Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest kontynuacją mowy misyjnej skierowanej przez Pana Jezusa bezpośrednio do dwunastu Apostołów, a pośrednio do każdego chrześcijanina jako że, jak uczy nas ojciec święty Franciszek w Orędziu na światowy dzień Misyjny, który w tym roku obchodzić będziemy 22 października: „Kościół jest bowiem misyjny ze swej natury. Gdyby tak nie było, to nie byłby on Kościołem Chrystusa, ale stowarzyszeniem pośród wielu innych, które bardzo szybko wyczerpałoby swój cel i zanikło”.
Uczniowie
uczestniczący – każdy według własnego powołania – w ewangelizacyjnej misji
Kościoła, są nowymi stworzeniami w Chrystusie (por. 2 Kor 5, 17), ponieważ
zostali oni zanurzeni w śmierć Zbawiciela i otrzymali w Nim nowe życie, jak
czytamy w dzisiejszym, pierwszym czytaniu: „Zatem przez chrzest zanurzający
nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani po to, abyśmy i my wkroczyli w
nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4).
To włączenie w paschalną tajemnicę Zbawiciela całkowicie przemienia życie
chrześcijanina, nadaje mu nowy sens i nowy cel, tożsamy z celem któremu
podporządkował swoje życie Jezus: „Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla
grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6, 11).
Tym celem jest doskonałe wypełnienie woli Ojca. Każdy chrześcijanin współpracujący z łaską, która została mu dana przez Ducha Świętego podczas chrztu, może powiedzieć za św. Pawłem: „razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga” (Ga 2, 19-21).
Tym celem jest doskonałe wypełnienie woli Ojca. Każdy chrześcijanin współpracujący z łaską, która została mu dana przez Ducha Świętego podczas chrztu, może powiedzieć za św. Pawłem: „razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus. Choć nadal prowadzę życie w ciele, jednak obecne życie moje jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie. Nie mogę odrzucić łaski danej przez Boga” (Ga 2, 19-21).
W tym sensie,
gdy Apostołowie, a po nich ich następcy, oraz ci „najmniejsi”, o których
słyszymy w dzisiejszej Liturgii Słowa, głoszą Dobrą Nowinę, czyni to – w nich i
przez nich – sam Chrystus, jak czytamy w cytowanym już Orędziu: „Jezus
Chrystus poprzez misję Kościoła nadal głosi Ewangelię i działa, a zatem stanowi
ona kairos, czas sprzyjający zbawieniu w dziejach. Przez głoszenie Ewangelii
Jezus staje się ciągle na nowo nam współczesny, aby ci, którzy przyjmują Go z
wiarą i miłością, doświadczali przemieniającej mocy Jego Ducha
Zmartwychwstałego, który użyźnia to, co ludzkie i to, co stworzone, podobnie
jak to czyni deszcz z ziemią. „Jego zmartwychwstanie nie należy do przeszłości;
zawiera żywotną siłę, która przeniknęła świat. Tam, gdzie wszystko wydaje się
martwe, ze wszystkich stron pojawiają się ponownie kiełki zmartwychwstania.
Jest to siła nie mająca sobie równych” (Adhort. ap. Evangelii gaudium, 276)”.
Jezus
uświadamia nam dziś jak głębokiej przemiany dokonuje łaska Ducha Świętego w
życiu każdego ucznia, oraz jak wielkie stawia przed nim wymagania. W drugiej
części, mówiąc Apostołom o nagrodzie, dla tych, którzy ich przyjmą, Pan
przypomina im jednocześnie o jedności ucznia, Mistrza i Ojca Niebieskiego,
który jest Autorem historii zbawienia i źródłem mocy czyniącej możliwym
odkupienie świata w Jego Synu za pośrednictwem Kościoła – powszechnego
sakramentu zbawienia (por. KK 48).
Dzisiejszą
perykopę ewangeliczną poprzedzają słowa Jezusa, które pozornie stoją w
sprzeczności z nauczaniem św. Pawła, piszącego do Efezjan: „On bowiem jest naszym
pokojem. On, który obie części [ludzkości] uczynił jednością, bo zburzył
rozdzielający je mur – wrogość” (Ef 2, 14). Tymczasem Jezus mówi wyraźnie:
„Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem
przynieść pokoju, ale miecz. Bo przyszedłem poróżnić (gr. dichasai,
dosł. rozdwoić) syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą
nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy” (Mt 10, 34-35). Pan nawiązuje tu
do opisu powszechnego upadku obyczajów, opisanego w siódmym rozdziale księgi
proroka Micheasza: „Bo syn znieważa ojca, córka powstaje przeciw swej matce,
synowa przeciw swej teściowej: nieprzyjaciółmi człowieka są jego domownicy”
(Mi 7, 6). Takie postępowanie w obrębie rodziny było czymś niewyobrażalnie
złym, gdyż godziło w fundamenty istnienia narodu wybranego, które ustanowił sam
Bóg. Nie bez przyczyny przykazanie: „Czcij Ojca swego i matkę swoją”
jest pierwszym po przykazaniach, które odnoszą się bezpośrednio do Boga.
Okazywanie szacunku rodzicom jest bowiem pośrednio okazywaniem szacunku samemu
Bogu, gdyż to przez nich Stwórca daje nam życie. Z zachowaniem tego przykazania
Bóg wiąże wypełnienie swoich obietnic złożonych narodowi wybranemu: „Czcij
ojca twego i matkę twoją, abyś długo żył na ziemi, którą Pan, Bóg twój, da
tobie” (Wj 20, 12). Św. Paweł, doskonały znawca Prawa, wskazuje na
wyjątkowość tego przykazania: „Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym
rodzicom, bo to jest sprawiedliwe (gr. dikaion). Czcij ojca twego i
matkę - jest to pierwsze przykazanie z obietnicą - aby ci było dobrze i
abyś był długowieczny na ziemi” (Ef 6, 1-3).
O tej samej
sprawiedliwości mówił Jezus do Jana Chrzciciela, który wzbraniał się przed
udzieleniem Mu chrztu: „Pozwól teraz, bo tak godzi się nam wypełnić
wszystko, co sprawiedliwe (gr. dikaiosynen)” (Mt 3, 15). Warto
zacytować w tym miejscu wyjaśnienie, jakie daje „sprawiedliwości” papież emeryt
Benedykt XVI w swojej biografii Jezusa, w kontekście Jego chrztu, szczególnie,
że doskonale odpowiada ono kontekstowi dzisiejszych czytań:
„W świecie,
w którym żyje Jezus, sprawiedliwość sprowadza się do odpowiedzi człowieka na
Torę, jest przyjęciem całej woli Bożej, niesieniem „jarzma królestwa
Bożego", jak to formułowano. Tora nie przewiduje chrztu Jana, w swej
odpowiedzi Jezus uznaje w nim jednak przejaw nieograniczonego „tak" wobec
woli Boga i posłusznego przyjęcia Jego jarzma. Ponieważ chrzest przez to
zanurzenie się zawiera w sobie wyznanie winy i prośbę o przebaczenie, z myślą o
nowym początku, owo „tak", będące przylgnięciem do woli Bożej w świecie
naznaczonym grzechem, stanowi także wyraz solidarności z ludźmi wprawdzie
obciążonymi winą, jednak pragnącymi sprawiedliwości. Pełne znaczenie tego
obrzędu wyjaśniły dopiero Krzyż i Zmartwychwstanie” ( Benedykt XVI, Jezus
z Nazaretu, s. 29).
Zatem
okazywanie czci rodzicom, oraz utrzymywanie wzajemnej więzi między członkami
rodziny było nie tylko zachowaniem „przyzwoitym”, wynikającym z prawa naturalnego,
wpisanego w serce człowieka, lecz również „aktem religijnym”, wyrazem
posłuszeństwa wobec Prawa, a zatem wobec samego Boga.
Jak silne były
to więzy uświadamia nam francuski historyk Henri Daniel-Rops:
„Gdy młody
Jakub udał się do swojego wuja Labana w poszukiwaniu pracy i żony, ten uznając
w nim członka rodu, rzekł: „Jesteś kością moją i ciałem moim” (Rdz 29, 14).
Powiedzenie obrazowe i konkretne, zgodne z całym stylem biblijnym, było
powszechnie używane przez naród Księgi i w pełni oddawało istniejącą
rzeczywistość. Rodzina była w Izraelu podstawową komórką społeczeństwa,
kamieniem węgielnym całej budowy. W starożytności stanowiła nawet jednostkę
prawną, cząstkę plemienia. W czasach Chrystusa może nie była już ona tak
zwarta, tak ściśle zespolona jak za Patriarchów, kiedy to pojedynczy człowiek w
ogóle nie miał znaczenia wobec rodziny, niemniej odgrywała wciąż jeszcze bardzo
ważną rolę. Członkowie rodziny czuli rzeczywiście tę jedność, tę wspólnotę
„kości i ciała”. Mieć tę samą krew znaczyło mieć tę samą duszę. Prawodawstwo
rozwinęło się właśnie w oparciu o tę zasadę. Aby utrzymać jej ciągłość,
czystość i znaczenie, wypracowano wiele dodatkowych przepisów. Jeśli Żydzi
pragnęli pozostać wierni Prawu, musieli zawsze przyznawać rodzinie naczelne miejsce
w społeczeństwie” (Henri Daniel-Rops, Życie codzienne w Palestynie w
czasach Chrystusa, s. 106).
Właśnie
dlatego, że Jezus nie przyszedł znieść Prawa, lecz je wypełnić (por. Mt 5, 17),
zastosował On Bożą sprawiedliwość również wobec tego, co się tyczyło rodziny.
Ponieważ Chrystus jest Synem równym Ojcu, ma On wszelkie prawo interweniować
tam, gdzie dotąd tylko Bóg mógł to uczynić: w uświęcone relacje między
rodzicami i dziećmi, braćmi i siostrami itp. Dla ochrzczonych nadrzędną zasadą,
również w wymiarze rodzinnym, jest pierwszeństwo miłości do Boga w Chrystusie
(por. Mt 22, 37-39), ponieważ to właśnie On przywraca rodzinie autentyczną i
głęboką wartość zniszczoną przez grzech i nieposłuszeństwo pierwszych rodziców,
Adama i Ewy, czy zbrodnię pierwszego brata, Kaina. Chrystus, który przywraca
Pokój z Bogiem, porządkuje jednocześnie wszelkie, często pogmatwane relacje
międzyludzkie, niejednokrotnie „rozdwajając” rodziców i dzieci, uwalniając ich
od wzajemnego, nadmiernego przywiązania i sprawiając, że w ich sercach Bóg
zajmuje na nowo należne Mu miejsce.
„Kto kocha
ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub
córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a
idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je. a
kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je” (Mt 10, 37-39).
Dzisiejsze
słowa Jezusa zdają się być bardzo stanowcze, wręcz surowe, zważywszy na
niezwykle wysokie wymagania, jakie wyrażają. Rozbrzmiewa w nich ta sama
determinacja, którą odnajdujemy w wypowiedzi Pana na temat Jego własnych
relacji rodzinnych. Kiedy zaniepokojona Maryja i kuzyni pańscy przyszli,
aby porozmawiać z Jezusem, On zachował się w sposób, który błędnie można by
uznać za pozbawiony szacunku: „Gdy jeszcze przemawiał do tłumów, oto Jego
Matka i bracia stanęli na dworze i chcieli z Nim mówić „Ktoś rzekł do
Niego: «Oto Twoja Matka i Twoi bracia stoją na dworze i chcą mówić z Tobą».
Lecz On odpowiedział temu, który Mu to oznajmił: «Któż jest moją matką i którzy
są moimi braćmi?» I wyciągnąwszy rękę ku swoim uczniom, rzekł: «Oto moja matka
i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten Mi
jest bratem, siostrą i matką»” (Mt 12, 46-50). Dla Jezusa więzy krwi uświęcone
wolą Bożą w Starym Przymierzu ustępują więzom wiary. Każdy człowiek, nawet
Maryja i kuzyni Jezusa, jeżeli chcą wejść z „dworu” dotychczasowych relacji
dyktowanych przez prawo naturalne i Prawo mojżeszowe, do „domu”, w którym będą
blisko Jezusa, muszą przyjąć nowe zasady Królestwa Bożego i pełnić wolę Jego
Ojca, to znaczy uwierzyć w boskie posłannictwo Pana, uznać w Nim Zbawiciela,
upodobnić się we wszystkim do Niego – szczególnie dać się z Nim ukrzyżować, by
z Nim zmartwychwstać – i głosić światu Dobrą Nowinę. Innymi słowy, jeżeli
chcemy być braćmi i siostrami Chrystusa, oraz dziećmi Boga musimy – świadomi
godności jaka z tym się wiąże – współpracować z łaską Bożą i pozwolić, aby Duch
Święty kontynuował dzieło naszego uświęcenia, rozpoczęte na chrzcie, kiedy to
przyoblekliśmy się w Chrystusa (por. Ga 3, 27). Ten proces oczyszczenia i
uświęcenia obejmuje nasze relacje rodzinne, zawodowe, towarzyskie, czyniąc nas
coraz bardziej autentycznymi świadkami Jezusa, nierzadko za cenę utraty tychże
relacji z bliskimi nam ludźmi, którym ze Zbawicielem nie po drodze, szczególnie
kiedy jest to droga krzyżowa.
Należy
podkreślić za św. Janem Pawłem II, że Najświętsza Maryja Dziewica w sposób
absolutnie wyjątkowy wypełniła wszystkie polecenia Jezusa, stając się doskonałą
uczennicą swojego Syna, dawcy prawdziwego pokoju, On zaś uczynił ją naszą
nauczycielką i przewodniczką w drodze ku niebu:
„Pokój jest
darem Chrystusa, wyjednanym dla nas przez ofiarę Krzyża. Aby skutecznie go
osiągnąć, trzeba wejść wraz z Boskim Nauczycielem aż na Kalwarię. Któż zaś
mógłby nas prowadzić tam lepiej niż Maryja, która właśnie pod Krzyżem została
nam dana za Matkę w osobie wiernego apostoła świętego Jana? Aby pomóc młodym
odkryć tę cudowną rzeczywistość duchową, jako temat orędzia na tegoroczny
Światowy Dzień Młodzieży wybrałem słowa umierającego Chrystusa: "Oto Matka
twoja!" (J 19,27). Przyjmując ten testament miłości Jan otworzył przed
Maryją swój dom (por. J 19,27), przyjął Ją zatem do swego życia, dzieląc z Nią
całkowicie nową bliskość duchową. Głęboka więź z Matką Pana doprowadzi
"umiłowanego ucznia" do tej Miłości, którą zaczerpnął z Serca
Chrystusa przez niepokalane Serce Maryi.
"Oto matka twoja!" Jezus kieruje te słowa do każdego z was,
drodzy przyjaciele. Was również prosi, byście wzięli Maryję jako matkę "do
waszego domu", przyjęli Ją "do swych dóbr", aby "Ona,
pełniąc swą matczyną posługę, uczyła was i formowała, aż Chrystus ukształtuje
się w was w całej pełni" (Orędzie, 3). Niech Maryja sprawi, abyście
odpowiedzieli wielkodusznie na wezwanie Pana oraz z radością i wiernością
wytrwali w chrześcijańskim posłannictwie!” ( Jan Paweł II, Homilia podczas mszy św.
Niedzieli Palmowej, XVIII Światowe Dni Młodzieży, 2003 rok).
Na koniec
chciałbym przytoczyć świadectwo św. Weroniki Giuliani, wielkiej XVII mistyczki
i stygmatyczki włoskiej, z nadzieją, że pomoże nam ono lepiej zrozumieć
dlaczego Pan Jezus, wzywając nas do pójścia za sobą, porównuje wszystkie nasze
życiowe cierpienia i problemy do krzyża, nadając im w ten sposób – o ile są zjednoczone
z Jego krzyżem – wartość odkupieńczą:
„Pan dał jej
do zrozumienia, że „gdy był na krzyżu, nie było dla Niego większego cierpienia
od wewnętrznego porzucenia: udręki, krzyż i gwoździe były niejako rozkoszą w
porównaniu z bólem, jaki cierpiał w duchu”. Weronika zrozumiała, że aby
zrównoważyć tę „ogromną miłość Boga do naszych dusz”, nie ma innej drogi, jak
tylko samo cierpienie. Pojęła też, że ludzkie udręki są niczym wobec Bożej
miłości; nie są w stanie jej zrównoważyć, ale Pan jej powiedział: „To wszystko
prawda, ale złączone z moimi zasługami, zanurzone w mojej krwi, włożone do żaru
mojej miłości uczestniczą w Miłości, stają na równi z nią i z nią mogą się
równoważyć, bo wszystko jest w moich rękach: i miłość i cierpienie”. Weronika
później dokonała bardzo znaczącego porównania: często chwalimy się, iż
posiadamy relikwię jakiego ś świętego, „ależ jesteśmy szaleni – cierpienia nie
chcemy (…), a jakże to cenna relikwia!” Stwierdziła też, że relikwia
cierpienia, zanim przybyła do nas, została przed wiekami przygotowana przez
Boga, „przeszła przez Jego umysł, przez Jego serce, jest nam zsyłana przez Jego
dłonie!” (…).
Czwartej Nocy znowu doznała skupienia i w „ciemnym miejscu” zobaczyła
krzyż, który oświecał „udręki”. Wtedy zrozumiała, „że wszystkie nasze
cierpienia łączą się z zasługą Jego przenajświętszego krzyża i ze wszystkimi
Jego udrękami, jakich doświadczał podczas Pasji, i jeśli my tak czynimy, On ma
w tym upodobanie i jest Mu wielce miłe. Miejsce ciemne, gdzie były złożone
wszystkie udręki, miało oznaczać, że cierpienia bez tej jedności z zasługami i
udrękami Jezusa są pochowane w ciemności i bez wartości i nawet nie podobają
się Bogu; lecz zjednoczone z Jego krwią, z Jego krzyżem, z Jego zasługami,
stają się tak miłe i takie ma w nich upodobanie, że za Jego sprawą stają jasne,
świetliste, dostojne przed Bożym Majestatem, a także przynoszą owoce i
upiększają samą duszę” (Antonio Clementi Pasja Jezusa w wizjach i doświadczeniach mistycznych
św. Weroniki Giuliani, s. 94-95).
Arek
Dziękuję za komentarz i inspirację, by iść za Chrystusem głębiej i prawdziwiej. Bardzo pomaga mi to, że tekst ten przywołuje i wyjaśnia fragmenty z Pisma Świętego, nauczania Kościoła. Mam 'szansę' wtedy nie bujać w obłokach i własnych fantazjach odbiegających od Ewangelii, ale oprzeć się na tym co wiarygodne, choć zawsze jeszcze do osobistego pogłębienia przed Chrystusem. Życzę Każdemu i sobie, by tracenie życia z powodu Chrystusa stało się dla nas pragnieniem wdzięcznego serca poruszanego przez Jego Obecność i Jego Miłość.
OdpowiedzUsuń