają się być bardzo stanowcze, wręcz surowe, zważywszy na niezwykle wysokie wymagania, jakie wyrażają. Rozbrzmiewa w nich ta sama determinacja, którą odnajdujemy w wypowiedzi Pana na temat Jego własnych relacji rodzinnych. Kiedy zaniepokojona Maryja i  kuzyni pańscy przyszli, aby porozmawiać z Jezusem, On zachował się w sposób, który błędnie można by uznać za pozbawiony szacunku: „Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić „Ktoś rzekł do Niego: «Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą». Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi jest bratem, siostrą i matką»” (Mt 12, 46-50). Dla Jezusa więzy krwi uświęcone wolą Bożą w Starym Przymierzu ustępują więzom wiary. Każdy człowiek, nawet Maryja i kuzyni Jezusa, jeżeli chcą wejść z „dworu” dotychczasowych relacji dyktowanych przez prawo naturalne i Prawo mojżeszowe, do „domu”, w którym będą blisko Jezusa, muszą przyjąć nowe zasady Królestwa Bożego i pełnić wolę Jego Ojca, to znaczy uwierzyć w boskie posłannictwo Pana, uznać w Nim Zbawiciela, upodobnić się we wszystkim do Niego – szczególnie dać się z Nim ukrzyżować, by z Nim zmartwychwstać – i głosić światu Dobrą Nowinę. Innymi słowy, jeżeli chcemy być braćmi i siostrami Chrystusa, oraz dziećmi Boga musimy – świadomi godności jaka z tym się wiąże – współpracować z łaską Bożą i pozwolić, aby Duch Święty kontynuował dzieło naszego uświęcenia, rozpoczęte na chrzcie, kiedy to przyoblekliśmy się w Chrystusa (por. Ga 3, 27). Ten proces oczyszczenia i uświęcenia obejmuje nasze relacje rodzinne, zawodowe, towarzyskie, czyniąc nas coraz bardziej autentycznymi świadkami Jezusa, nierzadko za cenę utraty tychże relacji z bliskimi nam ludźmi, którym ze Zbawicielem nie po drodze, szczególnie kiedy jest to droga krzyżowa.
Należy podkreślić za św. Janem Pawłem II, że Najświętsza Maryja Dziewica w sposób absolutnie wyjątkowy wypełniła wszystkie polecenia Jezusa, stając się doskonałą uczennicą swojego Syna, dawcy prawdziwego pokoju, On zaś uczynił ją naszą nauczycielką i przewodniczką w drodze ku niebu:
Pokój jest darem Chrystusa, wyjednanym dla nas przez ofiarę Krzyża. Aby skutecznie go osiągnąć, trzeba wejść wraz z Boskim Nauczycielem aż na Kalwarię. Któż zaś mógłby nas prowadzić tam lepiej niż Maryja, która właśnie pod Krzyżem została nam dana za Matkę w osobie wiernego apostoła świętego Jana? Aby pomóc młodym odkryć tę cudowną rzeczywistość duchową, jako temat orędzia na tegoroczny Światowy Dzień Młodzieży wybrałem słowa umierającego Chrystusa: "Oto Matka twoja!" (J 19,27). Przyjmując ten testament miłości Jan otworzył przed Maryją swój dom (por. J 19,27), przyjął Ją zatem do swego życia, dzieląc z Nią całkowicie nową bliskość duchową. Głęboka więź z Matką Pana doprowadzi "umiłowanego ucznia" do tej Miłości, którą zaczerpnął z Serca Chrystusa przez niepokalane Serce Maryi.
"Oto matka twoja!" Jezus kieruje te słowa do każdego z was, drodzy przyjaciele. Was również prosi, byście wzięli Maryję jako matkę "do waszego domu", przyjęli Ją "do swych dóbr", aby "Ona, pełniąc swą matczyną posługę, uczyła was i formowała, aż Chrystus ukształtuje się w was w całej pełni" (Orędzie, 3). Niech Maryja sprawi, abyście odpowiedzieli wielkodusznie na wezwanie Pana oraz z radością i wiernością wytrwali w chrześcijańskim posłannictwie!” ( Jan Paweł II, Homilia podczas mszy św. Niedzieli Palmowej, XVIII Światowe Dni Młodzieży, 2003 rok).
Na koniec chciałbym przytoczyć świadectwo św. Weroniki Giuliani, wielkiej XVII mistyczki i stygmatyczki włoskiej, z nadzieją, że pomoże nam ono lepiej zrozumieć dlaczego Pan Jezus, wzywając nas do pójścia za sobą, porównuje wszystkie nasze życiowe cierpienia i problemy do krzyża, nadając im w ten sposób – o ile są zjednoczone z Jego krzyżem – wartość odkupieńczą:
Pan dał jej do zrozumienia, że „gdy był na krzyżu, nie było dla Niego większego cierpienia od wewnętrznego porzucenia: udręki, krzyż i gwoździe były niejako rozkoszą w porównaniu z bólem, jaki cierpiał w duchu”. Weronika zrozumiała, że aby zrównoważyć tę „ogromną miłość Boga do naszych dusz”, nie ma innej drogi, jak tylko samo cierpienie. Pojęła też, że ludzkie udręki są niczym wobec Bożej miłości; nie są w stanie jej zrównoważyć, ale Pan jej powiedział: „To wszystko prawda, ale złączone z moimi zasługami, zanurzone w mojej krwi, włożone do żaru mojej miłości uczestniczą w Miłości, stają na równi z nią i z nią mogą się równoważyć, bo wszystko jest w moich rękach: i miłość i cierpienie”. Weronika później dokonała bardzo znaczącego porównania: często chwalimy się, iż posiadamy relikwię jakiego ś świętego, „ależ jesteśmy szaleni – cierpienia nie chcemy (…), a jakże to cenna relikwia!” Stwierdziła też, że relikwia cierpienia, zanim przybyła do nas, została przed wiekami przygotowana przez Boga, „przeszła przez Jego umysł, przez Jego serce, jest nam zsyłana przez Jego dłonie!” (…).
Czwartej Nocy znowu doznała skupienia i w „ciemnym miejscu” zobaczyła krzyż, który oświecał „udręki”. Wtedy zrozumiała, „że wszystkie nasze cierpienia łączą się z zasługą Jego przenajświętszego krzyża i ze wszystkimi Jego udrękami, jakich doświadczał podczas Pasji, i jeśli my tak czynimy, On ma w tym upodobanie i jest Mu wielce miłe. Miejsce ciemne, gdzie były złożone wszystkie udręki, miało oznaczać, że cierpienia bez tej jedności z zasługami i udrękami Jezusa są pochowane w ciemności i bez wartości i nawet nie podobają się Bogu; lecz zjednoczone z Jego krwią, z Jego krzyżem, z Jego zasługami, stają się tak miłe i takie ma w nich upodobanie, że za Jego sprawą stają jasne, świetliste, dostojne przed Bożym Majestatem, a także przynoszą owoce i upiększają samą duszę” (Antonio Clementi Pasja Jezusa w wizjach i doświadczeniach mistycznych św. Weroniki Giuliani, s. 94-95).  
                                                                       Arek

1 komentarz:

  1. Dziękuję za komentarz i inspirację, by iść za Chrystusem głębiej i prawdziwiej. Bardzo pomaga mi to, że tekst ten przywołuje i wyjaśnia fragmenty z Pisma Świętego, nauczania Kościoła. Mam 'szansę' wtedy nie bujać w obłokach i własnych fantazjach odbiegających od Ewangelii, ale oprzeć się na tym co wiarygodne, choć zawsze jeszcze do osobistego pogłębienia przed Chrystusem. Życzę Każdemu i sobie, by tracenie życia z powodu Chrystusa stało się dla nas pragnieniem wdzięcznego serca poruszanego przez Jego Obecność i Jego Miłość.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.