Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

30.12.2018

„Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni” (Łk 2, 46).

W Święto Świętej Rodziny liturgia zaprasza nas do przerwania opowieści o narodzinach i pierwszych latach życia Jezusa, i do towarzyszenia Józefowi i Maryi, którzy kilkanaście lat później, razem z innymi pątnikami ze swojego klanu, udali się z Nazaretu do Jerozolimy, na święto Paschy.
Pierwotnie w historii tej pierwszoplanową rolę odegrać mieli Rodzice Jezusa, który, jako nieletni, nie miał zwyczajowo prawa do wyrażania swojego zdania i posłusznie wypełniał polecenia starszych. Tym razem jednak wydarzenia potoczyły się zupełnie inaczej. Doświadczenia z tych kliku dni poruszyły Rodziców Jezusa do tego stopnia, że Maryja, która „chowała wiernie wszystkie te wspomnienia w swym sercu” (Łk 2, 51) opowiedziała o nich św. Łukaszowi, on zaś uznał tę historię za na tyle ważną, iż opisał ją w swojej Ewangelii.  
Celebrując święto Świętej Rodziny, rozważamy perykopę o pierwszym wstrząsie zwiastującym nieuchronny koniec spokoju, który po pierwszych dramatycznych wydarzeniach związanych z narodzeniem Zbawiciela, na trzydzieści lat zapanował w życiu Jezusa, Maryi i Józefa. Wstrząsie, który zapowiadał rewolucję w niepowtarzalnej relacji Pana i Jego Najświętszej Matki, ponieważ ich ziemski opiekun, z woli Opatrzności Bożej, został wyłączony z towarzyszenia Jezusowi w Jego publicznym nauczaniu, śmierci i Zmartwychwstaniu.

Ponieważ Ewangelia św. Łukasza jest w pewnym sensie „maryjna”, to – mimo iż opisywane dramatyczne wydarzenia dotknęły oboje Rodziców – chciałbym rozważyć je, razem z szwajcarską mistyczką Adrienne von Speyr, właśnie z perspektywy Matki Bożej. Wydarzenia i słowa, które towarzyszyły odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w Świątyni jerozolimskiej, postrzegam tu jako proces, który, w pewnym stopniu dotyka każdą rodzinę dążącą do doskonałości chrześcijańskiej.
Przede wszystkim zdaje się, że nic nie zapowiadało wydarzeń, będących udziałem Józefa i Maryi, którzy być może z czasem przestali spoglądać na Dziecię przez pryzmat słów anioła Gabriela: „Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca” (Łk 1, 32-33), oraz jeszcze bardziej dramatycznej przepowiedni starca Symeona: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2, 34-35), i przyzwyczaili się do myśli o Jezusie jako dorastającym chłopcu, spędzającym czas w towarzystwie swoich kuzynów.
Stąd pozornie nieodpowiedzialne, patrząc po ludzku, zachowanie Jezusa całkowicie ich zaskoczyło: „Dziecię nagle przypomniało sobie o swojej Boskości, jakby zaczęło pełnić swoją Boską misję. Nie powiadamiając rodziców, nieprzygotowany przez nich do tego, samodzielnie podejmuje nowe działanie w ramach swojej wielkiej misji. Czyni to, co czynić musi – już nie na zasadzie harmonijnego rozwoju, lecz nagle, niespodziewanie. Słuchacze obecni w świątyni są zdumieni mądrością Dziecięcia; dla Matki przeżycie to oznacza rozsadzenie dotychczasowych ram i napawa ją bezgranicznym niepokojem. Myślała, że godzina jej syna długo jeszcze nie nadejdzie (…). I oto teraz zdaje sobie sprawę, że Jej Dziecię doświadcza podwójnego kierownictwa – tu na ziemi kieruje Jego życiem Ona, Matka, ale prowadzi Go też bezpośrednio Ojciec z nieba” (Adrienne von Speyr „Służebnica Pańska” s. 119).  
Obejmując analogią wszystkie rodziny chrześcijańskie, w pierwszej kolejności na myśl przychodzą „trudne” powołania dzieci: św. Katarzyna ze Sieny, św. Veronica Giuliani, św. Stanisław Kostka, czy św. Faustyna Kowalska – to tylko kilka przykładów powołań i trudności rodziców w ich akceptacji. Czasami, gdy Bóg upomina się o swoje, rodzice nie potrafią wyrzec się tego, co dla nich najdroższe. Swoje przywiązanie do dzieci, swoje prawa rodzicielskie stawiają ponad prawami Bożymi. W tym dramatycznym momencie objawia się najgłębszy sens istnienia rodziny, jako wspólnoty powołanej na wzór najdoskonalszej wspólnoty Osób Trójcy Przenajświętszej, dla naszego uświęcenia i zbawienia.
W ten proces uświęcenia wpisana jest zawsze w jakiś sposób tajemnica ofiary i cierpienia. Zrozumiał to Abraham, nasz ojciec w wierze, który  „wbrew nadziei uwierzył nadziei, że stanie się ojcem wielu narodów zgodnie z tym, co było powiedziane: takie będzie twoje potomstwo” (Rz 4, 18) nawet wówczas, gdy Bóg wydał mu polecenie, którego wykonanie wiązało się z nieopisanym cierpieniem: „Weź twego syna jedynego, którego miłujesz, Izaaka, idź do kraju Moria i tam złóż go w ofierze na jednym z pagórków, jakie ci wskażę». Nazajutrz rano Abraham osiodłał swego osła, zabrał z sobą dwóch swych ludzi i syna Izaaka, narąbał drzewa do spalenia ofiary i ruszył w drogę do miejscowości, o której mu Bóg powiedział” (Rdz 22, 2-3). Abraham, który nie mógł przewidzieć nagłej interwencji Anioła Pańskiego i nie rozumiał sensu Bożego rozkazu, swoim bezwarunkowym posłuszeństwem udowodnił, że Ten, który wywiódł go z Ur Chaldejskiego jest jego Bogiem, i otrzymał obietnicę: „Ale wtedy Anioł Pański zawołał na niego z nieba i rzekł: «Abrahamie, Abrahamie!» A on rzekł: «Oto jestem». [Anioł] powiedział mu: «Nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna» (…) Przysięgam na siebie, wyrocznia Pana, że ponieważ uczyniłeś to, a nie oszczędziłeś syna twego jedynego, będę ci błogosławił i dam ci potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i jak ziarnka piasku na wybrzeżu morza” (Rdz 22, 11-12; 16-17).
Natychmiast nasuwa się analogia z Maryją, która pod natchnieniem Ducha Świętego powiedziała o sobie w domu św. Elżbiety: „Oto bowiem błogosławić mnie będą odtąd wszystkie pokolenia, gdyż wielkie rzeczy uczynił mi Wszechmocny. Święte jest Jego imię” (Łk 1, 48-49). Ona również, wobec niespodziewanego objawienia się mądrości Bożej w jej dorastającym Synu, nie zrozumiała sensu tego wydarzenia i Jego słów:
Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz On im odpowiedział: «Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział” (Łk 2, 46-50).
Pisze Adrienne von Speyr: „Matka przestała rozumieć. Przez ów brak rozumienia zostaje pouczona, że jej Syn jest Bogiem. Jest nie tylko wielki, jest kimś zawsze większym, zawsze przewyższającym – próba zrozumienia Go może prowadzić tylko do przyjęcia braku zrozumienia. Matka prawie przemocą zostaje skonfrontowana z wyższością Boskości, właśnie przez to, że odbiera się Jej możliwość rozumienia. (…) Teraz zaczęła się dla Niej trudniejsza szkoła życia: uczy się Boskości swego Syna. (…) Posłuszeństwo względem Ojca również dla matki staje się nowym wtajemniczeniem w tajemnice chrześcijańskiego życia. Musi się nauczyć jak matczyną troskę o Dziecię przemienić w cześć Boga. Z różnicy między oboma podejściami rodzi się dystans przynależny czci” (Adrienne von Speyr, op.cit., s. 120-122).
Dla Maryi dramatyczne wydarzenia, które znajdą swoją kulminację w dialogu z Jezusem w świątyni są zatem przełomowe. Wprawdzie Chłopiec wróci z Nią i Józefem do Nazaretu i będzie im posłuszny, lecz Matka nie będzie już na Niego patrzeć w ten sam sposób. Zacznie dostrzegać w Nim niewidzialnego Boga, którego jest Obrazem, z całą Jego Innością, wobec której człowiek musi uznać swój brak zrozumienia. To nowe postrzeganie nie zubaża go jednak, lecz przeciwnie, wprowadza na drogę dziecięctwa Bożego i pokornego przyjęcia miłosierdzia, do którego Jezus będzie wzywał swoich uczniów zgodnie z proroctwem Izajasza: „Niech się nawróci do Pana, a Ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu. Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami - wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje - nad waszymi drogami i myśli moje - nad myślami waszymi” (Iz 55, 7-9).
W tym sensie Maryja jest pierwszą uczennicą Pana, wezwaną, aby nie zatrzymać się na Człowieczeństwie Dzieciątka, lecz dostrzec w Nim Słowo Ojca, Jego Chwałę, szczególnie wówczas gdy wywyższony na krzyżu, zostanie przez nas z Człowieczeństwa obdarty. Nie chodzi w tym procesie o intelektualne zrozumienie, ale o zawierzenie, całkowite otwarcie na wolę Najwyższego, która w tej chwili jest niezrozumiała: „Matka rzeczywiście musi się teraz nauczyć czegoś zupełnie nowego: nie rozumieć. Wie, że nie tylko w tej jednej chwili nie zrozumiała Syna. Ten brak zrozumienia nie ograniczy się do tego jednego wydarzenia, lecz będzie to niekończący się ciąg podobnych wypadków. Chowa to wszystko w swoim sercu, wzrasta mocą tego nierozumienia. (…) Wszystko, co Syn czyni w tej chwili i co zapowiada na przyszłość, wskazuje na to, że powróci On do Ojca na drodze, którą wraz z Ojcem wybrał i na której będzie stawał się coraz potężniejszy i bardziej Boski. Powróci w cierpieniu, które będą dzielić oboje – Matka i Syn. Na krzyżu On również postawi Ojcu pytanie, na które nie otrzyma odpowiedzi. Stoczy się w najgłębszą noc opuszczenia. Ale Syn jest Bogiem i jako wszechmocny może się pogrążyć w tej otchłani bez żadnych stanów pośrednich. Matka, która jest tylko człowiekiem, musi już teraz zacząć ćwiczyć się w niezrozumieniu, by później, pod krzyżem, móc sprostać zadaniu, jako człowiek, na swój sposób, być tak daleko, jak zaszedł Syn, Bóg – Człowiek, na swój Boski sposób. (...) Krzyża nie można zrozumieć, można go ogarnąć tylko wtedy, gdy zrezygnujemy z zrozumienia, oddając własną niemoc Bogu. Tę właśnie tajemnicę Matka zachowuje w sercu po powrocie do Nazaretu” (Adrienne von Speyr, op.cit., s. 122-123).
W swojej wyjątkowej misji Maryja, podobnie jak Abraham, nie była sama. Wspierał ją przede wszystkim Józef, któremu została zaślubiona. Gdy Józefa zabrakło, opieką otoczyli Maryję Jej krewni, a pod krzyżem Chrystusa Jan – Jej nowy syn, i Kościół narodzony z krwi i wody, które wypłynęły z przebitego boku Zbawiciela. Maryja, posłuszna woli swojego Syna i Boga, ogarnęła Kościół na wieki swoją macierzyńską miłością, uczy go całkowitego zawierzenia woli Bożej i chroni przed niszczącym działaniem złego. Kościół, będący z woli Pana rodziną rodzin, której Ojcem jest Bóg - Stwórca, Głową i Bratem Syn – Jezus, zaś matką Maryja, Oblubienica Ducha Świętego. W każdej zaś rodzinie, domowym Kościele, zbudowanym na sakramencie małżeństwa, dokonuje się tajemnica naszego uświęcenia, o czym przypomina nam św. Jan Paweł II w adhortacji Familiaris Consortio:   
Właściwym źródłem i pierwotnym środkiem uświęcenia małżeństwa i rodziny chrześcijańskiej jest sakrament małżeństwa, który podejmuje i rozwija łaskę uświęcającą chrztu. Na mocy tajemnicy śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, w którą małżeństwo chrześcijańskie na nowo się włącza, miłość małżeńska doznaje oczyszczenia i uświęcenia: „Tę miłość Pan nasz zechciał szczególnym darem swej łaski i miłości uzdrowić, udoskonalić i wywyższyć”. Dar Jezusa Chrystusa nie wyczerpuje się w samym sprawowaniu sakramentu małżeństwa, ale towarzyszy małżonkom przez całe ich życie. Przypomina to wyraźnie Sobór Watykański II, gdy mówi, że Jezus Chrystus „pozostaje z nimi nadal po to, aby tak, jak On umiłował Kościół i wydał zań Siebie samego, również małżonkowie przez obopólne oddanie się sobie miłowali się wzajemnie w trwałej wierności ... Dlatego osobny sakrament umacnia i jakby konsekruje małżonków chrześcijańskich do obowiązków i godności ich stanu; wypełniając mocą tego sakramentu swoje zadania małżeńskie i rodzinne, przeniknięci duchem Chrystusa, który przepaja całe ich życie wiarą, nadzieją i miłością, zbliżają się małżonkowie coraz bardziej do osiągnięcia własnej doskonałości i obopólnego uświęcenia, a tym samym do wspólnego uwielbienia Boga.” (FC 56) .

                                                     Arek

1 komentarz:

  1. Podejmujmy wysiłek stawania się rodzinami na wzór Świętej Rodziny. Czasami wydaje się to bardzo trudne, wymaga więc współpracy z łaską Bożą. Tak dużo jest małżeństw, gdzie trud dojrzewania do stawania się małżonkiem wg woli Bożej podejmuje tylko jedna strona. Co wtedy? Pojawia się często pokusa rezygnacji. Walczmy o Małżeństwo, Rodzinę.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.