Pragnę podzielić się świadectwem uzdrowienia wewnętrznego jakiego doświadczyłem podczas rekolekcji Wielkopostnych w parafii w Środzie Śląskiej w ubiegłym roku. Rekolekcje prowadzone były przez moderatora Wspólnoty Przymierza Rodzin MAMRE we Wrocławiu.
Wtedy po raz pierwszy usłyszałem, jak ktoś mówił o Chrystusie nie jak o Osobie sprzed dwóch tysięcy lat, ale jak o Osobie wciąż żyjącej i działającej w ten sam sposób również dzisiaj. Bardzo mnie to zdziwiło, ale też zafascynowało.
W pierwszy dzień rekolekcji, po mszy świętej, odbywały
się modlitwy po których miały nastąpić modlitwy wstawiennicze. Byłem bardzo
poruszony tym co zobaczyłem wtedy w kościele. Nigdy bowiem wcześniej nie
uczestniczyłem w podobnych spotkaniach i nie miałem podobnych doświadczeń. Bardzo
podobała mi się radosna atmosfera. Ze wzruszeniem w sercu dałem się jej
ponieść. Nigdy dotąd nie modliłem się do Boga z taką radością i poruszeniem.
Szczególnie przeżywałem moment wzywania Ducha Świętego. Łzy same napływały mi
do oczu. W moim sercu czułem radość pomieszaną ze smutkiem i żalem. Po
modlitwach nastąpiły modlitwy wstawiennicze. Po raz pierwszy w życiu ktoś
modlił się nade mną. Nic szczególnego jednak nie wydarzyło się. Mimo to byłem
bardzo poruszony tym nowym doświadczeniem.
W drugi dzień rekolekcji sytuacja wyglądała bardzo
podobnie. Również z wielką radością modliłem się wraz z innymi podczas mszy
świętej. Po mszy, podczas modlitw o zesłanie Ducha Świętego stało się coś zupełnie niespodziewanego. Gdy ze wzruszeniem
w sercu i ze łzami w oczach modliłem się i śpiewałem wraz z innymi nagle
usłyszałem w sobie głos mówiący: „Wybaczam
Ci”. Dwa słowa, tylko dwa słowa a mi świat zawirował. Wiedziałem że to
Jezus do mnie przemówił. Nie bardzo wtedy jeszcze potrafiłem sobie zdać sprawy
z ich wagi i znaczenia dla mnie. To stało się tak zupełnie nieoczekiwanie dla
mnie. Z jeszcze większą gorliwością i jeszcze większym wzruszeniem modliłem się
do Chrystusa. Znowu nastąpiły modlitwy wstawiennicze. Poprosiłem o modlitwę w
intencji by Jezus zawsze był obecny w moim życiu i bym nigdy go nie zagubił
wśród ogromnej ilości spraw codziennych. Po modlitwie zostałem zapytany jak się
czuję i wtedy nagle zdałem sobie sprawę, że jestem radosny aż do głębi mego
serca, że czuję ogromną miłość do Boga. Czułem lekkość i pokój w moim sercu.
Zupełnie nie byłem na to przygotowany. Nie wiedziałem co się ze mną dzieję.
Chciało mi się krzyczeć z radości, czułem nieodpartą potrzebę modlitwy. Nie
potrafię określić w którym momencie te wszystkie uczucia na mnie spłynęły. Nie
był to akt gwałtowny a raczej delikatny i subtelny a jednak ogromny w swojej
sile. Oszołomiony wyszedłem z kościoła.
Jak się później okazało dostąpiłem łaski Wylania Ducha
Świętego.
Moje życie od tamtej pory zupełnie się zmieniło. W każdej
sekundzie odczuwam ogromną potrzebę modlitwy. Odkryłem na nowo radość z
modlenia się. Przestało to być tylko wymawianie wyuczonych formuł wraz z
wysilonym skupieniem a zaczął to być żywy kontakt z Najwyższym, z Matką
Przenajświętszą. Słowa płyną prosto z mojego serca i dotykają Nieba.
Zacząłem czytać Pismo Święte. Bóg przemawia do mnie przez
karty Nowego Testamentu z niespotykaną do tej pory mocą. Zacząłem rozumieć
teksty które przecież już nie raz czytałem. Słowo Boże przenika serce i jest
jak ziarno rzucone w glebę, żyje we mnie swoim życiem.
Chrystus, żywy Bóg który mnie kocha i któremu na mnie
zależy stał się najważniejszy w moim życiu. Zacząłem odczuwać, że Jezus nie
jest ukryty gdzieś daleko ode mnie ale że jest tu i teraz, że jest ze mną i
przy mnie cały czas. On przyszedł do mnie sam w akcie miłości i wywołał mnie z
„krainy umarłych”. Któż mógłby się oprzeć takiej miłości? Ja nie potrafię…
To z kolei sprawiło, że zacząłem odczuwać ogromny żal za
to że tyle razy w życiu go zawiodłem. Zdałem sobie sprawę z moich grzechów i że
strasznie mnie one poraniły w moim życiu. Dokonałem szczerego rachunku sumienia
i przystąpiłem do spowiedzi generalnej. Wyznałem grzechy do których sam przed
sobą nawet do tej pory nie chciałem się przyznać, od których uciekałem i
udawałem, że ich nie dostrzegam. Nie potrafię opisać ulgi i radości jakie mi ta
spowiedź przyniosła. W końcu jestem wolny. To prawda, że Jezus przynosi
wolność.
Msza święta przestała być dla mnie tylko sekwencją słów i
gestów a stała się najdoskonalszą modlitwą do Boga. Chrystus stał się realny i
żywy w Eucharystii. Prawdziwy Bóg ukryty w kawałku chleba. Z drżeniem serca i
dziękczynieniem przyjmuję Go zawsze teraz w tej postaci. On daje wtedy siłę i
swoją moc by wytrwać w Nim w naszych codziennych trudach.
Adoracja Najświętszego Sakramentu stała się źródłem łask
i siły. Chrystus patrzy wtedy na mnie i przenika moją duszę i serce i
przemienia mnie. Nie muszę nic do niego mówić, tylko w nim trwam. A On patrzy z
miłością.
Od momentu moich drugich „narodzin” minął już rok. Niby
nic się nie zmieniło a wszystko jest inne. Cały czas czuję jak Jezus przemienia
mnie, powoli ale konsekwentnie. Pozwala mi się cieszyć ze służby innym, pozwala
mi dostrzegać innych ludzi i ich potrzeby. Naprawia moje relacje z Bogiem,
innymi ludźmi i ze mną samym. On dał mi między innymi moc i odwagę by pogodzić
się z moim szwagrem, z którym nie rozmawiałem od przeszło 5 lat. Czuję się
wewnętrznie zintegrowany, scalony, scharmonizowany. Nie noszę w sobie już
bliżej nieokreślonego żalu, smutku które „od zawsze” mi towarzyszyły wcześniej.
Nie mam już w sobie wyniszczającej potrzeby gonienia za czymś bliżej
niesprecyzowanym, nie zamartwiam się na zapas przyszłością. Nawet nie
wiedziałem jak bardzo tego wszystkiego potrzebowałem.
Powierzyłem Chrystusowi swoje życie. Niech Jego wola, nie
moja się dzieje.
Jezus naprawdę żyje ! Tak samo żyje i działa jak dwa
tysiące lat temu. Dla niego czas nie istnieje.
Jedyne o co się modlę, to o dar Ducha Świętego, by mnie
prowadził do Chrystusa bezpiecznie i dał mi wystarczająco siły bym wytrwał na
tej drodze.
W końcu czuję pokój w moim sercu.
To jest niesamowite jak Psalm 30 w pełni oddaje moje
uczucia. Niech więc on posłuży jako cytat zamykający moje świadectwo.
Chwała
Panu !
Marek
Ps 30 (29), 2 i 4.
5-6ab. 11 i 12a i 13b (R.: 2a)
Sławię Cię, Panie, bo
mnie wybawiłeś.
Sławię Cię, Panie, bo mnie
wybawiłeś
i nie pozwoliłeś mym wrogom naśmiewać się ze mnie.
Panie, mój Boże, z krainy umarłych wywołałeś moją duszę
i ocaliłeś mi życie spośród schodzących do grobu.
i nie pozwoliłeś mym wrogom naśmiewać się ze mnie.
Panie, mój Boże, z krainy umarłych wywołałeś moją duszę
i ocaliłeś mi życie spośród schodzących do grobu.
Sławię Cię, Panie, bo
mnie wybawiłeś.
Śpiewajcie psalm wszyscy
miłujący Pana
i pamiętajcie o Jego świętości.
Gniew Jego bowiem trwa tylko przez chwilę,
a Jego łaska przez całe życie.
i pamiętajcie o Jego świętości.
Gniew Jego bowiem trwa tylko przez chwilę,
a Jego łaska przez całe życie.
Sławię Cię, Panie, bo
mnie wybawiłeś.
Wysłuchaj mnie, Panie,
zmiłuj się nade mną,
Panie, bądź moją pomocą.
Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament,
Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki.
Panie, bądź moją pomocą.
Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament,
Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki.
Sławię
Cię, Panie, bo mnie wybawiłeś
Marku
OdpowiedzUsuńPiękne, wzruszające świadectwo. Jak pięknie jest żyć, ale tak żyć jak opowiedziałeś.
Niech Duch św. Cię prowadzi i łaski Najwyższego będą z Tobą.
Szczęść Ci Boże
Tak po prostu, po ludzku zazdroszczę Ci Marku tych głębokich przeżyć, chciałabym czegoś takiego doświadczyć i zaznać spokoju w sercu. Bóg zapłać za Twoje świadectwo.
OdpowiedzUsuńREKOLEKCJE- jest to czas wzajemnego zbliżania się do siebie i zarazem zbliżania się do Pana Boga. Właśnie tu doświadczamy daru wspólnoty, tu widzimy jak ludzie żyją Jezusem, z jaką otwartością modlą się i jak pięknie przeżywają swoją wiarę, tu jest wielka radość i wzajemna życzliwość, czas refleksji, przemiany i wzrostu duchowego.
OdpowiedzUsuńMarku, dziękuję za Twoje świadectwo,wewnętrznego uzdrowienia.
Chwała Panu!
Panie Jezu! Weź Marka za rękę
i przejdź wraz z Markiem, przez Jego życie.Amen