Pierwsza
zapowiedź męki i zmartwychwstania, stanowi nowy etap w życiu Pana
Jezusa i jego uczniów. Jego początek Zbawiciel związał z
natchnioną przez Ducha Świętego odpowiedzią Szymona Piotra na
pytanie o Jego prawdziwą naturę: „Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga
żywego” (Mt 16, 16). W tym jednym zdaniu zawiera się niejako
synteza samoobjawienia się Boga. Żydzi oczekiwali na mesjasza,
który zrealizuje obietnice złożone przez Boga Dawidowi: „wzbudzę
po tobie potomka twojego, który wyjdzie z twoich wnętrzności, i
utwierdzę jego królestwo. On zbuduje dom imieniu memu, a Ja
utwierdzę tron jego królestwa na wieki. Ja będę mu ojcem, a on
będzie Mi synem” (2 Sm 7, 12-14). Wcielenie Syna Bożego, oraz
Jego mesjańska misja jest realizacją tych obietnic na sposób,
który do tego stopnia przewyższył oczekiwania Dawida i jego
potomków, iż dla wielu z nich stał się darem nie do przyjęcia,
szczególnie gdy z ust Jezusa usłyszeli o paschalnej naturze
ofiarowanego im zbawienia. Dotyczyło to również Piotra, który był
w stanie uznać w Jezusie Syna Bożego, lecz odrzucił perspektywę,
że „będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie” (Mt
16, 21). Dzisiejsza perykopa opowiada zatem „skandalu krzyża”,
którego przyjęcie lub odrzucenie decyduje o tożsamości każdego
ucznia Chrystusa i nawet skała, na której Pan obiecał zbudować
swój Kościół, może stać się skałą upadku, jeżeli uczeń
będzie myślał o tajemnicach zbawienia dokonanego w Jezusie nie na
sposób Boży lecz ludzki.
„Odtąd
zaczął (gr.
apo tote erxato) Jezus
wskazywać swoim uczniom na to, że musi (gr.
dei, dosł. jest konieczne) iść do Jerozolimy i wiele cierpieć od
starszych i arcykapłanów, i uczonych w Piśmie; że będzie zabity
i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok
i począł robić
Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na
Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź
Mi z oczu,
szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo myślisz nie na sposób Boży, lecz
na ludzki»”
(Mt 16, 21-23).
Świadectwo
Szymona Piotra stanowiło dla Jezusa znak, że nadszedł czas, by
wyruszyć ku Jerozolimie, aby tam cierpieć i umrzeć za przyczyną
członków Sanhedrynu. Ta ponura perspektywa, która była poniekąd
do przewidzenia, zważywszy na rosnącą nienawiść autorytetów
religijnych do Rabbiego z Nazaretu, dla Jezusa wyraża „konieczność
teologiczną”, związaną z wypełnieniem zbawczej woli Ojca.
Jednocześnie jest ona najdoskonalszym objawieniem wszechmocy i
wierności Boga swoim zbawczym obietnicom. W szczególności wierność
ta objawia się w misji Syna Bożego odkupienia i usynowienia upadłej
ludzkości, jak pisze św. Paweł: „Wierny jest Bóg, który
powołał nas do wspólnoty z Synem swoim Jezusem Chrystusem, Panem
naszym” (1 Kor 1, 9).
Jezus
uznał, że nadszedł czas, aby podzielić się z uczniami prawdą o
istocie swojej misji, czyniąc ich jej uczestnikami. Pan postanowił
wprowadzić ich w swoje misterium paschalne, aby świadomie
towarzyszyli Mu w Jego drodze ku jerozolimskiej Golgocie. Chciał,
aby jako przyjaciele wspierali Go w wędrówce ku bolesnej, hańbiącej
śmierci krzyżowej, której perspektywa budziła w Nim, jak w każdym
innym człowieku, głęboką odrazę i lęk. Podobną prośbę Pan
wyrazi wobec Jana, Piotra i Jakuba w Ogrodzie Oliwnym, z podobnym
zresztą skutkiem.
Reakcja
Piotra na słowa Jezusa jest dramatyczna. Będąc być może jeszcze
pod wrażeniem wyróżnienia, jakiego doświadczył w okolicach
Cezarei Filipowej i mając na uwadze zażyłość, jaka łączyła
Jezusa z Jego uczniami, Piotr łamie prawo zobowiązujące uczniów
do bezwzględnego szacunku dla rabbiego i gwałtownie występuje
przeciw Mistrzowi, biorąc Go „na bok”. Ten gest, który miał
zapewnić interwencji Apostoła minimum dyskrecji, ma znaczenie
symboliczne. Piotr wchodząc w fizyczną relację z Jezusem i
odciągając Go z Jego drogi, stawia się – w wymiarze duchowym –
na miejscu Boga, który w Duchu Świętym prowadzi Pana ku Golgocie.
Uczeń żąda, aby Nauczyciel nie poszedł za wolą Ojca, ale
opamiętał się i uległ jego woli, niejako przekreślając początek
wędrówki ku Jerozolimie i ustanawiając dla Jezusa inny początek
kolejnego etapu Jego życia, w który nie jest wpisana śmierć.
Jednak w plany Piotra nie jest wpisane również zmartwychwstanie.
Apostoł jest tak zbulwersowany słowami ukochanego Mistrza, że nie
zastanawia się nawet o jakim zmartwychwstaniu po trzech dniach Jezus
mówi. Jego umysł wypełnia całkowicie wizja hańbiącej śmierci,
od której chce uratować Chrystusa, dlatego wypacza Jego zapowiedź,
której kulminacją jest zwycięstwo życia nad śmiercią. W
rzeczywistości, jak można zrozumieć z późniejszych słów Pana,
takie „ratowanie” życia, kosztem posłuszeństwa woli Bożej,
kończy się jego definitywną utratą. Tymczasem Piotr, odwołując
się do samego Boga, którego prosi o interwencję („Niech Cię
Bóg broni!”, gr. Hileos soi, dosł. „Życzliwy(m)
Ci” odpowiada hebrajskiej modlitwie o Boże błogosławieństwo:
„halilah leka JHWH”), godzi w samą istotę zbawczej misji
Jezusa, która właśnie polega na przywróceniu Bożej „życzliwości”
dla ludzi przez „pojednanie / przebłaganie” w Jezusie
Chrystusie, jak uczy nas św. Jan: „On bowiem jest ofiarą
przebłagalną (gr. hilasmos; dosł. przebłaganiem)
za nasze grzechy” (1 J 2, 2). W tym kontekście słowa Piotra:
„Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie” (Mt 16, 22) są swoistą
antyewangelią, negacją sensu i celu Wcielenia Syna Bożego.
Nie
dziwi zatem gwałtowność reakcji Jezusa, który odwraca się i do
ucznia, z którym wiązał największe nadzieje, zwraca się niemal w
ten sam sposób, w który odrzucił kuszenie szatana na pustyni:
„Zejdź Mi z oczu, szatanie! (gr.
Hypage opiso mou, Satana; dosł. Odejdź za mnie,
Szatanie!)”. Pan jednoznacznie i definitywnie odrzuca słowa Piotra
jako diabelską pokusę, w kolejnym zdaniu nazywając Piotra
„skandalon”, czyli dosłownie przeszkodą, o którą można
się potknąć. W jednej chwili Apostoł i przyjaciel staje się
Szatanem i zwodzicielem; Opoka zawierzenia staje się kamieniem
upadku, perfidnie ukrytym na drodze, którego łatwo można nie
zauważyć, zawadzić o niego i upaść w drodze ku Bogu. W tym, co
należy do Jego Ojca (por. Łk 2, 49) Jezus jest nieustępliwy i w
tej materii nie ma dla Niego żadnych kompromisów, gdyż całkowicie
wypełnia wolę Ojca i uczy nas tego w innych okolicznościach:
„Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto
jest, od Złego pochodzi” (Mt 5, 37).
Istnieje
jednak diametralna różnica między stosunkiem Jezusa do Szatana i
do Piotra, który zachowuje się jak kusiciel. Podczas, gdy do diabła
Jezus mówi: „Idź precz, szatanie! (gr. Hypage
Satana! Dosł. Odejdź Szatanie!)” (Mt 4, 10), zrywając
wszelką relację ze złym duchem, dla którego nie ma już
zbawienia, do Szymona Piotra Pan mówi dosłownie: „Odejdź za
Mnie, Szatanie!” (Mt 16, 23). Zwrot „iść
za” jest stosowany w Nowym Testamencie, gdy Jezus powołuje swoich
uczniów. Na początku swojej działalności publicznej Pan rzekł do
Szymona i Andrzeja zarzucających sieć na jezioro: „Pójdźcie
za Mną (gr. Deute opiso mou), a uczynię was
rybakami ludzi” (Mt 4, 19). Zatem można powiedzieć, że Jezus
kategorycznie odrzuca „kuszenie” Piotra, jednocześnie
przypominając mu o jego tożsamości ucznia, którego zadaniem jest
„iść za” Mistrzem w sensie dosłownym, oraz duchowym,
upodabniając się we wszystkim do Niego, szczególnie na drodze
krzyża, jak pisze sam Piotr w swoim 1 Liście: „Do tego bowiem
jesteście powołani. Chrystus przecież również cierpiał za was i
zostawił wam wzór, abyście szli za Nim Jego śladami” (1 P
2, 21).
„Wtedy
Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli kto chce pójść za
Mną (gr.
opiso mou), niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż
swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie,
straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż
bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał,
a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za
swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego
razem z aniołami swoimi, i wtedy odda każdemu według jego
postępowania”
(Mt 16, 24-27).
Jezus
wykorzystuje konfrontację z Piotrem, aby udzielić Apostołom
kolejnej, ważnej lekcji. Jeśli nadal chcą pozostać Jego uczniami
i iść za Nim, muszą dobrowolnie zrezygnować z myślenia na sposób
ludzki i zrozumieć, że Jego droga jest drogą krzyża. Zaś krzyż
to jest nie tyle trud codziennego życia, krzywdy wyrządzane przez
innych, czy choroby same w sobie, gdyż cierpią i umierają – czy
chcą tego, czy nie chcą – również ludzie, którzy Boga
przeklinają i z Nim walczą, lecz to nade wszystko infamia,
cierpienie i coraz częściej śmierć z tego powodu, że jest się
uczniem Jezusa. Tak bowiem jak dla Jezusa krzyż jest narzędziem
okrutnej śmierci przyjętej dobrowolnie z miłości do Ojca i w
posłuszeństwie Jemu, dla naszego zbawienia, tak dla ucznia krzyż
to porzucenie „sieci” własnych zabezpieczeń, oraz wygód i
przeżywanie tego, co przynosi każdy dzień w posłuszeństwie
powołującemu Słowu Mistrza z Nazaretu; to bycie „błogosławionym”,
a zatem „szczęśliwym”, wedle optyki Kazania na Górze:
„Błogosławieni jesteście, gdy [ludzie] wam urągają i
prześladują was, i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko
złe na was” (Mt 5, 11).
W
świetle nauczania Jezusa pójście za Nim daje gwarancję życia
wiecznego, nawet jeśli ceną takiego wyboru jest śmierć doczesna.
Pan całkowicie odwraca perspektywę, z jaką jego uczeń powinien
oceniać rzeczywistość, wskazując właściwe priorytety:
„Starajcie się naprzód o królestwo i o Jego sprawiedliwość,
a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6, 33). Te słowa mają
sens, jeżeli z wiarą przyjmiemy fakt, że człowiek jest jednością
doczesnego, materialnego ciała, oraz nieśmiertelnej duszy, a
ostatecznym celem „całego” człowieka jest życie wieczne w
zjednoczeniu z Bogiem. Dla świata, który odrzuca dar zbawienia i
nie akceptuje istnienia Boga, ani nieśmiertelnej duszy, jezusowa
logika krzyża jest głupstwem, zaś dla innowierców stanowi podwód
do zgorszenia, a nawet jest przyczyną nienawiści rodzącej
prześladowania.
Św.
Paweł uczy nas w dzisiejszym, pierwszym czytaniu, że podjęcie
krzyża i pójście za Jezusem wiąże się z właściwą postawą
wobec Boga i świata: „Nie bierzcie więc wzoru z tego świata,
lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli
rozpoznać, jaka jest wola Boża: co jest dobre, co Bogu przyjemne i
co doskonałe” (Rz 12, 2). Rozpoznanie i pokorne przyjęcie
woli Bożej w każdej, nawet najbardziej bolesnej sytuacji życiowej,
prowadzi do pogłębienia wiary, nadziei i miłości, a rzeczywistość
doczesna nabiera właściwego sensu, jako okazji do zjednoczenia z
Jezusem, naszym Zmartwychwstaniem i Życiem, o czym daje świadectwo
św. Paweł: „wszystko uznaję za stratę ze względu na
najwyższą wartość poznania Chrystusa Jezusa, Pana mojego. Dla
Niego wyzułem się ze wszystkiego i uznaję to za śmieci, bylebym
pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim (…) przez poznanie Jego:
zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego
cierpieniach - w nadziei, że upodabniając się do Jego śmierci,
dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych” (Flp 3, 8-11).
Arek
Jeszcze raz pytanie do Autora. poprzednią moją notkę coś skasowało. Co to znaczy troszczyć się o Królestwo Boże najpierw. Np. jutro mam kupić meble do kuchni. za 3000zł, czy za 7000. Stać mnie i na takie. Bedę je mogła długo 'kontemplować'. Ale czy bedę bliżej drugiego człowieka? Nosić spódnice mini, czy w kolano. W końcu jestem kobietą, nie muszę się chować. Tylko czemu będę się wtedy długo przyglądać. A co na to mój mąż. Ma co do mojego ubioru ściśle określone gusta. No ale w końcu jestem żoną i trzeba mi podkreślać moje piękno. Chciałabym doczekać czasu, gdy będę chodzić boso lub w butach na płaskim obcasie, siedzieć przy prostym stole i jeść razowy chleb z domowym kiszonym ogórkiem. A obok będzie druga Osoba i to co się nazywa Miłość. Czy w tym właśnie jest Bóg? Bea
OdpowiedzUsuńBeo,
OdpowiedzUsuńDla mnie troszczyć się najpierw o Królestwo Boże, to znaczy tak porządkować każdy aspekt mojego życia, aby przypominał ten porządek, jaki rządził życiem Pana Jezusa. On - prawdziwy i kompletny Człowiek - od samego początku realizował swoje posłanie w konkretnych relacjach rodziny, klanu, narodu. W to wszystko wnosił, dorastając, ucząc się, kochając, marząc, ciesząc się i cierpiąc, pierwszeństwo Ojca, które "organizowało", porządkowało i uświęcało otaczającą Go rzeczywistość. Właśnie dlatego, że kochał Ojca ponad wszystko, był szczęśliwy sam i czynił szczęśliwymi tych, którzy otwierali się na Niego. Ponieważ Bóg Ojciec jest źródłem Miłości Trójcy Świętej, doskonałej relacji Trzech, ten kto stawia na pierwszym miejscu Jego Obecność jako królowanie w swoim życiu, doświadcza miłości Ojca, odkupienia w Synu i uświęcenia w Duchu Świętym, który kształtuje nasze sumienia i poucza nas - jeśli chcemy Go słuchać - jak podobać się Bogu. Św. Paweł pisał: "czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, wszystko na chwałę Bożą czyńcie". Cała sztuka polega na pytaniu Jezusa, kiedy nie jestem pewien jak w danej sytuacji mam postąpić, co mam wybrać, aby urzeczywistnić Boże Królestwo: Jezu, co Ty byś zrobił na moim miejscu? Zaś cała trudność polega na potraktowaniu poważnie Jego odpowiedzi, która nadchodzi zawsze, i wcieleniu jej w życie. Maryja, Jego Najświętsza Matka jest dla mnie w tym niełatwym zadaniu niedościgłym, inspirującym wzorem. Bóg bowiem jest dla nas wszędzie, jak czytamy w przepięknym Psalmie 139: "Gdy wstąpię do nieba, tam jesteś; jesteś przy mnie, gdy się w Szeolu położę". To my mniej lub bardziej świadomie wykluczamy Go z pewnych sytuacji i miejsc w naszym życiu, wyrzekając się szczęścia, które ze sobą przynosi. Myślę, że żyć pełnią życia to znaczy być w każdej jego chwili w pełni świadomym obecności kochającego Boga. Całego przy mnie, we mnie i dla mnie.
Pozdrawiam
Arek
Arek, dziękuję Ci, jak trudne czasem jest właściwe rozeznanie. Dobrze, że jest Bóg nawet w tych wątpliwościach i błądzeniu. Bea
OdpowiedzUsuńArku gratuluję Ci komentarzy.Osobiście mam dylemat na temat wolnej woli. jak to wygląda z dziećmi na ile one mogą ją mieć, na ile my jako rodzice mamy prawo ingerować ich decyzje. Zapraszam Cię na Forum chętnie skorzystałabym z Twoich przemyśleń i wiedzy.
OdpowiedzUsuńNa Forum jestem jako Siwka59.