Jesteś potrzebny innym. Kliknij na "Dołącz do grona modlących" i poznaj zasady Modlitwy Wstawienniczej. Przemyśl, zapragnij i odpowiedzialnie podejmij posługę modlitewną. Zapraszamy.

__________________________________________

__________________________________________

11.09.2016

„A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu” (Łk 15, 5).

  
  Czytania liturgiczne wybrane przez Kościół święty na XXIV Niedzielę zwykłą wprowadzają nas w tajemnicę Bożego miłosierdzia. Bóg, który, jak czytamy w Księdze Wyjścia, „zaniechał zła, jakie zamierzał zesłać na lud” (Wj 323, 14), w dzisiejszym nauczaniu Jezusa daje się poznać jako Ten, który każdego, pozwalającego Mu się odnaleźć grzesznika „bierze z radością na ramiona  i wraca do domu” (Łk 15, 5-6).

  Piętnasty rozdział Ewangelii św. Łukasza jest swoistym hymnem pochwalnym dla Bożego miłosierdzia. Jezus widzi, że Jego nauczanie zaczyna przynosić pożądane owoce, gdyż: „Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać” (Łk 15, 1). Jednak radość Zbawiciela nie jest pełna, ponieważ faryzeusze i uczeni w Piśmie „szemrają”, nie rozumiejąc, że właśnie na ich oczach realizuje się Boże królowanie, za którym codziennie wzdychają, i o którego nastanie modlą się wszystkie dzieci Abrahama. Ich Bóg zdecydowanie nie jest Bogiem Jezusa. Bóg faryzeuszów i uczonych w Piśmie jest Bogiem Prawa. Kto je przestrzega jest przez Niego nagradzany, wszyscy inni są grzesznikami, wstrętnymi odszczepieńcami, dla których nie ma ratunku. Ponieważ odrzucili Boże Prawo, Bóg odrzucił ich – na tym polega, według znawców Pisma, Boża sprawiedliwość, która niczym pole siłowe chroni świętość Boga przez jakimkolwiek kontaktem z grzechem i grzesznikiem. Z ich perspektywy Bóg Jezusa, który wychodzi z inicjatywą zbawczą, szuka grzesznika, a gdy Go znajdzie nie baczy na zasady czystości rytualnej i wchodzi z nim w relację fizyczną (pasterz bierze zagubioną owcę na ramiona; ojciec rzuca się na szyję niewdzięcznemu, młodszemu synowi) jest nie do przyjęcia. 

  Czyny i słowa Chrystusa, w których Bóg czyni się bliskim, w swojej przebaczającej miłości, każdemu grzesznikowi, zanim ten wykaże skruchę i nawróci się od swojego złego postępowania, ich gorszy. Wolą widzieć w Nim Belzebuba, niż wyrzec się własnego wyobrażenia o Bogu. Jezus kocha faryzeuszów i uczonych w Piśmie nie mniej niż celników i grzeszników, którzy szukają w Nim bliskości Boga. Jego miłosierne serce jest otwarte dla wszystkich ludzi równie szeroko. Problem w tym, że nie wszyscy chcą zaczerpnąć ze zdrojów zbawienia. Nic nie sprawia Synowi Bożemu większego bólu niż upór człowieka, który odmawia przyjęcia daru zbawienia; opór zatwardziałych serc ludzi, który  „ufali sobie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili” (Łk 18, 9). Dlatego, paradoksalnie, najpiękniejsza przypowieść w całym Nowym Testamencie jest odpowiedzią Bożego Miłosierdzia na grzech przeciw Duchowi Świętemu, który polega na konsekwentnym odrzucaniu łaski Zbawienia. Postawę całkowitego odrzucenia przez autorytety religijne nauczania Rabbiego z Nazaretu wyraża symbolicznie wypowiedź: „Ten (gr. Houtos) przyjmuje grzeszników i jada z nimi” (Łk 15, 2). Gardzą oni Panem do tego stopnia, że nigdy nie wypowiadają imienia „Jezus”, o którym św. Piotr, napełniony Duchem świętym powiedział: „I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni” (Dz 4, 12).
   
  Przypowieść o synu marnotrawnym jest tematem rozważania na 4 Niedzielę Wielkiego Postu, do którego lektury serdecznie zapraszam. W tym miejscu chciałbym zająć się aspektem odkupieńczym dzisiejszej Ewangelii. Dotyczy on Bożej perspektywy, z której przypowieści Jezusa stają się bardziej zrozumiałe. Pan, dla zilustrowania nieskończonej głębi Bożego miłosierdzia opowiedział trzy przypowieści. Pierwsza z nich brzmi: „Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła” (Łk 15, 4-6). Pytanie, które Jezus stawia swoim słuchaczom wydaje się być w swojej wymowie retoryczne. Tymczasem niesie ono w sobie trudną do zaakceptowania przez faryzeuszy i uczonych w Piśmie nowość. Sam fakt, że jej bohaterem jest pasterz, czyli człowiek należący do pogardzanej przez „porządnych” Żydów profesji, mógł budzić niesmak. Poza tym, pozostawienie na pustyni całego stada dla ratowania jednej, zagubionej owcy, wcale nie było takie oczywiste. Wprawdzie pasterze wypasali swoje stada grupowo, ale Jezus nie mówi, że owce zostały powierzone opiece innych pasterzy. A nawet jeśli tak było, to nie znaczy, że były one równie bezpieczne jak pod opieką „swojego” pasterza. Pamiętamy słowa Zbawiciela o Dobrym Pasterzu: „Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych” (J 10, 2). Tym bardziej, że nie wszyscy pasterze byli uczciwi: „Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; dlatego, że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach” (J 10, 11-13). Niebezpieczeństwo dla pozostałych owiec jest tym większe, że pasterz pozostawia je bez swojej opieki, aż odnajdzie zagubioną. Zatem słuchacz Jezusa mógłby zaprotestować, że z czysto ludzkiego punktu widzenia nikt nie podejmuje podobnego ryzyka. Tymczasem z Bożej perspektywy jest to jak najbardziej racjonalne, gdyż prawdziwym niebezpieczeństwem nie jest utrata życia doczesnego, ale wiecznego. Dziewięćdziesiąt dziewięć owiec, które Jezus w dalszej części przypowieści utożsamia ze „sprawiedliwymi” jest bezpieczne, według logiki bezpieczeństwa wyrażonej w słowach Pana: „Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę wam, kogo się macie obawiać: bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie! Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli” (Łk 12, 4-7). W kontekście Opatrzności, która jest wyrazem Bożej Wszechmocy przenikającej życie każdego człowieka, Jezus wskazuje na absolutny priorytet życia wiecznego nad doczesnym. Nawet, gdyby dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych miało stracić swoje życie doczesne, to strata ta nie byłaby tak wielka jak utrata życia wiecznego przez jednego grzesznika, ponieważ ci pierwsi będą żyć wiecznie, jak czytamy w księdze Mądrości: „A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju” (Mdr 3, 1-3). W tym sensie możemy odczytać słowa Jezusa wypowiedziane na zakończenie przypowieści o zagubionej owcy: „Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość (gr. chara) z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15, 7), oraz o zagubionej drachmie: „Tak samo, powiadam wam, radość powstaje u aniołów Bożych z jednego grzesznika, który się nawraca” (Łk 15, 10). W żadnym wypadku nie chodzi o to, że nawrócenie grzesznika ma w oczach Bożych większą wartość niż świątobliwe życie sprawiedliwych. Bóg nie dzieli swoich dzieci na lepszych i gorszych; po prostu pragnie On, aby wszyscy ludzie bez wyjątku dostąpili zbawienia, dlatego nawrócenie człowieka, który postępował drogą wiodącą do wiecznego potępienia sprawia Mu tak wielką radość. Tę radość faryzeusze mogli dostrzec na obliczu Jezusa i właśnie ona budziła w nich zgorszenie i nienawiść, podobnie jak wrogość i rozgoryczenie wzbudziło w sercu starszego syna przebaczenie i wspaniałomyślne postępowanie miłosiernego Ojca wobec syna marnotrawnego, który pozwolił ojcu wziąć się w ramiona i przywrócić sobie utraconą godność. Żeby zrozumieć przyczynę radości Odkupiciela należy stać się Jego „przyjacielem” i razem z Nim patrzyć na świat oczyma Boga Ojca. Jest to możliwe dzięki mocy Ducha Świętego, który Jest paschalnym darem Zmartwychwstałego.

  Musimy jednocześnie pamiętać, że radość Boga płynąca z naszego zbawienia ma swoją cenę, jak pisze św. Paweł: „Za [wielką] bowiem cenę zostaliście nabyci” (1 Kor 6, 12). W dzisiejszej przypowieści pasterz, kiedy znajduje owcę „bierze z radością na ramiona i wraca do domu” (Łk 15, 5). W ten symboliczny sposób możemy rozumieć owo „dawanie życia” przez Dobrego Pasterza, w świetle słów proroka Izajasza: „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie” (Iz 53, 4-5). Jezus bierze nas na swoje ramiona, z naszymi krzyżami zbyt ciężkimi od grzechów i niewierności, byśmy sami je udźwignęli, i niesie do domu Ojca. Po drodze daje się przybić do krzyża naszych win, gdyż ceną za nasze życie wieczne jest Jego śmierć doczesna. I chociaż umarł raz, dwa tysiące lat temu, to Jego ofiara uobecnia się podczas każdej Eucharystii, a dokładnie w momencie przeistoczenia, kiedy chleb staje się ciałem, a wino krwią Chrystusa.

  Bóg Ojciec zaprasza nas wszystkich, którzy stanowimy mistyczne ciało Jego Syna do uczestnictwa w tej radości. To coś dużo więcej niż bierne korzystanie z dobrodziejstw bycia zbawionym; do wylegiwania się po śmierci na „niebieskich pastwiskach”. Bycie zbawionym to dynamiczny proces, polegający na uczestniczeniu w życiu Trójcy Przenajświętszej. A to oznacza, tu na Ziemi, partycypowanie – jako Ciało mistyczne Chrystusa – w Jego odkupieńczej misji. W tym sensie św. Paweł mówił: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony w moim ciele dopełniam braki udręk Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1, 24). Cierpienia na tym świecie z pewnością nie unikniemy, mamy jednak to szczęście, że przyjmując je w jedności z Chrystusem, możemy partycypować w Jego odkupieńczej męce, która jest wyrazem nieskończonej miłości Boga. W swojej niezgłębionej mądrości Bóg wybiera z pośród nas osoby, które naznacza stygmatami, znakami swojej męki. Stają się one przez to żywymi symbolami przymierza, jakie Bóg zawarł z ludzkością we krwi swojego Syna. Święci mistycy Kościoła, jak Św. Ojciec Pio, św. Gemma Galgani, ale również Natuzza Evolo czy Marta Robin, którzy doświadczyli z miłości do Jezusa wielu niewyobrażalnych dla nas cierpień, powtarzali, że to współcierpienie ze Zbawicielem dla dobra dusz było dla nich źródłem prawdziwej radości. O tej tajemniczej relacji cierpienia i radości mówił ojciec św. Jan Paweł II na środowej audiencji generalnej, 2 kwietnia 1890 roku: „Czcigodny Zbawiciel, przybity do krzyża, ofiarowany w opuszczeniu i bólu za zbawienie świata, dowodzi nam bardziej niż jakikolwiek argument, jak cenne jest cierpienie przed obliczem Boga. Z niego, przyjętego z rąk Opatrzności, zawsze wypływa ogromne bogactwo duchowe. I w ten sposób ból staje się radością, pocieszeniem, odkupieniem”. Bożą naukę odnośnie wartości zbawczej cierpienia przekazał nam Ojciec Pio, który w następujących słowach przytoczył w jednym ze swoich listów orędzie Jezusa: „Nie bój się, sprawię, że będziesz cierpiał, ale dam ci także siłę do znoszenia cierpienia. […] Pragnę, aby twoja dusza była oczyszczona i doświadczona codziennym i ukrytym męczeństwem. Nie przerażaj się, jeśli pozwalam na to, aby Szatan cię gnębił, aby świat napełniał cię wstrętem, aby najbliżsi dręczyli cię, ponieważ nikt nie zwycięży tych, którzy jęczą pod krzyżem z miłości do Mnie, a których ochrony podjąłem się. Ileż razy […] opuściłbyś mnie, mój synu, gdybym cię nie przybił do krzyża? Pod krzyżem człowiek uczy się miłości, a ja nie obdarzam nim wszystkich ludzi, a tylko dusze, które są mi najdroższe” (Ból staje się radością, s. 215).
                                                        Arek 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz być osobą anonimową odpowiadając na wpis, kliknij na: "Komentarz jako", wybierz "nazwa/adres URL" i wpisz swoje imię. To jest również, taka prośba z naszej strony.