__________________________________________
29.01.2016
Pan wypełni mój kielich po brzegi. Świadectwo Mariusza cz.2
Pan Bóg robi różne „dziwne” rzeczy. Po moim ślubie nie mogłem przyzwyczaić się do noszenia obrączki ślubnej. Po kilku dniach odkładałem ją. Później znów zakładałem bo chciałem ja nosić, jednak znów mnie „uwierała”. Czasem wytrzymywałem kilka tygodni aż odłożyłem ją nie walcząc z tą „niedogodnością”. W zeszłym roku Maryja założyła mi ją na palec i odebrała wszystko co było przeszkodą w jej noszeniu. Stało się to gdy zacząłem odmawiać Nowennę Pompejańską w intencji naszego małżeństwa. Już na trzeci dzień jej odmawiania zaczęła mnie boleć powieka. Dla mnie po ludzku to był znak, że zaczyna się tworzyć na niej jęczmień. W takiej sytuacji jak zwykle zaczynałem swoją obrączkę rozgrzewać przez pocieranie i przykładać w bolące miejsce aby je odkazić i zapobiec rozprzestrzenianiu się zakażenia. Jednak w tym momencie oświecił mnie Duch Święty. Uznałem w jego świetle, że to nie mógł być przypadek. Taki ból powieki zdarza mi się raz na kilka lat. Z resztą nie ma przypadków w życiu chrześcijanina. Od tamtej pory odeszła wszelka „dolegliwość” związana z noszeniem ślubnej obrączki. Przy drugiej Nowennie Pompejańskiej Maryja ustami mojej żony subtelnie powiedziała mi abym do Nowenny włączył Tajemnicę Światła – odczytałem to jako wskazówkę do tego aby jeszcze więcej modlić się w intencji którą wtedy składałem w ręce Maryi.
Czytając książki które polecał o. Józef i uczestnicząc w różnych konferencjach, rekolekcjach, oraz wysłuchując zewsząd różnych świadectw ludzi nawróconych, wszystko zaczęło mi się układać w jedną całość. Doszedłem niezbicie do wniosku, że wszystko to co zawiera w sobie Pismo Święte jest jedyną i najprawdziwszą z prawd. Niby mamy to Pismo w zasięgu ręki – jednak często nie rozumiemy Go do końca, lekceważymy w jakiś sposób, powszednieje nam jakby a tam właśnie jest cała prawda - prawda w zasięgu naszej ręki. Zastanawiam się czasem dlaczego tak późno na to wpadłem ale po chwili przychodzi druga myśl – że to Łaska od samego Boga. To jak drogocenna perła, którą otrzymałem i którą jednak trzeba mocno i pewnie trzymać w ręku, by jej nie zagubić. Cały czas trzeba czuwać i podtrzymywać ten ogień wiary by stale płonął. Musimy ciągle pamiętać, że jest ktoś – osobowe Zło, które chce ten ogień przytłumić a później całkiem zgasić i trzeba mieć tego pełną świadomość. Szatan – bo o nim właśnie mówię – jest od nas o wiele, wiele inteligentniejszy. Widząc nawet jak wzrastamy w wierze próbuje coraz to bardziej wyrafinowanych sposobów na to aby nas zwieść. Wraz z tym jak my się zmieniamy, on również zmienia swoją szatańską taktykę. Najlepszą obroną przed nim jest życie w Łasce Uświęcającej. Kiedyś myślałem, że nie jest to możliwe na dłuższą metę, ale myliłem się. Wystarczy stała współpraca z Łaską Bożą a On, Najwyższy, udzieli nam swojej ojcowskiej pomocy.
Wracając do lektury którą w owym czasie czytałem – dowiedziałem się a raczej uświadomiłem sobie wiele rzeczy, na które wcześniej nie zwracałem uwagi lub zupełnie błędnie oceniałem z punktu widzenia wiary katolickiej. Rzeczy które wcześniej mnie raczej śmieszyły, teraz przedstawione w nowym świetle stawały się całkiem inne. Wgłębiając się w tajniki wiary nie tylko odkrywałem jej nowe horyzonty ale równocześnie zauważałem, że to wszystko po prostu „działa” w praktyce. Uświadomiłem sobie na przykład, że Pan Bóg nie przez przypadek poukładał swoje przykazania w takiej kolejności jak poukładał. Pierwsze jest zatem dla Niego NAJpierwsze, czyli np. każdy przesąd, zabobon, coś co jest ważniejsze od Niego do tego stopnia, że jesteśmy w stanie temu ulec, jest już przekroczeniem tego przykazania. Można tu mnożyć przykłady ale przedstawię kilka - dajmy na to - widząc przechodzącego w pobliżu kominiarza i łapiąc się za guzik „na szczęście” wymierzamy samemu Bogu policzek, zasmucamy Go, opluwamy Jego przykazanie. Do tego jeżeli robimy to w pełni świadomie i dobrowolnie to dodatkowo ciężko grzeszymy. Można tu przytaczać wiele przykładów zaczynając od jogi, bioenergoterapii, wróżbiarstwa, wywoływania duchów, poprzez nawet te wszechobecne horoskopy a kończąc na lalkach kity i pokemonach dla naszych dzieci. I jest tego cały katalog. I mogłoby się wydawać, że niektóre pozycje z tego katalogu nie powinny się tam znajdować a jednak wgłębiając się i analizując ich korzenie okazuje się, że powinny na tej liście widnieć. Zwykle na pierwszy rzut oka wydaje nam się na odwrót. W takim też fałszywym świetle przedstawiane jest to w obecnych mediach głównego nurtu z których korzysta zdecydowana większość ludzi i podświadomie automatycznie chłonie tą „truciznę” bez żadnej refleksji a karmiąc się nią na dłuższą metę zatruwa swoją duszę. Nie słyszy przy tym szyderczego śmiechu Szatana. Wszystko idzie po jego myśli. Nagłaśnia się zło, które i tak ze swej natury jest krzykliwe i zniekształca prawdę albo serwuje się samo kłamstwo. Pan Bóg jednak nie zostawia nas samym sobie z tym problemem. Daje nam jakby pewne punkty zaczepienia aby nam pomóc wydostać się z tego dołu kłamstw, lecz my często nie dostrzegamy tych duchowych schodów wiodących do góry, które nam zsyła. Jeżeli nawet zaczynamy podejrzewać że to natchnienia Boże to zaraz jesteśmy w stanie zwalić to na tzw. zbieg okoliczności. W owych mediach nie będą nagłośnione np. zarejestrowane i zbadane objawienia Maryi w Kibeho, nie usłyszymy też np. o Jezuitach z Hiroszimy, którzy po wybuchu bomby atomowej nie tylko ocaleli i żyli długo nie doznając choroby popromiennej ale z ich domu nie spadła choćby jedna dachówka. Nawet kosiarka pozostawiona na trawniku pozostała nietknięta. Jesteśmy stale narażeni na ataki w różnych postaciach i z różnych stron, dlatego musimy być czujni a przy tym ciągle umacniać swoją wiarę, by w chwilach kryzysu z Bożą pomocą wyjść zwycięsko z opresji.
Chciałem opisać kilka zdarzeń, które miały miejsce w moim życiu w przeciągu tych ostatnich dokładnie trzech lat. Jak już mówiłem, zacząłem na nowo oglądać ten świat i wszystko rozpatrywać w odniesieniu do Pana Boga. On zaczął być absolutnie w centrum. Do dzisiaj żyję jakby na dwóch poziomach równocześnie. Ten poziom wyższy – duchowy – góruje nad tym przyziemnym, materialnym. Oczywiście, że w chwilach jakichś trudnych zwrotów życiowych lub mocniejszych zawirowań dnia codziennego jestem na chwilę niejako „przyziemiony” - mogę to nazwać chwilowym odwróceniem uwagi od mojej „nowej normalności”. Przedtem było na odwrót. W wyniku takiego postrzegania świata na co dzień, zauważyłem u siebie jakby zmianę swojego charakteru. Stałem się o wiele spokojniejszy, bardziej śmiały, optymistyczny, cierpliwszy i opanowany. Wiem, że to owoce Ducha Świętego – ja je otrzymałem. Odbiegłem trochę od zdarzeń, które chciałem opisać – nie mogę obiecać, że znów tego nie uczynię. Ale do rzeczy. Miałem problemy z nogą, od kilku lat. Zaczęło się od odczuwania przyjemnego ciepła po zewnętrznej stronie uda, głównie przy bezruchu, gdy zasypiałem. Po kilku miesiącach było to już dziwne mrowienie a w dalszych latach jakby drętwienie tej części ciała aż do całkowitego braku czucia. Często budząc się w nocy aby, to ustało musiałem urządzać sobie przymusowe spacery po pokoju. Po kilkunastu minutach wszystko wracało do normy. Zrobiłem badania u ortopedy i neurologa ale nic nie dały. Pomogło jednak coś innego a właściwie Ktoś. W moim przypadku wystarczyło po modlitwie do Pana Jezusa i oddając się całkowicie Jego woli natrzeć chore miejsce olejem egzorcyzmowanym. Resztę pozostawiłem Panu Bogu. Nie czekałem specjalnie na wynik tej „duchowej operacji”. Po jakimś czasie spostrzegłem, że drętwienie nogi zaczęło ustało. Powtórzę za ks. Piotrem Glasem – polskim egzorcystą posługującym w Anglii: „To działa !”. Po tym jak Jezus się nade mną ulitował był ktoś, kto chciał jednak za wszelka cenę odebrać mi ten dar, podkopując moją wiarę. Tak – szatan też potrafi zdziałać cuda. Drętwienie nogi okresowo zaczęło wracać. Przypomniało mi się wtedy jak o. Józef opowiadał o takich sytuacjach. Mówił, że często jesteśmy uzdrowieni ale na własne życzenie, poprzez swoje wątpliwości wracamy do punktu wyjścia. Przez to nasza wiara się również osłabia. Byłem na to niejako przygotowany. Powiedziałem jak radził nasz przewodnik o. Józef: „W imię Jezusa Chrystusa, mocą Ducha Świętego – zły duchu precz ode mnie i nie wracaj tu więcej”. Wszystko zależy od wiary. Wypowiedziane bez wiary nie ma żadnej mocy – Bożej Mocy. Bo to sam Bóg walczy za nas. My sami z siebie nic nie możemy. Choroba odeszła – jak Pan uzdrawia to „na amen”. Miałem również w tym okresie dziwne ostre bóle w okolicy krzyża. Doskwierały mi do tego stopnia, że postanowiłem coś z tym zrobić. Poddałem się prześwietleniu rentgenowskiemu. Lekarz po zbadaniu mnie powiedział: „To jakieś dziwne bo ja na prawdę nie mam pojęcia skąd mogą pochodzić te bóle”. Odprawił mnie z niczym – oczywiście zapłatę wziął, bo była to wizyta prywatna. Również i w tym przypadku zastosowałem z wiarą olej egzorcyzmowany i po jakimś czasie mogłem dziękować za uzdrowienie Jezusowi. Na kazaniach dowiedziałem się, że Szatan lubi się mścić w ten sposób na kimś, kto jest na dobrej drodze albo na kimś kto wymyka mu się spod kontroli. W takich przypadkach jednak Pan Bóg nas nigdy nie zostawia, każdemu daje stosowną pomoc. Należy zdecydowanie sprzeciwić się temu Złu. Najważniejszym jednak faktem jaki zawsze w stosownym dla Pana Boga momencie się ujawni jest fakt, że z każdego zła Dobry Ojciec zawsze wyprowadzi jakieś dobro. Z perspektywy czasu te moje niedogodności zdrowotne były dla mnie swego rodzaju trampoliną, która uniosła mnie w jednej chwili o wiele wyżej na szczeblach wiary i przez to zbliżyłem się jeszcze bardziej do Pana Boga. Mam nadzieję, że to jeszcze nie wszystkie dobre owoce jakie Pan Bóg dał z tych zdarzeń. Kilka miesięcy temu również miałem dziwną sytuację zdrowotną. Miałem zaplanowane uczestnictwo we Mszy Św. oraz modlitwach o uzdrowienie i uwolnienie. Coś dziwnego zaczęło się dziać z moją prawą ręką. Generalnie gdy była w bezruchu to wszystko było w porządku ale każdy ruch obojętnie w którym kierunku powodował ostry i dziwny ból. Skojarzyłem to od razu z moimi planami dotyczącymi Mszy Św. Jednak zanim to skojarzyłem to myślałem na poważnie o pozostaniu w domu. Pomyślałem też o tym ile razy tą właśnie ręką błogosławię swoje dzieci, żonę i innych ludzi którzy nawet nie są tego świadomi. Wiem, że ta myśl przyszła od Ducha Św. Potwierdzenie tego otrzymałem na drugi dzień. Rano ręka była w pełni sprawna. Jakby nigdy wcześniej nie bolała. Co do błogosławieństwa swoich dzieci to muszę powiedzieć, że wcześniej – jeszcze jak tego nie robiłem bo nie wiedziałem o tym – dość często zdarzało się, że w nocy przychodziły do nas rodziców, bo bały się spać w swoich łóżkach. Po tym jak zacząłem praktykować ich błogosławienie przed snem – jak ręką odjął. Uświadomiłem sobie, że tak jak przekonywał na swoich kazaniach o. Józef – błogosławieństwo ma moc. Błogosławi wówczas sam Bóg. Wcześniej nie zdawałem sobie z tego sprawy. Jest ono jedną z broni przeciwko Szatanowi, którą należy jak najczęściej stosować. Działa ona szczególnie skutecznie stosując ją wobec swoich dzieci oraz współmałżonka.
Muszę wspomnieć przy okazji, że dane mi było „przypadkowo” w dniu 01.05.2015r. przyjąć Szkaplerz św. Michała Archanioła. Myślę, że to swoisty dodatkowy „prezent” od Pana Boga – bardzo pomocny do walki ze Złem a przede wszystkim do ochrony przed nim. Pomocny również przy rozeznawaniu w dziedzinie duchowej. Modlitwę do mojego nowego Patrona zacząłem na stałe odmawiać nie tylko z obowiązku, ale i z przyjemności.
Cdn....
Mariusz
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Uważnych oczu, które dostrzegą sprawy życia codziennego, takich uszu, które wyłowią wszelkie przemilczenia, takich rąk, które będą zawsze chętne do pomocy, mądrych słów wypowiedzianych we właściwym momencie, kochającego serca, któremu pozwolisz poprowadzić się przez życie, aby tam, gdzie Ty, była miłość.
OdpowiedzUsuńMariusz, a jak w tym wszystkim odnalazła się Twoja rodzina?
OdpowiedzUsuńAniaM
To bardzo trudne pytanie Aniu. Bardzo krótkie i bardzo trudne. Musiałbym tak na prawdę zajrzeć w serce każdego członka mojej rodziny. Jednak gołym okiem widać, że to Światło Pana promienieje i im bardziej ktoś jest otwarty na to Światło tym bardziej zaczyna nim jaśnieć. Najłatwiej jest jak zwykle z dziećmi - są ufne i chłoną to Światło. Z dorosłymi jest gorzej. Czasem wymaga to więcej czasu, modlitwy, postu - to "wznoszenie" jest wolniejsze , ale JEST. Z Panem Bogiem. Chwała Panu.
UsuńMariusz.
Chciałam wiedzieć, jak żona przyjęła Twoje nawrócenie, bo piszesz o rekolekcjach, wyjazdach na Mszę, więcej, chyba dużo więcej spędzasz czasu na modlitwie. Czy żona Ci towarzyszy w tym wzroście, jeśli tak to chwała Bogu a jeśli nie to jak radzisz sobie Ty i żona. Pytam tak z praktycznego punktu widzenia, czy na tle wiary nie dochodzi do konfliktów w małżeństwie? Jeśli możesz to odpowiedź konkretnie , może to będzie wskazówka dla innych.
UsuńAniaM
Aniu - musi Ci wystarczyć to co napisałem wcześniej. Właściwie w tych zdaniach streściłem wszystko co najważniejsze. Jeżeli chodzi o rekolekcje to byliśmy wspólnie z żoną na organizowanych przez pana Leszka Dokowicza(3-dniowe otwarte) oraz w Zamościu - prowadzone przez o. Bashoborę (całodniowe na stadionie). Jeżeli chodzi o moją modlitwę to tak jak pisałem "żyję jakby na dwóch poziomach równocześnie". To jakby ciągła rozmowa z Bogiem, postrzeganie Jego oczyma (przeczytaj książkę pt. "Oczami Jezusa" - zrozumiesz). Owszem staram się uczestniczyć w każdą trzecią środę miesiąca we Mszy Św. z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie oraz w każdy pierwszy piątek miesiąca w tym samym.
UsuńŻona raz uczestniczyła sama w takiej Mszy z modlitwą o uzdrowienie i uwolnienie. Modlitwa poranna lub wieczorna nie tyle "zajmuje " mi dużo czasu co jest bardziej intensywna - nie chodzi tu o ilość lecz o jakość przecież. Jakoś dzięki Bogu godzimy to ze swoimi obowiązkami. Żona niestety w tych Mszach ze mną nie uczestniczy a bardzo bym tego chciał. Z resztą oboje pracujemy i byłoby to trudne technicznie. Każde z nas jest jakby na innym etapie swojej wiary. Ja mogę stwierdzić tylko pewne fakty ale tylko Pan Bóg może zajrzeć do serca każdego z nas. Ja na przykład czuję, że dając mi łaskę przymnożenia wiary postawił mi poprzeczkę dużo wyżej niż tym którzy jakby nie mają pełnej świadomości swojej wiary, nie przeżywają jej tak intensywnie. O szczegóły musiałabyś ją spytać - nie mogę tu za nią odpowiadać, nawet nie chcę, nie śmiem. To bardzo cienka i delikatna a wręcz intymna granica.
I jeszcze jedno Aniu - żeby było jasne - Pan Bóg chce i powinien być na pierwszym miejscu ale nakazuje nam wypełniać tzw. obowiązki stanu. Dlatego należy z pomocą Ducha Św. zawsze ważyć te dwa aspekty i wybierać to co nakazuje sumienie.
Słyszałem o pewnej relacji małżeńskiej, w której jedna z żon i matek ciągle jest na różnych wyjazdach z powodu rekolekcji i zupełnie zaniedbuje własną rodzinę. Nie widzi tego zapewne. Czasem i tak działa Szatan - "pod przykrywką". Trzeba stale czuwać by nas nie zwiódł.
Mam nadzieję, że pomogłem.
Dobrej nocy - z Panem Bogiem.
dziękuję za Twoją odpowiedź, Bóg zapłać
UsuńAniaM
Dziękuję Ci Mariuszu za Twoje świadectwo. W momencie kiedy odkrywamy Boga, zaczynamy zauważać Jego obecność w życiu codziennym. To co opisujesz bardzo przypomina mi moje życie gdy uwierzyłam Bogu. Niewątpliwie zawsze w Niego wierzyłam ale brakowało mi ufności.
OdpowiedzUsuńTak - odkrywając Go w pewnym momencie naszego życia uświadamiamy sobie że On ciągle był z nami, w każdym problemie i w każdej naszej radości. Myślę że ufać jest najtrudniej gdy pojawiają się trudności. Ale paradoksalnie jeśli wtedy trwamy przy Bogu to tak jakbyśmy postępowali wbrew sobie, zapierali się samego siebie dla Niego. Takie postępowanie nigdy nie pozostanie bez nagrody - czy to już tutaj na ziemi czy w Niebie. Wiele razy przekonałem się o tym już tutaj, na tym łez padole. Ale trzeba obserwować z otwartym sercem. Skamieniałe nic nie zauważy, choćby nie wiem jak chciało.
UsuńZ Panem Bogiem i Maryją - naszą Czułą Matką.
Mariusz.
Tak z ufnością to chyba jest największy problem wierzących. Oby jak najwięcej takich świadectw dających nadzieję, że ufność Bogu to pierwszy krok do wiary w Niego i Jemu
OdpowiedzUsuńAniu - myślę, że ufać bezgranicznie to chodzić po wodzie jak Św. Piotr. A nawet on zaczął w pewnym momencie tonąć. Możemy zbliżać się mniej lub bardziej do ideału ufności ale pewnie nigdy nie będzie doskonała bo jesteśmy zbyt słabi. Myślę, że Pan Bóg dał nam na wzór Maryję i ją powinniśmy prosić o to by nas uczyła tej ufności na co dzień. Powinniśmy walczyć o tą ufność i nigdy nie ustawać. Z tej walki zdamy kiedyś relację. Z Panem Bogiem Aniu.
UsuńM-sz
Drogi Mariuszu, to czego doznałeś to wielka Łaska.A przy Tym Wszystkim i Twoja Wielka odwaga, zaufać do końca Panu i iść Jego drogą
OdpowiedzUsuńDziękuję raz jeszcze za świadectwo
Pozdrawiam Bożenka Pz
Masz rację Mariuszu.jesteśmy zbyt słabi, aby tak zaufać, żeby chodzić po wodzie, ale Pan powiedział, że gdyby nasza wiara była jak ziarnko gorczycy to by mogła przenosić góry. Pewnie, że jesteśmy od tego dalecy, ale jak napisałeś "powinniśmy walczyć o tą ufność i nigdy nie ustawać" i dlatego takie świadectwo jak Twoje są tego dowodem. Zeby kochać Boga to trzeba Jemu przede wszystkim UFAĆ.
OdpowiedzUsuńZ Panem Bogiem