Czasami bywa tak, że myślimy, że tak jak jest- to już powinno być zawsze, albo do momentu dopóki będzie nas dotyczyć…
I tak jak
zaczyna się pracę w jakim dużym znanym przedsiębiorstwie, z ludźmi
wykształconymi, kompetentnymi to się myśli, że tak jest wszędzie….
Ze mną właśnie
tak było. Na początku lat 80tych rozpoczęłam pracę – o karierze nikt nie
myślał. Praca i już. 8 godzin, czasami trzeba było mieć dyżur w niedzielę albo
godzinę dłużej zostać na koniec miesiąca, gdy wykonywało się różne bilanse.
Miałam
wielki zaszczyt rozpocząć pracę zawodową
z ludźmi wykształconymi, ukształtowanymi światopoglądowo, grzecznymi, życzliwymi. W większości byli starsi ode mnie, uczyli
mnie zagadnień technicznych niezbędnych na mym stanowisku pracy, ale też a może
przede wszystkim, kształtowali kulturę pracy dbając niesamowicie o życzliwe,
przyjacielskie stosunku pracy. Chamstwa nie było!
Owszem
mocniejsze słowa padały, ale to nazwijmy w wymagających tego okolicznościach.
I tak
trwało, później „transformacja „ czyli zmiana szyldu i pomału zaczęła się sypać
drużyna, która zadawała szyku i trzymała pion w relacjach i różnych kontaktach
służbowych. Przyszli nowi, wykształceni- po studiach, ale bez doświadczenia… wdrażali
się jedni szybciej, drudzy wolniej, ale wciąż byli to ludzie, którzy
reprezentowali jakąś wiedzę poprzez nabyte studia, szkolenia, ludzie którzy
zaczęli mieć parcie na karierę, na kasę, na popularność.
Styl bycia
powoli się zmieniał, firma zaczynała mieć „młodsze oblicze” bo starsi
pracownicy siłą rzeczy przechodzili na emerytury, bądź na stanowiska z mniejszą
odpowiedzialnością , młodym dano pole do popisu- niech rządzą.
I rządzili a
raczej zarządzali – jak wydawać kasę - zaczęły się masowe szkolenia, najlepiej
wyjazdowe, firma miała dużo własnych ośrodków, więc było w czym wybierać. Pamiętam
takie lata, jak tylko jeden weekend spędzałam w domu a reszta to różne ,
nazwijmy to szkolenia wyjazdowe….
Kadra się szkoliła i … bawiła, bo firmę (
korporacja) stać było na to.
Oczywiście
były takie zdarzenia, które mogły się nie podobać, o wątpliwej jakości, ale
należało o tym nie mówić, aby się nie narażać. To był taki czas dla dużego
rozwoju zawodowego, b. dużej odpowiedzialności i … kasy.
Lubiłam
swoją pracę, lubiłam ludzi z którymi pracowałam, organizowałam nawet prywatne
wyjazdy, najczęściej na Jasną Górę…. miłe panie, ładne ubrane, z dziećmi… sielanka.
Ale jak
wiadomo nadszedł taki czas, że polityka firmy wobec starszych wiekiem i stażem
pracowników uległa radykalnej zmianie…… nie dałam rady odeszłam.
No i co dalej?
Pominę ten czas poszukiwań, różnych pomysłów
zawodowych, bo nie o tym pragnę dać świadectwo…. Tak się złożyło, że otrzymałam
propozycję poprowadzenia firmy obsługującej szpital, duży szpital pod względem
transportu sanitarnego i czystości.
Branża mi nieznana i o sprzątaniu w szpitalach nie
miałam pojęcia - ale podjęłam się.
I szok…. musiałam do tej pracy zrekrutować około 100
pracowników, do typowych prac fizycznych.
I tu
ogarnęło mnie przerażenie - skąd wezmę ludzi do pracy? Na ogłoszenia dane do prasy
i urzędu pracy zaczęli zgłaszać się ludzie….. Jacy ludzie…. i tu moja pycha
poniosła druzgocącą porażkę. Bo do tej pory miałam do czynienia z innymi
ludźmi, wykształconymi, ładnie ubranymi, pięknie wysławiającymi się po polsku a
tu… same ludzkie nieszczęścia….
Nigdy nie
zapomnę mężczyzny który klęknął przede mną błagając o pracę przy segregacji
odpadów- bezdomny, bez adresu zameldowania, głodny…….
Każdy tam
zatrudniony człowiek posiadał na swoim koncie historię na niebywały scenariusz
filmowy, to kumulacja ludzkiej nędzy, grzechu, zagubienia i cierpień,
niewyobrażalnych cierpień. Większość z
tych ludzi bała się o sobie mówić, nie potrafili, może się bali…. Zdarzały się historie na bakier z
prawem, zabierane całe wypłaty przez
komorników, zapłakane samotne matki bez wynagrodzenia…. Coraz częściej zdarzały
się mi takie dni, że z budynku nie potrafiłam wyjść, nie wiedziałam gdzie
znajduje się brama. Tu zobaczyłam pierwszy raz tyle bezradności i … godzenia
się z tym nieszczęściem. Tu też zobaczyłam jak ja niewiele potrafię, jak
niewiele mogę tym ludziom dać. Przychodzili, opowiadali o swoim życiu,
pożyczali pieniądze – raczej nie oddawali – nie mieli z czego, często uciekali w
alkohol, młodsi w narkotyki…. Ludzie kategorii B.- tak o sobie mówili…..
Tam dopiero
zobaczyłam jak przez ponad 20 lat pracy w komfortowych warunkach na „wyżynach „
jestem wypaczona, przez tyle lat nie spostrzegałam takich ludzi, nie miałam z
takimi ludźmi do czynienia. Owszem żebrzącym zawsze dawałam, ale już tym o
których mówiono ”menele czy trole” już nie…. A ja tam miałam do pracy takich
ludzi…..
Trudna była
to praca, ciągle coś ginęło, czegoś brakowało, coś się psuło… albo po wypłacie
jedna trzecia nie przychodziła do pracy…. Ciężko było, bo chciałam ich
traktować poważnie, aby wykazali się jakąś dozą odpowiedzialności, ale w większości
nie dało się. To nie ich wina, później przychodzili potulni, przepraszali,
prosili o kolejną szansę – dawałam- bo tam do pracy przychodzili właśnie tacy,
problemowi ludzie, a zresztą za te pieniądze, które ta firma oferowała im za
pracę – to aż dziwne że w ogóle byli chętni….
Oni w
większość bardzo pragnęli rozmowy, a ja nie mogłam za bardzo poświęcać im
czasu, to była ciężka praca…..
Ludzie
pozostawieni samym sobie, pogardzani, wyśmiewani za swoją odmienność, może i
nieudolność, niektórzy niezbyt bystrzy, zamknięci w sobie, smutni, zaniedbani.
Nikomu niepotrzebni, ot ma wykonać to czy owo. Tylko nieliczni z personelu
szpitala traktowali ich po ludzku. Byli tacy onieśmieleni jak zwracało się do
nich per pan , pani. Pragnęli bliskości drugiego człowieka, wysłuchania,
zrozumienia – zrozumienia- nie oceniania .
To tam
zrozumiałam jak płytka jest granica między bycie prezesem, dyrektorem a
menelem… bardziej identyfikowałam się wtedy właśnie z tymi biednymi ludźmi, niż
z jakimś innym stanowiskiem - bo jak wiadomo dyrektor, czy prezes to nie zawód…
dziś jest- jutro nie ma .
Pracowali
byli dyrektorzy, czy inni dawni właściciele, którzy wszystko w różnych
okolicznościach stracili - ludzie bardzo osamotnieni, opuszczenie przez rodziny
– bo jak mówili – dopóki była kasa - było i zainteresowanie i miłowanie. A w
upadku zostali sami. Nie chcieli słuchać o Bogu, uważali że o nich zapomniał,
tracili wiarę…. A ja wtedy widziałam jak bardzo jestem do nich podobna w swojej
nędzy, jak jestem bezbronna i bezradna, nie potrafiłam ich motywować do walki o
samych siebie – z czasem okazało się, że ja sama potrzebuję pomocy, wsparcia.
Pytali „ a
gdzie był Bóg jak to czy tamto działo się w moim życiu ?”- pytania bez
odpowiedzi - chleb daje rogi- bieda- nogi jak mówili . I tam zobaczyłam, że to
powiedzenie jest prawdziwe.
Inny świat,
wcale nie daleko - bo obok nas, bieda materialna, bieda duchowa. Jak sobie z
tym radzimy? Czy nadal udajemy, że problemu nie ma ?
Pomoc
Państwa? Ludzie – to bzdura i nadal mydlenie oczu społeczeństwu. Strażnicy
miejscy, którzy na co dzień mają do czynienia z takim ludzkim nieszczęściem
wiedzą najlepiej, że nikt nie chce być bezdomnym, bezwartościowym - to slogan,
który został wbity w społeczeństwo, że większość odrzuca pomoc, bo woli tak żyć
– krzyczę – to NIEPRAWDA! Każdy człowiek ma prawo do godnego życia, ma prawo do
miłości i poszanowania.
Nie odwracaj
wzroku ze wstrętem od „trolla czy menela” – to nadal człowiek, to nadal Boże
dziecko- to SACRUM.
Odeszłam -
kontrakt się skończył - nie chciałam przedłużenia, nie dałabym rady fizycznie
dłużej ciągnąć.
Dziś z perspektywy
czasu bardzo dziękuję Panu Bogu za to doświadczenie, bo w gruncie rzeczy my
wszyscy jesteśmy tacy pogubieni, poranieni, uciekający czasami w jakieś używki,
takie życie bez Boga, bez wiary, bez nadziei….
Jeszcze
jedno wspomnienie z tamtego czasu – zatrudniłam pana w średnim wieku jako
pomocnika sanitariusza i po kilku dniach zauważyłam, że siedzi w swoim
samochodzie - takie duże kombi osobowe - i nie odjeżdża… i siedzi tak już kilka
godzin po dyżurze. W końcu dowiedziałam się, że ten człowiek mieszka w tym
aucie, a nie odjeżdża bo nie ma gdzie i bak pusty….
To wtedy zaczęłam z Panem Bogiem targowanie
się……
Panie Boże bądź
uwielbiony za wszystkie działania w moim życiu…. Chwała Ci Panię.
28.01.2017
EKS
EKS
Elu,
OdpowiedzUsuńDziękuję za Twoje świadectwo. Jest mi bardzo bliskie. W mojej pracy, która związana jest z poznawaniem różnych firm i osób doświadczam również wielu kontrastów. Jednego dnia jestem w salonie ekskluzywnych samochodów, gdzie błysk lakieru i ilość zer w cenie powoduje zawrót głowy, po czym tego samego dnia jestem na szpitalnym oddziale i pokazują mi sprzęt podtrzymujący życie chorych noworodków, którym właściwie już nikt nie daje szansy.Widzę ludzi z zachwytem spoglądających na piękne auta i widzę rodziców patrzących na swoje umierające nowonarodzone dzieci.Odbieram to jako wielką lekcję pokory od Pana Boga i bardzo mu za to dziękuję.
Basia
Dziekuje za swiadectwo.Daje duzo do przemyslenia.
OdpowiedzUsuń