Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

6.01.2017

„upadli na twarz i oddali Mu pokłon” (Mt 2, 11).

  Uroczystość Objawienia Pańskiego, którą dziś celebrujemy stanowi doskonałą ilustrację dla źródła i prawdziwego celu chrześcijańskiego życia, a jednocześnie wskazuje na jego najwyższy cel. Jak każda epifania, jest ono świętem głęboko eucharystycznym, ponieważ podobnie jak Eucharystia jest „źródłem i szczytem życia i misji Kościoła” (LG 11), tak Słowo Boże, którym posiłkują się w dzisiejszej perykopie ewangelicznej arcykapłani i uczeni w Piśmie jest punktem wyjścia, zaś głęboka adoracja Dzieciątka i uznanie w Nim Zbawiciela przez pogańskich Mędrców, wskazują na ostateczny cel każdego człowieka, gdyż jak napisał św. Paweł w Liście do Rzymian: „Nie ma już różnicy między Żydem a Grekiem. Jeden jest bowiem Pan wszystkich. On to rozdziela swe bogactwa wszystkim, którzy Go wzywają. Albowiem każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (Rz 10, 12-13).


  Warto zatem odwrócić perspektywę i pozostając wiernym Ewangelii św. Mateusza, który opisuje nam wędrówkę pogańskich Mędrców ze Wschodu w poszukiwaniu Mesjasza, dostrzec realizację wielkiego, Bożego planu zbawienia, w którym inicjatywa „leży” dosłownie po tronie stronie Boga, w żłóbku, w Dziecięciu promieniującym nieustającym światłem Bożej Miłości na cały świat, jak pisał św. Jan w swoim Prologu:

„Była światłość prawdziwa,

która oświeca każdego człowieka,

gdy na świat przychodzi.

Na świecie było [Słowo],

a świat stał się przez Nie,

lecz świat Go nie poznał.

Przyszło do swojej własności,

a swoi Go nie przyjęli.

Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli,

dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi,

tym, którzy wierzą w imię Jego -

którzy ani z krwi,

ani z żądzy ciała,

ani z woli męża,

ale z Boga się narodzili” (J 1, 9-13).


  Dzisiejsza perykopa jest zatem opowieścią o nowym Exodusie: wyjściu Mędrców z ciemności grzechu reprezentowanego przez Heroda – fałszywego króla, i oddanie przez nich pokłonu prawdziwemu Królowi – Światłości świata, na którego wskazuje światło gwiazdy – dzieła rąk Jego Ojca (por Ps 8, 4), która przecież, jak wszelkie inne stworzenie, powstała, dla Jezusa, gdyż:

„On jest obrazem Boga niewidzialnego -

Pierworodnym wobec każdego stworzenia,

bo w Nim zostało wszystko stworzone:

i to, co w niebiosach, i to, co na ziemi,

byty widzialne i niewidzialne,

czy Trony, czy Panowania, czy Zwierzchności, czy Władze.

Wszystko przez Niego i dla Niego5 zostało stworzone.

On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie” (Kol 1, 15-17).

  Ten odwieczny Logos, którego opisuje św. Paweł, stał się prawdziwym człowiekiem, przyjmując na siebie całą konkretność naszego losu, zawartego w granicach czasu i przestrzeni, która jednocześnie staje się niejako powierniczką Bożych obietnic: „Gdy zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda” (Mt 2, 1). Jest miejsce: mała mieścina, położona 8 km od Jerozolimy, niewiele znacząca dla Żydów, rzadko wspominana, która jednak była miejscem namaszczenia Dawida na króla przez proroka Natana (por. 1 Sm 16, 1-13). Betlejem jest przy tym symbolem wywyższonej pokory, o której śpiewała Maryja w swym Magnificat, stanowiąc istotny element Dobrej Nowiny głoszonej przez aniołów pasterzom: „Nie bójcie się! (gr. Me phobeisthe) Oto zwiastuję wam radość wielką (gr. charan megalen), która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan” (Łk 2, 10-11). Jest również czas: okres panowania króla Heroda, który żył w latach 73 lub 72 p.n.e. – 4 p.n.e., zaś od 37 p.n.e. do swojej śmierci był, z łaski Rzymu, królem Judei.  Był to mroczny czas ciężkiej okupacji ze strony Rzymu i nie mniej uciążliwej tyranii podległego Imperium, popadającego w coraz głębsze szaleństwo satrapy.

„Mędrcy ze Wschodu przybyli do Jerozolimy  i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu pokłon»” (Mt 2, 2).

  Podobnie jak w opowieści św. Łukasza aniołowie do Dzieciątka zaprowadzili pasterzy i sam ten wybór adresatów ich orędzia jest niezwykły, zważywszy na powszechny ostracyzm i pogardę, jakie otaczały tę grupę społeczną ze względu na ich niereligijny i często niemoralny tryb życia, tak św. Mateusz wskazuje nam na nie mniej kontrowersyjną z punktu widzenia ortodoksyjnych Żydów grupę ludzi: pogańskich „Mędrców ze Wschodu” (gr. Magoi apo anatolon). Powszechnie uważa się, że byli to kapłani – uczeni, którzy doradzali królom, studiowali prawa przyrody, lecz również zajmowali się astrologią i wróżbiarstwem, które były zabronione przez Boga Izraela. Przykład takiej działalności znajdujemy w księdze Daniela:  „W drugim roku swego panowania Nabuchodonozor miał sny; ducha jego ogarnął niepokój i nie mógł spać. Rozkazał więc przywołać wykładaczy snów, wróżbitów, czarnoksiężników i Chaldejczyków, by powiedzieli królowi, jakie miał sny” (Dn 2, 1-2). Tymczasem w Księdze Kapłańskiej Bóg jednoznacznie zabrania tego, co stanowi pogwałcenie pierwszego Przykazania: „Nie będziecie się zwracać do wywołujących duchy ani do wróżbitów. Nie będziecie zasięgać ich rady, aby nie splugawić się przez nich. Ja jestem Pan, Bóg wasz!” (Kpł 19, 31). Tymczasem właśnie dlatego, że Magowie, kierując się wiedzą astronomiczną interpretowaną teologicznie, chcą odnaleźć i oddać hołd prawdziwemu Mesjaszowi, są w naszej perykopie symbolami nie tylko pogan szczerze poszukujących zbawienia i odnajdujących je w Boskim Dziecięciu, ale również wyrażają prawdę, że nie ma takiego oddalenia od Boga, aby nie był On w stanie oświecić człowieka blaskiem swojej Prawdy, oraz obdarzyć łaską wiary i zbawienia. Wystarczy uczciwie Go szukać i być otwartym na Jego prowadzenie. Ilustracją dla tego tajemniczego procesu, w którym jedni otwierają się na łaskę wiary, inni zaś ją odrzucają, są następstwa mowy św. Pawła na Areopagu: „Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając. Bóg, który stworzył świat i wszystko na nim, On, który jest Panem nieba i ziemi, nie mieszka w świątyniach zbudowanych ręką ludzką i nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jak gdyby czegoś potrzebował, bo sam daje wszystkim życie i oddech, i wszystko” (Dz 17, 23-25). Apostoł nie zatrzymuje się jednak w tym miejscu, lecz wskazuje na Zmartwychwstałego Pana, jako ostateczny sens swego przepowiadania:  „Nie zważając na czasy nieświadomości, wzywa Bóg teraz wszędzie i wszystkich ludzi do nawrócenia, dlatego że wyznaczył dzień, w którym sprawiedliwie będzie sądzić świat przez Człowieka, którego na to przeznaczył, po uwierzytelnieniu Go wobec wszystkich przez wskrzeszenie Go z martwych»” (Dz 17, 30-31). Reakcją na wezwanie Apostoła Narodów do nawrócenia w imię Zmartwychwstałego Chrystusa był pełen wyższości śmiech, czy mniej lub bardziej szczere grzeczne odtrącenie. Jednak znaleźli się i tacy, którzy otworzyli swe serca na łaskę Ducha Świętego:  „Gdy usłyszeli o zmartwychwstaniu, jedni się wyśmiewali, a inni powiedzieli: «Posłuchamy cię o tym innym razem». Tak Paweł ich opuścił. Niektórzy jednak przyłączyli się do niego i uwierzyli. Wśród nich Dionizy Areopagita i kobieta imieniem Damaris, a z nimi inni” (Dz 17, 32-33).

  Podczas gdy pogańscy Magowie należą do tej grupy ludzi, którzy potrafili właściwie odczytać znaki i uwierzyć, że Mesjasz właśnie się narodził, Herod Idumejczyk i  żydowscy mieszkańcy Jerozolimy, którzy posiadali wiedzę niezbędną, by rozpoznać nowo narodzonego Pomazańca Bożego, okazują się od początku Jego nieprzejednanymi wrogami: „Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się (gr. etarachthe, został poruszony), a z nim cała Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz. Ci mu odpowiedzieli: «W Betlejem judzkim, bo tak napisał Prorok:

A ty, Betlejem, ziemio Judy,

nie jesteś zgoła najlichsze spośród głównych miast Judy,

albowiem z ciebie wyjdzie władca,

który będzie pasterzem ludu mego, Izraela».

  Wtedy Herod przywołał potajemnie Mędrców i wypytał ich dokładnie o czas ukazania się gwiazdy. A kierując ich do Betlejem, rzekł: «Udajcie się tam i wypytujcie starannie o Dziecię, a gdy Je znajdziecie, donieście mi, abym i ja mógł pójść i oddać Mu pokłon»” (Mt 2, 3-8).

  Pierwsze, co uderza w postawie Heroda i zrzeszonej z nim Jerozolimy, to przerażenie, czy też poruszenie, jakie wywołało w nich pojawienie się Mędrców. Greckie słowo „etarachthe” występuje w Ewangeliach jeszcze dwa razy. Pierwszy raz podczas widzenia, jakie miał w Świątyni Zachariasz: „Naraz ukazał mu się anioł Pański, stojący po prawej stronie ołtarza kadzenia. Przeraził się (gr. etarachthe) na ten widok Zachariasz i strach (gr. phobos) padł na niego” (Łk 1, 12). W postawie Zachariasza nie ma wiary i poddania woli Bożej, która charakteryzuje bojaźń Bożą, o czym mówi mu sam anioł: „A oto będziesz niemy i nie będziesz mógł mówić aż do dnia, w którym się to stanie, bo nie uwierzyłeś moim słowom, które się spełnią w swoim czasie»” (Łk 1, 20). Podobnie w postawie Heroda i jego popleczników brak prawdziwej wiary, która rodzi pełne nadziei oczekiwanie na przyjście Mesjasza. Król i jego dostojnicy spali, głusi na słowa proroków, a gdy obudzili ich Mędrcy z Orientu, popadli w popłoch.  Drugi kontekst, w którym występuje słowo „etarachthe” jest o wiele bardziej dramatyczny: „To powiedziawszy Jezus doznał głębokiego wzruszenia (gr. etarachthe to pneumati, poruszony został w duchu) i tak oświadczył: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi»” (J 13, 21).  To ciężkie doświadczenie zdrady najbliższej osoby, z którym Pan musiał się zmierzyć, było również wypełnieniem proroctwa zawartego w Psalmie 55:

 „Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel,

z pewnością bym to znosił;

gdybyż przeciw mnie powstawał ten, który mnie nienawidzi,

ukryłbym się przed nim.

Lecz jesteś nim ty, równy ze mną,

przyjaciel, mój zaufany,

z którym żyłem w słodkiej zażyłości,

chodziliśmy po domu Bożym

w orszaku świątecznym” (Ps 55, 13-14).


  Dla Heroda, którego można tu postrzegać jako anty – chrystusa, pojawienie się Mesjasza stanowiło zagrożenie dla jego okrutnego panowania, swoistą zdradę stanu, którą należało jak najszybciej krwawo zdławić w zarodku. W rzeczywistości to on był zdrajcą: narodu, którym rządził i jego mesjańskich oczekiwań stanowiących istotny element tożsamości Żydów jako Narodu Wybranego. Jest on całkowitym przeciwieństwem otwartego na Boże słowo św. Jana Chrzciciela, który powiedział do swoich rodaków: „Potrzeba, by On wzrastał, a ja się umniejszał” (J 3, 30). Paradoksalnie, prawdziwa ciemność panowała w świętym mieście Świątyni Boga, czyli tam, gdzie płonęły ognie ofiar składanych na chwałę Bożą i w sercach arcykapłanów i uczonych w Piśmie, którzy – choć znali Słowo Boże – zamknęli swoje serca na nowość, którą zapowiadali prorocy, zgodnie ze słowami Izajasza:

„Ponieważ ten lud

zbliża się do Mnie tylko w słowach,

i sławi Mnie tylko wargami,

podczas gdy serce jego jest z dala ode Mnie;

ponieważ cześć jego jest dla Mnie tylko

wyuczonym przez ludzi zwyczajem” (Iz 29, 13).


  Zatwardziałość serc, która w naszej dzisiejszej perykopie czyni Żydów, z Herodem na czele, nierozumnymi do tego stopnia, że zdają się oni na pogańską, astrologiczną wiedzę Mędrców odnośnie czasu pojawienia się Mesjasza, ma swoje źródło w braku wiary, o czym świadczą słowa Jezusa skierowane do dwóch uczniów, którzy opuścili Jerozolimę w Niedzielę Zmartwychwstania i udali się do Emaus: „Na to On rzekł do nich: «O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego” (Łk 24, 25-27). Bez autentycznej wiary, nadziei i miłości, które są paschalnym darem Trójcy Przenajświętszej nie ma prawdziwej adoracji i prawdziwego kultu Bożego, dlatego Herod, oddany duszą i ciałem diabłu, ojcu kłamstwa, tak chętnie obiecuje oddać cześć nowo narodzonemu Dziecięciu.

  Nie wiemy na ile Mędrcy dali się omamić Herodowi, istotne jest to, że pozostali wierni swojej misji:  „Oni zaś wysłuchawszy króla, ruszyli w drogę. A oto gwiazda, którą widzieli na Wschodzie, szła przed nimi, aż przyszła i zatrzymała się nad miejscem, gdzie było Dziecię. Gdy ujrzeli (gr. idontes) gwiazdę, bardzo się uradowali (gr. echaresan charan megalen sphodra: uradowali się radością wielką bardzo). Weszli (gr. elthontes) do domu i zobaczyli (gr. eidon) Dziecię z Matką Jego, Maryją; upadli na twarz i oddali Mu pokłon (gr. presontes prokesynesan auto). I otworzywszy swe skarby, ofiarowali Mu dary: złoto, kadzidło i mirrę. A otrzymawszy we śnie nakaz, żeby nie wracali do Heroda, inną drogą udali się do swojej ojczyzny” (Mt 2, 9-12). Wytrwała wędrówka Magów była symbolem wyjścia ludów pogańskich z ciemności grzechu i niewiedzy, pod przewodnictwem samego Pana Boga, który posługuje się różnymi drogami, by doprowadzić nas do jednego celu, naszego Pana Jezusa Chrystusa: „A Pan szedł przed nimi podczas dnia, jako słup obłoku, by ich prowadzić drogą, podczas nocy zaś jako słup ognia, aby im świecić, żeby mogli iść we dnie i w nocy. Nie ustępował sprzed ludu słup obłoku we dnie ani słup ognia w nocy” (Wj 13, 21-22). Mędrcy musieli widzieć gwiazdę, która wyprzedziła ich, lecz – jak pisze Ewangelista – gdy się zatrzymała nad miejscem, w którym przebywał Mesjasz, ujrzeli ją. Najwyraźniej dostrzegli ją w sposób wyjątkowy i to widzenie stało się przyczyną ich wielkiej radości. Takie spojrzenie rodzi wiarę, jak stało się to udziałem św. Jana Apostoła przy pustym grobie Jezusa, w dniu Zmartwychwstania: „Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył (gr. eiden kai epistousen). Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, [które mówi], że On ma powstać z martwych” (J 20, 8-9). Z autentycznego doświadczenia, „zobaczenia” zbawczego działania Boga rodzi się głęboka, nieopisana radość i  wiara, której owocem jest zrozumienie, że w historię naszego życia wpleciona jest w sposób niezwykły historia naszego zbawienia, które Bóg – Pan Historii zaplanował z Miłości do nas i z pewnością doprowadzi – wbrew wysiłkom wszystkich Herodów świata – do takiego końca, jaki On chce. Zaś naturalnym owocem doświadczenia Wszechmocy Bożej jest oddanie czci. Tak właśnie uczynili Mędrcy, którzy weszli do domu zamieszkałego przez świętą Rodzinę, zobaczyli Pana i upadłszy na twarz, oddali Mu pokłon zarezerwowany dla bóstw i możnowładców. Ten sposób postępowania, zwany proskynezą jest charakterystyczny dla uczniów wyznających bóstwo Jezusa, jak w przypadku uciszenia burzy na Morzu Tyberiadzkim: „Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»” (Mt 14, 33), oraz gdy Pan daje się poznać  po swoim chwalebnym Zmartwychwstaniu, kiedy ukazał się najpierw kobietom, które pełne radości wracały do „swoich” po spotkaniu z Aniołami: „Pośpiesznie więc oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością (meta phobou kai charas megales), i biegły oznajmić to Jego uczniom. A oto Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!» One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon (gr. prosekynesan). A Jezus rzekł do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą» (Mt 28, 8-10); a następnie, gdy ukazał się samym Apostołom:  „ A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili” (Mt 28, 17). Co istotne, tu również spotkaniu z Jezusem towarzyszy posłanie, które je niejako dopełnia. Ponadto, właśnie przepowiadając, niektórzy uczniowie wyzbędą się resztek wątpliwości, które niczym cień zalegały dotąd w ich sercach: „Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»” (Mt 28, 18-20).

  Jak się wydaje Mędrcy nie zostali posłani. Być może małe Dziecię kwiliło radośnie na widok dostojnie ubranych gości i niezwykłych, choć dla niego samego mało przydatnych podarków. Maryja raczej milczała i „zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu” (Łk 2, 19), szczęśliwa jak każda mama, gdy chwali się jej pociechę. Zaś pragmatyczny św. Józef z uwagą przyglądał się dziwnym gościom, coraz bardziej dumny i wdzięczny Bogu, że to Jemu przypadł w udziale zaszczyt opiekowania się dwoma najcudowniejszymi Osobami na świecie: Mesjaszem Bożym i Jego Matką.   Na misję głoszenia Ewangelii miał przyjść jeszcze czas. Mędrcy zatem zakończyli swoją zaszczytną misję i złożywszy hołd nowo narodzonemu Mesjaszowi, jako pełnoprawnemu monarsze wręczyli mu dary po czym - posłuszni aniołowi, który podobnie jak św. Józefowi ukazał im się we śnie, a był to chyba jedyny przypadek, w którym ich interpretacja snów nie była sprzeczna z wolą Boga – wrócili do swojej ojczyzny „inną drogą”, aby nie zetknąć się z Herodem i ciemnością, którą emanował. Jednak my, którzy pokłoniliśmy się Światłości świata, uznając w Nim Pana i Boga, musimy podobnie jak Apostołowie – nasi niedościgli nauczyciele wiary – podjąć codzienny trud chrześcijańskiej misji. Ponieważ bycie chrześcijaninem, to bycie posłanym, zaś aby być posłanym, należy – jak pierwsi uczniowie w czytaniach ewangelicznych, które rozważaliśmy w zeszłą środę i czwartek podczas codziennej Eucharystii – pójść za Panem i Go naśladować.

  Czym jest to naśladowanie Jezusa uczy nas św. Jan Paweł II w Encyklice Veritatis Splendor: „Sam Jezus podejmuje tu inicjatywę i wzywa, by iść za Nim. Ta zachęta skierowana jest przede wszystkim do tych, którym powierza On szczególną misję, poczynając od Dwunastu; ale jest też oczywiste, że miano ucznia Chrystusa przysługuje każdemu wierzącemu (por. Dz 6, 1). Dlatego naśladowanie Chrystusa jest pierwotnym i najgłębszym fundamentem chrześcijańskiej moralności: jak lud Izraela szedł za Bogiem, który prowadził go przez pustynię do Ziemi Obiecanej (por. Wj 13, 21), tak uczeń ma iść za Jezusem, ku któremu pociąga go sam Ojciec (por. J 6, 44).

  Naśladowanie to nie polega jedynie na słuchaniu nauki i na posłusznym przyjmowaniu przykazań. Oznacza ono coś bardziej radykalnego: przylgnięcie do osoby samego Jezusa, uczestnictwo w Jego życiu i przeznaczeniu, udział w Jego dobrowolnym i pełnym miłości posłuszeństwie woli Ojca. Naśladując przez wiarę Tego, który jest Mądrością wcieloną, uczeń Jezusa staje się naprawdę uczniem Boga (por. J 6, 45). Jezus bowiem jest światłością świata, światłem życia (por. J 8, 12), jest pasterzem, który prowadzi i karmi owce (por. J 10, 11-16), jest drogą, prawdą i życiem (por. J 14, 6), jest Tym, który prowadzi do Ojca, tak że zobaczyć Jego, Syna, znaczy zobaczyć Ojca (por. J 14, 6-10). Dlatego naśladować Syna, „obraz Boga niewidzialnego” (por. Kol 1, 15), znaczy naśladować Ojca.

  Jezus domaga się, by Go naśladować i iść za Nim drogą miłości, która oddaje się bez reszty braciom dla miłości Boga: „To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem” (J 15, 12). Owo „jak” domaga się naśladowania Jezusa, Jego miłości, której znakiem jest umycie nóg: „Jeżeli więc Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem wam nogi, to i wyście powinni sobie nawzajem umywać nogi. Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 14-15). Postępowanie Jezusa i Jego słowa, Jego czyny i Jego nakazy stanowią moralną regułę życia chrześcijańskiego. Czyny te bowiem, a zwłaszcza Jego męka i śmierć na krzyżu, są żywym objawieniem Jego miłości do Ojca i do ludzi. Jezus żąda, by tę właśnie miłość naśladowali ci, którzy idą za Nim. Jest to „nowe” przykazanie: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali” (J 13, 34-35) (VS 19-20).


Arek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.