III Niedziela Adwentu, zwana jest „Gaudete”, z racji na szczególną radość z bliskiego nadejścia Zbawiciela.
Wyrażają tę radość czytania Liturgii Słowa, oraz różowy (czy też jasno fioletowy) kolor szat liturgicznych, który zastępuje kolor fioletowy. W ten sposób Kościół święty chce nam przypomnieć, abyśmy przygotowując się przez pokutę i autentyczne nawrócenie na godne przyjęcie rodzącego się Zbawiciela, nie zapominali o radości, jaką przeniknięta jest Dobra Nowina głoszona w imię Jezusa Zmartwychwstałego, nieustannie obecnego wśród swojego ludu, który napełnia łaską Ducha Świętego.
Święty Paweł
wymienia w Liście do Galatów owoce Ducha Świętego, a także wskazuje na sposób w
jaki powinniśmy postępować, aby je otrzymać i nimi żyć: „Owocem zaś ducha jest:
miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność,
opanowanie. Przeciw takim [cnotom] nie ma Prawa. A ci, którzy należą do
Chrystusa Jezusa, ukrzyżowali ciało swoje z jego namiętnościami i pożądaniami.
Mając życie od Ducha, do Ducha się też stosujmy” (Gal 5, 22-25).
Radość jest
drugim po miłości darem Bożym dla tych, którzy nie zawahali się na poważnie
potraktować wezwania do postępowania w doskonałości chrześcijańskiej, będącej
zawsze upodabnianiem się do naszego Pana. Szczytem tego upodobniania jest
„ukrzyżowanie swego ciała”, aby uwolnić się od tego, co zasmuca Boga, co
deformuje w nas obraz Jego ukochanego Syna.
Radość, do
której wzywa nas dziś Chrystus przez Liturgię Kościoła, jest zatem darem
nadprzyrodzonym, wynika z trwania w „życiu od Ducha”, które znacząco różni się
od życia według ciała, które jest kompromisem, a następnie niewolą grzechu,
źródła smutku. Tymczasem św. Paweł przypomina nam: „Wy zatem, bracia, powołani
zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do
hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie!”
(Ga 5, 13).
Służba
bliźnim w miłości. To właśnie upodabnia nas do Chrystusa, który mówi o sobie:
„Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać
swoje życie na okup za wielu” (Mk 10, 45). Jeżeli nie będziemy pamiętać o
głęboko służebnej misji Pana, której szczytem było „danie życia na okup za
wielu”, to nawet dar wolności w Duchu Świętym może nie wystarczyć, aby go
właściwie zrozumieć i pójść za Nim.
W pewnym
sensie dotyczyło to św. Jana Chrzciciela. Już w łonie Elżbiety dotknęła go
łaska Trzeciej Osoby Trójcy Świętej, gdy poruszył się z radości na głos
pozdrowienia Maryi, a jego matka została napełniona Duchem Świętym, przez co
rozpoznała w Maryi Matkę swego Pana (Łk 1, 39-45). Jan był posłuszny woli Boga,
który uczynił go – według słów samego Jezusa – więcej niż prorokiem, bo
wysłańcem, którego Bóg powołał, aby przygotował drogę Mesjaszowi (por. Mt 11,
10; Mt 3, 1). Jezus niezwykle wysoko oceniał ascetyczne życie Jana, jego
moralność nie splamioną żadnym kompromisem z grzechem i absolutną determinację
w nawoływaniu do nawrócenia, za którą ostatecznie poniósł śmierć męczeńską.
Dlatego powiedział o nim: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od
Jana Chrzciciela” (Mt 11, 11), oraz ogłosił go ostatnim prorokiem, a nawet kimś
dużo więcej: „Wszyscy bowiem Prorocy i Prawo prorokowali aż do Jana. A jeśli
chcecie przyjąć, to on jest Eliaszem, który ma przyjść” (Mt 11, 13). W Janie
zrealizowały się Boże obietnice, wyrażone przez proroka Izajasza.
Mimo to
Chrzciciel miał wątpliwości, ponieważ widział w nadchodzącym Mesjaszu przede
wszystkim Tego, który niesie sprawiedliwość i słuszny gniew Boży. Dlatego uczył
o siekierze przyłożonej do korzenia drzew, która wycina i spala to, co nie
wydaje dobrego owocu nawrócenia (por. Mt 3, 10) i pełen rewerencji głosił: „On
was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści
swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym”
(Mt 3, 11-12). Takie przepowiadanie musiało budzić lęk nie tylko w prostym
ludzie, któremu często daleko było do nakazanej czystości rytualnej, lecz
również w wielu faryzeuszach i saduceuszach. Tymczasem wobec Jezusa ci ostatni
okazywali nieprzejednaną niechęć, mimo że w Jego nauczaniu również nie
brakowało surowych tonów, obecnych w nauczaniu Jana. Wystarczy wspomnieć słynną
hiperbolę o unikaniu grzechu za wszelką cenę, w której alternatywą jest kara
wieczna: „Lepiej jest dla ciebie wejść do życia ułomnym lub chromym, niż z
dwiema rękami lub dwiema nogami być wrzuconym w ogień wieczny. (…) Lepiej jest
dla ciebie jednookim wejść do życia, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do
piekła ognistego” (Mt 18, 8-9). Jednak ostatecznie misja Jezusa miała charakter
zbawczy: „Albowiem Syn Człowieczy przyszedł ocalić to, co zginęło” (Mt 18, 11)
i przede wszystkim w takim sensie odczytywał On proroctwa odnoszące się do
Niego. Dowodem jest pominięcie przez Jezusa, podczas lektury w synagodze w
Nazarecie, fragmentu z księgi Izajasza charakteryzującego działalność Mesjasza,
zdania: „dzień pomsty naszego Boga” (Iz 61, 2).
Odpowiadając
na wątpliwości Jana, Jezus odwołał się do tego co ich łączyło. Działalność Jana
została zapowiedziana przez proroka Izajasza, o czym pisze św. Mateusz: „Do
niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: Głos wołającego na
pustyni: Przygotujcie drogę Panu, Dla Niego prostujcie ścieżki!” (Mt 3, 2-3).
Chrzciciel wypełnił swoją misję gorliwie, w całkowitym posłuszeństwie woli
Bożej, za co został pozbawiony wolności (później stracił również i życie, czego
mógł się spodziewać, znając ówczesne realia). Podobnie Jezusa zapowiedział
Izajasz, co Pan oświadczył w Nazarecie: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ
Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił
wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym
obwoływał rok łaski od Pana (…). Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się
te słowa Pisma, któreście słyszeli»” (Łk 4, 18-19. 21).
Jezus nie
odpowiedział uczniom Jana wprost, lecz wskazał na konkretne wydarzenia
potwierdzające, że to w Nim wypełniły się proroctwa: „Idźcie i oznajmijcie
Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi
chodzą, trędowaci doznają oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają,
ubogim głosi się Ewangelię” (Mt 11, 4-5). Świadectwo uczniów Jana miało bazować
na tym, co widzą i słyszą, na obiektywnych znakach łaski Bożej działającej
przez Jezusa. Mieli oni stać się oczyma i uszami Jana, który nie mógł sam
doświadczyć mocy (gr. exusia) Bożej działającej przez słowa i czyny Jezusa. Są
to słowa i czyny niosące uwolnienie spod władzy złego, uzdrowienie z chorób,
dające ukojenie duszy, nadzieję i wolność wykraczającą tak daleko poza
oczekiwanie wyzwolenia z pod panowania rzymskiego okupanta, jak niebo góruje
nad ziemią.
Jezus nie
ograniczył się jednak do wskazania na siebie, jako na Tego, który wypełnia
proroctwa w ich najbardziej autentycznym sensie, ale oświadczył, że jest dawcą
zbawienia: „A błogosławiony jest ten, kto we Mnie nie zwątpi” (Mt 11, 6). To
zdanie jest kluczowe, ponieważ Pan wskazuje w nim na swoją wyjątkowość. Jakby
chciał powiedzieć kuzynowi za pośrednictwem jego uczniów: Drogi Janie, obaj
wypełniamy misję, którą Bóg zapowiedział przez proroków – popatrz na znaki,
które czynię a twoje zwątpienie ustąpi. Jednak ja jestem dawcą błogosławieństwa/szczęścia
tym, którzy we mnie uwierzą. Ja jestem więcej niż prorokiem, czy mesjaszem,
którego oczekuje Izrael, aby uwolnił go spod władzy Rzymu i zaprowadził
porządek. Ja jestem Zbawicielem.
Jan czekał
na powrót uczniów z odpowiedzią Jezusa, która miała rozwieść jego wątpliwości.
Niosąc słowo Pana, które daje życie, niejako nieśli oni Jego samego obecnego w
swoim słowie. Nie wiemy, jaka była reakcja Jana, możemy jednak mieć nadzieję,
że odpowiedź Jezusa stała się przyczyną jego radości, ponieważ w głoszonym
słowie Pana działa Duch Święty, dawca radości, a Jan był od początku swojego
życia wyczulony na Jego działanie.
Podobnie i
my czekamy na przyjście Pana, oraz na radość, którą wniesie w nasze serca. On
już umarł za nas, zbawił nas i przygotował dla nas mieszkanie w niebie. Jednak
przeżywając tajemnice naszego odkupienia w roku liturgicznym, na nowo
doświadczamy łask z nich płynących, pozwalając aby Duch Święty kształtował nas
na podobieństwo naszego Pana. Dotyczy to również radosnego oczekiwania na Boże
Narodzenie.
„Oczekiwanie
i radość pozornie nie idą w parze, wzajemnie się wykluczają. Kto żyje w
radości, a więc jest zaspokojony i zadowolony, nie może jednocześnie na coś
czekać. Oczekiwanie chrześcijanina jest jednak przeżywane w nadziei wypełnienia
się czegoś, co on „już” w jakiś sposób realnie posiada. Radość oczekiwania dana
jest nam za sprawą pewności obecności. Dlatego w oczekiwaniu Pana, który już
przychodzi, aby nas zbawić, III niedziela Adwentu zachęca nas do radości:
„Radujcie się zawsze w Panu, jeszcze raz powiadam: radujcie się! Pan jest
blisko” (antyfona na wejście: Flp 4, 4.5). (…) Nasz czas nie jest już czasem
nieodkupionym, nie jest już beznadziejnym i próżnym następowaniem po sobie
kolejnych chwil, które biegną i rozpływają się w nicości. Nasz czas jest
odkupiony wystąpieniem Boga, który dokonując wcielenia, włączył się w bieg
ludzkiej historii, aby uczynić ją historią zbawienia. Adwent staje się zatem
wezwaniem do przyjęcia radości „zbawczej”, którą brzemienna jest nasza teraźniejszość
– jakość ta ma utrwalać się coraz mocniej, aż do osiągnięcia końcowej pełni: „z
radością oczekujemy przyjścia Twojego Syna w ludzkim ciele, wysłuchaj łaskawie
nasze prośby i daj nam osiągnąć życie wieczne, gdy nasz Zbawiciel przyjdzie w
chwale” (kolekta z 21 stycznia)” (Matias Auge, „Rok liturgiczny. To sam
Chrystus, który trwa w swoim Kościele”, s. 215-216).
Arek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.