Zapewne każdy z Was zastanawiał się jak to
jest, że zdarzają się w naszym życiu sytuacje, w których nie potrafimy sobie z
czymś poradzić i w którymś momencie, najmniej spodziewanym, pojawia się ktoś
lub coś, co sprawia, że trudna sytuacja staje się klarowna i rozwiązana. Jak to
jest, że pomimo ludzkiej natury, pomimo naszych zamierzeń, słabości i uczynków
jesteśmy prowadzeni do właściwego celu?
***
Maj 2017
był dla mnie wyjątkowy, bogaty w różne doświadczenia i emocje. Po pierwsze
był to miesiąc poświęcony Maryi, która jest mi bliska z trzech powodów: jako
Matka Pana Jezusa, jako Matka i Żona (bo sama jestem matką i żoną) i choć to
nie październik, ale bliska jako Królowa Różańca Świętego, a ta modlitwa jest
moją ulubioną. Po drugie, w ramach Róży Różańcowej codziennie odmawiałam
tajemnicę Zesłania Ducha Świętego, która pomaga mi na rozstajach życiowych
dróg. Po trzecie – Dzień Matki, a właśnie w ten dzień rozpoczynała się nowenna
przed uroczystością Zesłania Ducha Świętego, jak również na ten dzień
zaplanowana została obrona mojej rozprawy doktorskiej.
Takich powodów można by wymienić jeszcze
kilka, łącznie z opisem burzy, jaka rozpętała się niespodziewanie i bez mojej
przyczyny i wiedzy, aby obrona odbyła się właśnie w Dzień Matki (pierwotnie
była to data czerwcowa).
Pisząc te słowa jestem już po
obronie, jestem już doktorem nauk technicznych. Emocje opadły, nadszedł czas
podsumowań, podziękowań i refleksji. Chociaż, gdy piszę te słowa, przypominam
sobie to wszystko i myślę o tym, co chcę przekazać, cały czas się uśmiecham i
mam łzy szczęścia w oczach.
Momentami było ciężko, nawet bardzo. Choć
sama codziennie wątpiłam, że to wszystko się uda, choć mój promotor miewał
podobne wątpliwości, zawsze starałam się znaleźć argument, który przemawiałby
za tym, aby mimo wszystko spróbować wykonać jeszcze jeden krok, by podjąć
jeszcze jedną próbę. Zawsze wiedziałam, że trzeba zaufać Panu, gdyż On wie
czego nam potrzeba, nim Go o to poprosimy (por. Mt 6, 8). Stąd motto tych
rozważań i jednocześnie motto mojego doktoratu. Mogę tym samym potwierdzić to,
co już kiedyś napisałam, że niezależnie od tego, jak bardzo człowiek poskręca
swoją drogę, Pan Bóg i tak ją wyprostuje i doprowadzi człowieka tam, gdzie
trzeba, byle tylko człowiek ufał Panu Bogu.
Rozprawę zadedykowałam swojej córce,
by wiedziała, że mama myślała o niej na każdym etapie swojej pracy, że w tym
samym czasie wychowałam „dwójkę” dzieci, doktorat i ją. Jednakże, w swoim
sercu, pracę zadedykowałam również innej osobie. Wierzę, że osoba ta z Bożej
przyczyny została postawiona na mojej drodze, gdyż w najbardziej właściwym
momencie zaserwowała mi porządnego i dosadnego kopniaka (w niedosłownym
znaczeniu tego słowa). Dzięki temu nabrałam zapału i werwy do pracy, a także
determinacji, woli walki i ugruntowania tego, że nigdy, absolutnie nigdy, nie
należy się poddawać. Dzięki tej osobie znalazłam motywację i ukończyłam pisanie
rozprawy. Wiem, że słowa te nie dotrą do niej (chociaż … niezbadane są ścieżki
Pana …), ale chciałabym podziękować tej osobie za to, że mimo wszystko, a może
nawet dzięki temu wszystkiemu, jest obecna w moim sercu. Dziękuję Ci za
wszystko.
Przede wszystkim jednak chciałabym
podziękować Panu Bogu za to, że pomimo mojego trudnego i burzliwego charakteru,
a także pomimo moich licznych słabości, pochwycił mnie za rękę w odpowiednim
momencie i przeprowadził przez gąszcz trudnych chwil i sytuacji, które musiałam
przyjąć na swoje barki. On tylko wie ile tego było i jak to wyglądało.
Dziękuję również Wam, moi
Przyjaciele, za każdą modlitwę w moich intencjach. Czułam Waszą obecność i
siłę, jaką dały mi te modlitwy, zwłaszcza w dniu obrony. Bóg zapłać!
Podczas przygotowań do głosu
dochodziły różne emocje. Jednakże w takich sytuacjach należy zawsze mieć na
uwadze, że to, co się z nami dzieje, to, co robimy, czy mówimy, to wszystko ma
jakąś przyczynę i skutek. Najczęściej zdarza się tak, że nie rozumiemy
wszystkiego w bieżącej chwili, na pewne sprawy potrzeba czasu. Choć czasem jest
ciężko, choć czasem odnosimy wrażenie, że ciągle spadamy w dół i nie ma
nadziei, nie ma ani jakiegokolwiek punktu zaczepienia, ani też dna, na którym
można by oprzeć swe stopy, by przestać spadać. Choć mamy wrażenie, że nic nie
znaczymy, że nikt nas nie kocha, pamiętajmy, że niezależnie od tego jacy
jesteśmy, kocha nas Pan Bóg, a to oznacza, że kochają nas co najmniej Trzy
Osoby :)
Jak to jest, że docieramy do celu mimo
wszystko, mimo nas? Odpowiedzią są tytułowe: nić i Kłębek. Nicią jest nasze
życie, Kłębkiem – Pan Bóg. Można plątać tę nić, zahaczać, strzępić, wiązać na
niej różne supły, ale i tak zmierzamy w kierunku Kłębka i zwijamy swój własny
kłębek, aby zjednoczyć się z Panem Bogiem. Początkowo ta nić jest prosta,
ładna, niezniszczona. Z biegiem czasu nabiera doświadczenia i znamion
eksploatowania, gdyż na swojej drodze napotyka różne obiekty, które w różny
sposób wpływają na nią i na nasze życie. Czasami wystarczy delikatne
upomnienie, aby wrócić na właściwy tor, czasami jednak potrzebne są ku temu
gromy i terapia wstrząsowa. Niemniej jednak dopóki jest w nas choćby odrobina
woli podążania za Panem Bogiem, Pan Bóg będzie o nas walczył i nie pozwoli
przerwać naszej nici, a wręcz przeciwnie, będzie przyczyniał się do tego, abyśmy
wraz ze swoją nicią i częścią utworzonego już kłębka wrócili na wyznaczoną
drogę, na pewno pomoże nam także złączyć przerwane fragmenty nici, jeśli
zajdzie taka potrzeba. Ufajmy Panu, On będzie działał (por. Ps 37, 5).
***
Czas ruszać dalej. Czas zamknąć pewne drzwi i
otworzyć inne. Czas podjąć kolejne wyzwania, ale tylko z
Panem Bogiem, gdyż z Bogiem wszystko - bez Boga nic! (św.
Maksymilian Maria Kolbe). Jeszcze raz bardzo dziękuję.
Sabina
Dziękuję Ci Sabino za to świadectwo. Zawsze dobrze jest przeczytać/usłyszeć od kogoś przykłady tego jak Bóg działa w naszym życiu i nas prowadzi przez meandry naszego życia. Wtedy pobudza nas to też do osobistej refleksji. Czy ja zastanawiam się również nad tym? Czy dostrzegam działanie Chrystusa w moim życiu? I gdy tak głębiej się nad tym zastanowimy, to nagle zaczyna do nas docierać że my również mieliśmy podobne sytuacje w naszym życiu tylko nie patrzyliśmy na nie w ten sposób. Ufajmy Jezusowi, on zawsze wie co jest dla nas najlepsze. Choć nieraz pewnie to będzie odbiegać od naszych wyobrażeń.
OdpowiedzUsuńDziękuję jeszcze raz i niech Cię Chrystus prowadzi podczas otwierania kolejnych drzwi w Twoim życiu.
Życzę ci Sabino pomyślności, Bożej opieki na dalszej drodze życia.Łucja
OdpowiedzUsuń