Miłością Bożą możemy cieszyć się bez końca, żyć nią i bez końca o niej mówić ... jak dobrze by było o Niej i tutaj porozmawiać :) ... Razem z Anią M., w poprzednim tekście, "Tyle Dobra na wyciągnięcie ręki..." pomówiłyśmy trochę wspólnie ...
Pragnę jednak mówić nadal....
Tyle miejsca w sercu
spragnionym Tego dobra ... :) ... nie wiem jak można nie tęsknić i nie pragnąć
codziennie tak bardzo, albo raczej coraz bardziej spotkania z Tym, który czeka, wygląda i jest bliżej niż o dwa kroki :) bo w sercu ludzkim upodobał sobie
:)... aby je przemienić na podobne do swojego :) ... Czy pragniemy tego?...
To pragnienie jest jak powietrze, bez którego życie w radości i pokoju jest
niedostępne :) tego nie da się zamknąć w słowach, o tym można mówić bez końca i
nie zostanie wypowiedziane w pełni...
Jakiś czas temu pewna kobieta na pytanie: Skąd się znalazłaś w naszej Wspólnocie? Odpowiedziała z wielką prostotą i pokorą: zakochałam się w Jezusie :)...
Tylko tak można wytłumaczyć tęsknotę za Nim i
pragnienie ciągłych spotkań... ten kto był kiedykolwiek zakochany zrozumie, a
ten, kto tego jeszcze nie doświadczył, wystarczy że przyjdzie i poprosi :),
wystarczy, że zrobi malutki, szczery wysiłek, a Pan Bóg, który jest Miłością
rozkocha go w sobie, bo wciąż stoi jak żebrak spragniony ludzkiego serca...
Radujmy się, bo Pan jest blisko, nie zatrzymujmy tego dla siebie, składajmy
świadectwo... Odmawiałyśmy w mojej Wspólnocie Różaniec... w rozważaniach przy kolejnych dziesiątkach
padły min. takie słowa: zrób coś takiego, żeby ci którzy są blisko ciebie
uwierzyli, że ich kochasz… żeby uwierzyli w miłość, że ona jest… powiedz im o
Królestwie Bożym, ale w taki sposób, aby uwierzyli ... uczyń taki znak, by
zobaczyli, że Bóg jest źródłem miłości… przecież chodzi tylko o Miłość w całym
naszym życiu, trudzie i pragnieniu... :) :) :) Aniu, Kochani :) tyle Dobra w odpowiedzi
na jedno spragnione westchnienie ludzkiego serca :):):)
Ela. P.
Elu , myślisz, że to wszystko wynika z braku pragnienia bycia blisko Boga?
OdpowiedzUsuńże wystarczy poprosić i zostanie dane?
że to takie proste?
a jeśli tego nie ma..to co, to nie pragnęło się wystarczająco mocno, szczerze ..?
bo jeśli ze strony Boga nie ma przeszkód na komunię z nami, bo jej brak jest tylko naszą winą..
ja też kiedyś, całkiem niedawno, myślałam, że już nie będę umiała funkcjonować bez codziennej Eucharystii...i niestety funkcjonuję i sama się zastanawiam jak to możliwe, że sumienie mnie jeszcze nie zabiło
byłam niewierząca, potem uwierzyłam, dziękowałam Bogu za wiarę, bo pamiętałam jak puste jest życie bez Boga w codzienności
teraz też pozostaje mi tylko podziękować Bogu za kolejną lekcję, pokazuje mi czym jestem bez Niego, tak naprawdę mnie nie ma, nawet żeby pójść do Niego potrzebuję Jego wsparcia
AniaM
Witaj AniuM :)... Bardzo dziękuję, że napisałaś :)... zgadzam się z Tobą, ja też jestem niczym bez Niego i każdy człowiek... Jest tak pod warunkiem, że się w to wierzy i tak się żyje, że wierzy się również w to, że jest się ukochanym dzieckiem kochającego Boga, Tatusia, który zawsze kocha, bez względu na wszystko... uwielbia po prostu każdego z nas :) właśnie dokładnie takimi jakimi jesteśmy :) z tym wszystkim co przeżywamy i jak przeżywamy... Tatusia, który wychowuje do miłości, wychowuje w sposób najlepszy, najdoskonalszy, najpewniejszy... Aniu Ty to wiesz, że nasza wiara jest trudna i wymagająca... wielu odchodzi, albo się gubi... i nie myślę, że chodzi tylko o samo pragnienie... podobnie jak wcale nie chodzi tylko o codzienną Eucharystię... tak wiele osób znam, które pragną... Aniu każdy z nas jest inny, każdy inaczej przeżywa, cierpi, odchodzi, wraca... jednak każdy otrzymuje do pełna, chociaż na pozór nie każdy tyle samo... każdy dzieli się tak jak umie... a każde dzielenie to ryzyko, że nie będzie z niego żadnego pożytku, albo co gorsza komuś przysporzy dodatkowej niewygody... tymczasem ja umiem na razie tylko tak :) się dzielić i przeżywać... porównywanie się raczej nie ma sensu, a tym bardziej oczekiwanie, że ktoś przeżywa tak samo. Każdy ma swoją własną, osobistą relację z Bogiem, relację wyjątkową i najlepszą konkretnie dla Niego... a dla innych mało zrozumiałą, czasem nawet śmieszną... Na szczęście jest nauka Kościoła która niczym kompas wskazuje właściwy kierunek... Doświadczyłam na własnej skórze :), że w wierze potrzeba wiele czasu, cierpliwości i miłosierdzia dla siebie samej, aby przyjąć to, co jest naszym udziałem, aby przyjąć to, co otrzymujemy, aby przyjąć i zobaczyć konkretną perspektywę tego co jest. Nie wiem Aniu co przeżywasz, nie wiem czy umiałabym Cię zrozumieć na tyle, żeby przynieść Ci ulgę, gdybyś jej potrzebowała :)...chociaż mam takie pragnienie rozumienia i przynoszenia ulgi potrzebującym... jak widzisz pragnienie jest konieczne, ale samo nie wystarcza... Przytulam Cię i zapewniam o modlitwie... wiem, że mało, ale tylko tyle mogę zrobić, a pragnę o wiele więcej :):):)
OdpowiedzUsuń