Pierwotnie w
historii tej pierwszoplanową rolę odegrać mieli Rodzice Jezusa, który, jako
nieletni, nie miał zwyczajowo prawa do wyrażania swojego zdania i posłusznie
wypełniał polecenia starszych. Tym razem jednak wydarzenia potoczyły się
zupełnie inaczej. Doświadczenia z tych kliku dni poruszyły Rodziców Jezusa do
tego stopnia, że Maryja, która „chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w
swym sercu” (Łk 2, 51) opowiedziała o nich św. Łukaszowi, on zaś uznał tę
historię za na tyle ważną, iż opisał ją w swojej Ewangelii.
Celebrując
święto Świętej Rodziny, rozważamy perykopę o pierwszym wstrząsie zwiastującym
nieuchronny koniec spokoju, który po pierwszych dramatycznych wydarzeniach
związanych z narodzeniem Zbawiciela, na trzydzieści lat zapanował w życiu
Jezusa, Maryi i Józefa. Wstrząsie, który zapowiadał rewolucję w niepowtarzalnej
relacji Pana i Jego Najświętszej Matki, ponieważ ich ziemski opiekun, z woli
Opatrzności Bożej, został wyłączony z towarzyszenia Jezusowi w Jego publicznym
nauczaniu, śmierci i Zmartwychwstaniu.
Ponieważ
Ewangelia św. Łukasza jest w pewnym sensie „maryjna”, to – mimo iż opisywane
dramatyczne wydarzenia dotknęły oboje Rodziców – chciałbym rozważyć je, razem z
szwajcarską mistyczką Adrienne von Speyr, właśnie z perspektywy Matki Bożej.
Wydarzenia i słowa, które towarzyszyły odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w
Świątyni jerozolimskiej, postrzegam tu jako proces, który, w pewnym stopniu
dotyka każdą rodzinę dążącą do doskonałości chrześcijańskiej.
Przede
wszystkim zdaje się, że nic nie zapowiadało wydarzeń, będących udziałem Józefa
i Maryi, którzy być może z czasem przestali spoglądać na Dziecię przez pryzmat
słów anioła Gabriela: „Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego,
a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na
wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32-33), oraz jeszcze
bardziej dramatycznej przepowiedni starca Symeona: „Oto Ten przeznaczony
jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać
się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu”
(Łk 2, 34-35), i przyzwyczaili się do myśli o Jezusie jako dorastającym
chłopcu, spędzającym czas w towarzystwie swoich kuzynów.
Stąd
pozornie nieodpowiedzialne, patrząc po ludzku, zachowanie Jezusa całkowicie ich
zaskoczyło: „Dziecię nagle przypomniało sobie o swojej Boskości, jakby
zaczęło pełnić swoją Boską misję. Nie powiadamiając rodziców, nieprzygotowany
przez nich do tego, samodzielnie podejmuje nowe działanie w ramach swojej
wielkiej misji. Czyni to, co czynić musi – już nie na zasadzie harmonijnego
rozwoju, lecz nagle, niespodziewanie. Słuchacze obecni w świątyni są zdumieni
mądrością Dziecięcia; dla Matki przeżycie to oznacza rozsadzenie
dotychczasowych ram i napawa ją bezgranicznym niepokojem. Myślała, że godzina
jej syna długo jeszcze nie nadejdzie (…). I oto teraz zdaje sobie sprawę, że
Jej Dziecię doświadcza podwójnego kierownictwa – tu na ziemi kieruje Jego
życiem Ona, Matka, ale prowadzi Go też bezpośrednio Ojciec z nieba”
(Adrienne von Speyr „Służebnica Pańska” s. 119).
Obejmując
analogią wszystkie rodziny chrześcijańskie, w pierwszej kolejności na myśl
przychodzą „trudne” powołania dzieci: św. Katarzyna ze Sieny, św. Veronica
Giuliani, św. Stanisław Kostka, czy św. Faustyna Kowalska – to tylko kilka
przykładów powołań i trudności rodziców w ich akceptacji. Czasami, gdy Bóg
upomina się o swoje, rodzice nie potrafią wyrzec się tego, co dla nich
najdroższe. Swoje przywiązanie do dzieci, swoje prawa rodzicielskie stawiają
ponad prawami Bożymi. W tym dramatycznym momencie objawia się najgłębszy sens
istnienia rodziny, jako wspólnoty powołanej na wzór najdoskonalszej wspólnoty
Osób Trójcy Przenajświętszej, dla naszego uświęcenia i zbawienia.
W ten proces
uświęcenia wpisana jest zawsze w jakiś sposób tajemnica ofiary i cierpienia. Zrozumiał
to Abraham, nasz ojciec w wierze, który „wbrew nadziei uwierzył
nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane:
takie będzie twoje potomstwo” (Rz 4, 18) nawet wówczas, gdy Bóg wydał mu
polecenie, którego wykonanie wiązało się z nieopisanym cierpieniem: „Weź
twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go
w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę». Nazajutrz rano Abraham
osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał
drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg
powiedział” (Rdz 22, 2-3). Abraham, który nie mógł przewidzieć nagłej
interwencji Anioła Pańskiego i nie rozumiał sensu Bożego rozkazu, swoim
bezwarunkowym posłuszeństwem udowodnił, że Ten, który wywiódł go z Ur
Chaldejskiego jest jego Bogiem, i otrzymał obietnicę: „Ale wtedy Anioł
Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: «Abrahamie, Abrahamie!» A on rzekł:
«Oto jestem». [Anioł] powiedział mu: «Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu
nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego
jedynego syna» (…) Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że ponieważ uczyniłeś
to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci
potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu
morza” (Rdz 22, 11-12; 16-17).
Natychmiast
nasuwa się analogia z Maryją, która pod natchnieniem Ducha Świętego powiedziała
o sobie w domu św. Elżbiety: „Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd
wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest
Jego imię” (Łk 1, 48-49). Ona również, wobec niespodziewanego objawienia
się mądrości Bożej w jej dorastającym Synu, nie zrozumiała sensu tego
wydarzenia i Jego słów:
„Dopiero
po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami,
przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli
zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się
bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec
Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście
Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego
Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2, 46-50).
Pisze
Adrienne von Speyr: „Matka przestała rozumieć. Przez ów brak rozumienia
zostaje pouczona, że jej Syn jest Bogiem. Jest nie tylko wielki, jest kimś
zawsze większym, zawsze przewyższającym – próba zrozumienia Go może prowadzić
tylko do przyjęcia braku zrozumienia. Matka prawie przemocą zostaje
skonfrontowana z wyższością Boskości, właśnie przez to, że odbiera się Jej
możliwość rozumienia. (…) Teraz zaczęła się dla Niej trudniejsza szkoła życia:
uczy się Boskości swego Syna. (…) Posłuszeństwo względem Ojca również dla matki
staje się nowym wtajemniczeniem w tajemnice chrześcijańskiego życia. Musi się
nauczyć jak matczyną troskę o Dziecię przemienić w cześć Boga. Z różnicy między
oboma podejściami rodzi się dystans przynależny czci” (Adrienne von Speyr,
op.cit., s. 120-122).
Dla Maryi
dramatyczne wydarzenia, które znajdą swoją kulminację w dialogu z Jezusem w
świątyni są zatem przełomowe. Wprawdzie Chłopiec wróci z Nią i Józefem do Nazaretu
i będzie im posłuszny, lecz Matka nie będzie już na Niego patrzeć w ten sam
sposób. Zacznie dostrzegać w Nim niewidzialnego Boga, którego jest Obrazem, z
całą Jego Innością, wobec której człowiek musi uznać swój brak zrozumienia. To
nowe postrzeganie nie zubaża go jednak, lecz przeciwnie, wprowadza na drogę
dziecięctwa Bożego i pokornego przyjęcia miłosierdzia, do którego Jezus będzie
wzywał swoich uczniów zgodnie z proroctwem Izajasza: „Niech się nawróci do
Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w
przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi
drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje -
nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi” (Iz 55, 7-9).
W tym sensie
Maryja jest pierwszą uczennicą Pana, wezwaną, aby nie zatrzymać się na
Człowieczeństwie Dzieciątka, lecz dostrzec w Nim Słowo Ojca, Jego Chwałę,
szczególnie wówczas gdy wywyższony na krzyżu, zostanie przez nas z
Człowieczeństwa obdarty. Nie chodzi w tym procesie o intelektualne zrozumienie,
ale o zawierzenie, całkowite otwarcie na wolę Najwyższego, która w tej chwili
jest niezrozumiała: „Matka rzeczywiście musi się teraz nauczyć czegoś
zupełnie nowego: nie rozumieć. Wie, że nie tylko w tej jednej chwili nie
zrozumiała Syna. Ten brak zrozumienia nie ograniczy się do tego jednego
wydarzenia, lecz będzie to niekończący się ciąg podobnych wypadków. Chowa to
wszystko w swoim sercu, wzrasta mocą tego nierozumienia. (…) Wszystko, co Syn
czyni w tej chwili i co zapowiada na przyszłość, wskazuje na to, że powróci On
do Ojca na drodze, którą wraz z Ojcem wybrał i na której będzie stawał się
coraz potężniejszy i bardziej Boski. Powróci w cierpieniu, które będą dzielić
oboje – Matka i Syn. Na krzyżu On również postawi Ojcu pytanie, na które nie
otrzyma odpowiedzi. Stoczy się w najgłębszą noc opuszczenia. Ale Syn jest
Bogiem i jako wszechmocny może się pogrążyć w tej otchłani bez żadnych stanów
pośrednich. Matka, która jest tylko człowiekiem, musi już teraz zacząć ćwiczyć
się w niezrozumieniu, by później, pod krzyżem, móc sprostać zadaniu, jako
człowiek, na swój sposób, być tak daleko, jak zaszedł Syn, Bóg – Człowiek, na
swój Boski sposób. (...) Krzyża nie można zrozumieć, można go ogarnąć tylko
wtedy, gdy zrezygnujemy z zrozumienia, oddając własną niemoc Bogu. Tę właśnie
tajemnicę Matka zachowuje w sercu po powrocie do Nazaretu” (Adrienne von
Speyr, op.cit., s. 122-123).
W swojej
wyjątkowej misji Maryja, podobnie jak Abraham, nie była sama. Wspierał ją
przede wszystkim Józef, któremu została zaślubiona. Gdy Józefa zabrakło, opieką
otoczyli Maryję Jej krewni, a pod krzyżem Chrystusa Jan – Jej nowy syn, i
Kościół narodzony z krwi i wody, które wypłynęły z przebitego boku Zbawiciela.
Maryja, posłuszna woli swojego Syna i Boga, ogarnęła Kościół na wieki swoją
macierzyńską miłością, uczy go całkowitego zawierzenia woli Bożej i chroni
przed niszczącym działaniem złego. Kościół, będący z woli Pana rodziną rodzin,
której Ojcem jest Bóg - Stwórca, Głową i Bratem Syn – Jezus, zaś matką Maryja,
Oblubienica Ducha Świętego. W każdej zaś rodzinie, domowym Kościele, zbudowanym
na sakramencie małżeństwa, dokonuje się tajemnica naszego uświęcenia, o czym
przypomina nam św. Jan Paweł II w adhortacji Familiaris Consortio:
„Właściwym
źródłem i pierwotnym środkiem uświęcenia małżeństwa i rodziny chrześcijańskiej
jest sakrament małżeństwa, który podejmuje i rozwija łaskę uświęcającą chrztu.
Na mocy tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, w którą małżeństwo
chrześcijańskie na nowo się włącza, miłość małżeńska doznaje oczyszczenia i
uświęcenia: „Tę miłość Pan nasz zechciał szczególnym darem swej łaski i miłości
uzdrowić, udoskonalić i wywyższyć”. Dar Jezusa Chrystusa nie wyczerpuje się w
samym sprawowaniu sakramentu małżeństwa, ale towarzyszy małżonkom przez całe
ich życie. Przypomina to wyraźnie Sobór Watykański II, gdy mówi, że Jezus
Chrystus „pozostaje z nimi nadal po to, aby tak, jak On umiłował Kościół i
wydał zań Siebie samego, również małżonkowie przez obopólne oddanie się sobie
miłowali się wzajemnie w trwałej wierności ... Dlatego osobny sakrament umacnia
i jakby konsekruje małżonków chrześcijańskich do obowiązków i godności ich
stanu; wypełniając mocą tego sakramentu swoje zadania małżeńskie i rodzinne,
przeniknięci duchem Chrystusa, który przepaja całe ich życie wiarą, nadzieją i
miłością, zbliżają się małżonkowie coraz bardziej do osiągnięcia własnej
doskonałości i obopólnego uświęcenia, a tym samym do wspólnego uwielbienia
Boga.” (FC 56) .
Arek
Podejmujmy wysiłek stawania się rodzinami na wzór Świętej Rodziny. Czasami wydaje się to bardzo trudne, wymaga więc współpracy z łaską Bożą. Tak dużo jest małżeństw, gdzie trud dojrzewania do stawania się małżonkiem wg woli Bożej podejmuje tylko jedna strona. Co wtedy? Pojawia się często pokusa rezygnacji. Walczmy o Małżeństwo, Rodzinę.
OdpowiedzUsuń