„+ W pewnej chwili bardzo pragnęłam przystąpić do Komunii św., ale miałam pewną wątpliwość, i nie przystąpiłam. Cierpiałam z tego powodu strasznie. Zdawało mi się, że mi serce pęknie z bólu. Kiedy zajęłam się pracą, pełna gorzkości w sercu, nagle stanął Jezus przy mnie i rzekł mi: Córko moja, nie opuszczaj Komunii św., chyba wtenczas, kiedy wiesz dobrze, że upadłaś ciężko, poza tym niech cię nie powstrzymują żadne wątpliwości w łączeniu się ze mną w mojej tajemnicy miłości. Drobne twoje usterki znikną w mojej miłości, jak źdźbło słomy rzucone na wielki żar. Wiedz o tym, że zasmucasz mnie bardzo, kiedy mnie opuszczasz w Komunii św. (dz. 156)”.
Nie chcę być tutaj jakimś sędzią ludzkich sumień, ale cena jest zbyt wysoka, aby nie podjąć tego tematu – nawet za cenę uznania mnie kimś takim... Wiele razy czytałem ten fragment słów Pana Jezusa. Wiele razy ten fragment medytowałem, kontemplowałem i rozkładałem na czynniki pierwsze. Tym bardziej boli mnie, gdy słyszę w różnych rozmowach na temat grzechu w kontekście przystępowania do Komunii Świętej, zdania z którymi nie mogę się zgodzić. Czasem wydaje mi się, że niektórzy chyba nie znają definicji grzechu.
https://zapytaj.wiara.pl/
Jak bardzo musi być zasmucany Pan Jezus, kiedy ktoś po wzbudzeniu w sobie żalu może Go przyjąć w postaci Sakramentalnej a tego nie robi. Jak wielką szkodę wyrządza też i sobie. Nie wiem z czego bierze się to „zjawisko”. Może jedni zostali źle nauczeni tego w dzieciństwie. Może inni źle coś zrozumieli i nie starali się pogłębić wiedzy na ten temat. Jeszcze inni może pod czyimś wpływem zaczęli nieprawidłowo formować swoje sumienie. Ilu ludzi na tym świecie – tyle sumień. Potrzeba nam ciągłej pracy nad formowaniem swojego sumienia. Wiele lat temu wpadła mi w ręce pewna książka z której wyczytałem, że sumienie może byś wąskie i szerokie. Obydwa rodzaje były złe. Występują też kombinacje tych dwóch postaw. Pisało tam też, że sumienie powinno być delikatne i widzieć grzech tam gdzie faktycznie jest – o tym stwierdzeniu też można długo rozmyślać. Ale jest to dla mnie jakiś wyznacznik. Od tamtego czasu staram się w chwilach rozterki powracać do tej mądrości. Wiem też, że bez pomocy Ducha Świętego pomimo naszej wiedzy, możemy i tak zostać zwiedzeni. To co piszę jest głównie skierowane do tych którzy posiadają raczej sumienia wąskie, aby zastanowili się, czy oby nie zasmucają Pana Jezusa poprzez swoje nie przystępowanie do Komunii Świętej… jednak może być zagrożeniem dla tych którzy posiadają sumienia szerokie – istnieje moim zdaniem możliwość, że jeszcze bardziej je poszerzą, a może nawet przyjmą Komunię świętokradzko. Jak widać, trzeba czuwać nad prawidłowym formowaniem swojego sumienia. Nieocenioną w tym pomocą jest Kierownik Duchowy, albo nawet doświadczony Spowiednik skory do pomocy, dłuższej rozmowy przy kratkach konfesjonału. Myślę, że ważną rzeczą jest stałe szukanie odpowiedzi na nurtujące pytania dotyczące istoty grzechu. Dla tych którzy z jakichś powodów swoich wątpliwości nie chcą roztrząsać przy kratkach konfesjonału, pomocna może być rozmowa z kimś starszym i doświadczonym, albo szukanie prawdy na portalach katolickich – najlepiej z kilku źródeł dla lepszego zrozumienia tematu i utwierdzenia się w pewnych kwestiach. Czasem po takich dociekaniach może wyjść na jaw dusza skrupulanta lub dusza o szerokim sumieniu. Najważniejsze, aby szukać tej prawdy – „szukajcie a znajdziecie”. Przy okazji chciałem napisać o czymś jeszcze – bo jest to jakby temat powiązany z formowaniem swojego sumienia. Otóż kiedyś polecałem pewną książkę pt. „Jezus mówi do Ciebie”. Sam przeczytałem ją kilka razy. Przeczytało ją 8 mln. ludzi, przetłumaczona w 25 językach, pisarka chrześcijańska, książka polecana przez o. Józefa Witko. Mało tego – posiada imprimatur. Można by pomyśleć – czytać w ciemno, żadnych niebezpieczeństw. Jednak dla tych, którzy nie czuwają może być pewnym zagrożeniem. Nie uwierzyłbym w to kiedyś, ale oceńcie sami…
„Odkrył” to mój kolega, a ja zacząłem dodatkowo drążyć temat a na dodatek zacząłem obserwować pewne postawy ludzi którzy tę książkę czytają. Haczyk tkwi w tym, że w książce tej z jednej strony nie ma nic sprzecznego z nauczaniem katolickim – dlatego też otrzymała imprimatur – jednak nie ma tam pełnej prawdy. Innymi słowy są w niej jakby same „cukierki” w odróżnieniu od książki „ Dzienniczek Siostry Faustyny” w którym z kolei mówi się o przestrogach, trudnościach, bólu.
Dodam, że pierwszą książkę napisała niekatoliczka oraz nie święta i jej objawienia nie posiadają imprimatur, zaś drugą katoliczka i święta, nie mówiąc już o imprimatur szeroko rozumianym. Teraz trzeba sobie zadać pytanie w którym kierunku podąży osoba która ma szerokie sumienie po przeczytaniu części prawdy objawionej z książki „Jezus mówi do Ciebie”? Moim zdaniem, jeżeli uczepi się samych, zawartych w niej „cukierków” to zapomni o przestrogach z „Dzienniczka s. Faustyny”. I na odwrót – człowiek, który jest np. w depresji, gdy czyta „Dzienniczek s. Faustyny” – gotów sobie zrobić krzywdę. Temat dotyczący tych dwóch książek wywiązał się w luźnej rozmowie z kolegą który również stara się pogłębić swoją wiarę i szuka odpowiedzi na różne pytania z nią związane. Może gdyby nie to, że obydwie te książki czytał w jednym czasie oraz moje obserwacje osoby z (moim zdaniem) szerokim sumieniem, która czyta tą książkę i się na nią powołuje (widząc lub chcąc widzieć tylko tą lepszą dla siebie stronę) to temat by się w ogóle nie nawiązał.
Czuwajmy i badajmy. Weryfikujmy gdy mamy wątpliwości a przede wszystkim dyskutujmy na tematy związane z naszą wiarą. Rewidujmy często nasze sumienia – aby nie chorowały. I uczmy nasze dzieci, by ich sumienia były prawidłowo formowane. Od nas wiele zależy – kiedyś one będą uczyć swoje dzieci tego co od nas otrzymały. A wszystko to róbmy prosząc Ducha Świętego by nas oświecał i prowadził.
Z Panem Bogiem i Maryją - Mariusz B.
Twój artykuł Mariuszu wiele wyjaśnia, nie raz zastanawiam się nad przyjęciem Komunii Św. podczas Mszy Św. i mam wrażenie, że to zły nie chce mnie do niej dopuścić. Miotam się z myślami i często przezwyciężam wątpliwości przyjmując Pana Jezusa do serca. Czy dobrze robię... I czy dobrze oceniam swoje grzeczny jako lekkie... Mam nadzieję że tak!
OdpowiedzUsuńPrzyznam się, że artykuł zaczął się „rodzić” w momencie gdy w luźnych rozmowach o przystępowaniu do Komunii Świętej zacząłem się dowiadywać rzeczy niesłychanych z których wynikało, że pewne osoby jakby nie miały elementarnej wiedzy w tej dziedzinie. Że właściwie przez lata stosowały się do określonych nie wiadomo jak i nie wiadomo gdzie błędnych już u swej podstawy kryteriów. Nie wiem z czego to wynikało ale nie mogłem się z tym pogodzić. Pisząc, miałem pierwotnie głównie na myśli osoby, które zbyt pochopnie rezygnują z przyjęcia Pana Jezusa w Komunii Świętej i przez to Jemu sprawiają wielką przykrość a sobie ogromną szkodę. Jednak w trakcie pisania przyszła myśl, co z tymi którzy „przesadzają” w drugą stronę? No właśnie… Artykuł miał skłonić do głębszego zastanowienia się nad swoim sumieniem i ewentualnej korekty – a można to zrobić wspomagając się definicją grzechu, słowami Pana Jezusa do św. Faustyny, rozmową ze spowiednikiem czy też kierownikiem duchowym, szukaniem tej Prawdy po prostu, którą jest sam Bóg. Jednak wszystko to musimy robić wespół z Duchem Świętym. Musimy prosić Go o światło aby dobrze rozeznać swoje decyzje. Myślę, że kapłani powinni często przypominać o tych podstawowych pojęciach popierając je konkretnymi przykładami aby każdy mógł łatwiej dojść do tej Prawdy. To moim zdaniem niezwykle ważny aspekt życia każdego katolika który chce prawdziwie przeżywać swoją Wiarę i iść za Jezusem przez życie. „Szukajcie a znajdziecie…” - na pewno znajdziecie, bo Bóg będzie z Wami na tej drodze.
OdpowiedzUsuńZ Panem Bogiem i Maryją - Mariusz B.