W dzisiejszych czytaniach Kościół zaprasza nas do postawienia kolejnego kroku na drodze poznania prawdziwej natury Boga, którą jest miłość miłosierna. Objawia ją nam Pan Jezus, odpuszczając grzechy kobiecie przyłapanej na cudzołóstwie, ukazując w ten sposób istotę Prawa Bożego, będącego narzędziem skłaniającym do głębokiego nawrócenia, które zawsze jest owocem autentycznego spotkania z Ojcem, przez Chrystusa w Duchu Świętym. W tym procesie nawrócenia i spotkania z Bogiem niezwykle pomocny jest sakrament pojednania, który Zbawiciel ofiaruje nam przez posługę Kościoła.
Historia kobiety cudzołożnej, podobnie jak
przypowieść o synu marnotrawnym w Ewangelii św. Łukasza, jest objawieniem
miłosierdzia Boga, które dokonuje się w Jezusie Chrystusie, zgodnie z Jego
słowami, z którymi zwrócił się do Filipa: „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i
Ojca. Dlaczego więc mówisz: "Pokaż nam Ojca?" Czy nie wierzysz, że Ja
jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od
siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł” (J 14, 9-10).
Św.
Jan rozpoczyna dzisiejszą opowieść, odwołując się do wydarzeń z poprzedniego,
siódmego rozdziału, swojej Ewangelii: „Jezus natomiast udał się na Górę
Oliwną” (J 8, 1). Atmosfera wokół Jezusa robiła się coraz bardziej napięta.
Jak pisze św. Jan: „Potem Jezus obchodził Galileę. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów” (J 7, 1-2). Nawet Jego bracia nie wierzyli w Jezusa i wystawiali Go na próbę, starając się Go nakłonić, aby jawnie udał się do Judei i w ten sposób naraził na niebezpieczeństwo (por. J 7, 1-2). W odpowiedzi udzielonej im przez Pana znajduje się wyjaśnienie przyczyny wielkiej nienawiści Żydów: „Was świat nie może nienawidzić, ale Mnie nienawidzi, bo Ja o nim świadczę, że złe są jego uczynki” (J 7, 7). W rozmowie z Nikodemem Jezus powiedział, że sama Jego obecność wśród ludzi staje się sądem: „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.
Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków” (J 3, 19-20). Każdy kto żyje w zjednoczeniu z Chrystusem, odważnie dając świadectwo miłości do Niego swoim życiem, z całą pewnością doświadczy nienawiści „świata”, który niczym wąż skrywa się w ciemnej jamie własnej niegodziwości a pojawienie się światła budzi jego nienawiść i agresję, która coraz częściej wyraża się w prześladowaniach i morderstwach. Wymownym przykładem niech będzie zamordowanie, przed kilkoma dniami, w Jemenie 4 Sióstr Misjonarek Miłości razem z ich 12 współpracownicami i podopiecznymi.
Jak pisze św. Jan: „Potem Jezus obchodził Galileę. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A zbliżało się żydowskie Święto Namiotów” (J 7, 1-2). Nawet Jego bracia nie wierzyli w Jezusa i wystawiali Go na próbę, starając się Go nakłonić, aby jawnie udał się do Judei i w ten sposób naraził na niebezpieczeństwo (por. J 7, 1-2). W odpowiedzi udzielonej im przez Pana znajduje się wyjaśnienie przyczyny wielkiej nienawiści Żydów: „Was świat nie może nienawidzić, ale Mnie nienawidzi, bo Ja o nim świadczę, że złe są jego uczynki” (J 7, 7). W rozmowie z Nikodemem Jezus powiedział, że sama Jego obecność wśród ludzi staje się sądem: „A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki.
Każdy bowiem, kto się dopuszcza nieprawości, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków” (J 3, 19-20). Każdy kto żyje w zjednoczeniu z Chrystusem, odważnie dając świadectwo miłości do Niego swoim życiem, z całą pewnością doświadczy nienawiści „świata”, który niczym wąż skrywa się w ciemnej jamie własnej niegodziwości a pojawienie się światła budzi jego nienawiść i agresję, która coraz częściej wyraża się w prześladowaniach i morderstwach. Wymownym przykładem niech będzie zamordowanie, przed kilkoma dniami, w Jemenie 4 Sióstr Misjonarek Miłości razem z ich 12 współpracownicami i podopiecznymi.
W atmosferze otwartej wrogości autorytetów
religijnych wobec Jezusa i sprzyjających mu rodaków, wobec której „Nikt
jednak nie odzywał się o Nim jawnie z obawy przed Żydami” (J 7, 13), w połowie
Święta Namiotów Pan w ukryciu udał się do Jerozolimy, gdzie nauczał w Świątyni.
W ostatnim, najbardziej uroczystym dniu święta „Jezus stojąc zawołał donośnym
głosem: «Jeśli ktoś jest spragniony, a wierzy we Mnie - niech przyjdzie do Mnie
i pije! Jak rzekło Pismo: Strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza»” (J 7,
37-38). Jezus odnosił się do obrzędu, w którym kapłan czerpał wodę z sadzawki
Siloam, zanosił ją do dziedzińca wewnętrznego świątyni i wylewał na ołtarz
całopalenia. Św. Jan odnosi słowa Pana do daru Wody – Żywej to znaczy Ducha
Świętego, który jest darem Paschalnym Zbawiciela: „A powiedział to o Duchu,
którego mieli otrzymać wierzący w Niego; Duch bowiem jeszcze nie był, ponieważ
Jezus nie został jeszcze uwielbiony” (J 7, 39-40). Tylko w mocy Ducha Świętego
możemy zrozumieć Pismo, uwierzyć w Jezusa i doświadczyć łaski zbawienia.
Arcykapłani i faryzeusze odrzucili ten dar. Ponieważ strażnicy, którzy czując,
że Jezus jest kimś niezwykłym, nie odważyli się Go pojmać, czynili im wyrzuty:
„Wrócili więc strażnicy do arcykapłanów i faryzeuszów, a ci rzekli do nich:
«Czemuście Go nie pojmali?» Strażnicy odpowiedzieli: «Nigdy jeszcze nikt nie
przemawiał tak, jak ten człowiek przemawia». Odpowiedzieli im faryzeusze: «Czyż
i wy daliście się zwieść? Czy ktoś ze zwierzchników lub faryzeuszów uwierzył w
Niego? A ten tłum, który nie zna Prawa, jest przeklęty»” (J 7, 45-49).
Faryzeusze, którzy nie domyślali się nawet, że Nikodem sprzyja Panu, uważali
się za znawców Prawa, ale w rzeczywistości byli miernymi specjalistami od jego
litery wykutej na kamiennych płytach. Stanowiło ono dla nich użyteczne
narzędzie w sprawowaniu kontroli nad ludem wybranym a sami nie zamierzali mu
się podporządkować, co wytknął im Nikodem: „Odezwał się do nich jeden
spośród nich, Nikodem, ten, który przedtem przyszedł do Niego: «Czy Prawo
nasze potępia człowieka, zanim go wpierw przesłucha, i zbada, co czyni?»
Odpowiedzieli mu: «Czy i ty jesteś z Galilei? Zbadaj, zobacz, że żaden prorok
nie powstaje z Galilei» (J 7, 50-52). W epizodzie z kobietą przyłapaną na
cudzołóstwie Jezus całkowicie zaneguje potępiający charakter Prawa, oraz obnaży
bezduszność i niekonsekwencję uczonych w Piśmie i faryzeuszy w jego stosowaniu,
które znajdą swój najwymowniejszy wyraz w parodii procesu Chrystusa w noc
poprzedzającą Jego zbawczą mękę.
Pobyt w Jerozolimie był dla Jezusa okresem
intensywnej działalności nauczycielskiej. Skoro świt przychodził do Świątyni,
gdzie przez cały dzień nauczał tłumy pątników. Wieczorem udawał się na Górę
Oliwną i tam spędzał noc. Mimo nieustannego zagrożenia ze strony arcykapłanów,
faryzeuszów i uczonych w Piśmie, w Świątyni Jezus mógł czuć się bezpiecznie pod
opieką tłumów, których przynajmniej część uznawała Go za proroka, a nawet Ci
najmniej przychylni jak strażnicy świątynni dostrzegali w Nim tę „moc”, która
sprawiała, że: „Niektórzy chcieli Go nawet pojmać, lecz nikt nie odważył się
podnieść na Niego ręki” (J 7, 44). Jedynym sposobem, jaki widzieli Jego
wrogowie, w powstrzymaniu niewygodnej dla nich działalności Nauczyciela z
Galilei, było Jego zdyskredytowanie w oczach ludu. Wreszcie nadarzyła się
doskonała okazja.
Święty Jan pisze: „Cały lud schodził się do
Niego, a On usiadłszy nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze
przyprowadzili do Niego kobietę którą pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy
ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero pochwycono
na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować. A Ty co
mówisz?» Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć” (J 8,
2-6). Wobec nauki Jezusa nikt nie może pozostać obojętny, mimo, że nie wszyscy
ją przyjmują z otwartym sercem i umysłem, ponieważ jest to nauczanie w mocy
Ducha Świętego. Św. Paweł uczy nas: „Żywe bowiem jest słowo Boże, skuteczne i
ostrzejsze niż wszelki miecz obosieczny, przenikające aż do rozdzielenia duszy
i ducha, stawów i szpiku, zdolne osądzić pragnienia i myśli serca. Nie ma
stworzenia, które by było przed Nim niewidzialne, przeciwnie, wszystko odkryte
i odsłonięte jest przed oczami Tego, któremu musimy zdać rachunek” (Hbr 4,
12-13). Dlatego św. Łukasz napisał we wstępie do perykopy o synu marnotrawnym,
że: „Zbliżali się do Niego wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać”
(Łk 15, 1). Tym razem, do siedzącego w Świątyni Nauczyciela, zbliżał się „cały
lud”, aby słuchać Jego nauczania. Dla autorytetów było to niedopuszczalne.
Ten Rabbi – samouk podważał ich wykładnię Pisma, krytykował ich zachowanie,
niszcząc ich autorytet, co mogło ich kosztować utratę rządu dusz. Oślepieni
przez nienawiść i bezsilni wobec zasłuchanego tłumu zastawili na Niego pułapkę,
która zdawała się być idealna.
Wina przyłapanej na cudzołóstwie kobiety
była, według Prawa, bezsprzeczna: „Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego,
będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica” (Kpł 20, 10). „Jeśli się
znajdzie człowieka śpiącego z kobietą zamężną, oboje umrą: mężczyzna śpiący z
kobietą i ta kobieta. Usuniesz zło z Izraela. Jeśli dziewica została
zaślubiona mężowi, a spotkał ją inny jakiś mężczyzna w mieście i spał z nią,
oboje wyprowadzicie do bramy miasta i kamienować ich będziecie, aż umrą: młodą
kobietę za to, że nie krzyczała będąc w mieście, a tego mężczyznę za to, że
zadał gwałt żonie bliźniego. Usuniesz zło spośród siebie” (Pwt 22,
22-24). Drastyczność kary za cudzołóstwo (dotyczyło to kobiet zamężnych)
wynikała przede wszystkim z faktu, że przysięga małżeńska wyrażała przymierze
Boga z narodem wybranym i jej złamanie godziło bezpośrednio w fundament jego
istnienia. W księdze proroka Malachiasza czytamy: „Czyż nie mamy wszyscy
jednego Ojca? Czyż nie stworzył nas jeden Bóg? Dlaczego oszukujemy jeden
drugiego, znieważając przymierze naszych przodków? Niewiernym okazał się Juda,
obrzydliwość zdarzyła się w Izraelu i w Jerozolimie. Oto zbezcześcił Juda
świętość Pańską, którą On ukochał, a wziął sobie za żonę córkę obcego boga.
(…)Sprawiliście też, że łzami, płaczem i jękami okryto ołtarz Pana, tak że On
więcej nie popatrzy na dar ani nie przyjmie z ręki waszej ofiary, której by
pragnął. A wy się pytacie: Dlaczegóż to tak? Dlatego że Pan był świadkiem
pomiędzy tobą a żoną twojej młodości, którą przeniewierczo opuściłeś. Ona była
twoją towarzyszką i żoną twojego przymierza” (Ml 2, 10-11; 13-14).
Według Prawa mojżeszowego uśmiercenie
grzesznika było srogą karą, a jednocześnie sposobem usunięcia zła z pośród
narodu wybranego, aby pozostał święty i nieskalany wobec Boga. W ten sposób
likwidowano grzech razem z grzesznikiem, nie czyniąc rozróżnienia. Jezus, który
mówił o sobie: „Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie
przyszedłem znieść, ale wypełnić” (Mt 5, 17) przyniósł pełnię Prawa, które zawiera
się w przykazaniu miłości Boga i bliźniego: „On mu odpowiedział: «Będziesz
miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim
umysłem. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do
niego: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Na tych dwóch
przykazaniach opiera się całe Prawo i Prorocy» (Mt 22, 5). Jest to miłości
konkretna, wyrażająca się w poleceniu św. Pawła: „Jeden drugiego brzemiona
noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe” (Ga 6, 2). Św. Jan uczy nas, że ta
zdolność kochania Boga i bliźniego jest darem Ojca Niebieskiego: „W tym
przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i
posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli
Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować” (1J 4, 10-11).
Św. Paweł dobitnie świadczy w Liście do Rzymian: „Bóg zaś okazuje nam swoją
miłość [właśnie] przez to, że Chrystus umarł za nas, gdyśmy byli jeszcze
grzesznikami. Tym bardziej więc będziemy przez Niego zachowani od karzącego
gniewu, gdy teraz przez krew Jego zostaliśmy usprawiedliwieni” (Rz 5, 8-9).
Podczas gdy Mojżesz kazał zabijać grzeszników, by unicestwić grzech, „Pan – jak
pisze św. Ambroży w swoim liście do Kościoła w Vercelli – będąc sprawiedliwy,
cierpiał ze strony niesprawiedliwych i z podziwu godną cierpliwością przybił do
swego krzyża nasze grzechy, aby ten, kto Go naśladuje, swe grzechy obmył Jego
krwią”. I jak wyjaśnia w liście do Hebrajczyków: „Nie takiego bowiem mamy
arcykapłana, który by nie mógł współczuć (gr. symphathesai) naszym
słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem
grzechu” (Hbr 4, 15).
Odpowiedź Jezusa na podstępne pytanie
przywódców religijnych, co mają uczynić z kobietą przyłapaną na cudzołóstwie,
wypływa z tego nieskończonego „współczucia” Boga dla człowieka, które w żaden
sposób nie umniejsza Prawa, ale przeciwnie, przywraca mu pierwotną głębie
miłości, z jaką Bóg zawarł przymierze z „Abrahamem i jego potomstwem na wieki”
(por. Łk 1, 55). Uczeni w Piśmie i faryzeusze, jako, że śledzili Jezusa i
uważnie przysłuchiwali się Jego naukom, szukając w nich herezji, która dałaby
im pretekst do Jego definitywnego „uciszenia”, musieli znać Jego poglądy na
świętość i nierozerwalność małżeństwa, które dalece przewyższały ich permisywne
interpretacje Pisma: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie cudzołóż! A Ja wam
powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu
dopuścił z nią cudzołóstwa. (…) Powiedziano też: Jeśli kto chce oddalić swoją
żonę, niech jej da list rozwodowy. A ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją
żonę - poza wypadkiem nierządu - naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną
wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa” (Mt 5, 27-28; 31-32). Jednak Żydom
nie zależało na wymierzeniu sprawiedliwości, ani na zachowaniu świętości narodu
i uratowanie „honoru” Boga przez ukamienowanie cudzołożnicy. Zarówno Jezus, jak
i religijni decydenci wiedzieli doskonale, że Rzymianie odebrali tym ostatnim
prawo do wykonywania wyroków śmierci i złamanie zakazu imperium skończyło by
się dla nich tragicznie. Chodziło im raczej o postawienie Pana w sytuacji z
pozoru bez wyjścia. Jeżeli opowie się przeciw ukamienowaniu kobiety,
przeciwstawi się Prawu i straci poparcie ludu. Jeśli zaś zgodzi się na
ukamienowanie grzesznicy, rzuci cień na swoją naukę o miłości Boga do człowieka
i narazi się Rzymianom, kontestując ich zakaz wymierzania kary śmierci przez
Żydów.
Jezus nie udzielił im odpowiedzi, lecz
pochylił się i zaczął pisać palcem po ziemi. Jego zachowanie jest bardzo
wymowne. Dotąd zajmował pozycję siedzącą, którą przyjmowali nauczyciele i
sędziowie. Sytuacja skłoniła Go do zmiany pozycji, ponieważ Jezus nie chciał
być sędzią stojącej przed nią kobiety lecz jej sługą; dlatego pochylił się, jak
czynili to słudzy wobec panów. Zgodnie z tym, co powiedział swoim uczniom,
którzy spierali się o to, kto ma zasiąść po jego prawej i lewej stronie, w Jego
chwale: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać
swoje życie na okup za wielu»” (Mk 10, 45). W pewnym sensie Zbawiciel przyjął
pozycję, w której łatwiej było nieszczęśliwej kobiecie zrzucić na Niego swój
ciężar, aby mógł On zanieść go na drzewo krzyża, jak pisze Psalmista: „Zrzuć
swą troskę na Pana, a On cię podtrzyma; nie dopuści nigdy, by miał się zachwiać
sprawiedliwy” (Ps 55, 23). Podobnie jak w przypowieści o synu marnotrawnym, Bóg
nie ogranicza swojej miłości do „sprawiedliwych”, ale nieustannie zaskakuje nas
swoim miłosierdziem, które łamie wszelkie nasze schematy. Jezus jest bowiem
lekarzem, który nie czuje wstrętu przed grzesznikiem, ale uwalnia go od jego
winy: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Nie
przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mk 2, 17)
Nie wiemy co Chrystus pisał na piasku. Św.
Jan nie informuje nas o tym. Współcześni egzegeci snują różne domysły,
poczynając od tego, że Pan pisał pierwsze słowa przykazania: „Nie będziesz
pożądał żony bliźniego twego” (Wj 20, 17), a skończywszy na tym, że nie pisał
nic konkretnego. Na „poziomie ziemi”, do którego Pan zszedł z miłości do nas, a
który będąc początkiem i końcem naszej doczesności, jest również symbolem
trudów naszej ziemskiej egzystencji: „W pocie więc oblicza twego będziesz
musiał zdobywać pożywienie, póki nie wrócisz do ziemi, z której zostałeś
wzięty; bo prochem jesteś i w proch się obrócisz!”(Rdz 3, 19), Jezus pisze
jakby w naszych sercach swoje prawo miłości, które staje się punktem
odniesienia dla osądu całego naszego życia, jak uczy św. Jan od Krzyża: „Przy
końcu życia będziemy sądzeni z miłości”. Palec Boży, który dla Mojżesza napisał
przykazania Starego Przymierza, o czym on sam dał świadectwo: „dał mi Pan dwie
kamienne tablice pisane palcem Bożym. Były na nich wyryte wszystkie słowa,
które wyrzekł do was Pan na górze spośród ognia w dniu zgromadzenia” (Pwt 9,
10), teraz pisze „słowa” Nowego Przymierza: „Przykazanie nowe daję wam, abyście
się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się
miłowali wzajemnie” (J 13, 34). Wreszcie tym samym palcem Bożym, przejęty
litością Zbawiciel uwalnia cierpiących z powodu opętania: „A jeśli Ja palcem
Bożym wyrzucam złe duchy, to istotnie przyszło już do was królestwo Boże” (Łk
11, 20), potwierdzając swoje definitywne zwycięstwo nad wszelkim złem.
Jezus, pisząc po ziemi, dał Żydom czas na
odstąpienie od ich prowokacji. Ponieważ jednak domagali się Jego reakcji,
odpowiedział pytaniem, w którym pośrednio zawarte było oskarżenie z Jego
strony: „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” (J 8,
7). Prawo nakazywało, aby świadkowie rozpoczęli egzekucję: „Ręka świadków
pierwsza się wzniesie przeciw niemu, aby go zgładzić, a potem ręka całego ludu.
Usuniesz zło spośród siebie” (Pwt 17, 7). Jednak, jeżeli udowodniono im fałsz ponosili
karę, która miała być wymierzona domniemanemu przestępcy: „Jeśli ci sędziowie,
zbadawszy sprawę dokładnie, dowiodą fałszu świadkowi - jeżeli świadek taki
fałszywie oskarżył brata swego - uczyńcie mu, jak on zamierzał uczynić swemu
bratu (Pwt 19, 18-19). Poza tym Prawo stanowiło, że świadkowie wymierzający
sprawiedliwość musieli być wolni od grzechu, za który oskarżali bliźniego. Na
te elementy położył nacisk Jezus w swojej odpowiedzi, która wyniosła całe
wydarzenie na wyższy, duchowy wymiar, w którym każdy z obecnych musiał się
zmierzyć z własnym sumieniem, zadając sobie pytanie: czy ja jestem bez grzechu?
Czy zawsze przestrzegałem wszystkie przykazania, a szczególnie, czy nigdy nie
pożądałem żony bliźniego swego? Pamiętali oni być może wersety z Księgi
Przysłów, które mówiły, że nawet sprawiedliwy grzeszy: „Nie czatuj, grzeszniku,
przed domem prawego, nie burz miejsca jego spoczynku, bo prawy siedmiokroć
upadnie i wstanie, a występni w nieszczęściu upadną” (Prz 24, 15-16).
Oskarżyciele kobiety znaleźli się nagle w sytuacji, w której chcieli postawić
Jezusa: gdyby odpowiedzieli, że nie mają grzechu, zaprzeczyli by prawdziwości
Pisma, gdyby zaś przyznali, że są grzesznikami straciliby prawo do oskarżania
kobiety, a przy tym uszczerbku doznałby ich – i tak już topniejący w
oczach ludu – autorytet. Ostatecznie wybrali rozwiązanie najmniej dla nich
szkodliwe: „Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić,
poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta,
stojąca na środku” (J 8, 9-10).
Teoretycznie Jezus był jedyną osobą, która
mogła oskarżyć kobietę cudzołożną i ją ukarać, bowiem tylko On był bez grzechu,
jak piszą św. Jan: „Wiecie, że On się objawił po to, aby zgładzić grzechy, w
Nim zaś nie ma grzechu” (1J 3, 5) i św. Paweł: „On to dla nas grzechem
uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim
sprawiedliwością Bożą (2 Kor 5, 21). Jednak Bóg – Człowiek, który wziął na
siebie grzech świata i uwolnił kobietę cudzołożną z rąk kapłanów oraz teologów
mających ją w głębokiej pogardzie, nie rozumuje w kategoriach sprawiedliwej
kary. Można powiedzieć, że biorąc na siebie jej grzech wziął również karę,
którą chciano jej wymierzyć, kiedy bowiem zakończył późniejszą polemikę z
Żydami, ogłaszając swoją boskość, poprzez nazwanie siebie świętym imieniem Boga
JA JESTEM, ci „Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego” (J 8, 59). Być
może były to te same kamienie, które były przeznaczone na ukamienowanie kobiety
przyłapanej na cudzołóstwie…
Krótki dialog, jaki wywiązał się między
Zbawicielem i kobietą jest manifestem bożego miłosierdzia: „Wówczas Jezus
podniósłszy się rzekł do niej: «Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?»
A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam.
- Idź, a od tej chwili już nie grzesz!»” (J 8, 10-11). Jezus swoim pytaniem
skłonił oszołomioną niewiastę do uświadomienia sobie, że niebezpieczeństwo ze
strony jej oskarżycieli minęło i że jest wybawiona z rąk tych, którzy – nawet
jeśli nie mogli jej zabić – to mogli zrobić jej inną krzywdę. Jednak to nie
było prawdziwe zbawienie, ponieważ nadal miała grzech, który tylko On mógł jej
wybaczyć. Kobieta instynktownie to czuła, ponieważ zwróciła się do Jezusa
pełnym szacunku tytułem „ Panie (gr. Kyrie)”, tym samym, którym uczcił
Zmartwychwstałego Zbawiciela św. Tomasz, gdy dotknął Jego ran: „Pan mój i
Bóg mój – Ho Kyrios mou kai ho Theos mou (J 20, 28)”. Bowiem Jezus otrzymał
od Ojca moc odpuszczania grzechów, jak sam oświadczył, uzdrawiając paralityka:
„Lecz abyście wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania
grzechów» - rzekł do sparaliżowanego: «Mówię ci, wstań, weź swoje łoże i idź do
domu!»” (Łk 5, 24). Owo stwierdzenie Jezusa: „I ja ciebie nie potępiam” jest w
istocie odpuszczeniem grzechu i darem nowego życia w przyjaźni z Bogiem.
Podobnie jak w przypowieści o synu marnotrawnym, tu również miłosierdzie Boże
uprzedza prośbę kobiety cudzołożnej. Co nie zmienia faktu, że Jezus oczekuje od
niej zerwania z grzechem i zmiany życia, czyli nawrócenia.
W okresie Wielkiego Postu, który jest czasem
przygotowania do świętowania Zmartwychwstania Pańskiego, powinniśmy – wpatrzeni
w Chrystusa, który przebacza i zbawia – pamiętać o tym, że pierwszym krokiem do
autentycznego nawrócenia jest uznanie swojego grzechu. Tylko wówczas, w
pokorze, która jest niezbędnym elementem autentycznej postawy chrześcijańskiej,
doświadczymy przy kratkach konfesjonału prawdziwych owoców Bożego miłosierdzia.
Św. Jan Paweł II pisze w Adhortacji Apostolskiej Reconciliatio et
Paenitentia: „Uznanie swego grzechu, co więcej — po głębszym
spojrzeniu na własną osobowość — uznanie siebie grzesznikiem, zdolnym do
popełnienia grzechu i skłonnym do grzechu, jest konieczną zasadą powrotu do
Boga. Przykładem jest doświadczenie Dawida, który „uczyniwszy, co złe przed
oczyma Pana”, upomniany przez proroka Natana, woła: „Uznaję bowiem moją
nieprawość, a grzech mój jest zawsze przede mną. Tylko przeciw Tobie
zgrzeszyłem i uczyniłem, co złe jest przed Tobą”. Jezus wkłada zresztą w usta i
serce syna marnotrawnego owe znamienne słowa: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu
i względem ciebie”. Rzeczywiście, pojednanie z Bogiem zakłada i obejmuje
wyraźne i zdecydowane oderwanie się od grzechu, w który się popadło. Zakłada i
obejmuje zatem czynienie pokuty w najpełniejszym tego słowa znaczeniu: żal,
okazanie skruchy, przyjęcie postawy skruszonej, czyli wkroczenie na drogę
powrotu do Ojca. Taka jest ogólna zasada, którą każdy winien zachować w
konkretnej sytuacji, w jakiej się znajduje. Nauczanie o grzechu i o nawróceniu
nie może bowiem dokonywać się tylko przy pomocy, pojęć abstrakcyjnych. W
konkretnej sytuacji człowieka grzesznego, w której bez uznania własnego grzechu
nie ma nawrócenia, posługa jednania Kościoła w każdym przypadku pragnie
doprowadzić do szczerej pokuty czyli do „poznania siebie”, o którym pisze św.
Katarzyna Sieneńska, do oderwania od zła, do ponownego nawiązania przyjaźni z
Bogiem, do wewnętrznego uporządkowania, do nowego kościelnego nawrócenia
Orędzie i posługa pokuty, poza środowiskiem Kościoła i wierzących, są ponadto
zwrócone do wszystkich ludzi, ponieważ wszyscy potrzebują nawrócenia i
pojednania.
Arek
Szczęść Boże.
OdpowiedzUsuńładnie Opracowane. Dziękuję za wysiłek, Twoja pracę i poświęcony czas.
Pan Jezus przynosi nam przykazania Miłości, Wypełnia prawo. Daje nam nowe życie. My musimy tylko odejść od grzechu. Przed Bogiem nic się nie ukryje. On widzi wszytko, to co w naszych sercach na dnie. Zna nasze myśli, zanim je pomyślimy. Kierujmy się więc przykazaniami miłości i prawem Bożym. Błogosławionej niedzieli.
Bożenka Pz
Pamiętaj, abyś Dzień Święty Święcił...
OdpowiedzUsuńTak pojawia się od jakiegoś czasu, w moich myślach, to przykazanie. Święcił, a nie tylko odpoczywał, albo nawet po prostu leniuchował...
Myślę, że coniedzielne teksty Arka, które wychodząc od niedzielnych czytań i na nich się skupiając, są jednak tak bogato dopowiedziane, przedstawione w kontekście innych wydarzeń z Biblii czy tłumaczone co do panujących wtedy zwyczajów - czyli przybliżają nam również historię, mogą być takim elementem świętowania niedzieli. Czytajmy je bez pośpiechu i dzielmy się z Arkiem i z sobą swoimi refleksjami.
Arku bardzo dziękujemy za Twoją posługę i Prosimy Pana Boga o Jego Opiekę i Błogosławieństwo dla Ciebie i Twoich Bliskich.
Sławek z Anetą +