Perykopa ewangeliczna proponowana nam przez Kościół na XII Niedzielę, można określić jako ewangelię drogi, której celem jest autentyczne poznanie Pana Jezusa. Punktem wyjścia jest opinia, jaką na temat Nauczyciela z Nazaretu mają jego rodacy – akt jak najbardziej intelektualny, poznawczy. Jednak cel drogi staje się wydarzeniem egzystencjalnym: Jezusa można autentycznie poznać tylko i wyłącznie żyjąc Jego życiem, jednocząc się z Nim poprzez odczytanie tego, co niesie nam codzienność według logiki krzyża i podejmując wyzwanie, jakim jest trwanie w samotności codziennego umierania dla własnego grzechu i życia dla Chrystusa. On bowiem, umierając razem z nami, tę naszą ofiarę uświęca i objawia swoje prawdziwe oblicze, jak głosi piękna pieśń, którą często śpiewamy podczas Eucharystii: W krzyżu cierpienie, w krzyżu zbawienie, W krzyżu miłości nauka. Kto Ciebie, Boże, raz pojąć może, Ten nic nie pragnie, ni szuka”.
Dzisiejsza Ewangelia jest osadzona w
kontekście istotnych wydarzeń, które miały miejsce wcześniej i stanowi ich
zwieńczenie. W ósmym rozdziale św. Łukasz opisuje niezwykłe dzieła dokonane
przez Jezusa: cud uśmierzenia burzy na jeziorze Genezaret, wypędzenie Legionu z
opętanego, uzdrowienie kobiety od 12 lat chorującej na krwotok i wskrzeszenie
córki Jaira (por. Łk 8, 22-56). Dziewiąty rozdział otwiera się posłaniem
uczniów: „Wtedy zwołał Dwunastu, dał im moc i władzę
(edoken autois dynamin kai exousian) nad wszystkimi złymi duchami i władzę
leczenia chorób. I wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych”
(Łk 9, 1-2). To „udzielenie” przez Jezusa uczniom mocy i przyobleczenie ich w
autorytet, który otrzymał od Ojca w Duchu Świętym, jest włączeniem ich w Jego
zbawczą misję, której zewnętrznym wyrazem jest głoszenie królestwa Bożego. Jest
to również antycypacja i zwiastun posłania, które Apostołowie i Maryja, a w ich
osobach cały Kościół święty, otrzymają w dniu Pięćdziesiątnicy.
Uzdrowicielska działalność Jezusa i Jego uczniów
głoszących rychłe nastanie Bożego królowania na Ziemi nie pozostała bez echa
wśród władz: „O wszystkich tych wydarzeniach usłyszał również tetrarcha
Herod i był zaniepokojony. Niektórzy bowiem mówili, że Jan powstał z
martwych; inni, że Eliasz się zjawił; jeszcze inni, że któryś z
dawnych proroków zmartwychwstał. Lecz Herod mówił: «Jana ja ściąć kazałem.
Któż więc jest Ten, o którym takie rzeczy słyszę?» I chciał Go zobaczyć” (Łk 9,
7-9). Herod Antypas, podobnie jak jego ojciec poczuł zaniepokojenie wieściami o
wypełnieniu się Bożych obietnic i przyjściu na świat oczekiwanego króla: „Gdy
zaś Jezus narodził się w Betlejem w Judei za panowania króla Heroda, oto Mędrcy
ze Wschodu przybyli do Jerozolimy i pytali: «Gdzie jest nowo narodzony król
żydowski? Ujrzeliśmy bowiem jego gwiazdę na Wschodzie i przybyliśmy oddać mu
pokłon». Skoro to usłyszał król Herod, przeraził się, a z nim cała
Jerozolima. Zebrał więc wszystkich arcykapłanów i uczonych ludu i wypytywał
ich, gdzie ma się narodzić Mesjasz” (Mt 2, 1-4). Odpowiedzią obu władców na
znaki Bożego działania w historii była przemoc i przelanie krwi niewinnych:
Herod kazał w Betlejem wymordować chłopców do lat dwóch, natomiast z rozkazu
jego syna, Antypasa, został ścięty Jan Chrzciciel. Zdaje się tu zachodzić pewna
prawidłowość: gdy Pan Bóg w sposób szczególny wchodzi w historię ludzkości,
nasilają się ataki sił ciemności. W szczególny sposób prawda ta objawiła się w
męce i śmierci naszego Zbawiciela. Niezwykłe okrucieństwo z jakim obeszli się z
Jezusem żydzi, oraz rzymskie władze okupacyjne, nawet jak na ówczesne surowe
prawo, wyraża całą nienawiść diabła do Boga. Ten, który od początku jest
zabójcą, zawsze ucieka się do przemocy, posługując się ludźmi, którzy mają go
za ojca. Niesłychana intensyfikacja przemocy wobec wyznawców Chrystusa, której
towarzyszy skandaliczna obojętność chrześcijańskiego świata, musi być odczytana
właśnie w świetle zbawczej męki Pana i szaleństwa nienawiści złego, który jest
„świadom, że mało ma czasu” (Ap 12, 12).
Powrót uczniów z ich pierwszej misji
ewangelizacyjnej jest opisany przez św. Łukasza dość lakonicznie: „Gdy
Apostołowie wrócili, opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali. Wtedy wziął ich z
sobą i udał się osobno w okolicę miasta, zwanego Betsaidą. Lecz
tłumy dowiedziały się o tym i poszły za Nim. On je przyjął i mówił im o
królestwie Bożym, a tych, którzy leczenia potrzebowali, uzdrawiał” (Łk 9,
10-11). Według św. Marka decyzja Jezusa podyktowana została jego troską o
uczniów: „Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co
zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno
na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!». Tak wielu bowiem przychodziło i
odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na
miejsce pustynne, osobno” (Mk 6, 30-32). Niewątpliwie tak było w
istocie, uderza jednak fakt, że Jezus zdaje się odsuwać rozentuzjazmowanych
uczniów od tłumu, aby odpoczęli oraz być może ochłonęli i sam podejmuje
głoszenie królestwa Bożego, dokonując uzdrowień. Z pewnością Pan pozostawił
uczniom dar uzdrawiania i wypędzania złych duchów, o czym świadczy następujący
fragment z Ewangelii św. Mateusza, opisujący wypędzenie przez Jezusa z
epileptyka: „Wtedy uczniowie zbliżyli się do Jezusa na osobności i pytali:
«Dlaczego my nie mogliśmy go wypędzić?» On zaś im rzekł: «Z powodu małej wiary
waszej” (Mt 17, 19). Jednocześnie widzimy, że uczniowie nie byli jeszcze gotowi
do właściwego wypełniania swojego apostolskiego powołania i być może to również
było przyczyną „odsunięcia” ich od czynnego głoszenia Dobrej Nowiny.
Następnie Jezus dokonał pierwszego cudownego
rozmnożenia chleba, które było aktem wybitnie mesjańskim. Święty Łukasz
rozpoczyna opowieść o tym znaku od swoistej prowokacji Pana wobec uczniów,
którzy właściwie nie rozumieją kim jest ich Nauczyciel: „Dzień począł się
chylić ku wieczorowi. Wtedy przystąpiło do Niego Dwunastu mówiąc: «Odpraw tłum;
niech idą do okolicznych wsi i zagród, gdzie znajdą schronienie i żywność, bo
jesteśmy tu na pustkowiu». Lecz On rzekł do nich: «Wy dajcie im jeść!» Oni
odpowiedzieli: «Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby; chyba że pójdziemy i
nakupimy żywności dla wszystkich tych ludzi»” (Łk 9, 12-13). Apostołowie
myśleli po ludzku, zdawałoby się racjonalnie, przez co ich pomysły paradoksalnie
były niedorzeczne: trudno sobie bowiem wyobrazić, że co najmniej
pięciotysięczny tłum (tylu było mężczyzn, którym mogły towarzyszyć rodziny)
znajdzie wieczorem pożywienie i schronienie, albo że uczniom uda się zakupić
późną porą, w krótkim czasie, wystarczająca ilość jedzenia dla tak wielkiego
tłumu. Podobnie jak w opisanym przypadku nieudanego egzorcyzmu, okazali się oni
całkowicie bezradni właśnie dlatego, że nie było w nich wiary w boską moc
Jezusa, mimo że nie tylko widzieli Jego znaki, ale sami jej doświadczyli, kiedy
czynili cuda w Jego imię. Jednak to właśnie doświadczenie swojej bezradności
wobec trudnych sytuacji życiowych może stać się punktem wyjścia do otwarcia się
na dar wiary w bóstwo Jezusa, ponieważ uczy pokory, a bez niej nie można postępować
w wierze. Tym bardziej, że Jezus w historii cudownego rozmnożenia chleba
zaprasza uczniów, a zatem również każdego z nas według powołania, które nam
dał, do uczestnictwa w Jego zbawczym działaniu wobec świata: „A On wziął
te pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo i odmówiwszy nad nimi
błogosławieństwo, połamał i dawał uczniom, by podawali ludowi”
(Łk 9, 16). Chociaż Chrystus jest dawcą chleba symbolizującego pokarm na życie
wieczne, to pragnie go rozdawać za pośrednictwem swojego Kościoła.
W pewnym czasie po tych wydarzeniach miał
miejsce dialog Pana Jezusa z uczniami, w którym Zbawiciel postanowił
skonfrontować się z opinią uczniów na swój temat. Wprowadzenie jakie czyni św.
Łukasz jest bardzo ważne: „Gdy raz modlił się na osobności, a byli z Nim
uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem” (Łk 9, 18). Modlitwa w samotności
poprzedzała w ziemskim życiu Chrystusa najważniejsze i najtrudniejsze
wydarzenia. Całonocna modlitwa poprzedzała powołanie Dwunastu: „W tym czasie
Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na modlitwie do Boga.
Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu,
których też nazwał apostołami” (Łk 6, 12-13). Oczywiście najważniejszym
momentem było niewątpliwie konanie w Ogrójcu, poprzedzające Jego zbawczą mękę.
Pan poprosił wówczas uczniów, aby czuwali w pobliżu, a jednocześnie modlił się
i cierpiał w samotności (por. Łk 22, 39-46). Również w naszej dzisiejszej
perykopie św. Łukasz podkreśla samotność Pana, pomimo obecności uczniów. Jezus
modlił się samotnie (gr. monas), chociaż uczniowie byli z Nim. Oczywiście
relacja łącząca Go z Ojcem była wyjątkowa i Pan potrzebował intymnej rozmowy,
trwania w jedności z Nim, lecz ta samotność wśród uczniów jest również
konsekwencją niezrozumienia, jakie cechowało ich stosunek do Mistrza, aż
do czasu, gdy jako Zmartwychwstały stanął wśród nich, a i wówczas niektórzy z
nich powątpiewali (por. Mt 28, 18). To niezrozumienie Kim był ich Nauczyciel
rodziło nieufność i lęk. W Ewangelii św. Marka, znajduje się epizod, który
doskonale ilustruje ten nie do końca szczery stosunek uczniów do Jezusa: „Tak
przyszli do Kafarnaum. Gdy był w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście
w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o
to, kto z nich jest największy” (Mk 9, 33-34).
Po skończonej modlitwie Jezus „zwrócił się do
nich z zapytaniem: «Za kogo uważają Mnie tłumy?» Oni odpowiedzieli: «Za Jana
Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków
zmartwychwstał». Zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Piotr odpowiedział:
«Za Mesjasza Bożego»” (Łk 9, 18-20). Pierwsze pytanie Pana było dość oczywiste
i łatwe. Odpowiedź uczniów stanowiła niemalże dokładne powtórzenie cytowanych
wyżej poglądów tłumu: tajemniczy Nauczyciel z Nazaretu to Jan Chrzciciel,
Eliasz lub jakiś inny, dawny prorok. W ówczesnym Izraelu oczekiwania
mesjańskie były bardzo silne, mimo to tłumy widziały w Jezusie proroka
posłanego, lub wskrzeszonego przez Boga, nie zaś mesjasza. Wprawdzie w Ewangelii
św. Jana, po cudownym rozmnożeniu chleba lud chciał obwołać Go królem, ale
także widział w Nim proroka: „A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił
Jezus, mówili: «Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat».
Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam
usunął się znów na górę” (J 6, 14-15). Tu również potwierdza się zasada, ze gdy
Jezus nie zgadzał się z postawą otaczających Go ludzi „usuwał się” i szukał
samotności, zostawiając ich samych z ich poglądami. To jest ważna reguła
również w naszym życiu duchowym. Jeżeli zamiast szukać opartej na pokornym
otwarciu na Boże objawienie jedności z Chrystusem, etykietujemy Go i chcemy
niejako uczynić Go na miarę naszych potrzeb i oczekiwań, wcześniej czy później
doświadczamy samotności, za którą błędnie winimy nie siebie, lecz Pana Boga.
Drugie pytanie Jezusa było dużo trudniejsze,
ponieważ dotyczyło każdego z uczniów osobiście. Wystarczająco dobrze
znali oni Mistrza, aby wiedzieć, że – jak to ujął św. Jan – „wszystkich znał i
nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co w
człowieku się kryje” (J 2, 24-25). Jezus dysponował doskonałą zdolnością
czytania w ludzkich sercach, którego to daru użyczał w historii Kościoła
świętym mistykom, jak ojciec Pio. Znamienny jest w tym świetle fakt, że
uczniowie nie wypowiedzieli się indywidualnie, lecz uczynił to Piotr w imieniu
ich wszystkich. Jezus nie mógł być, z oczywistych względów zmartwychwstałym
Janem Chrzcicielem, ani posłanym z nieba Eliaszem, czy innym prorokiem. Ci
którzy znali Go choć trochę musieli wiedzieć przynajmniej tyle, że przez
ostatnie trzydzieści lat swojego życia mieszkał w Nazarecie, że Jego ojcem był
cieśla Józef a Matka, która nazywa się Maryja, co jakiś czas spotyka się
z Nim, jak miało to miejsce choćby podczas wesela w Kanie; że ma On kuzynów i
ciotki, które również chodzą za Nim. Skoro zaś nie był prorokiem, a otrzymał od
Boga moc czynienia cudów, wobec których bledną dokonania proroków, a nawet
samego Mojżesza, to musiał być Mesjaszem posłanym, aby wyzwolić Izraela i
postawić go nad wszystkimi narodami na ziemi. I to właśnie wyznał Piotr,
mówiąc: „Za Mesjasza Bożego (gr. Ton Christon tou Theou)”. Skąd więc wzięła się
stanowcza reakcja Jezusa: „Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby
nikomu o tym nie mówili” (Łk 9, 21)? Prawdopodobnie chodziło o to, że Piotr
owszem, wierzył, że Jezus jest Chrystusem, lecz takim, jakiego oczekiwali
współcześni Mu żydzi: niezwyciężonym, bożym wojownikiem, który zbrojnie wyzwoli
naród wybrany z rzymskiej niewoli, krwią okupanta zmywając upokorzenia, jakich
doznali oni sami i Najwyższy w swojej świątyni. Egzegeci dopatrują się
prawdziwości tej tezy w fakcie, że św. Łukasz posługuje się rodzajnikiem
określonym (ton), który wskazuje, że chodzi o „tego” Mesjasza, to znaczy
takiego, jakim znali i oczekiwali Go Izraelici – Mesjasza na wzór ich
wyobrażeń. Kiedy aniołowie zwiastowali narodzenie Jezusa pasterzom powiedzieli:
„dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan
(gr. Christos Kyrios)” (Łk 2, 11), natomiast św. Marek rozpoczyna swoją
Ewangelię od słów: „Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie (gr. Iesou
Christou), Synu Bożym” (Mk 1, 1) – w obu przypadkach przy tytule Chrystus nie
ma rodzajnika. Innymi słowy, wiara Piotra i pozostałych Apostołów była większa
niż innych żydów, lecz ich oczekiwania wobec Jezusa znacząco, jeśli nie
całkowicie mijały się z Bożym planem Zbawienia. Takie poglądy uczniów były dla
Jezusa absolutnie nie do przyjęcia. Co więcej, traktował je jako swoiste
działanie Złego, który chciałby przemienić Jego paschalną ofiarę w jeszcze
jedno powstanie zbrojne, które Herod lub Rzymianie mogli krwawo stłumić. W
swojej Ewangelii Marek pisze: „Wtedy surowo im przykazał (gr.
epitemesen), żeby nikomu o Nim nie mówili” (Mk 8, 30). Tym samym słowem
posługuje się św. Mateusz, opisując wyrzucenie przez Jezusa złego ducha, w
cytowanym wcześniej egzorcyzmie paralityka, który nie udał się uczniom Pana:
„Jezus rozkazał mu surowo (gr. epetimesen), i zły duch opuścił go” (Mt
17, 18). Gdyby uczniowie Pana, czyli osoby Mu najbliższe, zaczęli
rozprzestrzeniać wśród ludu swoje poglądy na temat Jezusa, nie tylko
zniekształciliby Jego Dobrą Nowinę, ale daliby Jego wrogom okazję do wtrącenia
Go do więzienia i zabicia Go jako wichrzyciela, zanim nadeszła Jego godzina.
Jednak Zbawiciel nie ograniczył się wyłącznie
do uciszenia uczniów. Prawdziwym celem tej rozmowy było ujawnienie im
prawdziwej tożsamości Mesjasza, który miał przyjść: „I dodał: «Syn Człowieczy
musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i
uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie»” (Łk 9,
22). Zdając sobie doskonale sprawę jak błędne skojarzenia budził tytuł
„mesjasz”, Jezus wolał posługiwać się tytułem „Syn Człowieczy”, który był
tytułem apokaliptycznym, jak czytamy w księdze Daniela: Patrzałem w nocnych
widzeniach: a oto na obłokach nieba przybywa jakby Syn Człowieczy. Podchodzi do
Przedwiecznego i wprowadzają Go przed Niego. Powierzono Mu panowanie, chwałę i
władzę królewską, a służyły Mu wszystkie narody, ludy i języki. Panowanie Jego
jest wiecznym panowaniem, które nie przeminie, a Jego królestwo nie ulegnie
zagładzie” (Dn 7, 13-14). Potwierdza to sam Jezus w rozmowie z Piłatem:
„Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego
świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś
królestwo moje nie jest stąd” (J 18, 36). Jezus nie jest Mesjaszem politycznym,
ale eschatologicznym; nie przynosi wyzwolenia z rzymskiej okupacji i
świetlanego królowania żydów nad innymi narodami, lecz wyzwolenie od grzechu i
królowanie Boga – koniec czasów, który chociaż już nastał w Chrystusie, to
jeszcze się nie dopełnił. To zbawienie dokonało się nie dzięki gniewowi i
mieczowi, jak czytamy w Psalmie 149: „Niech chwała Boża będzie w ich ustach, a
miecze obosieczne w ich ręku: aby dokonać pomsty wśród pogan i karania pośród
narodów; aby ich królów zakuć w kajdany, a dostojników w żelazne łańcuchy; by
wypełnić na nich pisany wyrok” (Ps 149, 6-9), ale poprzez krwawą ofiarę jaką
Niewinny złożył z samego siebie za nas wszystkich na krzyżu: „Lecz On się
obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca
uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze
grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w
Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas się
obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich” (Iz 53, 4-6).
Św. Paweł w liście do Rzymian opisał jak mamy rozumieć mesjanizm Pana według
odwiecznego zamysłu Jego Ojca: „Jest to sprawiedliwość Boża przez wiarę w
Jezusa Chrystusa dla wszystkich, którzy wierzą. Bo nie ma tu różnicy: wszyscy
bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia
darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie. Jego to
ustanowił Bóg narzędziem przebłagania przez wiarę mocą Jego krwi” (Rz 3,
22-25).
Jak głęboko w sercach uczniów Jezusa zakorzeniona
była ludzka logika miecza i jak daleko byli od Bożej mądrości krzyża, świadczy
reakcja Szymona Piotra na Jego pierwszą zapowiedź męki i zmartwychwstania,
opisaną przez św. Mateusza: „A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty:
«Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On
odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą,
bo myślisz nie na sposób Boży, lecz na ludzki»” (Mt 16, 22-23). Każdy kto
przeciwstawia się Bożemu planowi zbawienia jest „szatanem”. Piotr miał być może
jak najlepsze intencje: żaden normalny człowiek nie chce, aby ukochana osoba
cierpiała i została zabita, a co dopiero Bóg, który jest doskonałą Miłością i
Świętością. Tymczasem coraz częściej zdarza się, że osądzamy Boga, uważając się
za bardziej miłosiernych od Niego. Jezus jak nikt inny znał swojego Ojca,
widząc Jego można zobaczyć Boga (por. J 14, 9). Skoro więc przyjął On i
wypełnił zbawczą wolę Ojca, to znaczy, że w Jego cierpieniu i śmierci była
tylko Miłość Trójcy Przenajświętszej do człowieka, zaś myślenie „na sposób
ludzki” jedynie zniekształca obraz Boga i wcześniej czy później prowadzi do
Jego karykatury, czyli diabła.
Jezus nie poprzestał również na wyjaśnieniu
swojej prawdziwej mesjańskiej tożsamości, ale zaprosił do wejścia razem z Nim
na wyższy poziom poznania Boga i życia w jedności z Nim: „Jeśli kto chce iść za
Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech
Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe
życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9, 23-24). Ta nauka jest logiczną
konsekwencją wcześniejszych słów Zbawiciela. Zgodnie ze swoją zapowiedzią Jezus
idzie do Jerozolimy, gdzie skona na drzewie hańby. Skoro więc ktoś chce wejść w
autentyczną relację z Bogiem w Chrystusie, musi „zaprzeć się samego siebie”,
odrzucając to, co dotychczas uważał za ważne i kroczyć razem z Nim obciążony
krzyżem swojej codzienności – innej drogi nie ma. Jezus nie uznaje półśrodków:
daje całego siebie dla naszego zbawienia i tylko przez przyjęcie do swojego
życia całego Chrystusa Duch Święty czyni człowieka Jego uczniem, oraz w
mocy chrztu świętego, przyobleka w Chrystusa i czyni w Chrystusie Synem Bożym
(por. Ga 3, 26-27). Bez hańby i cierpienia krzyża nie ma chwały i szczęścia
zmartwychwstania. Nasza perykopa otworzyła się sceną modlitewnej samotności
Jezusa wśród Jego uczniów i kończy się zaproszeniem do współcierpienia z Nim w
samotności drogi krzyżowej, wśród złorzeczenia ludzi, którzy nie potrafili
przyjąć daru wiary i zacząć „myśleć na sposób Boży”. Dla tych, którzy
przyjmą zaproszenie Zbawcy, krzyż i śmierć nie są końcem, ale, jak w przypadku
Dobrego Łotra, czekają na nich otwarte ramiona Ojca. Obaj bandyci umierający
razem z Jezusem na Golgocie doświadczyli bowiem dokładnie tych samych cierpień,
również los Dyzmy nie uległ widocznej poprawie, gdy wyznał wiarę w Pana i
poprosił Go o łaskę zbawienia, jednak to on usłyszał z ust Syna Bożego słowa,
które każdy z nas chciałby usłyszeć u kresu swojej ziemskiej wędrówki:
„Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju” (Łk 23, 43).
Arek
Liturgię Słowa z dzisiejszej niedzieli znajdziemy pod linkiem:
maria
OdpowiedzUsuńchce przekazac moje przemyslenia na temat modlitwy nie potrafie sie modlic na rozancu modle sie swoimi slowami nie wiem czy dodrze mam taka modlitwe
podziekowanie oto ona dzieki ci panie za noc ostatnia za blekit nieba za drzewa cien za jasne slonce i milosc bratnia iza ten piekny radosny dzien dzieki ci panie za zycia trudy za ewangieli cudowna moc za to ze kiedys wszystkie narody oddadza tobie chwale i czesc dzieki ci panie za swieza wode zazielen dzew zato ze zserca az pod niebiosy plynie moj wdzieczny ku tobie spiew a ponad wszystko skladam ci dzieki za twoja milosc ktora od lat z twojego tronu ichojnej reki splywa nz caty znekany swiat i choc na swiecie czasem jest ciemno to przeciez nigdy nie jestem sam ty mnie prowadzisz ty jestes ze mna ty wiedziesz prosto do nieba bram .