Między refleksją zgorszonych uczniów Jezusa: „Trudna (gr. Skleros, dosł. twarda) jest ta mowa. Któż jej może słuchać?” (J 6, 60), a wyznaniem Szymona Piotra:
„Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga” (J 6, 68-69) zawiera się dramat decyzji za lub przeciw Jezusowi, której konsekwencją jest życie wieczne.
Mowa Jezusa rzeczywiście może wydać się twarda dla tych, którzy przyjmują Jego słowa i rozważają je „cieleśnie”, to znaczy, czyniąc swój rozum i doświadczenie życiowe kryterium, któremu poddają wiarygodność chrystusowego objawienia. Z perspektywy wyłącznie ludzkiej słowa Pana: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim” (J 6, 55-56) rzeczywiście brzmią skandalicznie. Tylko szaleniec czyniłby jedzenie swojego ciała i picie swojej krwi warunkiem sine qua non życia wiecznego. Nic dziwnego, że pierwsi chrześcijanie byli oskarżani m.in. o kanibalizm. To głębokie niezrozumienie duchowej natury przesłania Jezusa jest również obecnie w dzisiejszych czasach. Wprawdzie nie wyraża się ono w bezpodstawnych oskarżeniach o zbrodnie kanibalizmu, lecz w równie szkodliwy sposób pozbawia dar Eucharystii jego treści, czyniąc go jedynie chwytem literackim, metaforą, za którą nic się nie kryje.
Jezus ma świadomość niebezpieczeństwa błędnego zrozumienia swoich słów, lecz ich nie zmienia, nie zmiękcza ich „twardej” treści, ponieważ są to słowa życia. Ich dostosowanie do mentalności słuchaczy, byłoby, jak zmniejszenie drożności żył, przez które komórki organizmu otrzymują pożywienie i tlen.