„Nienawiść nie jest siłą twórczą. Siłą twórczą jest MIŁOŚĆ”. Takie słowa wypowiedział św. o. Maksymilian Colbe, zanim oddał ducha w celi śmierci. Można powiedzieć, że zrobił to za przekonania. On wiedział, że nienawiść pochodzi od szatana, a miłość od samego Boga.
Więzień nr 16670. Cela śmierci nr 18. Niemiec
którego poprosił o zamianę z wytypowanym skazańcem oniemiał. Zapomniał się
wręcz i odparł do o. Maksymiliana używając zwrotu „Pan”. To było niespotykane u
Niemców. Powyższy cytat niejako dudni mi w głowie. Rodzi się wiele pytań – czym
jest nienawiść i czym jest miłość. Kiedy tak naprawdę nienawidzimy i kiedy tak
naprawdę kochamy? Pewnie tyle ile pytań, tyle też różnych spojrzeń na ten temat
i tyleż różnych odpowiedzi. To tak zwany temat rzeka. Ja jednak chciałbym się
zatrzymać na MIŁOŚCI.
Tak sobie
myślę, że łatwo jest kochać kogoś, kto czyni nam dobrze – nazywam to po swojemu
łatwą miłością. Znacznie gorzej kochać jest „miłością trudną” – kochać kogoś,
kto krzywdzi i nie zamierza przestać krzywdzić. Oczywiście pomiędzy tymi dwoma
skrajnymi postawami na pewno jest coś pośrodku, np. grzeczne dziecko i to
trudne do poskromienia. Wielu z nas pewnie spotkało się w swoim życiu z takimi
postawami, albo widzi je na co dzień w sąsiedztwie, miejscu pracy, albo w
swoich rodzinach.
Trudna miłość. Jak ją zrozumieć, jak w niej
trwać, jak wytrwać do końca…? Myślę, że wiele zależy od naszego spojrzenia na
naszych krzywdzicieli – na tej skrajności chciałbym się skupić. Chcąc niejako
„nauczyć” się ich kochać tak ,jak każe Bóg, muszę zacząć usilnie szukać czegoś
co przedstawi ich w jakimś „milszym świetle”, czegoś co pokaże ich inne, lepsze
oblicze, czegoś co ich bardziej „uczłowieczy”. Myślę wtedy, że w końcu i oni
byli kiedyś małymi, niewinnymi i czystymi dziećmi, ale z różnych powodów przez
swoje złe wybory, wędrując przez życie ocierali się o różne „brudy”. Próbuję
ich niejako tłumaczyć. Próbuję winić ich środowisko, zły przykład w którym
wzrastali od dzieciństwa, albo nieodpowiednich ludzi których spotkali na swojej
drodze. Poprzez „zaawansowanie” w swoich grzechach, nawet po Spowiedzi św.
szybko ulegają starym złym przyzwyczajeniom, zaczynają na nowo krzywdzić.
Zastanawiam się, jak wtedy patrzy na nich
Bóg? Skoro wszyscy jesteśmy Jego dziećmi, to pewnie płacze nad tymi które się
pogubiły słuchając podszeptów złego i płacze nad naszym cierpieniem, ale
pragnie zarazem abyśmy i my patrzyli z miłością na nich a nienawiścią tylko na
ich czyny i na tego który jest ich sprawcą – szatana. Przypomnijmy sobie, jak
bardzo Pan Jezus kochał św. Piotra, lecz gdy tamten zaczął mówić źle, odparł do
niego: „Zejdź mi z oczu szatanie” – skupił się na złych słowach w których była
ukryta szatańska pokusa, a nie na osobie św. Piotra. Pan Jezus wyraźnie to
rozgraniczył w tamtym momencie. Prościej mówiąc – to nie św. Piotr był zły
tylko to co wypowiedział było złe. To nie nasz krzywdziciel powinien być
znienawidzony lecz jego złe czyny. Trudno jest o takie spojrzenie.
Ostatnio gdzieś zasłyszałem, że każdy
człowiek, to jakby diament i ten który leży w błocie (grzechu) również nim
pozostaje, drogim dla Boga chociaż ubrudzonym. To błoto (grzech) jednak nam go
przysłania, albo całkowicie zakrywa i odwraca uwagę od jego człowieczeństwa,
wychodzi na pierwszy plan – taki jest podstęp szatana. Często zostajemy
oszukani. Im większy krzywdziciel tym trudniej w nim dostrzec „diament”,
człowieka, pogubione Dziecko Boże – tym bardziej trudno w nim dostrzec
cierpiącego Jezusa. Z tym „złudzeniem” trzeba nam będzie walczyć do końca
naszych dni. Jednak można tego dokonać tylko z Bożą pomocą, gdyż trudno jest
nam słabym ludziom o takie Boże spojrzenie na kogoś, kto bije fizycznie lub
wbija przysłowiową szpilę pomiędzy żebra. Trudno jest w takim momencie
zapanować nad swoimi emocjami. Czasem strach paraliżuje nasze działanie i
myślenie. Jeżeli targają nami takie uczucia, to nie pozostaje nam nic innego
jak ćwiczyć się w tej trudnej miłości i wypracować swój „system obronny”, aby
każde kolejne starcie nie było dla nas tak dotkliwe.
Aby lepiej to zobrazować przytoczę pewne
porównanie. Zaczerpnąłem je z nauki św. Ignacego z Loyoli, którą radził
stosować w strapieniach duchowych, ale można ją zastosować przecież
analogicznie do starcia z naszym pogubionym oprawcą. Zatem wyobraźmy sobie, że
jako pasażer jedziemy na stojąco w pędzącym autobusie i widząc, że zbliżamy się
do zakrętu przygotowujemy się do niego, chwytamy czegoś mocniej, zapieramy się,
stajemy stabilniej w rozkroku – tylko tak jesteśmy w stanie pokonać ostry
zakręt, bez poważniejszych urazów lecz bardzo płynnie a nawet i z satysfakcją…
Jeżeli jednak nie przygotujemy się zawczasu do takiego –wracając do meritum
rozważań - „życiowego” zakrętu, to może
nas mocno poturbować, poranić, albo połamać. Takim zakrętem jest kolejne
starcie z oprawcą. Nie możemy przy tym zapominać o modlitwie za naszych
prześladowców. Czasem wbrew samemu sobie. Mówię „wbrew”, bo na pewno w
niektórych przypadkach zdaje się to być po ludzku niemożliwe. Jestem jednak przekonany,
że takie postępowanie wybija zupełnie z równowagi i „ogłupia” szatana, który
jest zawsze inicjatorem wszelkiego zła i tego kuszonego – naszego oprawcę, być
może również. Myślę, że modlitwa osoby
krzywdzonej za swojego oprawcę ma zupełnie inną – nieporównywalnie większą –
wartość w oczach Pana Boga i dzięki niej możemy być świadkami cudów. Kiedyś
dowiemy się tego ze szczegółami. Niektórzy być może dowiedzą się, że do cudu zabrakło
im jedna „Zdrowaś Maryjo…”. Inni pewnie dowiedzą się, że gdyby nie ich
modlitwa to byłoby nieporównywalnie gorzej w ich życiu.
Na koniec dla zachęty, albo dla przestrogi
przytoczę inny cytat a mianowicie taki, że : „Będziemy sądzeni z
miłości” – to zarazem tytuł książki, którą napisał egzorcysta o.
Gabriele Amorth. On również wiedział co mówi, bo skoro był egzorcystą, to
znaczy, że był jakby na „pierwszej linii frontu”. On wiedział również doskonale,
jak twórczą siłą jest miłość i jak bardzo szatan jej nienawidzi, bo jest mu
zawadą, wielką przeszkodą na jego drodze. Dlatego musimy robić wszystko, aby
rzucać mu pod nogi kłody miłości, zwłaszcza miłości trudnej, bo one są
największe. A przy tym prowadźmy otwarty ostrzał do niego z różańca – jak
mawiał św. o. Maksymilian. Tak właśnie często mawiał: „Chodźmy postrzelać do
diabła z różańca”. Ojciec Maksymilian pewnie teraz się uśmiecha. Na pewno się
uśmiecha. I oręduje za nami. Dziękujemy Ci Ojcze Maksymilianie za Twój przykład
i heroizm, za bezwzględną walkę ze złem, aż do dnia w którym przeszedłeś do
Wieczności – do dnia wigilii Wniebowzięcia tej z której Różańca strzelałeś do
ostatniego tchnienia na tej ziemi. A wszystko na Bożą chwałę. Bądź uwielbiony
Wszechmogący Dobry Boże.
Z Panem Bogiem i
Maryją.
Mariusz B.
Jak zwykle pięknie i trafnie Mariuszu, "nie oceniajmy człowieka, ale jego czyny". taka jest maksyma w psychologii i ja staram się jej trzymać. też jak pisałeś doszukiwać się przyczyny takich negatywnych zachowań, bo tak jak piszesz, gdzieś są one głęboko ukryte lub są powielaniemy niewłaściwych wzorców. dlatego czasami idziemy na łatwiznę i skupiamy się na tym powierzchownym, zewnętrznym zachowaniu, braku miłości do innych i nie chcemy się temu przyjrzeć dogłebniej. a to nie człowiek jest zły tylko jego czyny
OdpowiedzUsuńDziękuję Aniu za dobre słowo. Zrozumiałaś to o czym pisałem bo otworzyłaś się na ten przekaz bez uprzedzeń. Oby Duch Święty burzył wszelkie takie mury, których nie widzimy zanim będzie za późno. Trzeba Go o to prosić nieustannie...
OdpowiedzUsuńZ Panem Bogiem i Maryją. mariuszB.
Wspaniały artykuł! Myślę, że otworzy oczy wielu osobom, które bez zastanowienia przekreślają nie tylko oprawców, ale i niewinnych ludzi, osądzając bez dowodów.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie
Myślę, że czasami łatwiej przebaczać nieznajomym, a im ktoś jest nam bliższy tym może być trudniej... zwłaszcza gdy staramy się od długiego czasu i nie widzimy efektów, już nie mamy "pomysłów" co dalej robić, jak się zachować, gdy ręce opadają w bezradności...
OdpowiedzUsuńWtedy rzeczywiście bierzmy Różaniec do ręki - zresztą zawsze go bierzmy :))) i strzelajmy z niego do szatana, także szatana naszej bezradności, braku cierpliwości oraz gniewu i prośmy Pana Boga naszego aby użyczył nam pogody Ducha abyśmy godzili się z tym czego nie możemy zmienić, odwagi abyśmy zmieniali to co możemy zmienić i mądrości abyśmy umieli odróżnić jedno od drugiego. ...i strzelajmy z Różańca Świętego :)))