W
dzisiejszej perykopie ewangelicznej św. Łukasz, przedstawiając
ponownie osobę św. Jana – po ukazaniu go wcześniej jako dzieciątko
poruszające się (a dosłownie „podskakujące”) w łonie Elżbiety, którą
odwiedziła Maryja (por. Łk 1, 39-45) – tym razem jako wzywającego do
nawrócenia Chrzciciela, wskazuje nam właściwą postawę, jaką powinniśmy
przyjąć
wobec tajemnicy przyjścia Jezusa: zarówno tego pierwszego, w
betlejemskiej
grocie, jak tego ostatecznego, gdy jako Pan rzeczy widzialnych i
niewidzialnych
przyjdzie sądzić żywych i umarłych.
W zeszłym tygodniu rozważaliśmy tajemnicę przyjścia
Syna Człowieczego w chwale, którego dzień zna jedynie Ojciec. Św. Łukasz opisał
paruzję poprzedzając ją wizją dramatycznych wydarzeń apokaliptycznych:
„Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach,
a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec szumu morza i jego nawałnicy. Ludzie
mdleć będą ze strachu, w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem
moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego
w obłoku z wielką mocą i chwałą” (Łk 21, 25-27). Jezus zapowiada te
wszystkie wydarzenia w kontekście zniszczenia Jerozolimy, prześladowania Jego
uczniów, tuż przed swoją śmiercią krzyżową.
Zapowiedź swojego chwalebnego przyjścia Zbawiciel
powtarza wobec Wysokiej Rady i arcykapłana, dla którego słowa Jezusa jako
bluźnierstwo staną się bezpośrednim powodem do skazania Go na śmierć (por. Mt
26, 63-66). Jezus wyszydzony i ukrzyżowany objawi się na końcu czasów jako równy
Ojcu, wszechmogący Pan dokonujący znaków na ciałach niebieskich, które również
i dziś dla wielu zafascynowanych astrologią i horoskopami ludzi, są „bogami”
decydującymi o ich losie. Wówczas słońce, gwiazdy i księżyc świadczyć będą
niejako o tym, że ich Panem jest Jezus, przez którego i dla którego wszystko
zostało stworzone (por. Kol 1, 16-17). Przyjście Pana i towarzyszące mu
wydarzenia wzbudzą zrozumiałe przerażanie tych, co podobnie jak oprawcy, którzy
dwa tysiące lat temu na Golgocie
przybili Go do krzyża i szydzili z Jego męki, krzyżując Go dziś, prześladując
Kościół i nieustanne odrzucając wiarę w Jego zbawczą misję. Ludzie, którzy nie
dostrzegli i nadal nie dostrzegają Jezusa Zmartwychwstałego w przepowiadaniu Jego
mistycznego ciała, zobaczą Go jako Syna Człowieczego przychodzącego w mocy,
wobec której mędrkowie i możnowładcy tego świata zmuszeni będą zgiąć swoje
nienawykłe do klękania kolana (por. Flp 2, 10).
Dla uczniów Jezusa te wstrząsające wydarzenia będą
miały całkowicie odmienne znaczenie: „A
gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża
się wasze odkupienie” (Łk 21, 28). Podczas, gdy dla ludzi tego świata
chwalebne przyjście Pana będzie czymś przerażającym, dla Jego prześladowanego i
poniżanego Kościoła stanie się wspaniałym dniem wyzwolenia, odnowy ducha w
Duchu Świętym, w mocy którego będą mogli – niczym Apostołowie w dniu
Pięćdziesiątnicy – wyzbyć się lęku i godnością synów Bożych cieszyć się
wypełnieniem Bożych obietnic. Właśnie dlatego, że nadchodzi Jego święta Głowa,
Mistyczne Ciało nie musi lękać się niczego. Wszak Pan nie pozwoli już więcej
zrobić krzywdy swoim mistycznym członkom, jak czytamy w księdze
Apokalipsy: „To ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w
krwi Baranka je wybielili. Dlatego są przed tronem Boga i w Jego świątyni cześć
Mu oddają we dnie i w nocy. A Zasiadający na tronie rozciągnie namiot nad nimi.
Nie będą już łaknąć ani nie będą już pragnąć, i nie porazi ich słońce ani żaden
upał, bo paść ich będzie Baranek, który jest pośrodku tronu, i poprowadzi ich
do źródeł wód życia: i każdą łzę otrze Bóg z ich oczu” (Ap 7, 14-17).
Ponieważ jednak Kościół, jest Casta Meretrix, czyli
Czystą Nierządnicą, w tym sensie, że w naszej drodze do świętości jesteśmy
jednocześnie członkami świętego, mistycznego Ciała Chrystusa i grzesznikami
potrzebującymi nawrócenia, Liturgia Słowa stawia dziś przed nami św. Jana
Chrzciciela, aby pomógł nam przygotować się na przyjęcie odkupienia, które
niesie ze sobą Syn Człowieczy. Zanim bowiem przyjdzie On w chwale, w dniu
ustalonym przed stworzeniem świata przez Ojca, Pana historii, „Gdy (…)
nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty,
zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli
otrzymać przybrane synostwo” (Ga 4, 4-5).
Świadomi zatem, że w dniu ustalonym przez Ojca nadejdzie Syn, niosąc definitywne wypełnienie Bożych planów stwórczych i
zbawczych w Duchu Świętym, żyjąc już teraz w pełni czasów, jesteśmy postawieni
przez Pana w tym właśnie konkretnym momencie historii świata, aby być dla niego
solą i światłem, katalizatorem jego nawrócenia; aby ci, którzy „bardziej
umiłowali ciemność aniżeli światło” (J 3, 19), porzuciwszy ciemności grzechu „widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca
waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 16).
Wzywający do nawrócenia św. Jan Chrzciciel jest dla
nas wzorem i przewodnikiem. To on z woli Bożej przeprowadza nas, jako prorok
podobny do Eliasza, ze Starego Testamentu do Nowego, którego pełny sens objawi
się w passze wcielonego Syna Bożego. Podobnie jak Mojżesz rozmawiał z Bogiem w
głębi pustyni, gdy przyszedł z owcami do góry Bożej Horeb (por. Wj 3, 1), a
następnie z Bożego polecenia wyprowadził na pustynię naród wybrany, aby tam
dojrzał do wypełnienia obietnic, które Bóg złożył ich praojcu Abrahamowi, tak
dziś „skierowane zostało słowo Boże do
Jana, syna Zachariasza, na pustyni” (Łk 3, 3), aby nas wyprowadził na
pustynię, gdzie, usłyszawszy głos Boga, przygotujemy się na godne przyjęcie
Jego Syna. W następstwie doświadczenia, które było ziszczeniem proroctwa
Izajasza, św. Jan Chrzciciel „ Obchodził
więc całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia
grzechów, jak jest napisane w księdze mów proroka Izajasza: Głos wołającego na
pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! Każda dolina
niech będzie wypełniona, każda góra i pagórek zrównane, drogi kręte niech się
staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie
Boże” (Łk 3, 3-6). To również stanowi ważną naukę dla nas: pustynia jest
bardzo ważnym początkiem w realizacji woli Bożej. Podobnie jak syn Zachariasza
i Elżbiety wyjdzie z pustyni, aby rozpocząć misję przepowiadania nadejścia
Mesjasza, która zakończy się jego męczeńską śmiercią z rąk siepacza Heroda, tak
również Syn Boży zrodzony z Maryi Dziewicy, napełniony Duchem Świętym, zostanie
wyprowadzony na pustynię, aby po czterdziestodniowym okresie kuszenia,
rozpocząć swą publiczną misję głoszenia Ewangelii, która zakończy się Jego
śmiercią krzyżową na Golgocie.
Istotny sens przebywania na pustyni polega na
przywróceniu pierwotnej, autentycznej relacji między Bogiem a człowiekiem.
Dopiero wówczas można usłyszeć głos Pana. „Jan
mieszka na pustyni, aby pokazać, że nieustannym stanem ludzkiego ducha jest
właśnie wyjście. Człowiek musi ciągle uciekać od wszelkiej formy zniewolenia i
iść ku Bożej obietnicy, bez jakiejkolwiek gwarancji niż ta, którą jest Jego
wierność. Na pustyni niebo i ziemia są jednakowo puste, napełnione jedynie
ciszą. Nic tu nie rozprasza. W tej „nicości”, w tym, co jest, rozbrzmiewać może
i być słyszalne nowe i stwarzające słowo. Pustynia jest obrazem Bożej drogi,
która jest różna od drogi człowieka uciekającego przed Bogiem. Woli on groby w
Egipcie i ucieczkę od wolności. W wymiarze osobowym pustynia oznacza wyjście od
siebie, „opuszczenie” swoich fałszywych tożsamości, otrzęsienie się z
przeszłości z jej lękami i zanurzenie się w tym, co nowe. Wewnętrzne wyjście
czyni z człowieka istotę „wychodzącą”, kroczącą ku swojej przyszłości” (o.
Silvano Fausti SJ, „Wspólnota czyta
Ewangelię wg. Św. Łukasza” s. 90).
Przyszłością pojmowaną w sensie ostatecznym jest Chrystus
Pan, który wzywa nas do ewangelicznej roztropności w oczekiwaniu na Jego
przyjście. Oliwą, której nie powinno nigdy zabraknąć w
naszych lampach jest dar wiary oparty na umiłowaniu Boga ponad wszystko,
słuchaniu Jego Słowa, życiu sakramentalnym i modlitewnym, oraz miłości
bliźniego, która wyraża się w dziełach miłosierdzia. Będzie to możliwe wówczas,
gdy w naszej codziennej relacji z Bogiem kierować się będziemy prawdą, którą
objawił On sam św. Katarzynie ze Sieny: „W
doświadczeniu mistycznym poznaje Boga oraz jego relację z człowiekiem. Ową
relację określa i utrwala dwojakie poznanie: poznanie Boga i samego siebie,
czyli poznanie wszechmocy Bożej Miłości oraz ludzkiej słabości, co skutkuje umiłowaniem
Boga i pokornym uznaniem własnej niedoskonałości. Poznanie to nie prowadzi
zatem do powiększania zasobu wiedzy, ale do niekończącego się za życia
wzrastania miłości. Katarzyna często wraca do słów Chrystusa usłyszanych w
czasie mistycznej wizji: „Ja jestem Tym, Który Jest, a ty jesteś tą, która
nie-jest”. Słowa te nie oznaczają wcale negacji wartości i wolności osoby
ludzkiej, lecz przypominają o zależności człowieka od Boga. Owa zależność,
mocno eksponowana przez Katarzynę, nie polega na zniewoleniu i poniżeniu
człowieka, ponieważ konstytuuje ją wzajemna miłość, która stwarza zawsze
przestrzeń dla wolności osoby ludzkiej. Człowiek zawdzięcza swoje istnienie
Bogu, został przez Niego wydobyty z nicości tylko i wyłącznie z miłości. Ten,
który nie-jest, istnieje dzięki Temu, Który Jest. Człowiek tak bardzo zależny
od Boga jest zarazem suwerennym bytem i jest niezależny od wszystkiego, co nie
jest Bogiem” (Ze wstępu do „Listy -
Św. Katarzyna ze Sieny”).
W tym świętym okresie Adwentu i przez całe nasze życie
będziemy w stanie przygotowywać drogę przychodzącemu Panu, prostować dla Niego
ścieżki, wypełniać doliny, zrównać góry i pagórki, prostować drogi kręte i
wygładzać wyboiste, słowem: oczekiwać i przyśpieszać przyjście dnia Bożego,
starając się – zgodnie z nakazem św. Piotra – aby Pan zastał nas bez plamy i
skazy, w pokoju (por. 2 P 3, 12-14), jeżeli walcząc ze swym egoizmem, który
często każe nam nawet Pana Boga traktować instrumentalnie, przekażemy stery
naszej codziennej egzystencji w ręce Dobrego Pasterza, który najlepiej wie, jak
i dokąd poprowadzić owce zawierzone Mu przez Ojca, prosząc Go, aby Duch Święty
czynił nas coraz piękniejszą świątynią, w której mieszka sam Bóg, ponieważ „człowiek prawdziwie wypełniony Bogiem nie
poszukuje już więcej nasycenia dobrami tego świata. Dzięki temu może jednak
szczęśliwie z nich korzystać. Do wszystkich podchodzi z pokojem i swobodą, nie
uzależniając od nich swojej wewnętrznej postawy, pielęgnują duchowe zadowolenie
i nie szukając zewnętrznego powodu do odczuwania tego zadowolenia. Umożliwia to
właśnie ewangelicznie rozumiana „wzgarda” świata (rozumiana nie jako ziemska
odraza, lecz raczej jako porzucenie żebraczego i niewolniczego stosunku do
stworzonych dóbr). (…) Należałoby dodać, że dyspozycja taka zradza się w
naczyniu, które napełnione zostało wodą ze studni Życia. Okazuje się bowiem, że
spokoju nie rodzi zaspokojenie ziemskich pragnień, lecz raczej spotkanie z
każdym ziemskim dobrem, któremu to spotkaniu towarzyszy poczucie bycia
zaspokojonym przez dobra niebiańskie. Zobaczyć pierwszeństwo Boga i rzeczywistą
miarę stworzeń – oto początek wyzwolenia” (Michał Gołębiewski. „Niewiasta z perłą. Szkice o Maryi Pannie w
świetle duchowości katolickiej”; s. 36-37.).
Arek
Bóg zaplac za wspaniałą lekcje
OdpowiedzUsuń