Dzisiejsza perykopa ewangeliczna jest kontynuacją nauczania Jezusa w przypowieściach o Królestwie niebieskim. Jego celem było przybliżenie uczniom natury Bożego królowania, jakie w Jezusie Chrystusie „przybliżyło się” to tych, którzy z wiarą przyjmą Ewangelię. Jej głoszenie było misyjnym zadaniem Dwunastu, którym Jezus nakazał: „Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie” (Mt 10, 7). To nauczanie, jak dowiadujemy się z słów Zbawiciela, nie było skierowane do „mądrych i roztropnych”, według standardów tego świata, lecz do „nepiois”: „prostaczków”, „małych”, czyli ludzi zdanych wyłącznie na Boga i w Nim odnajdujących swoją siłę i mądrość. Jezus mówi nam, że stanie się niczym „dziecko” jest niezbędnym warunkiem, by wejść do królestwa niebieskiego: „Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie (gr. straphete) i nie staniecie jak dzieci (gr. paidia), nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży (gr. tapeinosei) jak to dziecko (gr. paidion), ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18, 3-4). To właśnie odmienienie się / uniżenie jest jedyną postawą, która umożliwia zrozumienie tajemnic królestwa Bożego, oraz wejście w zbawiającą i uświęcającą przestrzeń jego działania, ponieważ upodabnia nas ona do Jezusa, w Jego relacji do Ojca.
Jezus bowiem „ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, (…) uniżył (gr. etapeinosen) samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej” (Flp 2, 7. 8), a Ojciec „Go nad wszystko wywyższył (gr. hyperypsosen) i darował Mu imię ponad wszelkie imię” (Flp 2, 9).
Zatem nauka
o królestwie niebieskim, którą słyszymy w dzisiejszej Liturgii Słowa jest w
istocie nauką krzyża, zaś odmienienie, czyli nawrócenie, a następnie
uniżenie wobec Boga na podobieństwo Jego Syna stanowią odpowiedź na
wezwanie Chrystusa, które słyszeliśmy dwa tygodnie temu: „Weźcie moje
jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem”
(Mt 11, 29). Wziąć jarzmo Jezusa, to znaczy: na Jego podobieństwo, z prawdziwą
pokorą i cichością serca przeżywać w jedności z Bogiem Ojcem każdy dzień jako
dar Jego Opatrzności. To jest właśnie mądrość Ewangelii, mądrość krzyża, o
której św. Paweł pisał do Koryntian: „Nauka bowiem krzyża głupstwem jest dla
tych, co idą na zatracenie, mocą Bożą (gr. dynamis Theou) zaś dla nas,
którzy dostępujemy zbawienia” (1 Kor 1, 18).
Moc i
mądrość Boża przenika słowa dzisiejszych przypowieści, w których Jezus
przybliża swoim słuchaczom rzeczywistość królestwa niebieskiego. Podobnie jak w
przypadku przypowieści o Siewcy, również dzisiejsze nauczanie Jezusa jest dla
nich niezrozumiałe i wymaga wyjaśnienia, którego Zbawiciel udziela swoim uczniom
na osobności. Poznanie tajemnic królestwa Bożego nie jest jedynie aktem
intelektualnym, lecz jest przede wszystkim otwarciem serca na łaskę Bożą,
ponieważ jego celem jest nasze nawrócenie i zbawienie, o czym pisał cytowany
przez Jezusa prorok Izajasz: „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć
będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy
stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli,
ani swym sercem nie rozumieli: i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił”
(Mt 13, 14-15). O tym jak ważne jest otwarcie serca na Bożą Miłość dla
pełnego zrozumienia Jego Objawienia przypomina nam Jezus w gorzkich słowach
skierowanych do uczniów idących do Emaus: „O nierozumni, jak nieskore są
wasze serca (gr. O anoetoi kai bradeis te kardia; dosł. O bezmyślni i
powolni sercem) do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy” (Łk
24, 25). Oni sami zresztą dają świadectwo mocy Bożej towarzyszącej
przepowiadaniu Ewangelii: „Czy serce nie pałało (gr. kardia hemon
kaiomene; dosł. Czyż serce nasze płonące nie było) w nas, kiedy rozmawiał z
nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?” (Łk 24, 32). Zrozumienie tajemnic
naszego zbawienia jest zatem darem Ojca, przez Syna, w mocy Ducha Świętego,
którego ogień rozgrzewa i zmiękcza nasze serca nie dla akademickiego poznania
Boga, lecz dla naszego nawrócenia i zbawienia, jak czytamy w księdze Ezechiela:
„I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę
wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę
tchnąć w was i sprawić, byście żyli według mych nakazów i przestrzegali
przykazań, i według nich postępowali” (Ez 36, 26-27).
Dzisiejsza
perykopa ewangeliczna, będąca kontynuacją nauki o królestwie niebieskim, składa
się z trzech przypowieści, z których pierwszą Jezus wyjaśnił swoim
uczniom na ich wyraźne żądanie. Jej treść można pojąć jako swoistą pochwałę
mądrości i opatrzności Bożej triumfującej nad złem tego świata. Na niej też
chciałbym się skupić w dzisiejszych rozważaniach
„Królestwo
niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swej roli.
Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między
pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił
się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: "Panie, czy nie
posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej
chwast?" Odpowiedział im: "Nieprzyjazny człowiek to sprawił".
Rzekli mu słudzy: "Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?" A on im
odrzekł: "Nie, byście zbierając chwast nie wyrwali razem z nim i pszenicy.
Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie
najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do
mego spichlerza” (Mt 13, 24-30).
Boże
królowanie, na które oczekiwali Izraelici, nadając mu rozmaite znaczenia: od
politycznej dominacji nad wrogami, aż po proroctwa apokaliptyczne, z których
najbardziej znaną jest wizja Daniela, opisująca przychodzącego w chwale Syna
Człowieczego, jest darem, którego Bóg obiecał udzielić swojemu ludowi poprzez
przyjście i działalność Mesjasza. Jezus jednoznacznie wskazuje, że tym
Mesjaszem - Siewcą jest On sam: „Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn
Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem
zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem
jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie” (Mt 13, 37-39). Tylko Chrystus
ma moc zbudowania królestwa Bożego na ziemi, ponieważ jak powiedział św. Piotr
wobec arcykapłanów, którzy bezpośrednio przyczynili się do zamordowania Jezusa:
„On jest kamieniem, odrzuconym przez was budujących, tym, który stał się
głowicą węgła. I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod
niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4,
11). Ten fragment Dziejów Apostolskich stanowi swoistą ilustrację do
przypowieści Jezusa: Apostołowie, czyli synowie królestwa, starli się z synami
Złego, gdyż arcykapłani, po ukrzyżowaniu Jezusa, odrzucając fakt Jego Zmartwychwstania,
dążyli do zabicia Jego uczniów (udało się im to z Jakubem Sprawiedliwym). W ten
sposób świadomie i dobrowolnie ci, którzy mieli być pasterzami Izraela i
kapłanami Najwyższego potwierdzili swoim postępowaniem słowa Jezusa: „Wy
macie diabła za ojca i chcecie spełniać pożądania waszego ojca. Od początku był
on zabójcą i w prawdzie nie wytrwał, bo prawdy w nim nie ma. Kiedy mówi
kłamstwo, od siebie mówi, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8, 44). Boże
królowanie wyraża się i w pełni realizuje w misji zbawczej Jezusa Chrystusa
kontynuowanej przez Jego Kościół i każdy kto z Nim walczy jest „chwastem”,
który odbierze należną „nagrodę” swojego "ojca".
Czasami
rozróżnienie między synami królestwa a synami Złego nie jest od razu oczywiste.
„Chwast” (gr. zizania), o którym mówi Jezus, to trujący rodzaj rajgrasu zwany
życicą. W początkowej fazie wzrostu przypomina ona pszenicę, podstawowy
składnik jadłospisu ówczesnych mieszkańców Palestyny. Diabeł jest nieudolnym
naśladowcą Boga: nie mogąc niczego stworzyć, deformuje Boże dzieła, nadając im
znamię swojej niedoskonałości. Stąd ewangeliczne porównanie z życicą jest
wyjątkowo trafne – chociaż podobna do pszenicy, jest ona trująca, podobnie
Szatan, bazując na pozorach dobra, tworzy fałszywą rzeczywistość, która stwarzając
ułudę życia w rzeczywistości prowadzi do śmierci wiecznej. Podczas gdy Jezus
ustanawia królestwo swojego Ojca, wybierając i posyłając uczniów, aby szli i
owoc przynosili (por. J 15, 16) czyniąc to w świetle dnia (por. Mt 10, 27),
jego prześmiewca, diabeł, posyła swoje sługi nocą, by podstępnie niszczyli
dzieło Boże i budowali królestwo grzechu i śmierci. Jezus wzywa nas zatem
do nieustannego czuwania i trwania w łasce uświęcającej nie tylko dlatego, że
może nadejść w każdej chwili (por. Mt 24, 42-44), lecz również ustami św.
Piotra ostrzega nas przed Szatanem: „Bądźcie trzeźwi! Czuwajcie! Przeciwnik
wasz, diabeł, jak lew ryczący krąży szukając kogo pożreć. Mocni w wierze
przeciwstawcie się jemu!” (1P 5, 8). Destrukcyjne działania złego ducha są
często tak perfidne, a jego słudzy darzeni są nierzadko szacunkiem tak wielkim,
że na początku niezwykle trudno rozpoznać jego działanie. Wystarczy wspomnieć
kalumnie arcykapłanów, uczonych w Piśmie i faryzeuszów, cieszących się opinią
ludzi Bożych, którzy doszukiwali się diabelskiego źródła mocy Jezusa, niszcząc
w ten sposób rodzącą się wiarę ludu: „On tylko przez Belzebuba, władcę złych
duchów, wyrzuca złe duchy” (Mt 12, 46). Podobnie w rodzących się
wspólnotach chrześcijańskich pojawiali się fałszywi nauczyciele podważający
prawdziwą doktrynę i wprowadzający podziały. Walcząc z nimi św. Paweł był
zmuszony posunąć się do stwierdzenia, które ukazuje skalę problemu: „Ale
gdybyśmy nawet my lub anioł z nieba głosił wam Ewangelię różną od tej, którą
wam głosiliśmy - niech będzie przeklęty! Już to przedtem powiedzieliśmy, a
teraz jeszcze mówię: Gdyby wam kto głosił Ewangelię różną od tej, którą [od
nas] otrzymaliście - niech będzie przeklęty!” (Ga 1, 8-9).
Obecność zła
na świecie, oraz działalność Złego stanowi dla uczniów Jezusa powód do
zgorszenia i pytają oni słowami bohaterów naszej przypowieści: „Panie, czy
nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?”
(Mt 13, 27). Paradoksalnie im więcej Szatan działa w świecie, tym głośniej jego
mniej lub bardziej świadomi słudzy wołają: „Skoro Bóg jest i skoro jest dobry,
to dlaczego na świecie jest tyle zła?” I odpowiadają sobie: „Boga nie ma, bo
jest zło!” Szatan zaciera ręce na takie dictum, gdyż widzi jak wielu ludzi
porzuca wiarę i odwraca się od Boga, nie rozumiejąc, że nasza możliwość
czynienia zła jest w pewnym sensie miarą miłości Boga do nas. Stworzyciel
bowiem dał nam, ludziom wolność prawdziwą, a jej nadużycie zrodziło
nieposłuszeństwo, przez którego konsekwencję – grzech pierworodny straciliśmy
przyjaźń z Bogiem. W konsekwencji Jego Jednorodzony Syn umarł na krzyżu, aby
pojednać nas z Ojcem. W Liście Apostolskim Mulieris Dignitatem św.
Jan Paweł II pisze: „W sensie paradoksalnym można powiedzieć, iż
grzech przedstawiony w trzecim rozdziale Księgi Rodzaju jest potwierdzeniem
prawdy o obrazie i podobieństwie Boga w człowieku, o ile prawda ta oznacza
wolność, czyli wolną wolę, której człowiek może użyć, wybierając dobro, ale
może też nadużyć, wybierając — wbrew woli Boga — zło. W znaczeniu istotowym
jednakże grzech jest zaprzeczeniem tego, kim Bóg jest — jako Stwórca — w
stosunku do człowieka, oraz tego, czego Bóg od początku i odwiecznie chce dla
człowieka” (MD, 10). Źródła zła ojciec święty upatruje w naszej wolnej
decyzji, by odrzucić Bożą miłość: „Od zarania dziejów ludzkość przeżywała
tragiczne doświadczenie zła i starała się zrozumieć jego korzenie oraz wyjaśnić
jego przyczyny. Zło nie jest anonimową siłą, działającą w świecie za sprawą
deterministycznych, bezosobowych mechanizmów. Zło jest możliwe wskutek ludzkiej
wolności. Właśnie ta zdolność, odróżniająca człowieka od innych istot żyjących
na ziemi, stanowi ośrodek dramatu zła i stale mu towarzyszy. Zło ma zawsze
czyjąś twarz i czyjeś imię: twarz i imię mężczyzn i kobiet, którzy je
dobrowolnie wybierają (…) Jeśli szukać będziemy najgłębszej istoty zła, okaże
się, że w ostatecznym rozrachunku jest ono tragicznym uchybieniem wobec wymogów
miłości. Dobro moralne natomiast rodzi się z miłości, objawia się jako miłość i
kieruje się ku miłości” (Orędzie na światowy Dzień Pokoju, 1 stycznia 2005
roku).
To właśnie
bezwarunkowa miłość do każdego człowieka sprawia, że ewangeliczny gospodarz,
czyli Jezus, o którym św. Paweł pisze w Liście do Tymoteusza, że „Jeśli my
odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego”
(2Tm 2, 13), odrzuca propozycję sług, by wyrwać rosnące wraz z pszenicą
chwasty. Ta bezrefleksyjna, przeradzająca się w agresję gorliwość sług,
przywodzi zachowanie Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy wobec
nieżyczliwości mieszkańców miasteczka samarytańskiego zapytali Jezusa: „Panie,
czy chcesz, a powiemy, żeby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” (Łk 9,
54). Zarówno w naszej perykopie, jak wobec gniewnego pytania Synów Gromu, padła
odpowiedź odmowna, co więcej Jezus wręcz zabronił używania mocy udzielonej
Apostołom do szkodzenia innym, nawet wrogim Mu ludziom. Pan jest bowiem
objawieniem miłości Bożej, ta zaś, jak uczy nas św. Paweł, jest przede
wszystkim cierpliwa (por. 1 Kor 13, 4).
Cierpliwość
miłującego Boga, który „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad
dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Mt 5,
45) jest wyrazem Jego doskonałości. Jezus objawia ją w przypowieści o
nieurodzajnym drzewie figowym, gdy ogrodnik mówi do właściciela drzewa: „Panie,
jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc.
A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć” (Łk 13, 8), oraz w
dramatycznej historii o przewrotnych rolnikach. W tej ostatniej przypowieści
objawia się bezmiar miłosierdzia Boga, symbolizowanego przez właściciela
winnicy, który wobec agresji najemników posuwających się do pobicia Jego sług
(proroków), decyduje się – zdawało by się wbrew zdrowemu rozsądkowi – na
posłanie Syna, z łatwym do przewidzenia skutkiem: „Wówczas rzekł pan
winnicy: "Co mam począć? Poślę mojego syna ukochanego, chyba go
uszanują". Lecz rolnicy, zobaczywszy go, naradzali się między sobą mówiąc:
"To jest dziedzic, zabijmy go, a dziedzictwo stanie się nasze". I
wyrzuciwszy go z winnicy, zabili” (Łk 20, 13-15). To jezusowe objawienie
Boga jako miłosiernego Ojca, który niejako chwyta się wszelkich sposobów, by
nas zbawić, ma – podobnie jak w cytowanych wersetach z proroctwa Ezechiela –
aspekt praktyczny, o którym Zbawiciel, pierwszy obywatel królestwa
niebieskiego, mówi: „Słyszeliście, że powiedziano: Będziesz miłował swego
bliźniego, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. Ja wam powiadam:
Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują;
tak będziecie synami Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5, 43-45). Jego
przebite na krzyżu Najświętsze Serce jest „przejściem granicznym” do królestwa
Bożego, zaś chrzest zanurzający nas w Jego śmierć, obmywający z grzechu
pierworodnego i czyniący członkami Kościoła –mistycznego Ciała Chrystusa,
stanowi jedynie pewne „nadanie obywatelstwa”.
Wobec
przykazania miłości Boga i Bliźniego, Pan – z szacunku do nas –
pozostawia nam wolność, by Go odrzucić, aż do ostatecznego końca, którym jest
wieczne potępienie. Jezus mówi jednoznacznie: „Albowiem Bóg nie posłał swego
Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego
zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już
został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3,
17-18). Zbawiciel nie ma żadnych wątpliwości: na końcu świata chwasty zostaną
zebrane: „Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa
wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w
piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów” (Mt 13, 41-42). Ci,
którzy odrzucają istnienie piekła rozumianego jako „stan ostatecznego
samowykluczenia z jedności z Bogiem” (KKK 1033) zapominają, że w ten sposób
trywializują sens i wymiar naszego Odkupienia, gdyż skoro każdy człowiek – jak
chce tego doktryna apokatastazy – i tak w końcu będzie zbawiony, czy tego chce
czy nie, czy żyje według Bożego prawa, czy z premedytacją je łamie, w takim
razie historia zbawienia, a szczególnie nauka krzyża traci sens, a on sam
przestaje być nieskończonym darem miłości Boga do człowieka, skoro nie można go
definitywnie odrzucić.
W swoim
opisie Sądu Ostatecznego Jezus nawiązuje do przepowiadania św. Jana
Chrzciciela, który zapowiadając rychłe nadejście Mesjasza mówił: „Ja was
chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode
mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. On was chrzcić będzie Duchem
Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze
do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym»” (Mt 3, 11-12). Duch
Święty, będący gwarantem doskonałości przyszłego Sądu Ostatecznego, jest przede
wszystkim mocą miłosiernej miłości Bożej, w której Syn Człowieczy przyszedł
szukać tego, co zginęło (por. Łk 19, 10). On też, jak uczy nas św. Paweł w
dzisiejszym drugim czytaniu, wspomaga nas w naszej drodze ku świętości: „Podobnie
także Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się
modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których
nie można wyrazić słowami” (Rz 8, 26). Bóg pragnie bowiem zbawienia
wszystkich ludzi i wręcz prosi, przez cytowanego już proroka Ezechiela, byśmy
się wszyscy nawrócili: „Powiedz im: Na moje życie! - wyrocznia Pana Boga. Ja
nie pragnę śmierci występnego, ale jedynie tego, aby występny zawrócił ze swej
drogi i żył. Zawróćcie, zawróćcie z waszych złych dróg” (Ez 33, 11). Nic
więc dziwnego, że ostatnim zdaniem naszej przypowieści jest obietnica złożona
tym, którzy przyjmą dar zbawienia i wydadzą owoc swego nawrócenia: „Wtedy
sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego” (Mt 13,
43). W ten sposób dokona się przebóstwienie człowieka - jego ostateczne
powołanie, które zniszczyli nasi pierwsi rodzice, dając posłuch kłamliwej
obietnicy kuszącego węża: „tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (Rdz
3, 5). Stwórca nie zrezygnował jednak ze swoich planów wobec człowieka i „zesłał
Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił
tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo” (Ga
4, 4). Prawdziwe bycie jak Bóg nie polega na sięganiu po Jego przymioty, jak
wszechwiedza czy wszechmoc, gdyż taka próba zawsze skończy się klęską, lecz na
takim upodobnieniu się do Jezusa z Nazaretu, Boga – Człowieka, by móc za św.
Pawłem powiedzieć: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”
(Ga 2, 20). Gdy żyje w nas Chrystus ukrzyżowany i zmartwychwstały już tu, na
ziemi zaczynamy doświadczać tego życia w Trójcy Przenajświętszej, którego w
pełni doświadczymy na kończy czasów: „Umarliście bowiem i wasze życie jest
ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy się ukaże Chrystus, nasze życie, wtedy i wy
razem z Nim ukażecie się w chwale” (Kol 3, 3).
Arek
Arek
Mam pytanie do Ciebie Arku. Piszesz dokładnie to może będziesz umiał wytłumaczyć mi, co to właściwie znaczy Królestwo Boże. przebóstwienie, nawrócenie. Czasami słyszę w kościele tylko: robić to, to, to. Mnie tu coś nie gra. Gdy byłam dzieckiem zawsze robiłam to, co rodzice oczekiwali, ale nigdy nie czułam nic więcej. Między nami wszystkimi było źle. O co więc chodzi w zbawieniu, nawróceniu. Chyba tego wszystkiego nie rozumiem. Magda
OdpowiedzUsuńMagdo. Sam Jezus nie podawał definicji królowania Bożego, a jedynie opisywał je w przypowieściach, abyśmy "poczuli" sercem bardziej niż zrozumieli intelektem, czym ono jest, jak ono "działa na ludzi" - widocznie to najlepszy sposób. Mnie osobiście najbardziej podoba się pomysł Orygenesa zwany "autobasileia". Według niego królestwo Boże to Jezus. Warto czasami podstawić sobie słowo "Jezus" w miejscu "królestwo Boże", przeczytać dany tekst z Ewangelii. Dla mnie królestwo Boże to mistyczne ciało Jezusa. On jako głowa i my - członki Jego ciała - genialnie opisał to św. Paweł. Jesteśmy jedną rzeczywistością w Duchu Świętym i w Jezusie mamy dostęp do Boga Ojca i Jego Miłości. Kiedy modlę się z moim kilkuletnim synem do Boga słowami, których nauczył nas Jezus, czuję że jestem w królestwie Bożym. Pozdrawiam. Arek
UsuńCzytając wypowiedzi Arka wspominam pewnego kaznodzieję,nie pamietam imienia,który mówił,że do kazania na 5 minut szykuje się 2 tygodnie,a kazanie na 3 godziny może zacząć już teraz.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńMyślę, że każdy z nas ma inne oczekiwania co do tekstów w zależności od tego, w którym momencie drogi wiary znajduje się. Są więc różne potrzeby i uważam, że tak jest dobrze. Ta różnorodność formy, obszerności itp. daje możliwość sięgnięcia np. do tego, co krótkie, budujące, ożywiające, jak też do tego, co rozbudowane, wyjaśniające każdy szczegół. To dar, bo pozwala uniknąć zatrzymania się wyłącznie na emocjach, które mogą się pojawić dając czasem złudne przekonanie życia wiarą. Po drugie nie znamy często właściwego znaczenia, sensu tekstu i możemy łatwo pobłądzić. Tak więc myślę, że różne sposoby pisania komentarzy do tekstów są na tej stronie bogactwem i każdy z nas może korzystać z nich w zależności od mądrze rozeznanej potrzeby. Tego Wszystkim i sobie życzę. Bożena
OdpowiedzUsuńBożenko. Bardzo mnie ucieszyły Twoje słowa, za które serdecznie Ci dziękuję, podobnie jak za wszelkie inne Twoje życzliwe uwagi. Moje skromne rozważania mają sens, jeżeli Czytelnik dzięki nim obcuje ze Słowem Bożym, bo ono naprawdę działa, oraz dowiaduje się czegoś, czego jeszcze (ewentualnie) nie wiedział - inaczej ich pisanie i lektura są stratą czasu. Wyciągam, niczym uczony w Piśmie, o którym Jezus będzie mówił w przyszłą niedzielę, ze swojego "skarbca" rzeczy nowe i stare, dzieląc się nimi jak umiem. Nie za bardzo nadaję się na pisanie kropel mądrości :), a kazania pozostawiam duchowieństwu. Z drugiej strony uważam za głęboko słuszną zasadę "primum non taedere": po pierwsze nie nudzić. To zaś zależy w dużej mierze od tego, jak moje rozważania są odbierane. Ostatecznie są one pisane dla pożytku Wspólnoty. Pozdrawiam. Arek
UsuńSzczęść Boże chcę tylko dodać
OdpowiedzUsuńbądźmy jak dzieci, jak te małe istoty.
kochajmy Pana spontanicznie , bezinteresownie.
za to, że jest.On nas kocha takim, jakimi jesteśmy.to On nas wybrał.
Kiedy człowiek dorasta, zamienia spojrzenie na świat. Często szuka " interesu, korzyści"
Panie pozwól mi być Twoim dzieckiem, takim, jakiego pragniesz.odmień mnie.amen
Bożenka Pz